Podziemne Wydawnictwo ,,Kwadrat" - ,,Solidarność" Toruń 

                                Wojciech Polak
 
           
    CZAS LUDZI NIEPOKORNYCH    
 
Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”  i inne ugrupowania niezależne w Toruniu i Regionie Toruńskim (13 XII 1981  –   4 VI 1989)
 

 
II. Początki toruńskiego podziemia. Pierwsze akcje protestacyjne (13 XII 1981 r.
– koniec kwietnia 1982 r.)
 
1. Struktury zapasowe „Solidarności” w regionie Toruńskim.
          O  stanie wojennym (używano raczej określenia: wyjątkowego) mówiono na
jesieni 1981 r. dużo, niewiele jednak osób tak naprawdę wierzyło w jego
wprowadzenie. W piątek – 11 XII 1981 r. odbywał się w Auli UMK  Zjazd Delegatów
NSZZ „Solidarność” Regionu Toruńskiego. W trakcie obrad docierały liczne
niepokojące informacje o koncentracji wojsk.  Wiceprzewodniczący Zarządu Regionu
– Zbigniew Iwanów systematycznie przekazywał zgromadzonym owe informacje. Do
delegatów dotarł nawet telegram informujący o przemieszczaniu się kolumn czołgów
z Koszalina do Gdańska. Wszystko to jednak zlekceważono. Ktoś nawet stwierdził,
że władze na pewno „nie pójdą na wojnę z całym narodem”. Wśród zebranych krążyła
jednak myśl o powołaniu „zapasowego garnituru” regionalnego kierownictwa
Związku, o konieczności zabezpieczenia sprzętu, zorganizowania środków
łączności. O sprawach tych rozmawiano także na posiedzeniach Prezydium Zarządu
Regionu. Konkretnych działań jednak nie podjęto. Nie dyskutowano też na temat
propozycji jednej z delegatek, aby w zakładach pracy powołać milicję
robotniczą.[371] Uznano jedynie, że w sytuacji nadzwyczajnej będzie można
wykorzystać pewne „struktury zapasowe”, które zorganizowano w czasie tzw.
kryzysu bydgoskiego (na wypadek strajku generalnego). W niektórych zakładach
istniały od tego czasu wyznaczone konspiracyjne Komisje Zakładowe. Ich prace
mieli koordynować Zbigniew Iwanów i Wiesław Jankowski.[372] Taka struktura
konspiracyjna istniała np. w „Apatorze”. Przewodniczący Komisji Zakładowej
„Solidarności” w tym zakładzie – Stanisław Wiśniewski kilkakrotnie przeprowadzał
szkolenia na wypadek potrzeby działania w warunkach stanu wyjątkowego. Część z
osób z tej struktury bardzo aktywnie dzialała po 13 XII 1981 r. [373] Były też
powołane (zapewne także od czasu kryzysu bydgoskiego) w Toruniu pewne okręgi, w
których zakłady pracy miały w razie strajku generalnego prowadzić wspólne
działania. Wiemy, że realne przygotowania   na taką ewentualność czynił jedynie
jeden  okręg, a mianowicie Toruń – Mokre.[374] Po wprowadzeniu stanu wojennego,
jeszcze w grudniu 1981 r. zbierali się i planowali działania  konspiracyjne
działacze tego okręgu: Marek Wierzchowski, Mirosław Przygucki, Stanisław
Wielgosz, Kazimierz Noga,  Piotr Łukaszewski – wszyscy zatrudnieni w Elanie oraz
Władysław Krypel z Geofizyki, Ryszard Pawełczyk z „Apatora” i Marek Chojecki z
Polmozbytu.[375] Pierwsze zebrania odbyły się 14 XII w Hotelu Robotniczym
„Elany” i  15 XII 1981 r. w mieszkaniu Marka  Wierzchowskiego. Na tym drugi,
zebraniu przyjęto podstawowe zasady działania. Stwierdzono, że nie ma szans na
szybkie podjęcie strajku. W związku z tym należy koncentrować się na  
przygotowaniu się do druku i  kolportażu ulotek i pism podziemnych. Pierwsze
ulotki, pisane na maszynie, działacze z Elany otrzymali od Grzegorza
Drozdowskiego, asystenta w Instytucie Matematyki, a równocześnie działacza
„Solidarności” na UMK. Wiadomo też o zebraniach w  których, oprócz ludzi z
zakładów dzielnicy Toruń – Mokre, uczestniczyli przedstawiciele innych zakładów
pracy Torunia. Odbywały się one w bliżej nieznanym mieszkaniu prywatnym na
Rubinkowie. Brali w nich udział m. in.: Piotr Łukaszewski („Elana”), Kazimierz
Noga („Elana”), Wiesław Olszak („Towimor”), Andrzej Olszewski („Merinotex”),
Wiesław Skrzypczyński („Polchem”). Także i na tych zebraniach stwierdzono, że
nie ma szans na podjęcie strajku generalnego. Gdy działacze przybyli na kolejne
zebranie w owym mieszkaniu, z przerażeniem stwierdzili, że zostało ono spalone
(w sensie dosłownym). Więcej się już w tym składzie nie spotkali.[376] Jak więc
widać owe „struktury zapasowe” Związku w Regionie Toruńskim nie podjęły w
istocie działalności. Wyjątkiem był wspomniany  okręg Toruń – Mokre, wokół
którego  koncentrowali się też działacze z innych zakładów pracy Torunia. Okręg
ten odegrał kluczową rolę w tworzeniu pierwszych regionalnych struktur
podziemnych w Toruniu.
     Dodajmy, że w pierwszych dniach stanu wojennego nie do końca było jasne co
właściwie się stało, jak potoczą się wypadki, jakie naprawdę represje grożą za
działalność związkową. Niestety rzeczywistość okazywała się bardzo ponura. Stan
wojenny firmowało ciało o nazwie Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego    (WRON).
Szybko zaczęto  nazywać ją powszechnie wroną, co dawało duże możliwości
układania dowcipnych haseł (np. Wrona skona, Orła wrona nie pokona), wierszyków
i piosenek. W skład WRON wchodziło 17 generałów (z Wojciechem Jaruzelskim na
czele), 3 pułkowników i 2 podpułkowników. Z czasem okazało się, że faktyczne
uprawnienia tego ciała były niewielkie. Władzę sprawował w istocie gen.
Jaruzelski z wąskim gronem współpracowników.  W poszczególnych województwach
powołano komendantów wojskowych, będących formalnie pełnomocnikami Komitetu
Obrony Kraju. W Toruniu został nim gen. Zdzisław Ostrowski. Dnia 16 VI 1982 r.
zastąpił go płk Kazimierz Chudy. Dużą rolę w sprawowaniu władzy w terenie
odgrywały Wojewódzkie Komitety Obrony (WKO).[377] W Toruniu na czele tego ciała
stał wojewoda Stanisław Paczkowski. Jego zastępcą (a faktycznym szefem) był płk
Zenon Marcinkowski, komendant wojewódzki MO. Zawieszono działalność wszelkich
stowarzyszeń, organizacji, związków zawodowych. Zakazywano organizowania
strajków, akcji protestacyjnych i zgromadzeń (z wyjątkiem religijnych). Część
zakładów pracy zmilitaryzowano i oddano pod zarząd wojskowych komisarzy. W
województwie toruńskim w pierwszych tygodniach stanu wojennego usunięto 70 osób
spośród kadry kierowniczej zakładów pracy. Zastąpiono je bardziej
dyspozycyjnymi. Zwolniono m in. dyrektorów „Towimoru”, „Metalchemu”, Toruńskiego
Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego,  grudziądzkiej „Warmy”.[378]
Zawieszono zajęcia w szkołach i na wyższych uczelniach.  Wydano zakaz wydawania
gazet, z wyjątkiem Trybuny Ludu, Żołnierza Wolności i niektórych lokalnych.
Wyłączono telefony (później wprowadzono oficjalny podsłuch telefoniczny),
wprowadzono zakaz przemieszczania się bez przepustki poza miejsce zamieszkania.
Wprowadzono też godzinę milicyjną od 2200 do 600. Obwieszczenie o wprowadzeniu
stanu wojennego ze względu na bezpieczeństwo państwa, wydrukowane na terenie
Związku Sowieckiego, a rozklejone  na ulicach polskich miast, wyjaśniało też
pojęcie internowania:
     Osoby, mające ukończone lat 17, w stosunku do których istnieje uzasadnione
podejrzenie, iż pozostając na wolności prowadzić będą działalność zagrażająca
bezpieczeństwu państwa mogą być internowane w ośrodkach  odosobnienia na czas
obowiązywania stanu wojennego – na podstawie decyzji komendanta wojewódzkiego
Milicji Obywatelskiej.[379]
     Wprowadzono także tryb doraźny  postępowania w sprawach karnych. Dotyczyło
to także wszystkich przestępstw politycznych. Rozprawa mogła się odbywać w
sądzie wojskowym lub cywilnym, ale wyrok nie ulegał zaskarżeniu, a minimalna
kara wynosiła 3 lata więzienia.[380]
 
 
2. Próby ostrzegania przed działaniami  władz podejmowane w nocy z 12/13 grudnia
1981 r.
 
     W nocy z 12/13 XII grupa studentów - działaczy NZS oraz pracownik Zarządu
Regionu – Marian Wojtczak jeździli po zakładach pracy, aby poinformować
działaczy „Solidarności” o aresztowaniach i działaniach oddziałów milicyjnych i
wojskowych. Do „Polchemu” udali się  student historii Andrzej Ryba i Marian
Wojtczak. Zawiadomili on działaczy „Solidarności” o wypadkach. Ci postanowili
jednak czekać z decyzją do dnia następnego, gdy przyjdzie poranna zmiana.
Niestety, rano wojsko i milicja zajęły zakład. Ryba i Wojtczak byli też w
„Merinotexie”, ale nie znaleźli tam żadnego działacza „Solidarności”. Pod
„Towimorem” zaś było tyle milicji, że nie mogli tam dotrzeć. Andrzej Bokiniec,
student archeologii, wraz ze studentem o imieniu Robert (z pedagogiki) pojechali
do „Toralu” i do „Elany”. W „Toralu” ostrzeżenia zlekceważono, a w „Elanie”  
także nikogo nie zastano. [381]  Następnego dnia rano do „Elany” również
wkroczyło wojsko. Wprawdzie Andrzej Ryba i Marian Wojtczak do „Towimoru” nie
dotarli, ale robotnicy tego zakładu pracy zostali ok. godz. 1-2 w nocy
powiadomieni o wypadkach (jeszcze przed przybyciem milicji), gdyż dostał się  
tam działacz „Solidarności” Janusz Różycki, któremu udało chwilowo uciec przed
internowaniem. Pozwoliło to przewodniczącemu „Solidarności” w Towimorze –
Romanowi Sochowskiemu zabezpieczyć mienie zakładowej „Solidarności”.[382]
     Osobną akcję zawiadamiania zakładów pracy o wypadkach podjął pracownik
naukowy UMK – mgr Andrzej Zybertowicz. W tym czasie mieszkał on w Hotelu
Asystenckim i usłyszał krzyki zatrzymywanego Wiesława Cichonia: Jestem Cichoń,
biorą mnie ubole. Pobiegł więc do telefonu, a gdy skonstatował, że telefony nie
działają powiadomił o wypadkach działacza NZS w Domu Studenckim nr 10. Następnie
pojechał do gmachu MKZ na ul. Mickiewicza, gdzie mógł obejrzeć zniszczenia
dokonane w wyniku zomowskiej interwencji. Zgodnie ze statutem „Solidarności”
reakcją na takie działania władz powinien być automatyczny strajk. Zybertowicz
udał się więc taksówką do „Elany”, gdzie nie zastał jednak nikogo z Komisji
Zakładowej „Solidarności”. Pojechał więc do mieszkania prywatnego jednego z
elanowskich działaczy i przekonywał go do podjęcia nazajutrz strajku. Udał się
też do zakładów „Apator”, ale i tam nie zastał działaczy „Solidarności”. Potem
Zybertowicz powiadomił o wypadkach redaktora „Wolnego Słowa” -  Zdzisława
Dumowskiego i pracownika naukowego UMK – Grzegorza Drozdowskiego. Następnie,
wraz z innym naukowcem z UMK – mgr Adamem Tomaszem Benschem udał się do domu
prof. Jana Głuchowskiego, przewodniczącego „Solidarności” na UMK. Zastał jednak
tylko żonę profesora, która powiedziała, że męża nie ma  w Toruniu.[383]
      Natomiast  Marek Berak, któremu udało się uniknąć internowania, udał się
do siedziby Pogotowia Ratunkowego przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym na
Bielanach. Dotarł tam też syn Krystyny Sienkiewicz – Konrad Sienkiewicz jr. Na
prośbę zebranych działaczy jeden z lekarzy jeździł karetką pogotowia po Toruniu
i ostrzegał osoby zagrożone internowaniem. Wszędzie jednak przybywał za
późno.[384] Być może z tej samej karetki rozrzucano po ulicach miasta  w dniu 13
XII 1981 r. ulotki z apelem „Do wszystkich Polaków” sygnowane przez Komitet
Strajkowy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. Informowały one o
zatrzymaniach, przerwaniu łączności telefonicznej co uniemożliwia wezwanie
karetki pogotowia, wzywały do ogłoszenia strajku generalnego. W ulotkach
pojawiła się też informacja o pobiciu w  Grębocinie starszych ludzi za to, że
bronili córki przed internowaniem. Chodzi niewątpliwie o sprawę Alicji
Kuczkowskiej. Nie wiemy kto te ulotki zredagował i wydrukował, pewne szczegóły
wskazują, że były one powielone w w strajkującym budynku Rektoratu UMK. Ich plik
zebrała działaczka „Solidarności” z Apatora – Mirosława Wroniecka i rozwiesiła
nazajutrz w swoim zakładzie pracy (wraz z m. in. Jerzym Chudańskim).[385] W nocy
12/13 XII 1981 r. także dwaj działacze „Solidarności” z „Geofizyki” – Piotr
Borek i Michał Subocz jeździli po mieszkaniach i ostrzegali przed
internowaniami.[386]
           Próba zatrzymania członka Zarządu Uczelnianego NZS UMK Wiesława
Janowskiego w Domu Studenckim nr 5, wieści o zatrzymywaniu działaczy
„Solidarności” oraz wchodzenie „esbeków” do DS – 3 zaalarmowały przebywających w
Toruniu działaczy NZS. Grupa studentów, która zebrała się w DS – 5 zaczęła
chodzić do aktywniejszych członków NZS i ostrzegać ich. Jak pamiętamy, Jacek
Klimek i Mirosław Mazurek udali się do mieszkania przewodniczącego ZU NZS UMK
Władysława Wilkansa. Wprawdzie Wilkansa zatrzymano na schodach, ale  Mazurka i
Klimka, po wylegitymowaniu wypuszczono. Udali się więc oni do mieszkania rektora
Stanisława  Dembińskiego. Szczęśliwy traf spowodował, że znajdowali się tam
także trzej prorektorzy (profesorowie: Władysław Bojarski, Jan Kopcewicz i
Sławomir Kalembka) na małej uroczystości towarzyskiej.  Studenci opowiedzieli o
okolicznościach zatrzymania Wilkansa i o tym, że dzieje się coś nadzwyczajnego.
Rektorzy początkowo nie dowierzali, ale przekonał ich milczący telefon.[387]
Wkrótce z hiobowymi wieściami przybyła druga, trzyosobowa grupa studentów:
Andrzej Ryba, Andrzej Bokiniec i ów student pedagogiki o imieniu Robert.[388]  
Po chwili  do mieszkania rektora przybyło także kilku profesorów, m. in. prof.
Ryszard Bohr. Wszyscy mówili o zatrzymaniach, kolumnach wojskowych pojazdów na
ulicach, zajmowaniu obiektów publicznych. Profesor Bohr był już wcześniej na
komendzie przy ul. Grudziądzkiej, u płk Marcinkowskiego, ale został wręcz
zlekceważony. Cała czwórka rektorów udała się więc do Komendy Wojewódzkiej MO.
Tam odbyli krótką rozmowę z pułkownikiem Zenonem Marcinkowskim. Komendant
wojewódzki, ubrany w panterkę, powtarzał nieustannie, że zabawa się skończyła i
żarty się skończyły i że odtąd za  uniwersytet i studentów rektorzy odpowiadają
osobiście. Niczego jednak nie chciał wyjaśnić. Na nalegania rektora Dembińskiego
w sprawie uwolnienia Wilkansa odpowiadał ogólnikowo i wymijająco.  W pewnym
momencie wymsknęło się mu określenie „stan wyjątkowy”. Rektor Bojarski
podchwycił to i stwierdził, ze w takim razie nie ma o czym rozmawiać. Wtedy
Marcinkowski wręcz gwałtownie zaprzeczył, że użył takiego określenia. Widocznie
był kategoryczny zakaz używania tego terminu przed porannym przemówieniem
Jaruzelskiego. W sprawie zatrzymanych stwierdził tylko, że wszystko jest w
porządku, ale nie chciał niczego wyjaśniać. Zasugerował jedynie, że wydarzenia
mają wymiar ogólnospołeczny i zalecał słuchanie radia lub ogladanie telewizji o
godzinie 6 rano. Nie zaprosił nawet rektorów do pokoju, rozmowa odbyła się na
korytarzu. [389]           
     Następnie rektor Dembiński i jego zastępcy udali się do radia studenckiego
w DS – 3. Rektorzy zastali tam już grupę studentów nadających informacje o
sytuacji przez radio. Sami też przystąpili do nadawania uspokajającego
komunikatu. Jego brzmienie było mniej więcej takie: W obecnej trudnej i
dramatycznej sytuacji wzywamy do zachowania spokoju i odpowiedzialnej postawy.
Rektorzy prosili też, aby studenci pozostawali w akademikach i zorganizowali
straże przy drzwiach.[390]  W studium radiowym byli też, jak pamiętamy,
działacze NZS: Wiesław Janowski, Jacek Kalas i Krystyna Matkowska. Gdy w
rozmowie z profesorem Bojarskim powiedziała ona, iż wprowadzono zapewne stan
wojenny, ten objął ją po ojcowsku i powiedział: Dziecko przecież takich rzeczy
nie można zrobić![391]  Jacek Kalas nadawał przez radio komunikaty o kolejnych
zatrzymaniach a nawet o formowaniu się podziemia.[392] Bliżej nieznani student i
studentka wychodzili kilka razy z akademika i przynosili informacje z tego co
się dzieje na zewnątrz  (w pobliżu DS –3  wojsko zajmowało m. in. pocztę przy
ul. Moniuszki). Na pytanie prorektora Bojarskiego jak unikają zatrzymania przez
milicję, odpowiedzieli oni, że gdy widzą nadjeżdżający wóz milicyjny, to
zaczynają się namiętnie całować i funkcjonariusze zostawiają ich w spokoju.[393]
Rektorzy przebywali w akademiku do rana.[394]
 
