powrót do : str. głównej  |  spisu treści witryny  |  spisu treści ,,Karty...''

Penetracja   s ł u ż b   s p e c j a l n y c h



Jedną ze specyficznych cech systemu socjalistycznego - to systematyczna, zorganizowana, powszechna penetracja wszystkich zbiorowisk ludzkich. Ten system, przez rozbudowaną sieć donosicieli, agentów i funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, starał się wykryć najmniejsze odchylenia, nie tylko w działaniu, ale nawet w myśleniu swych obywateli.

Nasza parutysięczna rzesza, najczęściej ludzi młodych, wychowanych w duchu patriotycznym, gotowa do wielkich poświęceń na rzecz swej Ojczyzny - musiała uczulić odpowiednie organa sowieckie, dążące do ujarzmienia i utrzymania nas w ryzach.

Stąd pierwszym krokiem naszych opiekunów było oddzielenie polskiej kadry oficerskiej i podoficerskiej od żołnierskiej masy.

Uważano, zresztą słusznie, że element ten będzie utrudniał im
podporządkowaniu naszych umysłów. Przez bardzo długi czas, służby
specjalne, starały się wykryć ukrywających się wśród nas oficerów i
podoficerów i wywieźć ich do specjalnych obozów. Aby temu sprostać
ulokowano znacznie wcześniej oddanych polskich komunistów w naszych szeregach. Do nich należeli, między innymi Henryk Chmielewski i Szczepan Stec, oddelegowani przez Związek Patriotów Polskich do naszych oddziałów partyzanckich 16). Obaj w Kałudze otrzymali pracę w strukturach zaopatrzeniowych i zostali zwolnieni z udziału w ćwiczeniach wojskowych.
Ogół żołnierskiej masy, traktował tych, którym udało się ulokować w
kuchni, magazynach, stolarni, warsztatach naprawczych, jako szczęściarzy - nie łączono wtedy ich ,,szczęścia'' z odpowiednimi zadaniami, jakie wykonywali dla NKWD. Co wcale nie oznacza, że każdy wykonujący takie funkcje musiał być na usługach NKWD.

Sowiecki system miał już wydoskonalone metody pozyskiwania
współpracowników, bardzo często w drodze szantażu i zastraszania. O takich metodach pisał np. Witold Czarnecki17). Sierżant zaprowadził mnie do małego domku poza koszarami, na skraju miasta. Za biurkiem siedział oficer, nagan na biurku, jakieś papiery. Mówi ,,My wsio znajem, masz w Wilnie matkę i młodszego brata''. Podaje adres i inne szczegóły. Zastanawiam się, skąd on to wie ? Żąda współpracy, mówi, że koledzy zmawiają się, chcą uciekać, co będzie traktowane jako dezercja z frontu. Wywijam się jak umiem, udaję durnia, mówię że jestem wśród obcych, nikogo nie znam. Pada argument nie do obalenia.  ,,Nie podpiszesz, twoja rodzina pojedzie na Sybir. Podpisuję wreszcie dla świętego spokoju jakiś świstek, myśląc ,,całuj psa w nos''. Myślę, że takich podpisów zebrano całą kolekcję, bo wciąż kogoś wyprowadzano. Nasz bohater w końcu decyduje się na ucieczkę. Napisał Boże Narodzenie w domu. Koło 10 grudnia z dwoma kolegami ukrywają się w ruinach cerkwi, a następnie dostają się na kałuski dworzec kolejowy, gdzie partol wojskowy ich aresztuje i dostarcza do koszar. Sąd polowy, w składzie: oficer, podoficer i szeregowy, wymierza karę - 7 lat łagrów. Pominę opis pobytu w więzieniach sowieckich Witolda, z ciekawą charakterystyką sylwetek sowieckich więźniów. Pozwolę jednak zacytować epilog tej sprawy Po ogłoszeniu częściowej amnestii w sierpniu 1945 r. Witolda wezwano do biura łagru, celem załatwienia formalności zwolnienia. Kiedy wyraził on chęć wyjazdu do Lublina do Polski, usłyszał ,,W Polszu nielzia! A gdzie ty urodzony?'' - W Sarnach - ,,Tak ty Ruskij''. Zdębiał, zaczynał zdawać sprawę, że wydostanie się z Związku Sowieckiego nie będzie takie proste. Za radą życzliwego więźnia-oficera, podał jako miejsce docelowe Oszmianę, z której dostał się do Wilna, następnie do Polski.