3. Akcja ratowania mienia „Solidarności” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
 
     W nocy 12/13 XII 1981 r. spora grupa studentów prowadziła akcję ratowania
mienia NZS i „Solidarności”. Działacze toruńskiego NZS: Piotr Gierszewski,
Mirosław Maciejewski i Zbigniew Zygora ukryli książki z biblioteki  Zrzeszenia
na Wydziale BiNOZ. Schowali je za materacami w magazynie akademika. Niestety
zostały one później odnalezione i skonfiskowane. Wyżej wymieniona trójka oraz  
studentka polonistyki Joanna Perkowska i student o nazwisku Wronkowski brali
udział w przewiezieniu używanego przez Zrzeszenie powielacza  z DS – 7 na
Bielanach do DS – 5 w centrum miasta. Jako środek transportu posłużył samochód
Wronkowskiego, który osobiście nim kierował. Jechała z nim Perkowska i
Gierszewski. Powielacz nie mieścił się w bagażniku i wystawał znad uchylonej
klapy. Podczas mijania kolumn samochodów wojskowych studenci przeżywali więc
chwile strachu. Powielacz zawieziono do DS – 5, gdzie wydrukowano jedną z
pierwszych toruńskich ulotek w stanie wojennym.
      Gorączkowe prace trwały  w DS – 5 i w dniach następnych. Grupa studentów
wywiozła i ukryła cały zapas papieru działacza NZS - Wiesława Janowskiego –
ponad 200 ryz formatu A-3, a także inne materiały poligraficzne i książki.  
Wszystko to było przechowywane  uprzednio w pokoju NZS w DS – 5. W akcji wzięli
udział studenci: Krzysztof Gołębiowski, Szczęsny Kamiński, Ryszard Rychlik,
Andrzej Wroński, Sławomir Krotoszyński, Andrzej Chajkowski, Stanisław Bała,
Krzysztof Firtus, Bogdan Kulesza, Waldemar Romanowski, Wiesław Szlachetka.
Ogromną odwagą wykazali się naukowcy:   dr  Edmund Lisicki i doc. Andrzej
Bielski z Instytutu Fizyki. Pierwszy  własnym fiatem przewoził materiały
ewakuowane z akademika, drugi przechowywał je w pomieszczeniach swojego
Instytutu na uczelni. W przechowywanie  papieru i sprzętu poligraficznego
zaangażowani byli także dr Romuald Bobkowski, Jerzy Wolnikowski i Wiktor
Bączkowski.   Papier i książki rozmieszczono także po mieszkaniach prywatnych.  
Część zaniesiono do Studenckiej Spółdzielni Pracy „Małgosia”, gdzie przechowywał
je dzielny p. Mieczysław Kołodziejski. Niektóre osobiste książki Wiesława
Janowskiego  schowano w DS – 5 pod podłogą szafy w pokoju 25. Tam też trafiła
przydźwigana z   przedsiębiorstwa Geofizyka, przez Krzysztofa Gołębiowskiego
„Kronika toruńskiego KOR”, przekazana przez Józefa Domiana. Wcześniej
przechowywał ją w Geofizyce Jan Wieczerzak, z myślą o jej publikacji.[395]
     W Instytucie Fizyki doc. Andrzej Bielski ukrył też blaszane matryce
offsetowe do druku „Zniewolonego umysłu” Czesława Miłosza i  „Małej Apokalipsy”
Tadeusza Konwickiego. Później przechowywała je w piwnicy p. Maria Beszczyńska.
[396]
         Grupa studentów wzięła też udział w akcji wynoszenia papieru i sprzętu
z magazynu Zarządu Regionu „Solidarności”, który znajdował się w barakowozie i w
barakach za hotelem „Kosmos”. Materiały noszono w torbach i umieszczano
najczęściej w prywatnych piwnicach. Najwięcej, bo ok. 300 – 400 ryz trafiło do
mieszkania Pawła Rzoski na Starym Mieście w Toruniu. W akcji tej wzięli udział
m. in. studenci: Małgorzata Nowak, Barbara Oleśków, Mirosław Dembiński, Paweł
Rzoska, Jerzy Kamiński, Dorota Szupryczyńska.[397]
     13 i 14 XII bliżej nieznane materiały „Solidarności” przenosili też Andrzej
Ryba i Andrzej Bokiniec.[398]
     W „prace zabezpieczające” bardzo aktywnie zaangażował się też pracownik
Zarządu Regionu – Marian Wojtczak. Dnia 13 XII 1981 rano przewiózł on (wraz z
bratem – Piotrem Wojtczakiem i Waldemarem Rutkowskim) powielacz na którym
studenci drukowali ulotki w DS – 5 do kościoła Najświętszej Marii Panny w
Toruniu, gdzie za zgodą księdza Józefa Nowakowskiego został ukryty w budynku
obok plebanii. Administracja uczelni pamiętała jednak o tym powielaczu i
zwróciła rektorom uwagę, że pozostawienie go w rękach studentów może spowodować
represje. Rektorzy skontaktowali się więc z jednym z członków Zarządu
Uczelnianego i w poniedziałek 14 XII prorektor Jan Kopcewicz wraz z dwójką
studentów przywieźli powielacz do rektoratu. I tym razem maszyna wystawała z
bagażnika. Jadący samochodem przeżywali chwile grozy, gdyż aż do auli UMK
podążał za nimi samochód milicyjny, jak się okazało przypadkowo.[399] Dodajmy,
że grupa członków Zarządu Uczelnianego uważała, że ich kolega zrobił błąd
oddając powielacz.  Drugi powielacz znajdujący się w rękach działaczy NZS UMK
został  na początku grudnia 1981 r. oddany do naprawy w punktu naprawczego na
ul. Mostowej i znajdował się w nim w momencie ogłoszenia stanu wojennego. Nocą
12/13 XII 1981 r. Marian i Piotr Wojtczakowie wynieśli też powielacz z siedziby
„Cukrowni Toruńskich”, zanim milicja wyrzuciła strajkujących rolników. Powielacz
ten przewieziono do pracowni artysty Marka Sobocińskiego i ukryto w specjalnej
skrytce, która miał on w owej pracowni. Nazajutrz jednak ojciec Mariana i Piotra
Wojtczaków – Czesław zorganizował wywiezienie powielacza przez ciężarówkę będącą
własnością przedsiębiorstwa „Zieleń Miejska”. Zawieziono go do domu Magdaleny
Wyszomirskiej – Głębowicz i Henryka Wyszomirskiego przy ul. Fałata. Tam
wyremontował go nieco Piotr Hryniewicz. Stamtąd zabrał go trzeci z braci
Wojtczaków – Michał i wykorzystał do drukowania pisma „Kontra” (piszemy o tym
nieco dalej).[400] O ukryciu powielacza w pracowni Sobocińskiego wiedziało kilka
osób. Jedna z nich z pewnością była konfidentem SB, gdyż wkrótce przyszli do
pracowni funkcjonariusze SB i zażądali od właściciela lokalu kluczyka od
skrytki. Była ona jednak pusta, co zdziwiło niezmiernie także Sobocińskiego,
który nie wiedział o wywiezieniu powielacza. Marian i Piotr Wojtczakowie udali
się 14 XII także do rozbitej siedziby Zarządu Regionu i wynieśli z niego trochę
książek wydawnictw niezależnych.
     Trzeba dodać, że prace zabezpieczające mienie i dokumenty Komisji
Zakładowych „Solidarności”  podjęto w wielu zakładach pracy Torunia, m. in. w
Geofizyce (dokumenty ukryto w Dziale Geologii, gdzie przeleżały szczęśliwie
przez następne lata) i w Szpitalu Miejskim przy ul. Batorego.[401] W „Apatorze”
dokumenty ukryto w Sekcji Zaopatrzenia pod metalową szafą, gdzie przetrwały one
szczęśliwie do czasu reaktywowania legalnej „Solidarności”.[402]
     Zdemolowana siedziba Zarządu Regionu stała pusta aż do wtorku – 15 XII 1981
r. wieczorem. W poniedziałek rano przyszli do niej etatowi pracownicy Zarządu:
Jan Rzepiński (internowano go dopiero 29 XII 1981 r.), Ewa Łozińska –Małkiewicz
(także internowana – 28 XII 1981 r.), Anna Thiem, Jan Stromidło, Krzysztof
Żabiński, Anna Stawińska, Marian Wojtczak (internowany 29 XII 1981 r.), Ryszard
Szczepankiewicz, Piotr Hryniewicz. Przez cały dzień zabezpieczali oni ważniejsze
papiery, niektóre palili w piecach. Wynieśli też całą bibliotekę wydawnictw
niezależnych Zarządu Regionu. Prace kontynuowali we wtorek, po czym wydelegowane
zostały trzy osoby: Ryszard Szczepankiewicz, Jan Rzepiński i Ewa Łozińska –
Małkiewicz, które udały się do Urzędu Wojewódzkiego, aby przekazać budynek
pełnomocnikowi ds. związków zawodowych  Władysławowi Skierskiemu. W urzędzie po
ich przybyciu powstała niemała panika, w końcu wyznaczona została grupa
urzędniczek w celu dokonania inwentaryzacji mienia  w budynku Zarządu Regionu.
Przez długie godziny chodziły one wraz z pracownikami zarządu i spisywały to co
ocalało. Ktoś jednak zauważył, że w budynku palą się światła i chodzą po nim
ludzie. O godzinie 1730 pod siedzibę Zarządu Regionu podjechało dziesięć nysek i
jedna ciężarówka z funkcjonariuszami ZOMO i milicji. Było ich zapewne ponad 200.
Wtargnęli brutalnie do budynku, nie dając nikomu nic wytłumaczyć, nawet
przestraszonym urzędniczkom z Urzędu Wojewódzkiego. Najpierw dokonali kolejnych
zniszczeń (jeżeli jeszcze było co niszczyć). Później  całe mienie „Solidarności”
zaczęli wynosić i ładować bezładnie do ciężarówki. Pracowników Zarządu Regionu
traktowali bardzo brutalnie. O godzinie 2000 wszyscy odjechali, tak że wejściowe
drzwi budynku zamknęli i zaplombowali Piotr Hryniewicz i Jan Rzepiński.[403]
    W czasie owych „prac zabezpieczających” w siedzibie Zarządu Regionu trójka
pracowników i działaczy „Solidarności” –  Józef Bartłomiej Karabin (pracownik
zakładów Graficznych w Toruniu), Anna Stawińska (kasjerka Zarządu Regionu) i
Anna Thiem (referentka w Zarządzie Regionu toruńskiej „Solidarności”) zajęła się
sprawą związkowych pieniędzy. Zabezpieczyli oni w siedzibie Zarządu Regionu
kasetkę z gotowką i rozdzielili ją w formie zapomóg pomiędzy pracowników Związku
(pomagał im w tym także Adam Kłobukowski). Wypłacając zapomogi pobierali oni
pokwitowania, które później znaleziono podczas rewizji. Anna Thiem wystawiła
także legitymacje związkowe dla kilku pracowników  Związku, posługując się
zabranymi z siedziby zarządu blankietami. Na legitymacjach wypisała datę: 14 XII
1981 r. Przyzwyczajenie do legalnych form działalności okazało się więc  tym
wypadku zgubne. Józefa Bartłomieja Karabina aresztowano 10 I 1982 r. a  Annę
Stawińską 13 I 1982 r. Annę Thiem najpierw internowano (28 XII 1981 r.) a
następnie aresztowano (29 I 1982 r.). Oskarżycielem był (podobnie jak w
większości spraw politycznych w tym czasie) prokurator Antoni Białowicz. Na
szczęście Sąd Wojewódzki „oddoraźnił sprawę” i 18 II 1982 r. wydał wyrok
skazujący całą trójkę na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu i po 10 tys. zł
grzywny. Składowi sędziowskiemu przewodniczył Bogdan Sudolski, pozostali
sędziowie to: Jerzy Kaźmierczak i Wojciech Dąbkiewicz. [404]   Doskonałą mowę
obrończą wygłosiła na rozprawie mecenas Ewa Zalewska. Po ogłoszeniu wyroku
oskarżeni dostali biało – czerwone wiązanki kwiatów.[405] Prokurator Rejonowy w
Toruniu Józef Lubomski złożył wniosek o rewizję do Sądu Najwyższego, ale nie
został on uwzględniony.[406]
 
 
4. Jednodniowy strajk na UMK.
 
     Jedynym toruńskim zakładem pracy w którym podjęto 13 XII całodniową akcję
protestacyjną w postaci strajku był Uniwersytet Mikołaja Kopernika. W rektoracie
od wczesnego rana przebywała grupa działaczy i członków „Solidarności” z  dr
Andrzejem Lewandowskim na czele. Byli wśród nich: Lucyna Lewicka, Stanisława
Piotrowska, Mirosława Sztolberg – Bybluk,  Kazimierz Borkowski, Grzegorz
Drozdowski, Bogdan Makowski, Leszek Gulewski. Ogłosili oni strajk. Z okna  
wywiesili flagę „Solidarności”. Z pomocą przybyłego do rektoratu redaktora pisma
toruńskiej „Solidarności” -  Wolnego Słowa Włodzimierza Tribusa oraz Andrzeja
Zybertowicza  została napisana ulotka informująca o działaniach przeciwko
związkowi i aresztowaniu działaczy, zaczynająca się od słów Do wszystkich
Polaków. Pojawił się w niej też apel o podjęcie działań protestacyjnych,
przewidzianych w takich wypadkach statutem Związku. Ulotkę powielano na
kserografie, który jednak się zepsuł – zaczął się palić. Część nakładu
przepisywano więc na maszynie do pisania. Egzemplarz umieszczono na szybie
rektoratu.  Poza tym jednak działacze nie wiedzieli za bardzo co robić, brak
było jakichkolwiek informacji, chociażby o sytuacji w dużych zakładach pracy
Torunia. Asystent z matematyki – Grzegorz Drozdowski wraz kilkoma kolegami
pojechał więc samochodem do Elany, aby zorientować się w sytuacji. Koło fabryki
został zatrzymany przez milicję, po kilku godzinach jednak go zwolniono. Na
rozpoznanie wyruszyła więc Lucyna Lewicka, która przyniosła mało pocieszające
wieści. UMK był jedyną instytucją, która prowadziła w Toruniu protest. Warto
dodać, że protestujących w rektoracie odwiedził m. in. były rektor prof. Ryszard
Bohr, który okazał im wiele serdeczności. Wieczorem, wobec wiadomości o
opanowaniu wszystkich toruńskich zakładów przez siły bezpieczeństwa, działacze
„Solidarności” zadecydowali o rozejściu się do domów. W dniach 13 i 14 XII
1981r. dokonali oni jednak zabezpieczenia dokumentów i przedmiotów będących
własnością Związku.[407]  Dnia 14 XII 1981 r.  mgr Krzysztof Obremski (asystent
w Instytucie Polonistyki na UMK) wywiózł na sankach z siedziby „Solidarności”
UMK w Rektoracie i ukrył w Collegium Maius sporą ilość papieru. Obremski i
asystent z Instytutu Matematyki – Grzegorz Drozdowski wynieśli też z Biblioteki
Głównej i ukryli dwie walizki książek tzw. drugiego obiegu wydawniczego.[408]
 
5. Akcja ulotkowa toruńskiego NZS w pierwszych dniach stanu wojennego. Proces
działaczy „Towimoru”.
 
     W pierwszych dniach i tygodniach stanu wojennego wiele działań mających na
celu wyrażenie protestu i sprzeciwu podejmowanych było w sposób spontaniczny.
Sporo osób własnoręcznie  produkowało ulotki lub plakaty, a następnie
kolportowało je na ulicach, klatkach schodowych lub w zakładach pracy. Próbowano
też organizować akcje protestacyjne w zakładach pracy. Poza owym skromnym
strajkiem na UMK  nie było jednak w Regionie Toruńskim dłuższej akcji
strajkowej. Szok i zastraszenie społeczeństwa po 13 XII było ogromne, działaczom
Związku trudno było poderwać pracowników do akcji jawnych, za które groziły
poważne represje. Więcej chętnych znajdowało się do akcji konspiracyjnych.
     Jedną z pierwszych toruńskich  ulotek  w stanie wojennym wydrukowali, jak
pamiętamy, studenci w DS – 5, w jednym z pokojów (już po godzinie 6 rano).
Zredagowała ją na podstawie informacji zdobytych w radio studenckim Joanna
Perkowska. Ona także napisała tekst na matrycy.[409] Ulotka zawierała informacje
na temat aresztowań: Wiesława Cichonia, redaktora naczelnego „Wolnego Słowa”, a
także przewodniczącego Zarządu Regionu „Solidarności” – Antoniego
Stawikowskiego, członka Zarządu Regionu – Gerarda Piechockiego, naukowców z UMK:
prof. Jerzego Tomaszewskiego, doc. Jacka Karwowskiego, dra Jerzego Wieczorka.
Mówiła także o aresztowaniu Władysława Wilkansa, próbie zatrzymania Jacka Kalasa
i Wiesława Janowskiego, zatrzymaniu i zwolnieniu Krystyny Matkowskiej oraz
Krzysztofa Pikusa. W ulotce znalazły się także informacje na temat włamania się  
milicji do siedziby Zarządu Regionu oraz wyrzucenia strajkujących rolników z
budynku „Cukrowni Toruńskich”.[410] Rano  Joanna Perkowska zaniosła ulotki do
kościoła św. Ducha (oo. jezuitów) i za zgodą ojca Władysława Wołoszyna rozłożyła
na ławkach świątyni. Część ulotek zaniosła także do kościoła św. Jakuba i także
rozłożyła na ławkach. Ulotki do kościołów w centrum miasta nosił także student
Paweł Rzoska oraz inni studenci fizyki i matematyki zamieszkali w  DS –5. Warto
dodać, że gdy studenci nadający komunikaty przez radio poinformowali o
zdemolowaniu przez milicję siedziby zarządu regionu NSZZ „Solidarność” Joanna
Perkowska wraz z studentem o nazwisku Wronkowski pojechali obejrzeć zniszczenia.
[411]
     Powielacz na którym drukowali studenci został jak wiemy,  w następnych
dniach zwrócony administracji uniwersytetu.  Grupa działaczy NZS postanowiła
więc odebrać z punktu naprawczego drugi powielacz. Dokonali tego członkowie
Zarządu Uczelnianego NZS: Grzegorz Górski i Grzegorz Misiakowski i zawieźli do
piwnicy przy mieszkaniu babci Grzegorza Misiakowskiego na ulicy Matejki. Stamtąd
zabrała go samochodem – działaczka toruńskiego NZS Jolanta Jażewska wraz z
księdzem z parafii Wniebowzięcia NMP w Toruniu – Edmundem Grzenkiewiczem. Dalszy
sposób transportu powielacza jest  dość niejasny. Trafił on w końcu do
budowanego domu siostry Jażewskiej na Wrzosach. Część drogi  przebył na sankach,
uczestniczyli w jego transporcie działacze NZS: m. in. Mirosław Maciejewski,
Piotr Gierszewski i Grzegorz Misiakowski.  Z Wrzosów Jolanta Jażewska, Grzegorz
Górski  przetransportowali urządzenie, także  na sankach, do starego domu przy
Szosie Chełmińskiej, który wynajmowała Grażyna Łętowska. Jażewska i Górski
przeżyli chwilę grozy  w momencie spotkania wozu milicyjnego przy przejeździe
kolejowym.[412] W owym starym domu Górski i Jażewska, wraz z innym działaczem
NZS Mirosławem Maciejewskim i działaczem „Solidarności” z Geofizyki Józefem
Domianem podjęli druk ulotek. Wydali ich w sumie 7, sami zajmowali się redakcją
i pisaniem matryc.  Jedna z ulotek miała tytuł Oświadczenie Zarządu Regionu
Toruńskiego NSZZ „Solidarność”[413], i napisana została z  pewnością przez
samych studentów i Józefa Domiana. Cała grupa spędziła kilka dni i nocy w
zrujnowanych i nie ogrzewanych (a mrozy w tym czasie były silne)
pomieszczeniach. Jażewska i Górski zawozili ulotki  do punktu kontaktowego na
Rubinkowie. Stamtąd były one rozprowadzane po zakładach pracy Torunia. Jedna z
osób przebywających w punkcie kontaktowym była prawdopodobnie agentem SB.[414]
Fakt ten był jednym z powodów „wpadki” Jolanty Jażewskiej (Grzegorza Górskiego
nie rozpoznano).
     Inną przyczyną wpadki była sprawa ulotek rozprowadzanych w „Towimorze”.
Próba zorganizowania strajku w tym zakładzie w dniu 14 XII 1981 r. nie udała się
(zob. podrozdział następny).Wówczas tamtejsi działacze rozpoczęli akcje
podziemne. Zaangażowana w pracę w „Solidarności” Jadwiga Pietrusa z Towimoru
nawiązała kontakt z bliżej nieznanymi przedstawicielami innych zakładów. Z jej
inicjatywy 16 XII 1981 r. odbyło się konspiracyjne spotkanie działaczy z UMK,
„Towimoru” i „Merinotexu” w przychodni przy ul. Uniwersyteckiej. Towimor
reprezentowali na nim, wydelegowani przez przewodniczącego tamtejszej
„Solidarności” – Wiesław Olszak i Henryk Lewicki. Na spotkaniu tym dowiedzieli
się, że w domu przy ul. Jagodowej 13 na osiedlu św. Józefa znajdują się  ulotki
do odebrania. Po ulotki te udali się nazajutrz dwaj inni działacze
„Solidarności” z „Towimoru” -  Alfred Chylarecki i Tadeusz Waśkiewicz. Paczki z
„bibułą” przekazała im Jolanta Jażewska (dom był bowiem własnością jej siostry i
szwagra) oraz 2 innych studentów. Chylarecki i Waśkiewicz zanieśli ulotki do
pielęgniarki Krystyny Kubiak. Stamtąd były zabierane do „Towimoru” i
kolportowane. W ich rozpowszechnianiu brał udział także w dniu 18 XII 1981 r.
inny pracownik „Towimoru” – Wojciech Kręciszewski. Po rewizji u Krystyny Kubiak,
podczas której SB znalazła większa ilość ulotek wszyscy wymienieni działacze z
„Towimoru” zostali aresztowani. Proces odbywał się przed sądem Pomorskiego
Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy w składzie: kpt. Walenty Makar (przew.), ppor.
Jan Lis, ppor Wojciech Jarzembski. Oskarżał prokurator wojskowy por. Marian
Stronikowski. Dnia 27 I 1982 r. wydano wyrok. Krystynę Kubiak skazano na 1,5
roku więzienia w zawieszeniu i 20 tys. zł grzywny, Tadeusza Waśkiewicza na 3
lata więzienia i pozbawienie praw publicznych na 2 lata, Alfreda Chylareckiego
na 3 lata więzienia i pozbawienie praw publicznych na 2 lata, Wojciecha
Kręciszewskiego na 1,5 roku więzienia, Wiesława Olszaka na 3 lata więzienia,
Jadwigę Pietrusę na 3 lata więzienia, Romana Sochowskiego na  3 lata więzienia.
Wyroki były wydane w trybie doraźnym, gdzie minimalna wysokość wyroku wynosiła 3
lata więzienia. Jedynie  w przypadku Wojciecha Kręciszewskiego i Krystyny Kubiak
sąd odstąpił od tego trybu.[415] W sprawie Sochowskiego i Pietrusy udało się
adwokatom wywalczyć rewizję nadzwyczajną. Dnia 8 lutego 1983 r. Izba Wojskowa  
Sądu Najwyższego (płk Andrzej Kaszycki – przew., płk Czesław Bakalarski, płk
Edward Olczak, płk Edward Zawiłowski, kpt. Stanisław Górniak, przy udziale
prokuratora mjra Jana Siemianowskiego) obniżyła wyrok obojgu oskarżonym do 1,5
roku więzienia w zawieszeniu.[416] W momencie orzekania kary zarówno Sochowski,
jak i Pietrusa byli już na wolności otrzymali bowiem urlopy z więzienia.
Natomiast pozostali skazani  zostali wypuszczeni w styczniu i w marcu 1983
r.[417]
     Dnia 19 lub 20 XII 1981r. Służba Bezpieczeństwa przyszła także po Jolantę
Jażewską, do domu jej siostry na Działkach św. Józefa. Jażewska przedstawiła się
jako swoja siostra, a gdy oszukani „esbecy” odeszli, ukryła się. Przez rok czasu
ukrywała się następnie w różnych mieszkaniach w Bydgoszczy i na działce w
Smukale pod Bydgoszczą.[418]
 
6. Inne spontaniczne akcje protestacyjne na początku stanu wojennego.
 
     Szereg akcji protestacyjnych podjęto w najróżniejszych środowiskach
środowiskach i  zakładach pracy Torunia. Dnia 14 XII 1981 r.  na Wydziale
Obróbki Mechanicznej „Towimoru” odbyło się zebranie załogi na którym  
przewodniczący Komisji Zakładowej „Solidarności” -  Roman Sochowski wygłosił
przemówienie. Były w nim akcentu pokrzepiające, a przede wszystkim wezwanie do
wyrażenie protestu poprzez rozpoczęcie strajku włoskiego. Po zebraniu
Sochowskiego wezwano do dyrekcji i nakazano mu przejść do Działu Inwestycji,
gdzie nie miał bezpośredniego kontaktu z robotnikami.[419] Próby podejmowania
strajku w „Towimorze” trwały do godziny 1200. Brało w nich udział ok. 800 osób.
Zastraszające rozmowy przeoprowadzane przez funkcjonariuszy wojska i milicji a
także przybycie oddziałów z bronią długą wywarły jednak wpływ na zaniechanie
akcji.[420] Do ok. godzinnego strajku doszło 14 XII 1982 r. także Pomorskich
Zakładach Urządzeń Okrętowych „Warma” w Grudziądzu. Została ona zlikwidowana
podobnymi metodami jak w „Towimorze”.[421]
    Dnia 14 XII 1981 r. próbę zorganizowania strajku w Pomorskiej Odlewni i
Emalierni podjął działacz „Solidarności” w tym zakładzie - Benedykt Zawada. W
nocy 12/13 XII 1981 r. próbowano go internować, ale uciekł z domu przez garaż i  
przez następny dzień ukrywał się u kolegi. Dnia 14 XII 1981 r. rano Benedykt
Zawada próbował wejść do swojego zakładu. Strażnicy (i strażniczki!) próbowali
go znienacka zatrzymać. Doszło do szamotaniny, podczas której Zawada kopnął
jedną strażniczkę w nogę (chcąc ją „podciąć”) i wbiegł na teren zakładu. Dostał
się następnie na Wydział Z-11, gdzie zorganizował wiec pracowników. Wzięło w nim
udział ok. 50 osób. Zawada apelował, aby rozpocząć strajk, opowiadał o
aresztowaniach. Przemawiał też inny działacz  tamtejszej „Solidarności” – Henryk
Ostrowski. Namawiał on do rozpoczęcia strajku włoskiego. Z działaczami
„Solidarności” polemikę prowadził wicedyrektor zakładu -  Tadeusz Jan Gollus.
Robotnicy  strajku nie podjęli, a  Benedykt Zawada został aresztowany z
postanowienia podprokuratora Ewy Reszkowskiej. Oskarżono go nie tylko o dążenie
do wywołania strajku, ale także o napaść na funkcjonariusza (czyli ową
strażniczkę z bramy zakładu).[422] Dnia 29 XII 1981 r. odbył się proces przed
Sądem Wojewódzkim w Toruniu. Zorganizowano sesję wyjazdową w Grudziądzu, zapewne
ze względu na chęć oddziaływania psychologicznego (zastraszenie) na mieszkańców
tego miasta. Sąd w składzie: Tadeusz Palmowski (przew.), Bogdan Sudolski,
Wojciech Dąbkiewicz wydał wyrok 1,5 roku więzienia. Oskarżał prokurator Rajmund
Przyborski.[423] Sprawa była  „oddoraźniona” więc wyrok był nieprawomocny i  
istniała możliwość odwołania się do II instancji – Sądu Najwyższego. Adwokat
Benedykta Zawady -  Eugeniusz Graczyk złożył więc wniosek o uchylenie aresztu.
Sąd stwierdził, że wobec niemożności skompletowania składu sędziowskiego, który
skazał Zawadę na więzienie, odsyła sprawę do Sądu Najwyższego.[424]
Postanowienie Sądu Najwyższego podtrzymywało areszt.[425] Po zażaleniach na
wyrok 1,5 roku więzienia, złożonych przez adwokata Eugeniusza Graczyka i
wiceprokuratora wojewódzkiego – K. Cebulaka, Sąd Najwyższy na rozprawie 19 IV
1982 r. utrzymał ten wyrok w mocy. W skład zespołu orzekającego wchodzili: B.
Bartosik, S. Pawelec i Cz. Łukaszewicz. Prokuratorem był H. Kubicki.[426]
Benedykt Zawada przebywał w więzieniu do 23 XII 1982 r. Najczynniejszych, obok
Benedykta Zawady, uczestników wiecu – Andrzej Cudziłę i Henryka Ostrowskiego
internowano.[427]
      W pierwszych dniach stanu wojennego do rozpoczęcia strajku włoskiego w
Pomorskiej Odlewni i Emalierni namawiał także Andrzej Krauze. Chodził on z
przypiętym do ubrania opornikiem. W dniu 19 XII 1981 r. został on
internowany.[428] W Pomorskiej Emalierni i Odlewni do  protestów doszło także 18
XII 1981 r., gdy na I i II zmianie robotnicy przystąpili do piętnastominutowych
strajków na znak żałoby po wydarzeniach w kopalni „Wujek”.[429] Z tego samego
powodu miał miejsce piętnastominutowy strajk w „Towimorze”. W pierwszych dniach
stanu wojennego próby podejmowania akcji protestacyjnych miały także miejsce w
zakładach „Mera-Obreus” w Toruniu.[430] W „Elanie”  13 XII 1981 r. zebrała się
grupa działaczy „Solidarności”, którzy nie zostali internowani. Byli wśród nich:
Kazimierz Noga i Marek Wierzchowski, Lech Makowski, Franciszek Baranowski,
Dariusz Nowaczyk, Mariusz Bątkowski. Postanowili oni przejść się w poniedziałek
14 XII 1981 r. po wydziałach zakładu     i zachęcić pracowników do strajku.
Akcję podjęto, ale nie przyniosła ona żadnych efektów. Ludzie byli zbyt
wystraszeni.[431]  W „Toralu” do akcji strajkowej namawiał Stefan Kamiński,
jednak bez żadnych efektów.[432] W zakładach „Fermbet” w Golubiu – Dobrzyniu
wiec pracowników bezskutecznie próbował zorganizować Marek Obuchowicz.[433]
     W Brodnicy siedziba Zarządu Podregionu nie została rozbita. W niedzielę 13
XII 1981 r. przybyła do niej grupa tamtejszych działaczy „Solidarności”, m. in.:
Edward Semeniuk, Roman Balewski, Adam Olszewski, Benedykt Banasik, Adam
Raczyński, Tadeusz Łęgowski, Tadeusz Gutkowski, Antonina (Barbara) Litwińska,
Aleksandra Warmińska, Hanna Adamowska, Jerzy Polanowski, a także kilku działaczy
„Solidarności” wiejskiej, m. in. Tadeusz Baranowski i Aleksander Fąfara. Ten
ostatni swoim samochodem wywiozł z siedziby Zarządu kserograf i dokumenty.
Umieszczono je na wsi pod Brodnicą. Edward Semeniuk (przewodniczący Podregionu)
i Adam Olszewski pojechali samochodem do Torunia, gdzie dowiedzieli się o
wydarzeniach nocy 12/13 XII i obejrzeli rozbitą siedzibę Zarządu Regionu. W nocy
13/14 XII 1981 r. piątka działaczy: Edward Semeniuk, Anna Semeniuk, Aleksandra
Warmińska, Adam Raczyński i Hanna Adamowska u rolnika, który przechowywał
kserograf wydrukowali ok. 250 ulotek wzywających do strajku. Rano 14 XII 1981 r.
Edward Semeniuk rozwoził je samochodem po zakładach pracy Brodnicy. Był m. in. w
 mleczarni (gdzie ulotki rozprowadził Jerzy Oleksiak), w Państwowym Ośrodku
Maszynowym (tam ulotki rozkolportował Tadeusz Łęgowski) i w „Polmo”. Syrena
uruchomiona na terenie „Polmo” miała wezwać brodnickie zakłady pracy do strajku.
Nie udało się jednak jego zorganizować. W „Polmo” do strajku nawoływali
robotnicy z narzędziowni: Kłyza i Szmejchel, których zwolniono za to z
dotychczasowych stanowisk.[434]
     O akcji rozwieszania ulotek  przeprowadzonej w „Apatorze” z inicjatywy
Mirosławy Wronieckiej w dniu 14 XII 1981 r. już wspominałem. W zakładach „Mera -
Obreus” pracownicy przeżyli wstrząs na wieść o internowaniu szefa tamtejszej
„Solidarności” Andrzeja Sobkowiaka (14 XII 1981 r.) i poszukiwaniu przez SB, w
celu internowania, dwóch innych działaczy – Jerzego Łapkiewicza i Andrzeja
Wiskirskiego.  Łapkiewicz zdążył jeszcze powiesić w zakładzie w dniu 14 XII 1981
r. plakat: Nasz kolega Andrzej Sobkowiak został aresztowany dnia 14 XII 1981 r.
Dnia 15 XII 1981 r. nikt w tym zakładzie nie podejmował pracy, wszyscy snuli się
po korytarzach. Doszło także do incydentu – pracownicy nie wpuścili do zakładu
dwóch przysłanych tam esbeków. „Esbecy” wezwali oddział ZOMO, który pobił i
aresztował kilkunastu pracowników. Brutalnie wrzucono ich na podłogi samochodów
i zawieziono na komendę, po kilku godzinach wszyscy zostali wypuszczeni. Była to
typowa akcja zastraszająca. Jerzy Łapkiewicz i Andrzej Wiskirski zostali
internowani 15 i 16 XII 1981 r.[435] W zakładach „Mera – Obreus” już w
pierwszych dniach stanu wojennego pojawiły się ręcznie wykonane plakaciki
protestujące przeciwko stanowi wojennemu. Sporządzała je i rozwieszała Elżbieta
Lassota.[436]
           Samodzielną akcję plakatową w pierwszych dniach stanu wojennego
podjęły: Jadwiga Gawarkiewicz, przewodnicząca Komisji Zakładowej NSZZ
„Solidarność” w WSS „Społem” oraz Maria Ojdowska, sekretarka techniczna w tejże
komisji. W nocy z 14/15  XII 1981 r. sporządziły one (ręcznie, przy pomocy
pisaków)  60 plakatów o treści: Żądamy uwolnienia dyrektora i kolegów,
podpisane: Komisja Zakładowa WSS „Społem”. Dotyczyły one trzech internowanych
pracowników WSS „Społem”: dyrektora spółdzielni Zbigniewa Muchlińskiego,
Stanisława Radtke i Wiesława Cichonia. Następnie Jadwiga Gawarkiewicz i Maria
Ojdowska rozlepiły je w różnych  punktach miasta wraz z Januszem Gawarkiewiczem
i Włodzimierzem Walichniewiczem. Niestety plakaty te były szybko zrywane przez
funkcjonariuszy SB. Dnia 14 XII 1981 r. Jadwiga Gawarkiewicz w biurowcu WSS
„Społem” przy ul. Polnej powiesiła  na tablicy ogłoszeń ręcznie sporządzony
plakat o treści: Żądamy uwolnienia więźniów NSZZ Solidarność oraz dyrektora
naczelnego Spółdzielni. Fizycznie możecie nas zabić, ale ducha naszego nikt nie
zniszczy. Niech łapa uschnie temu, kto zerwie - „Solidarność”. Plakat ten został
zerwany nazajutrz rano przez „kadrowca”. Podobny w treści plakat wywiesiła też
Maria Ojdowska w biurze WSS „Społem: przy ul. Podmurnej. Dnia 16 XII 1981 r.
obie kobiety zostały aresztowane. Rozprawa przed Sądem Wojewódzkim w Toruniu
odbyła się 30 XII 1981 r. W skład zespołu sędziowskiego wchodzili: Jerzy
Kaźmierczak (przewodniczący) oraz Anna Hojło i Bogdan Sudolski. Oskarżał
wiceprokurator rejonowy Antoni Białowicz. Była to pierwsza rozprawa w Toruniu,
sprawie politycznej od momentu wprowadzenia stanu wojennego. Władze potraktowały
ją „instruktażowo”, dlatego salę wypełniali w przeważającej mierze toruńscy
sędziowie, prokuratorzy i funkcjonariusze SB. Po długiej naradzie sąd oświadczył
najpierw, że odstąpił od trybu doraźnego. Wywołało to  głośne komentarze
krytyczne wśród esbeków oraz natychmiastowe oświadczenie prokuratora Antoniego
Białowicza, że będzie się odwoływał. Następnie odczytano wyrok – Jadwidze
Gawarkiewicz wymierzono karę 1,5 roku więzienia,  a Marii Ojdowskiej 1,5 r.
więzienia w zawieszeniu na 4 lata i 10 tys. zł grzywny. W uzasadnieniu sąd  
kładł duży nacisk na wszelkie tzw. okoliczności łagodzące.[437] Jadwigę
Gawarkiewicz osadzono w więzieniu dla kobiet w Grudziądzu, gdzie przebywała w
straszliwych warunkach. Więzienie to pozbawione było bieżącej wody i
kanalizacji. „Klawiszki” odnosiły się do więźniarek politycznych z nienawiścią.
Jedna z nich splunęła na Jadwigę Gawarkiewicz z pogardą wołając, że
„Solidarność” to sami złodzieje i bandyci. Na szczęście dnia 4 II 1982 r.
Jadwiga Gawarkiewicz uzyskała „przerwę w odbywaniu kary” ze względu na stan
zdrowia. Z tego samego powodu sędzia Jerzy Kaźmierczak orzekł 14 IV 1982 r.
bezterminowe odroczenie odbywania kary.[438] Natomiast wniosek o rewizję wyroku
zasadniczego złożony przez prokuratora (osobne wnioski złożyli adwokaci) Sąd
Najwyższy pozostawił  bez rozpatrzenia. Jadwiga Gawarkiewicz do więzienia już
nie wróciła. Jedynie 12 V 1982 r. próbowano ją internować, ale ze względu na
stan zdrowia odstąpiono od tego. Wówczas na ok. 2 tygodnie internowano Marię
Ojdowską.[439]
    Ręcznie wykonane plakaty protestujące przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego
pojawiły się 14 XII 1981 r. także w toruńskiej „Geofizyce”. Niektóre z nich
domagały się uwolnienia Andrzeja Radwańskiego – internowanego działacza
„Solidarności” z Geofizyki. Plakaty rozwieszali m. in. Piotr Borek i Hanna
Balcerowicz. Jeden z plakatów został powieszony na parterze budynku, w czasie
gdy na piętrze u dyrektora był obecny komisarz wojskowy zakładu. Wywołało to
dużo zamieszania.[440]
     Natomiast w „Toralu” w pierwszych dniach stanu wojennego wywieszono ulotki,
a informacje  na tablicach ogłoszeń ozdobiono emblematami Polski Walczącej.[441]
    W toruńskim „Polsporcie” przewodniczący zakładowej „Solidarności” Kazimierz
Gembarski przyszedł 14 XII 1981 r. do pracy z odznaką „EA” („Element
Antysocjalistyczny”) i biało – czerwoną opaska. Tego samego dnia został
internowany.[442]
            Także robotnik toruński – Krzysztof Znaniewicz przeprowadził akcję
protestacyjną w swoim zakładzie pracy – Toruńskiej Fabryce Farb Graficznych
„Atra”. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia sporządził on własnoręcznie dwa
plakaty. Pierwszy dotyczył masakry w kopalni „Wujek”. Znajdowało się na nim
zdjęcie górników, napis „Solidarność” oraz sformułowania: Za pracę 50 trupów,
Mordercy, 13 grudnia 1981 r., Żądni władzy nawet za cenę krwi. Drugi plakat
zawierał  zdjęcia Leonida Breżniewa oraz Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i
napis W prezencie utworzył Wojskową radę Ocalenia Narodowego, precz z łapami od
Polski. Dnia 29 XII 1981 r. Znaniewicz powiesił  pierwszy z plakatów na
korytarzu w swoim zakładzie pracy. Nazajutrz został aresztowany decyzją
prokuratora Andrzeja Misiaka. Sąd Wojewódzki w Toruniu postanowieniem z 15 I
1982 r. odstąpił od trybu doraźnego ze względu na stan zdrowia oskarżonego. Dnia
15 X 1982 r. odbyła się sprawa przed Sądem Rejonowym w Toruniu. Krzysztof
Znaniewicz został skazany na  1 rok więzienia w zawieszeniu i 10 tys. zł.
grzywny. Jak można łatwo obliczyć i tak blisko rok spędził on w areszcie.[443]
    Podobną akcję jak Krzysztof Znaniewicz przeprowadził Andrzej Chojnicki.
Mieszkał on we wsi – Nowa Wieś Królewska  w gminie Płużnica, a pracował jako
nauczyciel w Zespole Szkół Rolniczych we Wroniu (gmina Wąbrzeźno). Dnia 24 XII
1981 r. namalował on na wiacie przystanku PKS w Nowej Wsi Królewskiej skrót:
WRON, przyozdobiony swastyką oraz symbol Polski Walczącej. Dwa dni później
Chojnicki został aresztowany postanowieniem prokuratora rejonowego w Wąbrzeźnie
Henryka Fanslaua. Wyrok w tej sprawie zapadł 19 I 1982 r. Chojnicki został
skazany na rok i 10 miesięcy więzienia i trafił do więzienia w Potulicach. Dnia
23 III 1982 r. udało się jednak sprawę „oddoraźnić”, trafiła ona do ponownego
rozpatrzenia przed Sąd Rejonowy w Wąbrzeźnie. Andrzej Chojnicki odpowiadał już  
z wolnej stopy, gdyż 12 XI 1982 r. został on zwolniony. Wyrok zapadł 17 XII 1982
r. Składowi przewodniczył M. Kruchy, drugim sędzią był K. Kuligowski, ławnikiem
– E. Rumiński. Oskarżał prokurator rejonowy Henryk Fanslau. Andrzej Chojnicki
skazany został na rok więzienia, zaliczono mu jednak do wyroku okres pozbawienia
wolności do 12 XI 1982 r.[444]
          W Golubiu – Dobrzyniu już 16 grudnia 1981 r. Tadeusz Szynkiewicz,
Barbara Filarecka (Szynkiewicz) i Bogdan Zwierzchowski wydali na własnoręcznie
skonstruowanym powielaczu hektograficznym ulotkę informującą o masakrze w
kopalni „Wujek”. W jej kolportażu uczestniczyli: Edward Dembicki, Maria Dembicka
i Ryszard Janowski.[445]
     Krzysztof Kruczykowski, listonosz z Torunia został aresztowany w styczniu
1982 r. i skazany 11 III 1981 r. na 1,5 roku więzienia przez Sąd Pomorskiego
Okręgu Wojskowego za rozpowszechnianie ręcznie pisanych ulotek.[446]
     W pierwszych tygodniach stanu wojennego małe ulotki rozkładał po klatkach
schodowych wraz z grupą instruktorów i starszych harcerzy, instruktor
niezależnego harcerstwa w Toruniu (kręgi KIHAM, Czarna Trzynastka) - Jacek
Podolski.[447] Dwaj inni harcerze (z kręgów KIHAM) – Tomasz Bajerski i Janusz
Kowalski sporządzili pieczątkę z emblematem „Solidarności”, którą jeszcze 13 XII
1981 r. ostemplowywali obwieszczenia WRON.[448]
     Redaktor Wolnego Słowa Zdzisław Dumowski w pierwszych dniach stanu
wojennego (zanim został internowany) wydawał odręcznie przepisywana gazetkę o
nazwie Wolne Słówko. Ukazały się 2- 3 jego numery.[449]
     Za odczytanie, przepisanie w kilku egzemplarzach i wywieszenie ulotki w
„Hotelu pod Trzema Koronami” aresztowano 27 XII 1981 r. kierowniczkę tegoż
hotelu – Elżbietę Mossakowską. Najpierw chciano postawić ją przed sądem
wojskowym, później zdecydowano się jednak  na proces przed Sądem Wojewódzkim.  
Dnia 4 II 1982 r. Sąd Wojewódzki w Toruniu skazał ją na 1,5 roku więzienia.
Wyrok wydali sędziowie: Jurand Maciejewski, Jerzy Kaźmierczak, Tadeusz
Palmowski. Oskarżała podprokurator rejonowa Grażyna Roszkowska, która żądała
znacznie wyższego wyroku, niż został orzeczony. Złożone odwołanie (tryb był
„oddoraźniony”) Sąd Najwyższy oddalił 10 V 1982 r. Elżbietę Mossakowska więziono
w Grudziądzu, a następnie w Fordonie, a zwolniono dopiero 20 I 1983 r.[450]
    Nauczyciel – Janusz Bochenek  w pierwszych tygodniach stanu wojennego
napisał  trzy artykuły – komentarze do ostatnich wydarzeń. Krążyły one po
Toruniu przepisywane na maszynach do pisania.[451]
         Ulotki, pisane na maszynie sporządzała też i rozrzucała toruńska  
pielęgniarka i działaczka „Solidarności” – Bożena Bagińska.[452] Ręcznie
wykonane ulotki rozwieszał po windach i klatkach schodowych uczeń szkoły
pomaturalnej Jerzy Janczarski.[453] O działalności podjętej przez Emilię
Karolewską, Andrzej Łozińskiego, Marka Beraka, Krzysztofa Troickiego,  a także
Leszka Zaleskiego już wspominałem.[454]
          W pierwszych dniach stanu wojennego niezwykłą pracowitością i odwagą
wykazała się  grupa studentów  matematyki, przebywających w toruńskim mieszkaniu
Pawła Rzoski. Oprócz samego Rzoski należeli do niej także: Mirosław Dembiński  i
Barbara Oleśków. W   mieszkaniu tym pisali oni, na zdobytej przez Rzoskę
maszynie do pisania, lub na ocalonej maszynie NZS rozliczne ulotki. Malowali
także odręczne plakaciki. Już 13 XII 1981 r. cała trójka rozklejała plakaciki z
protestem po klatkach schodowych domów. Akcje rozklejania ulotek i plakacików  
były kontynuowane także w styczniu i lutym 1982 r. Ulotki były niekiedy wkładane
również do skrzynek pocztowych. W ich roznoszeniu brał też udział student
matematyki – Grzegorz Szulc.[455]
      W redagowaniu tych ulotek uczestniczył też  często, ukrywający się przed
internowaniem Wiesław Janowski. Czasem także  przepisywał je. Ulotki miały
rozmaity charakter. Sporo było przedruków. Wymienię niektóre z nich:
-         Anonimowy wiersz Do generała, bardzo popularny w prasie podziemnej
tego okresu[456]
-         Wiersze z Poznania autorstwa prawdopodobnie Kazimiery Iłłakowiczówny.
Ulotka zawierała 5 wierszy: Polska Pieta, Litania Solidarności, Modlitwa Lecha
Wałęsy w więzieniu, Boże Narodzenie 1981, Życzenia Noworoczne
-         Ulotka pt. Nie pokona orła wrona – podstawowe zasady biernego oporu.
-         Ulotka pt. Czwarte powstanie śląskie. Tekst spisany na podstawie
relacji górników oraz mieszkańców Jastrzębia, Katowic i Rybnika – obserwatorów
zajść.
-         Życzenia świąteczne  podpisane przez ukrywającego się przewodniczącego
Zarządu Regionu „Mazowsze” Zbigniewa Bujaka.
-         Tajna instrukcja szefa Urzędu Rady Ministrów gen. Michała
Janiszewskiego nakazująca przymuszać, pod groźbą zwolnienia z pracy, pracowników
urzędów państwowych do występowania z „Solidarności”.
-         List prymasa Polski arcybiskupa Józefa Glempa do generała Wojciecha
Jaruzelskiego z 28 XII 1981r. , będący zdecydowaną reakcją na instrukcję
Janiszewskiego.[457]
-         Przedruki warszawskiego biuletynu Informacja Solidarności , nr 11, 12,
14, 16, wszystkie ze stycznia 1981r. Zawierały one m. in. relacje z pacyfikacji
zakładów pracy w grudniu 1981r. i z procesów działaczy „Solidarności”.
-         Ulotka z różnymi, w przeważającej mierze, satyrycznymi tekstami.
-         Ulotka zawierająca m. in. deklarację Koła Oporu Społecznego (KOS)
Regionu Mazowsze. Wkrótce sieć KOSów pokryła cały kraj. Zajmowały się one
rozpowszechnianiem  prawdziwych informacji, pomagały rodzinom internowanych i
uwięzionych. Propagowały także taktykę biernego oporu wobec zarządzeń władz.
Ulotka zawierała także  apel ukrywającego się przewodniczącego „Solidarności” w
Zakładach Mechanicznych „Ursus” – Zbigniewa Janasa oraz  kolędę i żartobliwy
hymn internowanych (utwory te były bardzo popularne, także wśród toruńskich
studentów).
-         Listy internowanych z różnych ośrodków w kraju
     Omawiana grupa studentów  redagowała też własne ulotki. Niektóre były
później rozrzucane z dachów kamienic na Starym Mieście przez Pawła Rzoskę i
Mirosława Dembińskiego.[458] Wiadomości z Torunia zawierał  Serwis Informacyjny
(3 I 1982 r.) i Biuletyn Informacyjny (31 XII 1981 r.). Na podstawie różnych
źródeł napisano ulotkę pt. Przebieg wydarzeń w Gdańsku, która opisywała pierwsze
dni stanu wojennego w tym mieście. Paweł Rzoska, Wiesław Janowski i ich
przyjaciele byli też twórcami ulotki informacyjnej pt. Nasłuch radiowy 4. 01.
1982 – 20. 01. 1982, opracowanej na podstawie informacji z rozgłośni zachodnich.
Na początku lutego zredagowali także podsumowanie wydarzenia ostatnich tygodni w
Toruniu i w Polsce pt. 50 dni stanu wojennego. Datę 20 II 1982 r. nosi
egzemplarz Nieregularnego pisemka literacko – satyrycznego „Zagłoba” z
nagłówkiem: Proletariusze wszystkich krajów ja was serdecznie przepraszam,
podpisanym – Karol Marks.[459]
     Szczególne znaczenie ma   wystukany na maszynie przez Pawła Rzoskę i jego
przyjaciół tekst Oświadczenia, wydanego przez powstały 13 I 1982 r. Ogólnopolski
Komitetu Oporu NSZZ „Solidarność” (OKO). Czytamy w nim m. in.: OKO NSZZ
„Solidarność” jest kontynuatorem Krajowego Komitetu Strajkowego powołanego 12
XII 1981r. w Stoczni Gdańskiej i bierze na siebie obowiązek koordynowania
działalności konspiracyjnej Związku na terenie całego kraju. Ulotka podpisana
była pseudonimem „Mieszko”. Jak się później okazało był to pseudonim zbiorowy
grupy działaczy z Eugeniuszem Szumiejką i Andrzejem Konarskim na czele. Nowa,
niewiele mówiąca nazwa i dziwny pseudonim budziły nieufność. Struktura ta nie
stała się kierownictwem Związku w podziemiu. OKO miał jednak spore osiągnięcia,
zwłaszcza w dziedzinie nawiązania kontaktów pomiędzy różnymi strukturami
regionalnymi podziemnej „Solidarności”. Najwięcej pracy włożył w to Eugeniusz
Szumiejko, który jeździł po Polsce w mundurze kolejarza i przekonywał do
potrzeby stworzenia ogólnopolskiej tajnej struktury „Solidarności”. Komitet
podzielił Polskę na cztery okręgi. W skład okręgu północnego z siedzibą w
Gdańsku wchodził także Toruń. Na czele okręgu stał Tajny Komitet Koordynacyjny.
W jego skład wchodził m. in. Ryszard Rolbiecki, działacz „Solidarności” z
Lokomotywowni PKP w Toruniu. Został on aresztowany 14 II 1983 r. i siedział w
areszcie aż do amnestii w lipcu 1983 r.[460]
      Część dorobku  Ogólnopolskiego Komitetu Oporu przejęła utworzona 22 IV
1982 r. Tymczasowa Komisja Koordynacyjna NSZZ „Solidarność”.[461] W jej skład
weszli: Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Władysław Hardek, Bogdan Lis i
Eugeniusz Szumiejko.[462] Później w wyniku aresztowań, a także rezygnacji
niektórych członków oraz dokoopowywania nowych, skład tego ciała ulegał zmianom.
TKK stała się szeroko respektowaną władzą podziemnego związku. Koordynowała ona
pracę regionów „Solidarności”, z których część zaczęła budować już zimą i wiosną
1982 r. regionalne struktury podziemne. Dużym autorytetem cieszył się zwłaszcza
powstały 8 V 1982 r. Regionalny Komitet Wykonawczy NSZZ „Solidarność” Mazowsze.
Jego członkami zostali: Zbigniew Bujak, Zbigniew Janas, Wiktor Kulerski i
Zbigniew Romaszewski – ukrywający się działacze związkowi.[463] Warto dodać, że
przedstawicielstwo zagraniczne „Solidarności” (ustanowione jeszcze przez OKO)
miało swoją siedzibę w Brukseli i nosiło od lipca 1982 r. miano Biura
Koordynacyjnego NSZZ „Solidarność” Za Granicą. Na jego czele stał Jerzy
Milewski.[464]
     Powróćmy jednak do spontanicznych akcji protestacyjnych w Regionie
Toruńskim. Ulotki na maszynie do pisania sporządzał też Andrzej Kaczor wraz ze
swoją żoną Elżbietą Kaczor i  Romanem Spandowskim. Następnie cała trójka
rozklejała je na drzwiach domów, witrynach sklepów, głównie na Starym
Mieście.[465]  Małe plakaciki, odbijane z negatywu wyrzeźbionego w gumce do
ścierania   sporządzali - Mirosława Wojtczak, asystentka z Wydziału Sztuk
Pięknych UMK oraz jej mąż Michał Wojtczak. Zawierały one dowcipne, antyreżimowe
hasła, np. „Wesołych świąt życzy partia i rząd”. Następnie Wojtczakowie
rozklejali te plakaciki w różnych miejscach publicznych.  W okolicach Bożego
Narodzenia 1981 r. Wojtczakowie rozprowadzali też „solidarnościowe” kartki
świąteczne. Sporządzali je przy pomocy dużych okolicznościowych stempli, które
stawiali na odwrociach zwykłych kartek świątecznych.[466]
     W pierwszych dniach stanu wojennego plakaty sporządzała grupa młodzieży
zbierająca się w mieszkaniu Marii Nenckiej – Borowieckiej na Rubinkowie. W skład
tej grupy wchodziła m. in. Renata Borowiecka i Tomasz Dembek. Plakaty wykonywano
ręcznie, przez kalkę a następnie rozlepiano po klatkach schodowych.[467]
     Działalność podjęła też grupa młodzieży, głównie z LO nr 1, spotykająca się
na lekcjach religii, prowadzonych przez ks. Janusza Kropiewnickiego z parafii
kościoła św. Jakuba w Toruniu. Młodzież przychodząca na lekcje i inne spotkania
duszpasterskie w salkach katechetycznych przy ul. Browarnej wpadła na pomysł,
aby powielić jedną z odezw wydanych przez istniejące już władze regionalne
toruńskiej „Solidarności”. Przepisali  więc jej tekst w sporej ilości
egzemplarzy na maszynie i ręcznie i roznieśli po kościołach i budkach
telefonicznych. Z  członków tej grupy znamy Jacka Lewandowskiego, ucznia LO nr
1, Annę Korzycką, Mariusza Kochańskiego, oraz dziewczynę o nazwisku Danuta.
[468]
            W noc 24/25 XII 1981 r. nie obowiązywała godzina milicyjna.
Okoliczność tą wykorzystał Kazimierz  Noga i inni członkowie wzmiankowanej
powyżej grupy elanowskiej do przeprowadzenia akcji ulotkowej. Ulotki rozrzucono
przy kościele Chrystusa Króla na Mokrym, przy kościele św. Jakuba a także w
wielu klatkach schodowych na Rubinkowie.[469]
       W lutym 1982 r. student historii Jerzy Nielepiec wraz z kolegą –
Tadeuszem Chrzanowskim sporządzali też na maszynie do pisania (do której
wkręcali taśmę teleksową z kalkami) różne ulotki z dowcipnymi, antyreżymowymi
hasłami. Później Nielepiec i Wojciech Polak (student historii i działacz NZS)
rozkładali je po klatkach schodowych.[470] Od początku stanu wojennego, przez
kilka miesięcy, ulotki po klatkach schodowych rozklejali systematycznie studenci
UMK: Aleksandra Czerniak (obecnie: Marszałkowska) oraz Jarosław Marszałkowski.
Ulotki te sporządzali (w technikach linorytu, oraz drukując na wałku) wraz  z  
działaczem „Solidarności” nauczycielskiej Ryszardem Grzywińskim. Druk odbywał
się w piwnicy Ryszarda Grzywińskiego.[471] Teksty do tych ulotek pisał m. in.
Władysław Sawrycki.[472] Dnia 1 V 1982 r. grupa Grzywińskiego zorganizowała
akcję blokowania specjalnymi wkładkami zamków patentowych w kioskach „Ruchu” na
trasie przemarszu oficjalnego pochodu. Brała w niej udział także wspomniana
wyżej dwójka studentów. Jak się zdaje dziełem tej grupy było także zablokowanie
zamków w 10 kioskach w dniach 16 – 17 XII 1982 r.[473] Warto dodać, że Jarosław
Marszałkowski wraz z Maksymilianem Szocem wykonywali duże ilości ulotek w
technice drzeworytu. Drukowano je i suszono je w mieszkaniu  Bogusława Mansfelda
z UMK, brała w tym udział jego córka – Maria Mansfeld. Część tych ulotek
zabierał i rozprowadzał w „Elanie” – Jerzy Wiśniewski.[474]
    Napisy na murach Torunia wykonywał rzemieślnik Leon Malinowski. W nocy z
17/18 III 1982 r. namalował on napisy na budynku Dworca Wschodniego PKO – Zima
wasza – wiosna nasza oraz Precz z czerwoną zarazą i został aresztowany. Jego
dalsze losy nie są niestety znane.[475] Przy wykonywaniu napisów (My solidarni
oraz Solidarność) został schwytany w Toruniu w dniu 19 VIII 1982 r. - Henryk
Paweł Dąbrowski z Grudziądza. W jego przypadku skierowano jedynie wniosek na
Kolegium ds. Wykroczeń.[476] W nocy 17/18 VIII 1982 r. napisy na ulicach Starego
Miasta sporządzał działacz „Solidarności” z „Metalchemu” – Andrzej Krysiak.
Został on „namierzony” przez plut. Włodzimierza Buska i w rezultacie 30 VIII
1982 r. po raz trzeci internowany.[477]
    W pierwszych tygodniach stanu wojennego ulotki wytwarzało i kolportowało
trzech uczniów VIII klasy szkoły podstawowej z Wąbrzeźna. Dnia 25 I 1982 r.
rozrzucili oni ulotki wzywające do udziału w marszu protestacyjnym w dniu 30 I
1982 r. w proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Uczniów zatrzymano
29 I 1982 r. a sprawę przekazano do Sądu Rodzinnego i dla Nieletnich.[478]
           W jednostce wojskowej w Toruniu ulotkę pt. Oficerowie, Żołnierze,
Bracia  kolportował starszy szeregowy Jarosław Szczygieł. Ulotka ta wzywała
żołnierzy do bojkotu rozkazów nakazujących strzelać do robotników. Stwierdzała
też, że wojsko nie powinno osłaniać hord SB i ZOMO. Ulotka podpisana była nazwą
organizacji podziemnej z czasów okupacji hitlerowskiej – „Służba Zwycięstwu
Polsce”.[479]
     Ulotkę redagował i przepisał na maszynie w kilkudziesięciu egzemplarzach
działacz NZS Grzegorz Górski. Następnie za pośrednictwem innego dziɡłacza NZS –
Jerzego Dogiela i jego narzeczonej – Marzenny Kaspruk trafiła ona do Jarosława
Szczygła. Ten ostatni rozkładał poszczególne egzemplarze w obiektach wojskowych
– w szatniach, stołówkach, toaletach.[480]
     Dnia 28 II 1982 r. starszy sierżant sztabowy Józef Rosiński, znalazł 2
ulotki Szczygła. Po rewizji, w rzeczach żołnierza, w garażu znaleziono jeszcze 2
ulotki.[481] Rzecz ciekawa, że w garażu ulotek było więcej, ale ukrył je podczas
rewizji przełożony Jarosława Szczygła -  sierżant Łukawski.[482] Nazajutrz
Jarosław Szczygieł został aresztowany.[483] Sensowna linia obrony podjęta przez
oskarżonego doprowadziła do jego uniewinnienia przez Sąd Pomorskiego Okręgu
Wojskowego w Bydgoszczy. Wyrok zapadł 6 V 1982 r. W skład kompletu wchodzili:
kpt. Walenty Makar (przewodniczący), mjr Edward Matwijów, ppor. Jan Lis.
Oskarżał prokurator wojskowy ppor. Jan Płoński.[484] Dodajmy, że w latach 1983 –
1985 podczas pełnienia służby wojskowej w Szczecinku TISa i Kontrę kolportował
wśród żołnierzy Henryk Beszczyński z Torunia.[485]
     Cały szereg akcji podejmowała grupa licealistów toruńskich z Rafałem
Sadowskim, Krzysztofem Bundą i Tomaszem Kokocińskim na czele. Było to środowisko
tak aktywne, że nieco miejsca poświęcimy mu w dalszej części niniejszej
pracy.[486]
    Osób i grup  przeprowadzających na własną rękę akcje ulotkowe i plakatowe
było dużo więcej. W aktach dawnej Komendy Wojewódzkiej MO w Toruniu znajduje się
spora kolekcja ulotek i plakatów wytwarzanych ręcznie, w pierwszych dniach i
tygodniach stanu wojennego przez osoby, których tożsamości ustalić już
niesposób. Często zawierają one jedynie hasła. Wymieńmy niektóre z nich:
Polacy! Trzecie Morderstwo.
Poznań 1956, Gdańsk 1970, Śląsk 1981.
Jarzelski i jego partyjno – wojskowa junta zdrajcą i mordercą Polaków.
Żołnierze, naród wybaczy wiele, ale nie wybaczy przelanej krwi. Pamiętajcie o
tym polscy żołnierze![487]
Niekiedy jednak pisane odręcznie teksty były dłuższe. Warto przytoczyć kilka z
nich:
Stan wojenny.
Koniec: wolności, wolności słowa, wolnych wyborów, reform, demokracji,
samorządności, sprawiedliwości, wolnych związków zawodowych.
A wszystko przez I sekretarza KC PZPR generała armii Wojciecha Jaruzelskiego i
jego partyjno – wojskowych pachołków.
 