Ciężka praca, głodowe racje żywnościowe powodowały u niektórych bunt i sprzeciw, a nawet odmowę podejmowania pracy. Taki przypadek opisuje Wiktor Iwanowski :
,,Oświadczyłem, że nie mam sił i pracować nie będę. Pewnej nocy, wszyscy śpią jak zabici. Nagle ktoś mnie budzi, widzę stoi nade mną oficer- dowódca. Gestem ręki nakazuje zachowanie ciszy i wyjście z nim. Celowo nadepnąłem brzuch mego sąsiada. Rozdarł się w niebogłosy, za chwilę obudziło się kilku następnych.

W naszym batalionie, i nie tylko w naszym, ciągle penetracje personalne, ,,Ragnera'', a nawet jeszcze tych od ,,Kmicica'' (którzy uszli z życiem). Penetracja była wynikiem pracy własnych kapusiów, których nie brakowało w żadnym środowisku. Ci ,,wyłuskani'' ginęli, rano stwierdzano brak jednego lub kilku kolegów, była to znana bolszewicka metoda. Oficer wyprowadził mnie, repetując pistolet  do ,,kapliczki'', ziemianka politruka, znajdująca się na uboczu. Tam stanąłem przed obliczem samego ppłk. Bułhakowa. Po zameldowaniu się. On ryknął: ,,Pracować ci się nie chce, a więc nie zobaczysz już więcej ani ojca, ani matki, ani rodziny. Wiem, sprzyjasz hitlerowskim bandytom, a więc jesteś faszystą, a na takich my mamy sposoby''. Ten monolog trwał jakiś czas. Próbowałem się tłumaczyć, ale to nie pomagało. W końcu wróciłem do ziemianki, już bez eskorty. Byłem załamany, postanowiłem zakończyć swój strajk i iść do roboty. Oni jednak mają metody !''

W jakiej formie fizycznej i psychicznej wytrzymywał każdy uwięziony
zależało od wielu czynników. Jak był przygotowany do pracy fizycznej, jak organizm jego był odporny na niedożywianie, jak daleko posuwał się w ryzykanckich poczynaniach dla zdobycia żywności. Polegało to na grupowym wyjściu nocą ze strzeżonego obozu w sposób niezauważony , dojścia do najbliższego kołchozu, rozbicia zamknięcia ziemianki, gdzie przechowywano żywność i powrotu do obozu w sposób niezauważony przez strażników. Dawało to poza kilkoma kilogramami ziemniaków, jeszcze dziwną pewność psychiczną
przeciwstawiania się trudnej sytuacji w jakiej się znalazło.

Tutaj należy wspomnieć o sporadycznych przypadkach udziału naszych chłopców na usługach naszych ciemiężycieli. W tak wielkiej masie ludzkiej zawsze znajdą się osoby o słabym charakterze, ulegającym zastraszeniu lub chcące chociaż minimalnie poprawić ciężkie warunki bytowe, np. za lżejszą pracę. We wspomnieniach Kazimierza Kozłowskiego ( III batalion), został wymieniony ,,pomkomwzwod''  Giza, był on prawą ręką d-cy plutonu sierżanta Kinzigułowa, znanego powszechnie jako ślepego wykonawcy wszystkich rozkazów, nie bacząc na warunki ich wykonania. Chłopcy obiecywali jemu wyrzucenie go z wagonu przy powrocie do kraju. Jak wynikało z relacji innego naszego żołnierza Bolesława Stockiego. Ten nieszczęsny Giza w końcu ucieka z lasu, zostaje złapany i skazany na 10 lat ciężkich robót, nie wracał już z nami do kraju. Teraz nie znając zakresu jego wysługiwania się - trudno jest obiektywnie osądzić jego postępowania, jak i zasięg jego winy. Na pewno jeden z wielu osobistych dramatów wojennych .

powrót do : str. głównej  |  spisu treści witryny  |  spisu treści ,,Karty...''do góry