Rodacy!
Władza ogłaszając stan wojenny za wroga uznała społeczeństwo polskie. Wszelkie
jej działania od morderstw i aresztowań po zamykanie kin i teatrów są w to
społeczeństwo wymierzone. Ubliżająca propaganda strachu plugawi wszelkie
świętości ludzkie, narodowe i religijne. Władza jest w stanie zamknąć
„Solidarność” w więzieniu, nie może jednak zniszczyć Solidarności milionów
Polaków.
     Pałki i czołgi są bezsilne wobec prawdy, miłości i sprawiedliwości, które
są po stronie narodu polskiego.
Jeszcze Polska nie zginęła.!
 
Polacy! Faszystowska junta partyjno – wojskowa znowu terroryzuje naród. Od 13
b.m. dokonano aresztowań najwybitniejszych Polaków. Przedstawiciele świata
kultury, pisarze, muzycy, aktorzy. Eksterminowano profesorów wyższych uczelni
wraz z członkami PAN. Wykaz osób znajdujących się na listach SB jest taki sam,
jak sporządzili Niemcy w 1939 r. Polacy nie poddawajcie się faszystom spod znaku
„Rady Ocalenia Narodowego”.
    Aresztowano 45 000 Polaków.
 
Polacy! Władza zmiażdżyła nasze prawa, wypowiedziała nam wojnę. Uosobieniem
odnowy stały się karabin i pałka. Pamiętajcie: „Solidarność” to Solidarność
Polaków.[488]
 
 
Toruń. 30 XII 1981
                                                                    Bracia i
Siostry
     Nie dajm się zastraszyć. Prawda zawsze zwycięży, Juncie Jaruzelskiego
chodzi o to, aby Polak zwał się Rosjaninem. Zginęli ludzie, ofiar będzie
przybywać, nie wolno pogodzić się z takim stanem rzeczy. Naród musi wygrać tę
walkę, stosujcie strajki okupacyjne lub bierne. Żądajcie prawa głosu, uwolnienia
internowanych i zniesienia stanu wojennego. Jeśli nie chcecie dopuścić do
terroru stalinowsko – hitlerowskiego walczcie, każdy przejaw walki będzie dobry.
Wrona zachłyśnie się własną krwią.
                                                                                 
  Dzieci Polski.[489]
     Informacje umieszczone na owych plakatach były często przesadzone. Tak było
w przypadku podanej liczby aresztowanych Polaków. W rzeczywistości do 20 XII
1981 r. internowano i aresztowano ok. 5 tys. osób. Nieprawdziwa była też
informacja o tym, że listy osób przeznaczonych do aresztowania, sporządzane
przez SB były tożsame z listami sporządzonymi przez hitlerowców w okresie
okupacji. Przesada wynikała przede wszystkim z zastosowanej przez władze blokady
informacyjnej, która sprzyjała rodzeniu się plotek.
    Bliżej niezidentyfikowana grupa rozwieszała plakaty i kolportowała ulotki z
cytatami z dzieł Czesława Miłosza:
O wolność dla bezprawnie więzionych
Przeciw torturowaniu myśli, o to
By nie kneblowano nam ust
Stój, zadrżyj w sercu swoim. Nie umywaj rąk.
 
                       
                             „Z przemówienia”
Wzywamy do dyscypliny nie spodziewając się braw
Ich brawa bowiem są nam niepotrzebne.
Lojalnym obywatelom zapewniamy opiekę
Nie żądając w zamian nic prócz posłuszeństwa.[490]
    Na powielaczu została wydrukowana ulotka z obszernym tekstem pt. W
oczekiwaniu na konsekwencje przewrotu. Była ona sygnowana przez Wolną Drukarnię
Polową im. Józefa Piłsudskiego w Toruniu. Nie wiemy niestety kto wydrukował tę
ulotkę, rozprowadzaną jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia 1981 r.[491]
     Czasem plakaty i odręczne ulotki uzupełnione były rysunkami, niekiedy
rysunek stanowił zasadniczy element ich treści. Zaopatrzony w rysunek plakat z
napisem Solidarność nie zginęła. Polaku zerwij kajdany. Precz z PZPR pojawił się
23 XII 1981 r. w toruńskich zakładach „Unitra – Cemi”. Odręcznie sporządzona, na
kartce wyrwanej zapewne z   uczniowskiego zeszytu, ulotka przedstawiała
karykaturę Leonida Breżniewa, a wokół niej mnóstwo swastyk i czerwonych gwiazd
oraz napisów: Hitler dziękuje Wronie, SS Jaruzelski,  Breżniew – morderca,
zbereźnik, rzeźnik, prostak, bydlę, Hitler nr 2. Ową  „uczniowską ulotkę”
powieszono  5 II 1982 r. na szybie witryny sklepu „Melodia” przy ul. Szerokiej w
Toruniu. SB oczywiście wszczęła odpowiednie dochodzenie. Inna ulotka,
sporządzona metodą odbitki fotograficznej, przedstawiała rękę z gwiazdą, która
kierowała jadącymi czołgami, wronę z karabinem i napis Polacy nie pozwólmy na
zamieszkanie w naszych domach Iwanom i Miszkom – „Solidarność”. Jak widać owe
spontanicznie wytwarzane ulotki i plakaty często dawały wyraz przekonaniu (w
końcu słusznemu) o sowieckiej inspiracji wprowadzenia stanu wojennego w
Polsce.[492] Zdarzały się już w tym pierwszym okresie stanu wojennego plakaty na
wysokim poziomie artystycznym. Dnia 12 I ukazały się  w Toruniu   2 plakaty
odbite na kserografie. Jeden z nich przedstawiał dużego orła z podpisem Wrona
orła i „Solidarności” nie pokona, druga zawierała hasło: „Solidarność”. Prawda
pokona fałsz, aby Polska była Polską.[493]
    Ulotki i plakaty były najczęściej rozpowszechniane na klatkach schodowych.
Czasem jednak rozrzucano je i rozklejano także na ulicach, w zakładach pracy,
urzędach a nawet kawiarniach. W dniu 11 I 1981 r. 2 ulotki rozklejone w
autobusie miejskim nr 15 w Toruniu znalazła i „zabezpieczyła” por. Renata
Bukowska z KW MO w Toruniu.[494] W większości przypadków informacje o
pojawiających się ulotkach  pochodziły od funkcjonariuszy MO i SB. Czasem
zawiadamiali o nich portierzy budynków, niektórzy pełniący zapewne funkcje
konfidentów. O ulotkach zawiadamiali też milicję członkowie Obrony Cywilnej,
ORMO, niektórzy dyrektorzy zakładów pracy. Po ukazaniu się ulotek w dniu 8 I
1982 r. w Centrum Kształcenia Ustawicznego milicję zawiadomił o tym dyrektor
Centrum – Bronisław Ptaszyński.[495]
     Od początku stanu wojennego pojawiało się też wiele napisów na murach – na
elewacjach budynków i wewnątrz klatek schodowych. O przypadkach, gdy znamy ich
wykonawców już pisałem. Wielu „nocnych malarzy” pozostaje jednak nieujawnionych.
Jeszcze 27 XII 1981 r. na sklepie spożywczym w Toruniu – Czerniewicach pojawiły
się napisy: Śmierć generałowi, Precz z ZSRR, Solidarność oraz emblematy Polski
Walczącej. Warto dodać, że w Czerniewicach przy sklepie SB znalazła także blisko
200 ulotek.[496] W styczniu 1982 r.  napis: Wrona orła i „Solidarności” nie
pokona oraz rysunek orła w koronie pojawił się na klatce schodowej bloku przy
ul. Bażyńskich.[497] W lutym napisy antyreżimowe wymalowali studenci  w DS –
2.[498] Ulotki na ulicach i „solidarnościowe” napisy na murach  pojawiały się
także w Chełmży.[499] Napisy na murach Torunia i innych miast malowano
systematycznie do końca lat osiemdziesiątych.
    Spontaniczne akcje były liczne w pierwszych miesiącach stanu wojennego. Z
czasem jednak zanikały one. Mieszkańcy Torunia, akceptując postanowienia
podziemnych władz regionalnych „Solidarności”, starali się włączać w akcje
ogłoszone  przez te władze za pośrednictwem pism podziemnych. Działalność
ulotkową, plakatową, lub polegającą na malowaniu haseł także wykonywano raczej w
ramach podziemnych struktur związkowych.
     Od początku stanu wojennego w sposób spontaniczny bojkotowano towarzysko
osoby związane z aparatem władzy i przemocy. Akcje bojkotowania  i nękania (np.
przy pomocy telefonów) tzw. kolaborantów były popularne zwłaszcza wśród
młodzieży.  MO i SB skrzętnie wynotowywały owe przypadki nękania kwalifikując je
jako przypadki terroru psychicznego. Przypadek mający miejsce w Toruniu został
opisany w comiesięcznym sprawozdaniu płk Zenona Marcinkowskiego do MSW:
     Odnotowano także jeden fakt terroru psychicznego polegający na skierowaniu
groźby wobec ob. Konrada Wiśniewskiego (emeryta), który na Miejskiej Konferencji
Partyjnej w dniu 11 grudnia 1982 r. domagał się rozliczenia zarówno Edwarda
Gierka i jego ekipy, jak i Lecha Wałęsy. Konrad Wiśniewski w dniu 18 XII 1982 r.
około godziny 1400 otrzymał anonimowy telefon, w którym rozmówca stwierdził m.
in.: „Pamiętaj ty sługusie bolszewików, że podobnym rekwizytem, lecz o innym
kalibrze wybijemy ci z tego czerwonego łba oskarżenie naszego przywódcy, a
jednocześnie wybijemy ci co to jest odrodzenie narodowe”. Zgodnie ze słowami
rozmówcy Konrad Wiśniewski znalazł na wycieraczce pod drzwiami swojego
mieszkania rekwizyt – rurkę miedzianą o średnicy 1 cm i długości 40 cm. Sprawę
wyjaśnia Wydział III KW MO.[500]
     Władzom, zwłaszcza w pierwszych miesiącach stanu wojennego zależało na
wytworzeniu atmosfery terroru i zastraszenia. W takich warunkach każdy gest
oporu był aktem dużej odwagi. Dyrektorzy toruńskich zakładów pracy (nominowani
przecież z tzw. list nomenklaturowych) byli zazwyczaj gorliwi  (a czasami
nadgorliwi) w wypełnianiu poleceń wladz administracyjnych, wojskowych,
milicyjnych i „esbeckich”. Przypadki zachowywania zdrowego rozsądku zdarzały
się, aczkolwiek rzadko. W  „Metronie”, po internowaniu w dniu 14 XII 1981 r.
Ryszarda Muellera, wezwano członków Komisji Zakładowej „Solidarności” do
dyrekcji. Oprócz p. o. dyrektora  - Kazimierza Felberga w rozmowie uczestniczył
główny technolog Helmut Kurowski (niechętnie nastawiony do „Solidarności”) oraz
bliżej nieznany komisarz wojskowy. W pewnym momencie komisarz wojskowy zauważył,
że Grażyna Słupska ma przypięty znaczek „Solidarności” i zażądał jego zdjęcia.
Zagroził nawet zwolnieniem działaczki z pracy. Gdy Słupska odmówiła i po
zamieszaniu wyszła z gabinetu, sytuację załagodził ( i nie dopuścił do
zwolnienia) dyrektor Kazimierz Felberg.[501]
     
7. Związek Walki  o Niepodległość i jego działalność w Brodnicy.
 
W  Brodnicy akcję protestu zorganizowała grupa złożona z młodych ludzi, m. in.
studentów i uczniów. Jeszcze 16 XII 1981 r. Marianna Łaszewska (studentka),
Mieczysław Łaszewski (geodeta), Jan Kóż (uczeń 4 klasy LO w Brodnicy) i  
Zbigniew Zieliński (student) napisali na maszynie i rozkleili po mieście  ulotki
– Serwis Informacyjny  i  drugą pt. Jak do tego doszło?[502]  W kolejnej ulotce
zaczynającej się od słów Rodacy  pisali:
     Wybiła robotnicza godzina.Generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny w
kraju. Jest on wymierzony w podstawowe interesy klasy robotniczej. PZPR uzurpuje
sobie w ten sposób prawo do bezwzględnego i bestialskiego rządzenia klasa
robotniczą.
Lech Wałęsa skatowany w więzieniu.
W KWK „Wujek” polała się krew.
Wrocław nie pracuje.
Walki uliczne w Gdańsku i w Warszawie.
Konin, Krosno, Gorzów strajkują.
Stocznia gdańska gotowa do wysadzenia wraz z robotnikami.
                                                                ROBOTNICY
Nie pozwólmy  poniewierać swoich towarzyszy pracy.Odpowiedzmy na to strajkiem.
Walka się dopiero zaczęła, gdy się skończy zwycięstwem po raz pierwszy od  36
lat będziemy wolni.
„Jeszcze Polska nie zginęła”[503]
     Dnia 21 lub 22 XII 1981 r. cztery wymienione osoby oraz Włodzimierz
Szmejchel (pomocnik murarski), jego brat Roman Szmejchel i robotnik z Gdyni
Mariusz Seweryński utworzyli „Związek Walki o Niepodległość” (ZWON). Działali
bardzo aktywnie. Na początku stycznia rozkleili  oni na murach miasta pisaną
ręcznie Odezwę do narodu:
     Zwracamy się do ludzi, którzy nie chcą pogodzić się z aktualną sytuacją.
Nie dajcie się zastraszyć stanem wojennym, który wymierzony jest w „Solidarność”
i demokrację w Polsce.
     Represje jakie stosowane są przeciwko działaczom „Solidarności”, literatom
i wszystkim ludziom walczącym o wolną Polskę są zaprzeczeniem tego, co rząd PRL
podpisał w Helsinkach o nie łamaniu praw człowieka.
    Nigdy nie wywalczymy wolności jeżeli będziemy bocznymi i biernymi
obserwatorami. Jednoczcie się. Walczcie z obłudą, zakłamaniem i wyzyskiem.
     Zejdźcie do konspiracji, tam poznacie idee walki, a wygrać musimy.
                                                                                 
                  ZWON[504]
W Odezwie (przepisywanej ręcznie) datowanej na 2 I 1982 r. ZWON protestował
przeciwko zapowiadanej podwyżce cen.[505] Inne ulotki były bardziej lapidarne,
jak ta skierowana do członków PZPR:
                                                      Komuniści
    Czeka was stryczek. Opamiętajcie się. Wystąpcie z PZPR.
                                                                                 
 ZWON
 Natomiast ulotka skierowana do robotników (także pisana ręcznie) głosiła:
                                                 Ludzie pracy!!!
Nie dajcie się pokonać tyranom w oczach świata i swoich rodaków. Nie bójcie się
garstki łotrów komunistów, którzy od 1945 r. wami sterują. „Solidarność”
zwycięży a wtedy nastąpi rozrachunek społeczny.
        Niech zginie ZSRR z czerwonym knurem Breżniewem na czele.
Niech żyje wolność.
                                   ZWON.[506]
      Wszystkie pisane ręcznie ulotki były przyozdobione rysunkiem małej biało –
czerwonej flagi. Członkowie grupy wykonywali też liczne napisy na ulicach
miasta. Oto treść niektórych z nich:
Wolność dla internowanych
„Solidarność” zwycięży
Precz z reżimem
Solidarność była jest i będzie. Wolność Polsce.
    Na murach członkowie grupy umieszczali także emblemat Polski Walczącej.
Wszystkie napisy podpisane byłe: ZWON[507]. Owi młodzi ludzie organizowali też
akcje obrzucania wydmuszkami z farbą propagandowych plansz i napisów, zwłaszcza
zawartego w nich słowa: ZSRR.[508] Około połowy stycznia ZWON rozkleił po
Brodnicy ulotki  (pisane ręcznie) apelujące o palenie świeczek w oknach na znak
sprzeciwu wobec wprowadzenia stanu wojennego. Akcja palenia świeczek miała się
odbyć 19 – 20 I, 30 I i 31 I 1982 r.
      Czlonkowie ZWON z  wyjątkiem Romana Szmejchela i Marcina Seweryńskiego
zostali aresztowani pod koniec stycznia 1982 r. Rozprawa odbyła się  20 III 1982
r. przed Sądem Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy. Składowi
sędziowskiemu przewodniczył kpt. Zbigniew Bromirski, orzekali także: ppłk
Włodzimierz Baziak i mjr Mikołaj Hozakowski. Oskarżał prokurator wojskowy ppor.
Paweł Ławniczak, który zażądał wyroków od 4 – 6 lat więzienia.[509] Orzeczone
wyroki nie były tak wysokie, ale również drastyczne. Jan Kóż skazany został na 4
lata więzienia, Mieczysław Łaszewski na 3 lata, Marianna Łaszewska na 4 lata,
Włodzimierz Szmejchel na 1 rok, Zbigniew Zieliński na 4 lata więzienia. Roman
Szmejchel ukrywał się przez ponad rok i ostatecznie do więzienia nie trafił.
Marcina Seweryńskiego aresztowano i skazano nieco później na rok więzienia.
Został zwolniony w listopadzie 1982 r.[510] Włodzimierz Szmejchel został
warunkowo zwolniony 12 VIII 1982 r.[511] Zbigniewowi Zielińskiemu Sąd POW
darował resztę kary, po amnestii - 9 VIII 1983 r.[512] Mieczysława Łaszewskiego
wypuszczono 31 V 1983 r. na półroczną przerwę w odbywaniu kary, do więzienia nie
wrócił, gdyż 25 V został warunkowo ułaskawiony przez Radę Państwa, a następnie
objęto go amnestią.[513] Marianna Łaszewska była więziona w  Fordonie,
Grudziądzu i Krzywańcu i znowu w Fordonie. Dnia 2 XII 1982 r. Wojewódzki Sąd
Garnizonowy w Zielonej Górze (przewodniczący kpt. Janusz Lipka) odmówił
udzielenia jej przerwy w karze.[514] W czerwcu 1983 r. Marianna  Łaszewska
wzięła udział w kilkudniowej głodówce więźniarek Fordonu żądających przyznania
im statusu więźnia politycznego.[515] Zwolniono ją na mocy amnestii – 26 VII
1983 r.[516]
    Najbardziej tragiczne były losy Jana Kóża. Dnia 25 V 1983 r. Rada Państwa
odmówiła jego ułaskawienia (pod dokumentem podpisał się jej przewodniczący –
prof. Henryk Jabłoński)[517] Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy
(przew. mjr Zbigniew Bromirski) skrócił mu jedynie na mocy amnestii karę o 2
lata.[518] W rezultacie siedział on w więzieniu w Potulicach, a potem w
Braniewie do końca stycznia 1984 r.[519] O tak surowym potraktowaniu Jana Kóża
zadecydowały zapewne jego powiązania z Konfederacją Polski Niepodległej. Jan Kóz
był szykanowany przez władze więzienne. W Potulicach skazano go na miesiąc
karceru (wraz z Janem Kosem z Gdańska). Po głodówce pozostałych więźniów
politycznych pobyt w izolatce skrócono mu do tygodnia.[520] Władze więzienne
ograniczały też dostarczanie paczek  żywnościowych dla Jana Kóża.[521]
    Dodać trzeba, że w Brodnicy urządzono akcję pomocy dla aresztowanych
członków ZWON. Zbierano dla nich pieniądze, organizowano adwokatów. W
działalność tą angażowali się: Benedykt Banasik, Mieczysław Mosakowski, Hanna
Adamowska, Edward Semeniuk, Tadeusz Łęgowski.[522]
   
8. Powstanie tzw. drugiego garnituru władz toruńskiej „Solidarności”.
 
      Jeszcze 13 XII 1981 r. grupa działaczy „Solidarności”, których nie
internowano, zebrała się na naradę w kościele p.w. Chrystusa Króla na toruńskim
osiedlu Mokre. Niestety na temat  przebiegu tego zebrania nic nie wiemy. Kilku
działaczy „Solidarności” – m. in. Jadwiga Gawarkiewicz, Andrzej Sobkowiak,
Zdzisław Dumowski zebrało się 13 XII 1981 r. w kościele oo. Jezuitów na Rynku
Starego Miasta. Umówili się oni na kolejne zebranie w dniu następnym rano, także
w kościele p.w. Chrystusa Króla. W zebraniu tym wzięło udział ok.  20 osób. Byli
wśród nich m. in. Andrzej Sobkowiak, Andrzej Łoziński, Zdzisław Dumowski,
Jadwiga Gawarkiewicz, Jerzy Mikołajczak. Po pewnym czasie zebrani przenieśli się
do mieszkania Jadwigi Gawarkiewicz przy ul. Chrobrego. Podczas zebrania
wymieniano informacje, próbowano podzielić się zakresem przyszłych działań.
Dyskutowano też na temat konieczności uruchomienia powielacza. Przewodnicząca
„Solidarności” w WSS „Społem”   - Jadwiga Gawarkiewicz załatwiła w 1981 r.
wypożyczenie powielacza, będącego własnością jej firmy dla toruńskiego Zarządu
Regionu. Jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego został on przewieziony do
Komisji Zakładowej przy WSS „Społem”. Teraz był on do dyspozycji. Wkrótce jednak
(16 XII 1981 r.) Jadwiga Gawarkiewicz została aresztowana, a jej koledzy z pracy
(m. in. Jerzy Mikołajczak i Gerard Ziółkowski) powielacz ukryli. Dopiero wiosną
1983 r.  przejął go Wiesław Cichoń i użył do druku podziemnych ulotek i gazetek.
 Warto dodać, że po zebraniu u Jadwigi Gawarkiewicz został zatrzymany na ulicy i
 internowany Andrzej Sobkowiak. Kolejne zebranie odbyło się tego samego dnia (14
XII 1981 r.) w magazynie materiałowym Zarządu Regionu za hotelem „Kosmos”.
Magazyn ten nie był jeszcze zajęty przez milicję. W zebraniu brało udział ponad
dwadzieścia osób: m. in. Kazimierz Noga (Elana), Krzysztof Obremski (UMK), Piotr
Łukaszewski (Elana), Zdzisław Dumowski (redaktor „Wolnego Słowa”), Włodzimierz
Tribus (redaktor „Wolnego Słowa”), Grażyna Słupska („Metron”), Jan Hanasz
(astronom z PAN), Jadwiga Gawarkiewicz (WSS „Społem”), Adam Tomasz Bensch (UMK),
Wiesław Skrzypczyński („Polchem”), Wiesław Olszak („Towimor”), Zbigniew Bobiński
(UMK), Jadwiga Pietrusa („Towimor”), Andrzej Zybertowicz (UMK),  Jerzy Komocki
(Pracownia Astrofizyki Centrum Astronomicznego PAN im. Mikołaja Kopernika w
Toruniu), Stanisław Wielgosz („Elana”), Bożena Bagińska (Pogotowie Opiekuńcze),
Marek Chojecki (Polmozbyt), Władysław Krypel (Geofizyka), Grzegorz Drozdowski
(UMK). Podczas zebrania, odbywającego się w ponurym nastroju i scenerii (prawie
w zupełnej ciemności), przekazano mało pocieszające informacje z zakładów pracy.
Niektórzy zebrani deklarowali potrzebę zorganizowania strajku, inni jednak
uważali, że nie ma szans na skuteczną akcję protestacyjną. Ta ostatnia opinia
przeważyła, zwłaszcza, że ze szczątkowych informacji dobiegających z innych
miejsc wynikało, że strajk generalny nie udał się. Stwierdzono więc, że ze
strajkiem w Regionie Toruńskim na razie należy się wstrzymać. Zebrani, z myślą o
przyszłości,  uznali się jednak za Międzyzakładowy Komitet Strajkowy (MKS).
Stwierdzili też, że należy ratować zasoby materialne związku i organizować
podziemne struktury. Trzeba jednak podkreślić, że narada odbywała się w
atmosferze pewnego chaosu i nerwowości. Pod koniec obrad wybrano kilku
delegatów. Kontynuowali oni naradę w pobliskim Instytucie Matematyki. Zebrani
uznali się tam za tzw. II garnitur kierownictwa związku i na tymczasowego szefa
owego kierownictwa wybrali  Grzegorza Drozdowskiego.[523] MKS w składzie z 14
XII 1981 r. więcej się już nie spotkał, chociaż część działaczy odbywała w
następnych dniach kolejne zebrania w Instytucie Matematyki.[524] W ciągu
następnych    tygodni w większych zakładach pracy Torunia powstawały Tajne
Komisje Zakładowe lub (częściej) na wpół formalne grupy, które rozpoczynały
działalność podziemną. Zazwyczaj tworzyli je działacze związkowi działający
jeszcze w czasie legalnego istnienia związku. Ułatwiało to pracę Służbie
Bezpieczeństwo  i było przyczyną licznych „wpadek” i aresztowań. Aresztowania te
przyspieszyły wymianę kadry i w strukturach podziemnych pojawili się również
ludzie mniej zaangażowani przed 13 XII 1981  r.[525]
    Ów „II garnitur”, wyłoniony w Instytucie Matematyki, zbierał się  
systematycznie  (zazwyczaj raz na tydzień) w mieszkaniach prywatnych. Ważną rolę
w jego pracach odgrywali członkowie owej, omawianej już, grupy Toruń – Mokre:
Kazimierz Noga, Piotr Łukaszeɷski, Stanisław Wielgosz (wszyscy z „Elany”) oraz
Marek Chojecki („Polmozbyt”).  W lutym 1981 r. „II garnitur” przyjął oficjalną
nazwę: Tymczasowe Prezydium Zarządu Regionu. Jego przewodniczącym wybrano
Kazimierza Nogę. Na zebraniu ustalono też rangi innych członków Prezydium.  W
razie aresztowania któregoś z nich osoby znajdujące się niżej w „drabince”
awansowały o jedno miejsce. W ten sposób w razie aresztowania szefa Prezydium na
jego miejsce wchodziła automatycznie osoba z numerem 2. W skład Prezydium
wchodzili:
Kazimierz Noga („Elana”) – nr 1
Marek Chojecki ( „Polmozbyt”) – nr 2
Grzegorz Drozdowski (UMK) – nr 3
Piotr Łukaszewski („Elana”) - nr 4
Zbigniew Leszczyński (UMK) – nr 5
Stanisław Wielgosz („Elana”) – nr 6[526]
     Gdy w styczniu 1982 r. władze więzienne zgodziły się na wizyty rodzin u
uwięzionych w Potulicach, Antoni Stawikowski przekazał przez swoją rodzinę
gryps, w którym stwierdził, że uznaje podziemne władze związku za w pełni
legalne. Oświadczenie to miało na celu zalegitymizowanie tworzącego się tajnego
zarządu regionu toruńskiego oraz zabezpieczenie go przed ewentualnymi
pretensjami do sprawowania władzy ze strony działaczy uwalnianych z obozów
internowań. Pretensje owe mogłyby się stać przyczyną konfliktów i sporów. Poza
tym, zdaniem Stawikowskiego, działacze wypuszczani z obozów powinni przejść
przed przystąpieniem do pracy podziemnej pewną kwarantannę, żeby mogli ocenić
jak mocno są inwigilowani przez funkcjonariuszy SB. Wymagały tego względy
bezpieczeństwa.[527]
      Podział kompetencji członków owego Prezydium był dość skomplikowany i
trudny do ścisłego zrekonstruowania. Kazimierz Noga, oprócz tego, że był
przewodniczącym zajmował się kontaktami z „Elaną”. Piotr Łukaszewski kontaktował
się z  Rejonowym Komitetem Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności, Zwolnionym z
Pracy i ich Rodzinom w Toruniu, dzialającym przy kościele Wniebowzięcia NMP.
Współpracował też przy kolportażu na terenie „Elany”. Grzegorz Drozdowski
odpowiadał za działalność na terenie UMK, pracował też przy zaopatrzeniu i
kolportażu. Głównym koordynatorem kolportażu był Zbigniew Leszczyński. Marek
Chojecki, oprócz tego, że miał utrzymywać kontakty z zagranicą, koordynował
kolportaż ulotek w swoim zakładzie pracy, tzn. w „Polmozbycie”. Stanisław
Wielgosz, z założenia miał być człowiekiem „od wszystkiego”. W praktyce było
jednak tak, że w zależności od potrzeb różni członkowie Prezydium wykonywali
rozmaite zadania. Np. Stanisław Wielgosz z Markiem Chojeckim przetransportowali
z „Toralu” pojemniki z tuszem do drukowania podziemnego pisma Kontra. Zbigniew
Leszczyński  zdobywał wałki do druku. Grzegorz Drozdowski wraz ze Zbigniewem
Leszczyńskim oraz  matematykiem z UMK dr Janem Kwiatkowskim  ukryli w Instytucie
Matematyki UMK ok. 1,5 tony papieru do powielacza.
     Działalność TPZR utrudniał fakt, że część z jego członków była „namierzona”
przez SB. W marcu i kwietniu na zebrania Prezydium przestał uczęszczać Piotr
Łukaszewski, gdyż nie mógł zgubić chodzących za nim esbeków. W jeszcze większe
tarapaty popadł Grzegorz Drozdowski. W nocy z 25/26 II 1982r. esbecja
przeprowadziła rewizję w kilku pokojach w akademiku nr 5[528]. Spośród kilku
studentów zatrzymanych na 48 godzin, jeden  - Mirosław Dembiński otrzymał
sankcję prokuratorską i został aresztowany oraz postawiony w stan oskarżenia. W
jego pokoju znaleziono bowiem materiały do  pisma satyryczno - literackiego,
które zamierzał wydawać. Część materiałów do pisma Dembiński przekazał
Grzegorzowi Drozdowskiemu. W nocy z 25/26 II 1982r. esebcy zrobili także rewizję
w pokoju Drozdowskiego w Hotelu Asystenckim i znaleźli w nim 10 egzemplarzy
TISa. Znaleźli również skrytkę na najwyższej kondygnacji hotelu, w której
przechowywał on m. in. rękopisy Dembińskiego i swoje własne. Drozdowski także
został aresztowany. Umiejętna linia obrony (polegająca na tłumaczeniu, że ulotki
znalazł na klatce schodowej jednego z bloków w Toruniu i aby nie być z nimi
widziany ukrył je we własnym pokoju)  spowodowała, że Drozdowskiego zwolniono 26
III 1982r.[529] Jego praca w TPZR musiała jednak chwilowo ulec zahamowaniu.
     Gorzej potoczyły się losy Mirosława Dembińskiego. Znaleziona u niego
makieta pisemka pod nazwą Nieregularne Pismo Literacko – Satyryczne, wykonana
była na maszynie do pisania, zawierała jednak odręczne notatki Dembińskiego i
miejsca na rysunki. Nakaz jego aresztowania wydał 27 II 1982r. podprokurator
Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Bydgoszczy – ppor. Paweł Ławniczak.
Zarzucił on oskarżonemu, że w okresie do 21 do 25 lutego przechowywał w Domu
Studenckim nr 5 nielegalne pisemko pn. „Nieregularne Pisemko Literacko –
Satyryczne” nr 1 z dnia 20 lutego 1982 r. z zamiarem jego rozpowszechnienia.
Pisemko to zawiera sformułowania lżące i wyszydzające ustrój oraz naczelne
organy PRL. [530]  Dembińskiego umieszczono w areszcie śledczym w Toruniu. 6 III
1982r. Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy w składzie: płk Ryszard
Latos (przewodniczący), ppłk Włodzimierz Baziak (sędzia) i ppor. Jan Lis
(sędzia), odrzucił zażalenie Dembińskiego na zastosowanie tymczasowego
aresztowania.[531] Z kolei wiceprokurator prokuratury Pomorskiego Okręgu
Wojskowego w Bydgoszczy ppłk Czesław Hryncewicz nie uwzględnił wniosku o
rezygnację z trybu doraźnego w śledztwie.[532] Natomiast 5 IV 1982r. ten sam sąd
w składzie: płk Bronisław Korycki (przewodniczący), mjr Mikołaj Mozakowski
(sędzia), ppor. Jan Lis (sędzia) odrzucił wniosek o odstąpienie od trybu
doraźnego.[533]
    Dembiński w śledztwie bronił się twierdząc, że ulotkę znalazł w ubikacji
akademika. Obciążały go jednak własnoręczne notatki na kartce (zatrudniono
grafologa). 27 III 1982r. podprokurator  Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w
Bydgoszczy ppor. Paweł Ławniczak sporządził akt oskarżenia. Stwierdził w nim, że
pisemko, które Dembiński chciał rozpowszechniać zawierało nie tylko
sformułowania lżące i wyszydzające ustrój PRL oraz ustrój socjalistyczny w
szczególności. Pisemko to także zawierało zdania kierowane przeciwko stanowi
wojennemu, agitacje do konspiracyjnej działalności polityczno – społecznej,
sugerujące brak suwerenności państwowej PRL. Co gorsza, zdaniem prokuratora w  
innym miejscu zawarte są sformułowania lżące i wyszydzające Premiera Rządu PRL,
tzn. Wojciecha Jaruzelskiego.[534] Warto dodać, że ten sam prokurator – Paweł
Ławniczak zatrzymał listy Dembińskiego do rodziców i narzeczonej i dołączył je
do akt sprawy, gdyż zawierają treść dotyczącą okoliczności sprawy.[535]
   Błahość sprawy mogłaby wzbudzać wręcz wesołość, gdyby nie fakt, że Mirosław
Dembiński spędził w areszcie prawie 2 miesiące. Zatrudnienie całego sztabu
prokuratorów, sędziów a nawet ekspertów, aby skazać studenta, który sporządził 1
satyryczną ulotkę zakrawa dziś na działanie paranoiczne. System realnego
socjalizmu był nie tylko zbrodniczy i niewydolny. Był też po prostu śmieszny. Na
szczęście sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego odstąpił od trybu doraźnego i 21 IV
1982 r. wydał wyrok -  1 rok w zawieszeniu.[536]
     Wiosną od pracy w TPZR musiał się odsunąć także Marek Chojecki, wynikało to
z przyczyn osobistych.
 
9. Początki Toruńskiego Informatora Solidarności.
 
     Najaktywniejszymi działaczami podziemnej „Solidarności”, którzy jednak zimą
1982 r. nie weszli do władz regionalnych byli: doc. Jan Hanasz, astronom –
wówczas kierownik Pracowni Astrofizyki Centrum Astronomicznego PAN w  Toruniu
oraz Jerzy Komocki, pracownik techniczny tejże pracowni. Ich największym
osiągnięciem było zorganizowanie druku najważniejszego pisma toruńskiej
podziemnej „Solidarności” -  Toruńskiego Informatora Solidarności (TISa).
       Jak pamiętamy jeszcze 13 XII 1981 r. grupa działaczy: Marek Berak, Emilia
Karolewska, Krzysztof Troicki, Andrzej Łoziński spotkała się w salce przy
kościele św. Józefa, a potem w mieszkaniu Krzysztofa Troickiego. Na spotkaniu
napisano odezwę (powieloną na papierze przebitkowym) Do członków „Solidarności”.
Do społeczeństwa miasta Torunia, podpisaną: NSZZ „Solidarność” Regionu
Toruńskiego.[537]
       Dnia 14 XII 1982 r. w Biurze Projektów „Balneoprojekt”, gdzie pracował
inż. Ryszard Konikiewicz odbyło się kolejne zebranie tej grupy w poszerzonym
gronie.  Uczestniczyli w nim oprócz gospodarza także Emilia Karolewska, Andrzej
Łoziński, Leszek Zaleski, Marek Berak, Krzysztof Troicki, Jan Hanasz i Jan
Krezymon (który wkrótce został internowany). Na spotkaniu dyskutowano także na
temat zorganizowania podziemnego pisma regionalnego.[538] Wkrótce za tym poszły
konkretne działania. Po rozbiciu przez milicję siedziby Zarządu Regionu
toruńskiej „Solidarności”, bliżej nieznane osoby (przy udziale Lecha
Różańskiego) przeniosły powielacz, elektryczną maszynę do pisania,  spory zapas
papieru, matryc białkowych  i farby drukarskiej do prywatnego mieszkania w
kamienicy naprzeciwko siedziby „Solidarności”.  Ewakuację tego sprzętu załatwił
Jan Hanasz. Adres mieszkania  wskazał mu Grzegorz Drozdowski. Za najlepszy dzień
do akcji uznano wigilię Bożego Narodzenia. Do transportu wykorzystano samochód
bagażowy  marki żuk, będący własnością Obserwatorium Astronomicznego UMK w
Piwnicach. Sprzęt przykryto dla bezpieczeństwa choinkami.  Żukiem kierował
bliżej nieznany kierowca,  jechał nim też  Jan Hanasz. Powielacz zawieziono do
mieszkania Henryka Mrówczyńskiego, w kamienicy przy ul. Podmurnej, która także
była jego własnością (obecnie znajduje się w niej Wydział Kultury Urzędu
Miejskiego). Błyskawicznego rozładunku dokonali inż. Ryszard Konikiewicz i jego
dwaj synowie: Marek i Krzysztof.[539] Zasługą Krzysztofa było znalezienie lokalu
na drukarnię – Henryk Mrówczyński był jego szkolnym kolegą. Po przywiezieniu
powielacza w błyskawicznym tempie wydrukowano i rozkolportowano pierwszy numer
podziemnego pisma „Solidarności” toruńskiej – Toruński Informator Solidarności z
datą 2 I 1982 r. Zawierał on niewiele informacji, które trudno było jeszcze na
razie zdobywać, większą jego część wypełniał  komentarz do ostatnich wypadków.
Przytoczmy  fragment tekstu wydrukowanego w pierwszym numerze TISa :
     I znów schodzimy do podziemia. Jak nasi ojcowie i dziadowie podejmujemy to
ryzyko i ten ciężar. Wierzymy jednak głęboko, że to już ostatni raz, że polska
rewolucja zapoczątkowana Sierpniem doprowadzi nas do wolności i godności. Nie
godzimy się ze stanem wojennym. Jego ogłoszenie było aktem nielegalnym, podobnie
jak uwięzienie związkowców i brutalne represje wobec ludzi pracy. „Solidarność”
istnieje nadal. Jakiekolwiek próby porozumienia władzy z narodem – a wierzymy,
że nastąpić muszą – są możliwe tylko po odwołaniu stanu wyjątkowego i uwolnieniu
wszystkich uwięzionych. A władza niech pamięta. Zbrodnia przeciwko narodowi nie
będzie ani wybaczona, ani zapomniana. Krew przelana na ulicach miast i w
zakładach pracy oskarża.
    Postaramy się, żeby pismo wychodziło w miarę regularnie. Będziemy informować
w nim o stanie w Polsce i nastrojach na nasz temat  w świecie. Będziemy
zamieszczać krótkie analizy naszej rzeczywistości gospodarczej i politycznej.
Chcemy wreszcie znać i twoje zdanie, czytelniku. Pomyśl, jaki mógłby być i twój
wkład w dzieło wyzwolenia i naprawy Rzeczypospolitej. Nasza przyszłość zależy
przecież od nas samych.[540]
     Druk TISa odbywał się do wiosny 1984 r. głównie w domu Henryka
Mrówczyńskiego. W tym okresie brali w nim udział zazwyczaj Marek i Krzysztof
Konikiewiczowie oraz Henryk Mrówczyński. Ten ostatni zajmował się też
konserwacją powielacza, czyścił go i przemywał benzyną. W 1982 r. sporadycznie
drukował też Jerzy Komocki (osoba niezwykle aktywna w pracy konspiracyjnej w tym
czasie), astronom i informatyk Andrzej Kaczor oraz student prawa Marek Wachnik.
Gdy powielacz się psuł, zastępowano go wałkiem, drukowano wtedy niekiedy w
innych mieszkaniach prywatnych.[541] I tak np. jeden z numerów TISa został
wydrukowany w 1982 r. w mieszkaniu Doroty Zawackiej – Wakarecy.[542]
     W redagowaniu pierwszych numerów TISa uczestniczyli Jan Hanasz i  Roman
Spandowski. Później redaktorem naczelnym został Roman Spandowski, którego
wspomagał Andrzej Kaczor. Redagowali oni TISa do 1984 r. Na drzwiach mieszkania
tego ostatniego znajdowała się skrzynka do której łącznicy (np. z zakładów pracy
Torunia) przynosili karteczki z informacjami. Andrzej Kaczor przepisywał je na
maszynie, a następnie przychodził do niego Roman Spandowski ze swoimi
informacjami i dostarczonymi tekstami publicystycznymi. Pocięte na paski
maszynopisy redaktorzy naklejali na tekturkę, tworząc tzw. makietę pisma. Roman
Spandowski zanosił ją do  do pracującej w PAN Marii Kostrzewy w celu przepisania
na maszynie na matrycy białkowej. Później maszynopisaniem na matrycach zajmowała
się też emerytowana sekretarka z Instytutu Astronomii UMK – Maria Moraczewska.
Następnie Andrzej Kaczor odbierał matrycę i zanosił ją do drukarni przy ul.
Podmurnej. Teksty publicystyczne w pierwszym okresie wydawania „TISa” pisali:
Maria Kostrzewa, studentka polonistyki Krystyna Kuta, Jan Hanasz, Roman
Spandowski. To właśnie autorstwa Spandowskiego były liczne dowcipne komentarze
zamieszczane w TISie.  Z pismem współpracował też ukrywający się nauczyciel –
Leszek Zaleski.[543]
      Pismo ukazywało się w miarę regularnie, w pierwszych latach stanu
wojennego średnio co tydzień lub półtora tygodnia.  I tak w roku 1982 ukazało
się 41 numerów „TISa”, w roku 1983 – 34, w roku 1984 – 41.  Nakład wynosił ok. 2
tys. egzemplarzy.   Dnia  1 V 1982 r. aresztowany został, podczas trwających  w
Toruniu rozruchów Roman Spandowski. Do 30 VI 1982 r. przebywał on w areszcie
oraz w ośrodku internowania w Strzebielinku. Większość prac redakcyjnych
wykonywał w tym okresie Andrzej Kaczor, którego wspomagała w tym żona – Elżbieta
Kaczor. W drukarni w domu Henryka Mrówczyńskiego drukowane były też sporadycznie
niektóre zakładowe pisma toruńskiej „Solidarności” – Solidarność Apator - OBR,
Pogłos („Merintotex”), Motor Odmowy („Polmozbyt”). Zdarzało się też
sporadycznie, że drukowano tam numery drugiego najważniejszego pisma podziemnego
toruńskiej „Solidarności” – Kontry. W domu Mrówczyńskiego drukowano też pismo
zakładowe Elana.[544]
 
10. Powstanie Kontry i  Iskry
 
     Drugim najważniejszym pismem Regionu Toruńskiego, które wychodziło drukiem
już od  stycznia 1982 r. była „Kontra”. Tytuł nawiązywał do łacińskiej sentencji
Contra spem spero. Pierwszy  numer pisma  ukazał się 21 I 1982 r. Redagowali je  
i drukowali trzej ludzie: Michał Wojtczak - asystent w Instytucie Pedagogiki i
Psychologii UMK, Krzysztof Obremski – asystent w Instytucie Filologii Polskiej
UMK oraz Marian Lisowiec – prezes Studenckiej Spółdzielni Pracy „Małgosia”.
Pismo  w założeniu miało profil bardziej publicystyczny niż informacyjny,
drukowało też oficjalne dokumenty podziemnych władz związku. Zamieszczane w nim
artykuły były najczęściej pióra trzech redaktorów pisma. Druk odbywał się na
powielaczu, który Michał Wojtczak (wraz z Maciejem Jagodzińskim) zabrał z domu  
Magdaleny Wyszomirskiej – Głębowicz i Henryka Wyszomirskiego przy ul. Fałata.
Wcześniej Wojtczak odbył  swoiste przeszkolenie w technice druku przeprowadzone
przez działacza toruńskiej „Solidarności” Piotra Hryniewicza. Powielacz
umieszczono najpierw w pomieszczeniach toruńskiej Pracowni Konserwacji Zabytków
przy ul. Rabiańskiej, pod opieką p. Warszewskiego. Michał Wojtczak wydrukował na
nim kilka ulotek – jedna z nich zawierała list prymasa Józefa Glempa do generała
Jaruzelskiego z apelem o zaprzestanie zwalniania z pracy w administracji
państwowej członków „Solidarności”.[545] Potem zaczęto na nim drukować „Kontrę”.
Następnie (do maja 1982 r.) druk odbywał się w magazynach „Małgosi” obok DS – 5.
Drukował wówczas Marian Lisowiec, któremu pomagali pracownicy „Małgosi” –
Krzysztof Faleński i Roman Kabała. Od maja 1982 r. powielacz stał już w domu
Mariana Lisowca, który drukował osobiście, często z pomocą Michała Wojtczaka i
Krzysztofa Obremskiego.[546]  Aby zagłuszyć  pracę maszyny puszczono głośno
muzykę z  (drogocennej wówczas) płyty zespołu Led Zeppelin, która w ten sposób
uległa szybko zniszczeniu. Poszczególni członkowie redakcji mieli też
przydzielone pewne określone obowiązki. Michał Wojtczak  utrzymywał kontakty z  
władzami regionu – Tymczasowym Prezydium Zarządu Regionu, a później z Regionalną
Komisją Wykonawczą. Marian Lisowiec zajmował się zaopatrzeniem i kontaktami ze
strukturami kolportażowymi regionu, a Krzysztof Obremski zorganizował awaryjny
skład i druk pisma, aby w razie wpadki ukazał się chociaż jeden numer. Podziemne
władze regionu toruńskiego dostarczyły maszynę do pisania, papier, matrycę,
farbę drukarską.[547]  Warto dodać, że przed świętami Wielkanocy 1982 r. do
numerów „Kontry” dołączono kartki świąteczne wykonane techniką sitodrukową.
Wiele pracy w ich wykonanie włożył trzeci z braci Wojtczaków – Piotr
Wojtczak.[548]
          Prasę podziemną zaczęto szybko drukować także w Grudziądzu. Jeszcze
zimą 1982 r. ulotki powielane na maszynach do pisania wydawały: Ewa Czarnecka i
Grażyna Brzezińska. Od 1 VI 1982 r. drukowany był w Grudziądzu Biuletyn
Informacyjny Podregionu Grudziądz „Iskra”. Inicjatorem jego wydawania i
redaktorem naczelnym był Janusz Bucholc. Do września  1988 r. ukazało się
kilkadziesiąt numerów tego pisma, odbijanego na powielaczu w postaci 2 stron na
kartce A-4. Druk odbywał się m. in. u teściowej Janusza Bucholca na wsi pod
Grudziądzem i u Małgorzaty Dzwonkowskiej w Łasinie. W wydawanie i kolportaż
Iskry byli zaangażowani m. in. Stanisław Orzeszek, Andrzej Wiśniewski, Roman
Drewiczak, Izabela Wasilewska, Małgorzata Dzwonkowska, Halina Zulewska, Barbara
Jerka, Ewa Czarnecka, Grażyna Brzezińska, Andrzej Kuchmecki, Andrzej
Kurkierewicz, Jerzy Piechowski, Brunon Nagel, Adam Ronowski, Elżbieta Choszcz,
Grzegorz Goliński, Danuta Semler. Ta ostatnia pracowała w Państwowych Zakładach
Gospodarki Zwierzęco – Hodowlanej. Miała dzięki temu kontakty z kierowcami
transportującymi zwierzęta po terenie województwa. Zatrudniała ich więc
dodatkowo do kolportowania Iskry i innych gazetek. [549]
 
 
11. Zorganizowanie siatki kolportażu pism podziemnych.
 
     Osobnego omówienia   wymaga system kolportażu drukowanych pism. Były to
głównie TIS i Kontra oraz gazetki zakładowe. Do kolportażu zorganizowanego przez
TPZR trafiały też w mniejszych ilościach gazetki przywożone z Warszawy (np.
Tygodnik Mazowsze, Tygodnik Wojenny, KOS, CDN) Gdańska (Solidarność, Gdańsk),
Grudziądza (Iskra)  i innych miast oraz drukowane przez podziemny NZS w Toruniu
pismo Jeszcze tym razem.[550] W organizacji kolportażu największe zasługi
położyli: Grzegorz Drozdowski, Zbigniew Leszczyński, Jerzy Komocki, Kazimierz
Noga. Głównym koordynatorem kolportażu do połowy stycznia był Grzegorz
Drozdowski, następnie zaś Zbigniew Leszczyński. Wydrukowane egzemplarze TISa i
Kontry były pakowane w koperty z numerami. Każdy z nich oznaczał odpowiedni
zakład pracy. Następnie drukarze lub osoby zaufane (np.  Jerzy Komocki i Dorota
Hanasz) zanosili je do „głównej skrzynki kontaktowej”. Owa skrzynka na wszelki
wypadek była zmieniana co dwa tygodnie, wyznaczano na nią jednak miejsca mało
bezpieczne. Rolę skrzynki pełnił najpierw wózek dziecięcy stojący na korytarzu
na  IX piętrze w bloku przy ul. Łyskowskiego, obok mieszkania Piotra
Łukaszewskiego. Kolejny punkt odbioru „bibuły” zorganizował Marek Chojecki. Był
to garaż – własność Zbigniewa Świątkowskiego. Następnie skrzynkę przeniesiono do
wózkowni w domu pracownika „Elany” -  Gerarda Münstera, którego zasługą było
zorganizowanie tego punktu. Przez pewien czas bibułę odbierano też z bagażnika
Syrenki Kazimierza Nogi.[551] Do kolportażu wykorzystywano również wskazaną
przez działaczy podziemnego NZS studzienkę w bloku w którym mieszkał działacz
NZS – Grzegorz Górski.[552] Później centralną skrzynką stało się mieszkanie
starszej pani – Marii Łabędzkiej, do której bibułę zanosili organizatorzy tej
skrzynki - Jerzy Komocki i Sylwia Frasunek (obecnie: Komocka), a także Edward
Staszkiewicz i Roman Ryszard Amroziak. Stamtąd zabierali ją kolporterzy z
różnych zakładów pracy. Tam też przywożono „bibułę” z innych ośrodków. Przez
kilka tygodni skrzynka kontaktowa na „bibułę” znajdowała się też w mieszkaniu s.
Bożeny Bieszk.[553] W kolportaż na terenie Torunia zaangażowani byli także m.
in.: Krystyna Makowska, Mariusz Bątkowski, Krzysztof Sobczak, Władysław Krypel.
Ten ostatni zabierał od Marii Łabędzkiej część gazetek swoim samochodem i
dostarczał do dalszego kolportażu do Pawła Buraka (obecne nazwisko: Burak -
Zieliński), Mieczysława Janiszewskiego, państwa Sługockich, p. Daszkiewicza i
in.[554]  Na UMK porcje bibuły zabierał od Marii Łabędzkiej Lech Cacha. Czasami
Marek Konikiewicz przekazywał wydrukowane gazetki na przystankach autobusowych i
stamtąd różne osoby zanosiły je do skrzynki centralnej.[555]
     Kolporterzy zabierali swoje porcje „bibuły” z owych „głównych skrzynek
kontaktowych”. W przypadku pomieszczeń zamkniętych mieli do nich dorobione
klucze. Zimą i wiosną 1982 r. głównym koordynatorem kolportażu gazetek
podziemnych na UMK był adiunkt w Instytucie Biologii Roman Żytkowicz. Później
funkcję tą objął Jerzy Komocki. Sposób kolportażu na uczelni był skomplikowany i
zmieniał się w poszczególnych okresach, stąd precyzyjne jego zrekonstruowanie
nie jest już dzisiaj możliwe. Dwa główne ośrodki kolportażu na UMK to Instytut
Fizyki i Instytut Chemii. Najpierw cała „bibuła” trafiała do Instytutu Fizyki.
Przenosił ją  pracownik techniczny z  Instytutu – Lech Cacha. Przy jej
rozprowadzaniu pracowali m. in. Jerzy Komocki, Jerzy Wieczorek. Dużą  część
„bibuły” zabierała pracowniczka Instytutu Chemii  Dorota Zawacka (obecnie:
Zawacka – Wakarecy), czasem też prof. Jerzy Tomaszewski z tegoż Instytutu. Do
Zawackiej po gazetki przychodzili łącznicy z innych instytutów położonych na
Bielanach. Z Instytutu Fizyki gazetki brali też łącznicy m. in. z Wydziału
Humanistycznego (mgr Bogdan Burdziej – asystent z polonistyki), Wydziału Sztuk
Pięknych (mgr Edmund Wadowski – starszy wykładowca z Instytutu Zabytkoznawstwa i
Konserwatorstwa), Instytutu Matematyki (dr Zbigniew Leszczyński) a także ze
szpitala na Bielanach. W następnych latach  głównym ośrodkiem kolportażowym na
uczelni, do którego ulotki przynoszono prosto ze skrzynki był Instytut Chemii.  
Dorota Zawacka wraz z inna pracowniczką Instytutu Chemii – dr  Barbarą Dejewską
sortowały „bibułę”. Następnie przychodzili po nią łącznicy z różnych Instytutów.
Z Instytutu Biologii był to dr Michał Caputa, a następnie mgr Barbara Grajpel, z
Instytutu Matematyki – dr Zbigniew Leszczyński, dr Jan Kwiatkowski, dr Roman
Kiełpiński. W Bibliotece Głównej „bibułę” kolportowała bardzo ofiarnie mgr Wanda
Perczak. Otrzymywała ją zazwyczaj od mgr Ireny Wróblewskiej z Instytutu Chemii.
Wróblewska przekazywała gazetki także swojemu mężowi – Witoldowi Wróblewskiemu,
który rozprowadzał je na Wydziale Humanistycznym. Dorota Zawacka  dawała też
pisma podziemne  Józefowi Adamczykowi, który kolportował je m. in. we Włocławku.
 Adamczykowi w rozprowadzaniu gazetek pomagał jego syn – Bogusław Adamczyk.
Dodać należy, że  Józef Adamczyk po wyjściu z obozu internowania w Kwidzynie,
bibułę do kolportażu odbierał od Mariana Wojtczaka.[556]
    Prawdopodobnie jeszcze w grudniu 1981 r. na jednym z zebrań przedstawicieli
„Solidarności” z zakładów pracy dzielnicy „Mokre” podjęto sprawę kolportażu
gazetek w „Elanie” i „Apatorze” . Zebranie to, zwołane z inicjatywy Kazimierza
Nogi, odbywało się w mieszkaniu pracownika „Elany”  Mirosława Przyguckiego.
Brali w nim udział: Kazimierz Noga („Elana”), Stanisław Wielgosz („Elana”),
Ryszard Pawełczyk („Apator”), Lech Rafiński („Apator”), Marek Koper („Elana”),
Mieczysław Partyka („Elana”). Ustalono na nim, że głównym kolporterem w „Elanie”
będzie Marek Koper, a  w „Apatorze” Ryszard Pawełczyk. Zastępować ich mieli
odpowiednio: Mieczysław Partyka i Lech Rafiński. Wszystkie osoby obecne na
zebraniu brały następnie udział w kolportowaniu „bibuły” w „Elanie” i
„Apatorze”. W „Elanie” przy kolportażu pracowali także: Piotr Łukaszewski,
Andrzej Lipiński, Jan Drążek, Aleksander Jamroziak, Jan Szmelter, Krzysztof
Dekowski, Gerard Münster, Horst Kozłowski, Andrzej Kowalski, Krzysztof Mróz,
Marian Wiśniewski, Mariusz B̅tkowski,  Hieronim Żórański, Jerzy Wiśniewski,
Zdzisław Kołakowski, Anna Antczak, Henryk Pękała,  Franciszek Baranowski,
Andrzej Zieliński, Sylwia Frasunek, Irena Biała (obecnie: Musielak). Warto
dodać, że przynajmniej dwóch spośród wymienionych działaczy: Hieronim Żórański i
Franciszek Baranowski brało udział w akcjach wywieszania w „Elanie” flag
„Solidarności”.[557] Gazetki, za pośrednictwem Andrzeja Lipińskiego otrzymywał
też do kolportażu Ryszard Siewert z Kowalewa Pomorskiego.[558]  W „Apatorze”
działalność kolportażową podjęły niektóre osoby z przygotowywanego przez
Stanisława Wiśniewskiego „drugiego garnituru” działaczy, do których dołączyło
kilka innych zaufanych osób. Najaktywniejsi działacze z „Apatora” to: Sławomir
Skrzypek, Franciszek Helsztajn, Marian Cerak, Alfred Zakrzewski, Tadeusz
Kwaśniewski, Stanisław Garstecki, Gerard Nowiński,  Wacław Jaroszewicz, Stella
Nawrocka, Grzegorz Białasik, Gerard Nowiński, Zbyszek Rosłaniec, Andrzej
Jałocha, Leon Turalski, Wanda Białasikowa, Stanisław Wiśniewski (po wyjściu z
obozu internowania). Prasę podziemną do zakładu przynosiła  m. in. Mirosława
Wroniecka. TISa i Kontrę odbierała ze skrzynki zorganizowanej przez pracującego
w „Toralu”  Stefana Kamińskiego. W kolportażu na terenie zakładu brał też udział
Antoni Barcikowski.[559] Grzegorz Białasik część gazetek dostarczał za
pośrednictwem swojej matki – Władysławy Białasik kioskarce Gertrudzie Boberek.
Ta zaś wkładała gazetki do egzemplarzy sprzedawanych oficjalnie gazet
codziennych.[560]
      Na terenie „Polmozbytu” rozprowadzaniem „bibuły” zajmował się Marek
Chojecki oraz Edward Strzelecki. Ten ostatni przechowywał też książki z  
zakładowej biblioteki „Solidarności”.[561]
           Do „Geofizyki” pisma przynosiła Hanna Balcerowicz, a rozprowadzali je
m. in. Piotr Borek, Wiesław Piróg, Władysław Krypel, Wanda Balawender – Czynsz,
Jerzy Lassota,  Zdzisław Bociek, Jerzy Kowalski, Ryszard Płocki. Do zakładu tego
docierały też gazetki z Poznania, niektóre z nich były nawet przepisywane
ręcznie.[562]  Piotr Borek przekazywał część gazetek Jerzemu Lassocie, a ten z
kolei swojej żonie Elżbiecie, która rozprowadzała je na terenie „Mery – Obreusa”
wraz z Danutą Smolik i Jagodą Tarasewicz (obecnie: Łuczak). Część „bibuły” Jerzy
Lassota zanosił Jadwidze Gawarkiewicz, która rozprowadzała ją w WSS „Społem” i
przekazywała do innych zakładów pracy. Skrzynka kolportażowa znajdowała się też
w domu Danuty i Józefa Smolików. Danuta Smolik odbierała gazetki od koleżanki z
pracy – Elżbiety Lassoty i zanosiła zaufanym osobom. Józef Smolik rozwoził część
gazetek po wyznaczonych mieszkaniach na Rubinkowie.[563]  Gazetki do Jadwigi
Gawarkiewicz przynosił też Władysław Krypel z „Geofizyki”.[564]
     W „Toralu” kolportażem zajmowali się  Stefan Kamiński, Włodzimierz Sawicki,
Barbara Rutkowska, Andrzej Kozłowski, Andrzej Gesella. Twórcą i koordynatorem
siatki był Stefan Kamiński, który jednak po 1982 r. zajął się drukowaniem w
strukturach regionalnych i ze względów bezpieczeństwa swoją aktywność w „Toralu”
ograniczył. Włodzimierz Sawicki gazetki odbierał od Andrzeja Korpala, dawnego
pracownika „Toralu”.[565]
          W toruńskiej Fabryce Maszyn Budowlanych „Bumar” kolportażem zajmowali
się: Bogusław Perczak i Krzysztof Bereza. Perczak część gazetek otrzymywał od
żony – Wandy, pracującej na UMK.[566]  W „Polchemie” bibułę kolportowali Piotr
Hryniewicz, Gerard Zakrzewski, Wiesław Skrzypczyński,  Kazimierz Maćkowski,
Ryszard Konopnicki.[567]
     W Banku Gospodarki Żywnościowej i w bankach spółdzielczych województwa
gazetki rozprowadzali Jerzy Hrycz i Krystyna Noga.[568]
     Do „Metronu” gazetki przynosili Adam Szandrach, Danuta Wierzejewska,
Urszula Skierkowska i Barbara Jaskuła - Kowalska.  Kolportażem i działalnością
konspiracyjną zajmowali się też: Eugeniusz Świderek, Ryszard Mueller, Krystyna
Szulc, Grażyna Słupska, Andrzej Trombala,  Andrzej Madrak, Tadeusz Olszewski,  
Józef Szczepański, Krzysztof Grygiel, Stefan Rybicki, Roman Henning, Krystyna
Brzeska, Zbigniew Rojko,  Piotr Czubak, Andrzej Żłobecki, Lech  Różański, Hanna
Szewczyk, Janina Rafalska, Zbigniew Rybicki, Wiesław Pabianek,  Ryszard
Rzeczewski, Grażyna Lipiejko, Jan Podlewski, Gabriela Leżańska, Henryk
Wojciechowski, Kazimierz Zagubień. Od Barbary Jaskuły - Kowalskiej paczki z
„bibułą” odbierał do Paweł Burak (nie pracujący w „Metronie”).[569] Paweł Burak
zanosił owe paczki do punktów pomocniczych m. in. w domach u Adama Szandracha,
Hanny Szewczyk (Zawadzkiej), Danuty Wierzejewskiej, Piotra Winiarskiego.[570]
Skrzynka do przekazywania gazetek i książek znajdowała się też w domu Krystyny
Szulc. Większą część z nich odbierał i rozprowadzał Piotr Czubak.[571]
     Osobną grupę kolportażową w „Metronie” tworzyli też Marianna Rygielska i
Roman Berent. Rozprowadzali oni w swoim zakładzie pracy TISa, Solidarność Apator
- OBRUSN, Elanę, Kontrę, a także rozmaite ulotki i teksty satyryczne. Odbierali
je od nich: Adam Pawlus, Zbigniew Rybicki, Kazimierz Zagubień, Roman
Eichhorst.[572] W kolportażu pomagała także instruktorka kulturalno – oświatowa
w hufcu OHP w „Elanie” – Anna Antczak. Marianna Rygielska i Roman Berent zostali
aresztowani 9 IV 1982 r. Romana Berenta w śledztwie  mocno pobito. Annę Antczak
zatrzymano jedynie na ok. 50 godzin, a następnie zwolniono. Prokurator uznał
bowiem, że dowody obciążające ją są zbyt słabe. Próbowano ją potem zwolnić z
pracy, ale w jej obronie stanął ówczesny komendant OHP – Jan Olszewski. Wtedy
kierownictwo „Elany” zredukowało etat i Anna Antczak pozostała bez pracy i bez
mieszkania (straciła pokój w elanowskim hotelu). W zdobyciu zatrudnienia pomogła
jej Maria Nencka – Borowiecka, która też gościła ją przez pewien czas w swoim
mieszkaniu. „Esbecja” zastraszała bowiem ludzi, którzy chcieli wynająć Annie
Antczak pokój.[573]
    Wróćmy jednak do sprawy Marianny Rygielskiej i Romana Berenta. Sąd
Wojewódzki w Toruniu w składzie: Bogdan Sudolski (przewodniczący), Wojciech
Dąbkiewicz, Jerzy Kaźmierczak na rozprawie z 19 III 1982 r. utrzymał w mocy
tymczasowe aresztowanie.[574] W dniach 15 i 17 V 1982 r, odbyła się rozprawa
przed Sądem Wojewódzkim w Toruniu, w składzie: Artur Kujawa (przewodniczący),
Anna Hojło, A. Babiński. Oskarżał prokurator Zygmunt Kołacki.  Mariannę
Rygielską skazano na 2,5 roku więzienia, a Romana Berenta na 1,5 roku
więzienia.[575] Rygielska przebywała w więzieniu w Fordonie oraz Krzywańcu k.
Zielonej Góry. [576]  Po rozprawie w Sądzie Najwyższym jej wyrok zmniejszono o
pół roku (11 VIII 1982 r.)[577] Na wolność wyszła dopiero 28 III 1983 r. w
wyniku ułaskawienia. Swoje przezycia więzienne opisała w zbiorze opowiadań pt.
Kabaret, opublikowanym w Toruniu w 1990 r.[578] Romana Berenta zwolniono
warunkowo w kwietniu 1983 r.[579] Warto dodać, że konspirację w „Metronie”
wspomagała spora ilość osób spoza zakładu, m. in.: Sierdziesława Sadowska, Paweł
Burak, Krzysztof Bunda, Zygmunt Kowalski, Janina Piotrowicz, Janina Prejzner (u
której w domu znajdowała się przez pewien czas „skrzynka” na „bibułę”), Danuta
Rojko, Jadwiga Sawczak – Knihinicka, Danuta Świderek, Aleksandra Turostowska,
Anna Turostowska, Piotr Winiarski.[580]
   Działalność podziemna  niektórych pracowników „Metronu” i osób z nimi
związanych wychodziła daleko poza ich zakład pracy. Brali oni udział w wydawaniu
 przez struktury regionalne ulotek, plakatów, kart świątecznych. Uczestniczyli
też w wydawaniu książek przez „Wydawnictwo Kwadrat”. Piszę o tym na dalszych
stronach tej pracy.[581] Najbardziej aktywnymi uczestnikami owej nieformalnej,
działającej także poza swoim zakładem  pracy, „grupy metronowskiej” byli:
Ryszard Mueller, Paweł Burak, Barbara Jaskuła – Kowalska, Adam Szandrach,
Grażyna Słupska, Krzysztof Grygiel, Zdzisław Dumowski, Eugeniusz Świderek, Hanna
Szewczyk (Zawadzka), Tadeusz Olszewski, Andrzej Trombala, Urszula Skierkowska,
Lech Różański, Aleksandra Turostowska, Danuta Wierzejewska, Czesław Gołaszewski,
Kazimierz Zagubień.[582] „Grupa metronowska” organizowała też pomoc dla
aresztowanych, internowanych i ich rodzin.
     W „Merinotexie” kolportażem zajmowali się m. in. Krzysztof Żabiński, Karol
Wakarecy, Ignacy Dudojć, Marek i Wiesław Szubrychowie, Marianna Kosicka, Roman
Klonowski, Józef Skrzek, Jan Olszewski, Stanisław Śmigiel, Remigiusz Stasiak,  
Stefan Hoga, Adamina Szywińska, Andrzej Góralski.[583] Ten ostatni współpracował
przy kolportażu z pracownikiem „Elany” Janem Szmelterem.[584] Natomiast Karol
Wakarecy dostarczał gazetki i książki wydawnictw podziemnych do kolportażu
innemu pracownikowi „Elany” – Zdzisławowi Kołakowskiemu.[585] W
przedsiębiorstwie „Balneoprojekt” skrytkę z „bibułą” prowadził Andrzej Łoziński.
Odbierał on gazetki od Władysława Krypla i kolportował wśród zaufanych osób.
Część bibuły przejmował od niego Jacek Wasilewski i rozprowadzał w
przedsiębiorstwie „Miastoprojekt”.[586] Przy kolportażu z Andrzejem Łozińskim
współpracował też Kazimierz Kozłowski.[587]
   W Ośrodku Badawczo - Rozwojowym „Metalchem” gazetki „Solidarności”
rozprowadzali: Bogdan Gorywoda, Roman Półtorak i Henryk Beszczyński.[588]
     W „Towimorze” przynajmniej od wiosny 1983 r. głównym kolporterem był Edmund
Szarszewski, który co czwartek dostawał od Mariusza Bątkowskiego (pracownika
„Elany”) paczki z gazetkami (TIS, Kontra, Tygodnik Mazowsze). Następnie gazetki
te rozprowadzali: Wiesława Kopeć, Witold Sikorski, Tadeusz Krzymiński, Stanisław
Klein, Adolf Liebersbach,  Elżbieta Szarszewska, Alicja Banasik. Edmund
Szarszewski przekazywał część gazetek Krystynie Makowskiej, która pracowała w
Książnicy Miejskiej w Toruniu. Makowska kolportowała je zapewne w swoim
środowisku zawodowym. Adolf Liebersbach zajmował się zbieraniem składek
związkowych w „Towimorze”.[589] W dniach  9 i 10 III 1984 r aresztowani zostali:
Krystyna Makowska,  Adolf Liebersbach, Edmund Szarszewski, Witold Sikorski,
Tadeusz Krzymiński. Dnia 15 III 1984 r. aresztowano Mariusza Bątkowskiego.[590]
Stanisława Kleina i Wiesławę Kopeć oddano pod nadzór MO.[591] Wszystkich
oskarżono o kolportaż nielegalnych pism. Dnia 29 III 1984 r. zwolniono z aresztu
Tadeusza Krzymińskiego i Adolfa Liebersbacha,   30 IV 1984 r. Mariusza
Bątkowskiego, a 7 V 1984 r. Witolda Sikorskiego. Dnia 25 VII 1984 r. sprawa
została umorzona na mocy amnestii, wtedy też zwolniono Krystynę Makowską i
Edmunda Szarszewskiego.[592] Dodajmy, że w ramach śledztwa dotyczącego tej
sprawy na 48 godzin zatrzymano pracownika UMK Lecha Cachę, przeprowadzono też  
rewizję u Pawła Buraka.[593]
     Od Jadwigi Gawarkiewicz paczki z TISem, Kontrą i innymi gazetkami
przejmowała też pielęgniarka Bożena Bagińska. Następnie były one kolportowane w
przychodniach i szpitalach. W kolportażu brał też udział mąż Bożeny Bagińskiej -
 Kazimierz Bagiński oraz dwaj synowie – Sławomir i Maciej.[594] W Wojewódzkim
Szpitalu Zespolonym na Bielanach w kolportażu ulotek brali udział: Krystyna
Sienkiewicz,  Mirosława Gąsiorowska, Jadwiga Łapacz, Andrzej Wiśniewski, Henryka
Frost, Wiesława Woronowicz, Krzysztof Szachta, Artur Morawski.[595] W Szpitalu
Miejskim przy ul. Batorego w kolportażu gazetek brała udział Anna Turostowska,
Janina Krajewska, Danuta Świderek, dr Andrzej Kędzierski.[596] W szpitalu
dziecięcym ulotki i pisemka dostarczał pracownikom dr Wiesław Wojciechowski.
Gazetki  wśród pracowników służby zdrowia kolportowała też Maria Nencka –
Borowiecka, psycholog zatrudniona w Wojewódzkiej Poradni Zdrowia Psychicznego.
Otrzymywała ona paczki z „bibułą” od Sylwii Frasunek z „Elany”. Jako skrytka
służyła początkowo dziura pod ławkami w kościele Wniebowzięcia NMP w Toruniu. Od
Marii Nenckiej – Borowieckiej ulotki i gazetki trafiały do szkół średnich
Torunia, za pośrednictwem licznie odwiedzającej jej mieszkanie młodzieży. W LO
nr 4 gazetki kolportowała m. in. uczennica tej szkoły Renata Borowiecka. Od
Marii Nenckiej – Borowieckiej gazetki i książki wydawnictw podziemnych
przenosiły i przechowywały siostry Elżbietanki z Domu Pomocy Społecznej dla
Dzieci Upośledzonych w Grabiu i z domu zakonnego przy ul Żeglarskiej w
Toruniu.[597] W środowisku oświaty „bibułę” kolportowali też zaangażowani w
pracę podziemną nauczyciele - m. in.: Teresa Wilczyńska, Jadwiga Czajkowska,
Krystyna Jóźwiak,  Władysław Sawrycki,  Jadwiga Kożuchowska, Maria Wronecka
(obecnie: Hornowska), Kazimierz Kutyła, Janusz Bochenek.[598] Ten ostatni
przywoził z Warszawy lub odbierał w Toruniu od kolportera Tygodnik Wojenny,
czasem także  Tygodnik Mazowsze.[599]   Wśród kolejarzy kolportażem zajmowali
się m. in.: Stanisław Neumann, Zbigniew Smykowski, Jan Suchecki.[600]
     Do Chełmna gazetki woził z Torunia Romuald Malinowski. W ich kolportażu
brali udział m. in. Edwin Orłowicz i Wojciech Lampkowski (w Fabryce Akcesoriów
Meblowych) oraz Elżbieta Michalak.[601]
       W 1982 r. ulotki były kolportowane także na budowie „Elektrociepłowni” w
Toruniu, Toruńskich Zakładach Przemysłu Odzieżowego „Torpo”,  Pomorskiej Odlewni
i Emalierni w Grudziądzu, Pomorskich Zakładach Urządzeń Okrętowych „Warma”,
Grudziądzkich Zakładach Przemysłu Gumowego „Stomil”,  Fabryce Maszyn Rolniczych
„Agromet – Unia” w Grudziądzu, Zakładach Przetwórstwa Owocowo - Warzywnego w
Łasinie.[602]
    Do Grudziądza  gazetki z Torunia zabierał często Andrzej Wiśniewski, gdzie
były kolportowane w dużych zakładach pracy („Warma”, POiE, „Stomil”), a także
wożone  do Łasina. Natomiast do Wąbrzeźna  gazetki dostarczał Bogdan Koszuta. W
kolportażu  na terenie miasteczka wspomagali go: Barbara Stachurska, Jerzy
Kowalik, Andrzej Ołtarzewski.  Do Brodnicy gazetki woził nauczyciel Tadeusz
Gutkowski. Kolportował je w środowisku nauczycielskim, a przez Edwarda Semeniuka
także w zakładach „Polmo”. W zakładach „Polmo”, oprócz Semeniuka koloprtażem
zajmowali się także: Benedykt Banasik, Mieczysław Piotrowski, Adam Raczyński.
Semeniuk niekiedy sam przywoził „bibułę” z Torunia. Odbierał ją na hasło z
mieszkania przy ul. Łyskowskiego.[603] Także pracowniczka toruńskiego „Apatora”
– Mirosława Wroniecka  woziła  niekiedy „bibułę” dla  Tadeusza Gutkowskiego do
Brodnicy. Do Golubia - Dobrzynia gazetki wozili początkowo Bogdan Jędrzejewski
oraz Czesław Pudliński i Mieczysław Pudliński. Później zajmował się tym
systematycznie Tadeusz Szynkiewicz, od 1984 r. odbierający „bibułę” z Torunia
dzięki kontaktom z  Leszkiem Zaleskim. Niekiedy po „bibułę” jeździł też Jerzy
Nadolski. Przy kolportażu na terenie miasta brali nadal udział nauczyciele:
Edward Dembicki, Maria Dembicka (za ich pośrednictwem „bibuła” trafiała m. in do
szkół), Ryszard Janowski, Marian Lewandowski i Jerzy Nadolski. Szynkiewicz
zawoził też gazetki do Ciechocina, gdzie ich kolportowaniem zajmowali się Henryk
Kubacki i Stanisław Kończalski (dawny działacz mikołajczykowskiego PSL).
Dostarczali oni ową „bibułę” także rolnikom z 9 okolicznych wiosek.[604] Ryszard
Janowski zawoził „bibułę” do Kowalewa Pomorskiego, gdzie miał stałych odbiorców
solidarnościowych gazetek (m. in. Stanisław Grembocki i p. Furmańska).[605] Do
wymienionych miast Regionu Toruńskiego transporty bibuły zawozili też czasem
Leszek Zaleski (od 1984 r. koordynator kolportażu regionalnego) oraz Irena
Kotwicka.[606]
   Chełmża miała słabe kontakty z toruńskimi strukturami regionalnymi.
Kolportażem zajmowali się tam m. in.: Tomasz Zieliński, Antoni Łapczyński,
Wojciech Kręciszewski,  Paweł Górzyński, Wacław Przybytek.[607]
     Według ankiety przeprowadzonej przez władze regionalne, spośród 200
przebadanych osób, głównie z wielkich zakładów pracy Torunia  - 99% stykało się
z gazetkami podziemnymi.[608] Świadczyło to o dobrze zorganizowanym kolportażu,
nawet zważywszy na nie do końca ścisły (w warunkach podziemnych) wynik ankiety.
 
12. „Solidarność” w zakładach pracy Regionu Toruńskiego. Struktury podziemne w
podregionach.  
 
     
     W większości zakładów pracy Torunia i Regionu  nie było w istocie Tajnych
Komisji Zakładowych. Działały po prostu grupy ludzi, tworzących struktury
nieformalne. W pierwszym okresie stanu wojennego byli to często ludzie nie
będący w okresie legalnej „Solidarności” zbyt eksponowani. Dlatego też uniknęli
internowania. Z czasem dołączali do nich działacze wypuszczani z obozów
internowania. Warto  zaznaczyć, że osoby, które w czasach legalnej
„Solidarności” należały do Komisji Zakładowych posiadały zazwyczaj duży
autorytet i kierowały działalnością podziemną. Jako, że najważniejszym przejawem
działalności podziemnej w zakładach pracy był kolportaż pism regionalnych i
ogólnopolskich, najaktywniejsi działacze to wymienieni w podrozdziale poprzednim
kolporterzy „bibuły”. W niektórych zakładach pracy istniały jednak
sformalizowane struktury podziemne. W „Elanie”  nosiły one nazwę: Tajna Komisja
Zakładowa i Zakładowy Komitet Strajkowy.  Tajna Komisja Zakładowa (TKZ) istniała
np.  w „Geofizyce”. W jej skład wchodzili: Zbigniew Warta, Ryszard Płocki,
Zdzisław Bociek, Hanna Balcerowicz, Piotr Borek, Kazimierz Kranz, Wiesław Piróg,
a po wyjściu z obozu internowania w lutym 1982 r. także Andrzej Radwański. Od
1983 r. w skład TKZ wchodził także jeden z najaktywniejszych działaczy w
„Geofizyce” Jerzy Lassota.[609] Bardzo aktywny był też Władysław Krypel. W
„Bumarze” w skład TKZ wchodzili: Marian Działowski (przewodniczący), Krzysztof
Bereza i Bogusław Perczak.[610]
     Działacze podziemnej „Solidarności” zdawali sobie sprawę z ogromnych
korzyści, jakie przynosi Związkowi wydawanie  gazetek w różnych zakładach pracy
i środowiskach. Na początku stanu wojennego, nakładem podziemnego Tygodnika
Wojennego, ukazała się broszura podpisana pseudonimem „Delta” pt. Wojna
pozycyjna. Zawierała ona szereg porad dla podziemnych związkowców, dotyczących
metod i form działania. W broszurze (która była szeroko kolportowana, także w
Regionie Toruńskim) podkreślano, że  przekazywanie informacji jest podstawowym  
warunkiem istnienia i działania „Solidarności”. W rozdzialiku dotyczącym   prasy
anonimowy autor powołał  się dowcipnie na wypowiedź... Włodzimierza  Lenina:
     Warto pamiętać o opinii... Lenina, że gazeta to nie tylko zbiorowy
informator i zbiorowy propagandysta, lecz również organizator. Stały krąg
odbiorców gazety tworzy zespół ludzi posiadających te same informacje, zbliżone
poglądy, a dalej związanych z ośrodkiem, który gazetę wydaje.[...][611]
     W Regionie Toruńskim podziemne pisma zakładowe wychodziły oczywiście w tych
zakładach, gdzie struktury konspiracyjne były najlepiej zorganizowane. Pierwsze,
już od  stycznia 1982 r. zaczęło wychodzić w „Elanie”. Nazwano je po prostu –
Elana. Rocznie ukazywało się kilka jego numerów. Pismo pisało o okolicznościach
szykan wobec pracowników, podawało nazwiska konfidentów i etatowych esbeków
zajmujących się „Elaną”, rozpracowywało kulisy działalności dyrekcji i
zakładowej organizacji partyjnej. Nie brakowało w nim też publicystyki na tematy
toruńskie i ogólnopolskie. Elana drukowana była zazwyczaj przez drukarnię
powielającą Toruński Informator Solidarności. W jej redagowaniu brali udział m.
in.: Mariusz Bątkowski, Sylwia Frasunek (obecnie: Komocka), Irena Biała
(obecnie: Musielak).[612] Dnia 23 III 1982 r. ukazał się pierwszy numer pisma
„Solidarności” w „Merinotexie” – Pogłos. Wydrukowano go na ramce, jakość  druku
była początkowo nienajlepsza. Pierwszy numer gazetki przygotowali: Krzysztof  
Żabiński, Zygfryd Borucki, Karol Wakarecy i Ignacy Dudojć. Kilka dni po ukazaniu
się tego numeru internowany został Krzysztof Żabiński, a w lipcu  także Ignacy
Dudojć i Zygfryd Borucki. Ciężar  redagowania i  drukowania pisma spadł na
Karola Wakarecego. W druku pomagał mu Sławomir Kozianowski. Przejściowo związek
z drukowaniem Pogłosu mieli też Wiesław i Marek Szubrychowie. Nieco później z
Karolem Wakarecym w druku uczestniczył też Stefan Hoga. Wszechstronnej pomocy
przy wydawaniu Pogłosu udzielał  Stanisław Śmigiel (po zwolnieniu z
internowania), matryce przygotowywał Leszek Zejfert,  a redaktorem naczelnym
pisma został  Andrzej Churski. Drukowano m. in. mieszkaniu Wiesława i Ryszarda
Paradowskich. Później Pogłos był drukowany na małym offsecie dostarczonym przez
członka TKK Bogdana Borusewicza.[613] Od wiosny 1982 r. ukazywało się także
pismo zakładowe Solidarność Apator – OBRUSN, wydawane wspólnie przez dzialaczy
„Apatora” i  Ośrodka Badawczo – Rozwojowy Urządzeń Sterowania Napędów (OBRUSN).
Jego głównym redaktorem był Sławomir Skrzypek. Pismo drukowane było w
Ciechocinku, w domu Mariana Ceraka. Następnie córka  Stanisława Wiśniewskiego –
Barbara Wiśniewska zawoziła nakład do Wacława Jaroszewicza, który wraz z dwoma
kolegami wnosił gazetki do zakładu. Wydawcy podpisywali apele i oświadczenia w
piśmie początkowo jako „Zakładowy Komitet Strajkowy”, a później jako „Tajna
Komisja Zakładowa”. [614]  W 1982 r. ukazał się też jeden numer Toralu. Wydał
go, pracujący w tym zakładzie Włodzimierz Sawicki, sprawą druku zajął się Stefan
Kamiński.[615] W następnych latach wydawano także pisma zakładowe: Motor Odmowy
w „Polmozbycie”, Głos Metalchemu w „Metalchemie”,  Geofon w „Geofizyce”. To
ostatnie pismo ukazujące się od 1984 r. było najlepszym i najbardziej
systematycznie wydawym zakładowym pismem podziemnym w Toruniu.
     Zastanawia niewielka aktywność „Solidarności” w stanie wojennym w
niektórych dużych zakładach pracy Torunia. Uwaga ta dotyczy np. „Polmosu”,
Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych, Fabryki Cukierniczej „Kopernik”,
Zakładów Mięsnych. Wynikała ona być może ze wzmożonej kontroli pracowników tych
zakładów, produkujących deficytowe wówczas towary rynkowe. Kontrola ta
utrudniała np. kolportaż „bibuły”.
         Tajne Komisje Zakładowe istniały też w 3 zakładach pracy w Grudziądzu.
W Pomorskiej Odlewni i Emalierni (POiE) najaktywniejszymi działaczami byli:
Jerzy Piechowski, Grzegorz Szeferski, Brunon Nagel, Elżbieta Choszcz, Ryszard
Depczyński. Oprócz kolportażu Iskry i gazetek toruńskich wydawali oni także
swoje ulotki informacyjne. W „Warmie” aktywnymi działaczami byli: Józef  Zimmer,
Henryk Falkowski, Roman Drewiczak, Stanisław Orzeszek,  Janusz Bucholc. Także i
tutaj zajmowano się kolportażem i wydawano ulotki zakładowe. W „Stomilu” pracą
podziemną zajmowali się m. in.  Zbigniew Zelmański, Hanna Malanowska, Grażyna
Brzezińska, Renata Stręk, Kazimierz Kowalewski, Mirosław Marchlewski. [616]
Także w Grudziądzu powstały ponadzakładowe struktury „Solidarności”. Wraz z
pierwszym numerem Iskry ogłoszono powstanie Tymczasowego Prezydium Podregionu
Grudziądz.[617] W październiku 1982 r. zastąpiło je Prezydium Tymczasowej
Miejskiej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”. Koordynowało ono
działalność podziemną i akcje protestacyjne w tym mieście i w jego okolicach. W  
skład tego ciała wchodzili: Janusz Bucholc (przewodniczący), Grażyna Brzezińska,
Ewa Czarnecka, Małgorzata Dzwonkowska (z Łasina), Andrzej Kurkierewicz,
Stanisław Orzeszek, Jerzy Piechowski, Andrzej Wiśniewski, Halina Zulewska,
Elżbieta Choszcz (do 1985 r.), Roman Drewiczak (do 1985 r.). W 1988 r. do składu
Prezydium zostali dokooptowani: Jerzy Frankowski, Grzegorz Goliński, Jerzy
Przybylski.[618]
    Przez pierwsze dwa miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego zbierały się,
zazwyczaj w w salce przy kościele oo. franciszkanów (dzięki uprzejmości o.
Mieczysława – Alfonsa Pierzkowskiego), władze Podregionu Brodnickiego
„Solidarności” – m. in.: Tadeusz Gutkowski, Edward Semeniuk, Adam Olszewski,
Aleksandra Warmińska, Mieczysław Mosakowski, Tadeusz Łęgowski, Janusz (Michał)
Zieleniewski, Hanna Adamowska, Antonina (Barbara) Litwińska. Potem jednak
zaprzestano tego.[619]
     Podziemną „Solidarnością” w Wąbrzeźnie kierował Bogdan Koszuta. Utrzymywał
on systematyczne kontakty z Leszkiem Zaleskim (po objęciu przez tego ostatniego
obowiązków osoby odpowiedzialnej za kontakty z podregionami) Od jesieni 1982 r.
Bogdan Koszuta wraz z gronem współpracowników zaczął wydawać Wąbrzeski
Informator Solidarności. Drukowany był on na powielaczu spirytusowym, jedynie
jeden numer wydrukowano na kserografie. Zorganizował to pracownik Zakładów
Tworzyw Sztucznych „Erg” – Ryszard Sas. W sumie w latach 1982 - 1983 wyszły co
najmniej 4 numery Wąbrzeskiego Informatora Solidarności. Dla zmylenia SB miały
one fikcyjną numerację. I rzeczywiście funkcjonariusze SB z Wąbrzeźna mieli
ponoć duże kłopoty, gdy ich zwierzchnicy domagali się dostarczenia niektórych
poprzednich  numerów  Informatora. A one po prostu nie istniały.[620]
   W Golubiu – Dobrzyniu nie było formalnych struktur ponadzakładowych
„Solidarności”. Jak pamiętamy jeszcze w grudniu ulotki na powielaczu zaczęli tam
drukować: Tadeusz Szynkiewicz,  Barbara Filarecka, Bogdan Zwierzchowski. Grupa
ta kontynuowała swoją działalność przez cały rok 1982 r. Oprócz ulotek wydawali
także Biuletyn Informacyjny. Ukazało się jego 5 – 7 numerów. W kolportażu ulotek
i Biuletynu brały udział te same osoby, które kolportowały „bibułę” z
Torunia.[621] Teksty do biuletynu pisali m. in. Edward Dembicki i Bożena
Dembicka.[622] W 1983 r. w pracę konspiracyjną w Golubiu – Dobrzyniu włączył się
Jerzy Nadolski. Przebywał on wcześniej kilka lat na Śląsku i w Krakowie. Po 13
XII 1981 r. był on jednym z przywódców strajku w Hucie Katowice. Szczęśliwym
trafem uniknął aresztowania. W dniu 31 VIII 1982 r., podczas wielkiej
manifestacji w Katowicach był noszony przez robotników na rękach z flagą
„Solidarności”. Został za to aresztowany i skazany na 3 lata i 6 miesięcy
więzienia. Wypuszczony w marcu 1983 r. powrócił do rodzinnego Golubia –
Dobrzynia i po pewnym czasie został zatrudniony w Fermbecie. W zakładzie tym
kolportował przez następne lata własnoręcznie drukowane ulotki. Część z nich
powielał u znajomego – Andrzeja Kopacza z Lisewa. Jak pamiętamy Jerzy Nadolski
współpracował też z grupą Tadeusza Szynkiewicza, m. in. przywoził ulotki z
Torunia.[623]  
     Należy jednak dodać, że w małych miejscowościach Regionu, a także w małych
zakładach Torunia, działalnością podziemną w zakładach pracy zajmowały się
niekiedy tylko pojedyncze osoby. W mniejszych skupiskach ludzi konspiracja była
bowiem bardzo utrudniona.
     Ważnym przejawem działalności podziemnej „Solidarności” w zakładach pracy
było zbieranie składek. Pod tym względem Region Toruński był dość wyjątkowy w
Polsce, a fakt sprawnego zbierania składek budził podziw na zebraniach TKK.[624]
Składki były częściowo odprowadzane do władz regionalnych, częściowo zaś
wykorzystywane do wypłacania statutowych zapomóg. Ze składek pomagano także
rodzinom internowanych i aresztowanych działaczy w poszczególnych zakładach
pracy. Na UMK, ze składek wypłacano także zapomogi rodzinom uwięzionych
studentów. Np. po aresztowaniu studenta historii Andrzeja Ryby za kolportaż
„bibuły” dr Urszula Wencel, zbierająca składki w Instytucie Historii i
Archiwistyki regularnie przekazywała jego żonie Jolancie po 2 tys. zł
miesięcznie.[625] Składki zbierano także w podregionach, np. w Golubiu –
Dobrzyniu.[626]
     W większości dużych zakładów pracy funkcjonowały biblioteki wydawnictw
niezależnych. Wywodziły się one z bibliotek zorganizowanych jeszcze w czasie
legalnej „Solidarności”, były jednak systematycznie uzupełniane o książki nowe.
W „Elanie” istniały nawet biblioteki na poszczególnych wydziałach, do których
książki systematycznie dostarczała Irena Biała (obecnie: Musielak).[627] Ona też
kierowała dobrze zorganizowaną biblioteką międzyzakładową. Funkcjonowanie tej
biblioteki omówimy nieco dalej.[628]  W „Apatorze” bibliotekę prowadził Jerzy
Chudański[629].  Biblioteka „Metronu” znajdowała się w mieszkaniach Barbary
Jaskuły – Kowalskiej i Pawła Buraka. Po utracie części zbiorów podczas
przeszukania w domu Pawła Buraka w maju 1983 r., pozostałe książki przekazano na
przechowanie Alicji (nazwisko nie znane) mieszkającej przy ul. Jeśmanowicza.
Wypożyczaniem tych książek zajmowała się Janina Rafalska[630]. Część biblioteki
„Solidarności” nauczycielskiej, wraz z dokumentami tejże „Solidarności” ocalili
w pierwszych dniach stanu wojennego Ryszard Grzywiński i Edward Wilkirski.
Większa część biblioteki była jednak zabezpieczona już przed stanem wojennym u
doc. Teresy Friedel z UMK i jej siostry Jadwigi, polonistki pracującej w Centrum
Kształcenia Ustawicznego. Biblioteka została następnie rozparcelowana i
znajdowała się u kilku osób: Krytyny Karpińskiej (Jóźwiak), Leszka Zaleskiego,
Anny Kowalskiej Jadwigi Czajkowskiej, później u Stanisławy i Władysława
Sawryckich, a następnie u Krystyny Bohr.[631]
     Działacze „Solidarności” w zakładach pracy przeprowadzali rozmaite akcje
protestacyjne na wezwanie TPZR (a później Regionalnej Komisji Wykonawczej),
czasem także z własnej inicjatywy.
      W Toruniu istniały pewne struktury „branżowe” podziemnej „Solidarności”.  
W pierwszych miesiącach stanu wojennego Leszek Zaleski, Janusz Bochenek i Zenon
Pilecki założyli Komitet Solidarności Oświaty. Rozwiązali go jesienią 1982 r.,
po nawiązaniu kontaktu z Tajną Komisją Oświaty, która w międzyczasie rozpoczęła
działalność organizacyjną w tym środowisku zawodowym. Janusz Bochenek stał się
wówczas jednym z członków tej Komisji, która zmieniła zresztą nazwę na Tajną
Komisję Zakładową „Solidarności Nauczycielskiej”.[632] W jej skład wchodzili:
Jadwiga Czajkowska, Kazimierz Kutyła (przewodniczący), Janusz Bochenek,  Jadwiga
Kożuchowska, Władysław Sawrycki, Halina Rudomino, Teresa i Andrzej Wilczyńscy,
Krystyna Karpińska (obecnie: Jóźwiak). W pracach „Solidarności” nauczycielskiej
aktywny udział brali także: p. Jędraszkowie, Regina Głowacka, Zofia Pukrop,
Henryk Wróbel, Edward Wilkirski, Maria Madrak, Maria Wronecka (obecnie:
Hornowska), Irena Kotwicka, Maria Musiał, Ryszard Grzywiński, Kamilla Pruska. Z
„Solidarnością Nauczycielską” aktywnie współpracowała, przechowując „bibułę” i
pomagając w nawiązywaniu kontaktów – Magda Łubieńska. Oprócz prowadzenia
biblioteki, nauczyciele w ramach tej struktury wymieniali informacje,
kolportowali gazetki, zbierali składki. Część pieniędzy przekazywano na
podziemny Fundusz Oświaty Niezależnej. Funkcje skarbnika spełniał Henryk
Chachowski. Teresa i Andrzej Wilczyńscy zaopatrywali środowisko nauczycielskie w
gazetki i książki, które przywozili z Warszawy. Regularnie dostarczali zwłaszcza
Tygodnik Mazowsze. Część przywożonej przez niech prasy i książek rozprowadzał
Henryk Wróbel, od którego  Tadeusz Szynkiewicz - „Adam” zabierał część „bibuły”
do Golubia – Dobrzynia. Gazetki drukowane w Toruniu – TISa, Kontrę, Tygodnik
Wojenny i in. rozprowadzała wśród nauczycieli m. in. Maria Wronecka. Odbierała
je regularnie od Ryszarda Konikiewicza. Gazetki regionalne odbierała też dla
szkół raz w tygodniu Teresa Wilczyńska ze „skrzynki centralnej”  u malarza
Edwarda Muszyńskiego w mieszkaniu przy ul. Danielewskiego.  Książki wydawnictw
niezależnych kolportował  też Władysław Sawrycki, który odbierał je od Wandy
Perczak z Biblioteki Głównej UMK.[633]
    Nauczyciele włączali się w akcję bojkotu wyborów do sejmu wyznaczonych na 18
X 1985 r. Brali m. in. udział w rozlepianiu na Starym Mieście nalepek
wzywających do bojkotu wyborów. Duża ilość nauczycieli uczestniczyła w akcji
liczenia frekwencji podczas wyborów do sejmu i rad narodowych, zorganizowanej
przez „Solidarność”.[634]
     Działacze „Solidarności Nauczycielskiej” zbierali też pieniądze i produkty
żywnościowe dla internowanych i dostarczali je do ośrodka charytatywnego przy
kościele Wniebowzięcia NMP.[635]
     Tajna Komisja Nauczycielska zamieszczała też w TISie artykuły na tematy
oświatowe. W roku 1986  Komisja zredagowała z okazji zakończenia roku szkolnego
specjalny numer TISa, w którym złożyła także wszystkim  nauczycielom życzenia
spokojnego wypoczynku.[636] Dzięki staraniom Andrzeja Wilczyńskiego 14 X 1983 r.
ukazała się dwustronicowa Jednodniówka z okazji Dnia Nauczyciela. Następnie
ukazały się jeszcze 2 numery pisma pod nieco zmienionym tytułem – Jednodniówka
Nauczycielska (4 strony objętości), ale tylko pierwszy z ich z 14 X 1983 r.
trafił do rozpowszechniania. Pismo drukowane było przez struktury RKW.[637] Dnia
1 IV 1989 r. ukazał się dodatek do Przeglądu Pomorskiego pt. KO=Nokaut z
podtytułem: Kultura. Oświata. Poświęcony był on głównie tragicznej sytuacji
polskiego szkolnictwa.[638]
     Wspomnieć też trzeba o prowadzonym od 1982 r. przez ks. Krzysztofa
Stanowicza Duszpasterstwie Nauczycieli w Toruniu. Co miesiąc w kaplicy szkolnej
kościoła oo. redemptorystów odprawiana była msza święta gromadząca dużą ilość
nauczycieli. Dawała ona dodatkowo okazję do spotkań nauczycieli, wymiany
informacji i „bibuły”. Po mszy odbywały się niekiedy wykłady, m. in.  księdza (a
wkrótce biskupa) Henryka Muszyńskiego, Stanisława Bukowskiego (autora
podręcznika szkolnego na temat motywów biblijnych w literaturze). Jeden z
wykładów, w ramach duszpasterstwa, wygłosiła 31 III 1989 r. prof. Bożena
Chrząstowska – metodyk nauczania języka polskiego. Wykład ten odbył się w
kościele oo. jezuitów. Do nauczycieli przyjeżdżał też biskup ordynariusz  Marian
Przykucki na spotkania opłatkowe. Organizowano pielgrzymki nauczycieli do grobu
ks. Jerzego Popiełuszki i do Niepokalanowa oraz do Rzymu. Nawiązywano też
kontakty z innymi duszpasterstwami nauczycielskimi. Do Warszawy na ogólnopolskie
spotkania Duszpasterstwa Nauczycieli w kościele św. Trójcy na Solcu jeździły
Zofia Pukrop i Jadwiga Czajkowska.[639]
         Drugą strukturą „branżową” „Solidarności” była Regionalna Komisja
Zdrowia. W jej skład wchodzili: Andrzej Kędzierski, Bożena Bagińska, Krystyna  
Ciasto – Cytowicz (obecnie: Zaleska), Elżbieta Michalak, Mieczysław Janiszewski.
Zebrania odbywały się średnio raz na dwa miesiące. Komisja koordynowała
kolportaż „bibuły” w środowisku medycznym Torunia, organizowała pomoc dla rodzin
aresztowanych i internowanych (np. dla Danuty Świderek, żony Eugeniusza Świderka
- działacza „Solidarności” z Metronu), wymieniano podczas jej posiedzeń
informacje i dyskutowano nad sytuacja służby zdrowia w regionie.[640]
 
     
13. Akcje protestacyjne inspirowane przez Tymczasowe Prezydium Zarządu Regionu.
 
Pierwszą regionalną akcję protestacyjną „Solidarność” toruńska ogłosiła w nr 7
TISa z 11 II 1982 r. Wydrukowany tam komunikat brzmiał:
NSZZ „Solidarność” regionu toruńskiego wzywa do okazania solidarności z
cierpieniami i walką internowanych i aresztowanych. Nasze możliwości są
ograniczone – zdajemy sobie sprawę z tego.
Apelujemy: w dniach 13 – 17 II 1982 r. nie oglądamy DTV, w tym czasie na godzinę
gasimy w swoich mieszkaniach światło. Kto musi wtedy z niego korzystać, niech
używa małych lampek Wystawiamy w oknach świece. Pamiętajmy – oni cierpią za
nas.[641]
     Nie wiemy niestety nic na temat przebiegu tej akcji. Nieco wcześniej  
działacze, którzy już wkrótce utworzyli Tymczasowe Prezydium Zarządu Regionu,
wydali ulotkę wzywającą do udziału w pierwszy piątek miesiąca, tzn. 5 II 1982 r.
w wieczornej mszy św. w jednym z toruńskich kościołów. Autorzy ulotki pisali:
     Wzywamy cię do kościoła także dlatego, że więźniowie w Potulicach
uczestniczą w codziennych modłach o godz. 2030. W ten wieczór zespólmy się z
nimi. Jeśli masz znaczek „Solidarności”, przypnij go do klapy swego płaszcza.
Stawmy się tłumnie, wszyscy, wraz ze swoimi rodzinami, wierzący i niewierzący,
bez żadnych wyjątków. To będzie nasze świadectwo! Przyjdźmy beż żadnych haseł,
bez uzewnętrznienia protestu, który nosimy w sercach. Zaistnijmy i spójrzmy
sobie w oczy! Jest to nam dziś potrzebne. Nam, którzy chodzimy na wolności, nam,
którzy jesteśmy coraz bardziej zaszczuwani i nam, którzy siedzimy w więzieniach
bez żadnej perspektywy na przyszłość. Musimy udzielić odpowiedzi na pytanie
swojego sumienia: czy idee, o których mówiliśmy przez szesnaście miesięcy, były
żartem, były na niby, były zabawą z groźnym niedźwiedziem, czy też były cele,
które może nieporadnie, ale coraz pełniej potrafiliśmy urzeczywistnić, cele
wynikające z najgłębiej pojętej istoty człowieka, społeczeństwa, państwa, dobra
ogółu. Odpowiedź tę musimy dać razem, solidarnie. Pokażemy, że „Nie jeno liczba
my, ale i siła”. Pamiętaj! Istotą akcji jest zaistnienie  Związku. Nic więcej
tylko zaistnienie. Módlmy się za Ojczyznę, prośmy Boga o spokój duszy dla
naszych Braci, którzy polegli w Kopalni Wujek, módlmy się za naszych cierpiących
Kolegów, internowanych we wszystkich obozach w kraju.[642]    
     Akcja odniosła duży sukces. Kościoły wypełniły się modlącymi ludźmi.[643]
Podobne wezwanie – do wzięcia udziału w mszach wieczornych w pierwszy marcowy
piątek miesiąca ( 5 III 1982 r.) zamieszczono w TISie nr 10 z 4 III 1982 r.
     Dnia 19 III 1982 r. mijała rocznica słynnych wypadków w bydgoskiej WRN. W
związku z tym Tymczasowe Prezydium Zarządu Regionu skierowało apel do
związkowców Regionu Toruńskiego o przeprowadzenie w tym dniu akcji
protestacyjnej. Wymieniał on następujące formy protestu:
1.        Przerywamy pracę w godzinach od 1200 do 12 15. Przerywanie pracy nie
będzie organizowane. Każdy w tym czasie musi być dla siebie przywódcą.
2.        Nie korzystamy ze środków komunikacji miejskiej w godzinach od 1200 do
12 15.
3.        Bojkotujemy imprezy kulturalne i rozrywkowe (kina, teatry, muzea,
zabawy taneczne itp.).
4.        Składamy wiązanki kwiatów przed głównymi ołtarzami kościołów.
5.        W godz. 2100 do 2115 wyłączamy światła w mieszkaniach, hotelach
robotniczych, domach akademickich, internatach. Kto ma możliwość, wystawia w
oknie zapaloną świeczkę.[644]
     Akcja  protestacyjna okazała się udana. Wg.  relacji zamieszczonej w TISie,
w jednym z zakładów pracy Torunia (dla  bezpieczeństwa nie podano w jakim) w
strajku wzięli udział wszyscy robotnicy, a trwał on aż do godziny 1230.[645] W
„Apatorze” strajk objął zdecydowaną większość pracowników, na niektórych
wydziałach pojawiły się okolicznościowe plakaty. Przed wejściem do zakładu
„zrekonstruowano” zniszczoną uprzednio gablotę „Solidarności” i wywieszono w
niej flagę z napisem „Solidarność”. Piętnastominutowy strajk odbył się także w
zakładzie „Mera-Obreus”.[646] W „Metronie” strajk trwał pół godziny.[647] Poza
tym strajkowała „Elana” (bez ruchu ciągłego), „Towimor”, „Toral”, „Merinotex”,
Metalchem”, „Bumar”, „Spomasz”, „ZARAT”, „Geofizyka”, „Poldrob”, Zakłady
Przemysłu Ziemniaczanego, PKP (bez ruchu ciągłego). Stanęło sporo tramwajów i
autobusów miejskich. Strajk trwał niekiedy nawet pół godziny. W „Elanie” na
najwyższej kolumnie na Wydziale DMT zawieszono flagę narodową z czarną
przepaską. W zakładach „Mera – Obreus” w godzinach 1200 – 1215 przerwał pracę
radiowęzeł zakładowy, natomiast grupa kilkunastu pracowników zebrała się na
kilka minut na korytarzu, gdzie milcząco uczciła rocznicę. Działacze
„Solidarności” strajkujących zakładów pracy złożyli też kwiaty pod ołtarzami
głównymi toruńskich kościołów.[648]
     Jak więc widzimy podziemne władze związku decydowały się na łagodne formy
protestu, w nadziei, że skonsolidują one społeczeństwo w oporze przeciwko
totalitarnej władzy, a z drugiej strony nie wywołają nadmiernych represji.
Dodajmy, że akcja protestacyjna w dniu 19 III 1982 r. miała miejsce tylko w
Regionach Toruńskim i Bydgoskim.
      W „TISie” nr 16 z 8 IV 1982 r. wydrukowano apel ukrywającego się
przewodniczącego Zarządu Regionu Mazowsze – Zbigniewa Bujaka. Wzywał on do m.
in. o systematycznego, comiesięcznego prowadzenia niektórych akcji
protestacyjnych:
     Dziś waży się przyszłość ruchu związkowego w Polsce. Dziś rozstrzyga się,
czy będzie on niezależny i samorządny, czy też ubezwłasnowolniony. „S” poprzez
działania wszystkich swoich członków musi zademonstrować swoją obecność.
     Na rządowe próby ograniczenia wolności związków zawodowych musimy
odpowiedzieć jasno i jednoznacznie.
     Każdy członek związku, każdy działacz, wszystkie ocalałe ogniwa władzy
związkowej mają obowiązek żądania przywrócenia „S”. Listy z podpisami należy
kierować do Komitetu ds. Związków Zawodowych, publikować w prasie związkowej.
     Każdy członek związku na co dzień nosi znaczek lub opornik. W ten sposób
manifestujemy, że wciąż należymy do „S”.
     Każdy członek związku co środę bojkotuje prasę. Niech zalegające w kioskach
gazety manifestują nasz sprzeciw wobec rządów WRON.
     Każdy członek Związku gasi światło 13 każdego miesiąca między 2100 a 2130.
W ten sposób manifestujemy nasze żądanie zniesienia stanu wojennego.
     Każdy członek Związku przerywa na minutę pracę 13 każdego miesiąca o godz.
12. Chwilą ciszy czcimy pamięć tych, którzy polegli w Grudniu 1981 r.
     Sprawne przeprowadzenie tych akcji zadecyduje o naszych następnych krokach.
Tylko demonstrując naszą obecność, naszą siłę i jedność możemy przygotować się
do skutecznych ogólnopolskich akcji. Akcji, które rozstrzygną  naszą walkę o
przywrócenie prawa niezależnej działalności związkowej.
      Zwyczaj odbywania manifestacji i akcji protestacyjnych 13 każdego miesiąca
(czasami uzywano określenia „miesięcznica”) przyjął się w okresie stanu
wojennego w wielu miastach Polski, także pod wpływem późniejszego apelu TKK w
tej sprawie.[649] W Poznaniu do dużych manifestacji rozpędzanych przez ZOMO
doszło 13 II 1982 r. W czasie akcji milicyjnej został zabity dziennikarz  -
Wojciech Cieślewicz. W większych zakładach pracy dużych miast Polski
przeprowadzano też krótkie strajki 13 IV, a potem 13 V 1982 r.[650] W Toruniu
kolejne takie strajki miały miejsce podczas „miesięcznicy” majowej  1982 r.
(opisuję je nieco dalej).[651] Jednak i 13 IV 1982 r. doszło w Toruniu do
pewnych akcji protestacyjnych. Na początku kwietnia  grupa toruńskich studentów,
tworzących podziemną strukturę NZS zaapelowała w 1 numerze podziemnego „Pisma
Akademickiego” o  wieczorne palenie świeczek w oknach akademików właśnie w dniu
13 IV 1982 r. Zapalenie świeczek przez grupę studentów z DS – 6 zakończyło się
nalotem „esbecji” i zatrzymaniem na 48 godzin studentów Honoraty Muszyńskiej  i
Romana Dzienisika. Za podobne „przestępstwo” zatrzymano także studenta Sławomira
Krotoszyńskiego z DS – 5. Nazajutrz aresztowano  na 48 godzin działaczkę NZS
Joannę Perkowską, którą przesłuchiwano przez 8 godzin w Toruniu, a później
zawieziono do aresztu w Chełmży.[652] W DS – 2 świeczka paliła się w zamkniętym
pokoju, do którego nikt  nie miał kluczy. Pod akademikiem stały wozy milicyjne,
wszyscy spodziewali się rewizji i represji. Studentom otuchy dodawali dziekan
Wydziału Prawa Jan Łopuski i prodziekan Alicja Grześkowiak.[653]
    Studenci popełnili błąd wystawiając świeczki we własnych pokojach. Odtąd w
czasie takich akcji świecono przede wszystkim w oknach kuchni, łazienek i tzw.
kujowni (pokojów cichej nauki). Poza tym 14 IV 1982 r. akademiki były prawie
puste, stąd łatwo można było namierzyć osoby palące świeczki.
 
14. Oświadczenie programowe Tymczasowego Prezydium Zarządu Regionu z 24 II 1982
r.
 
      Podziemne władze toruńskiej „Solidarności” wydawały komunikaty i
oświadczenia dotyczące także innych spraw.  Wznowienie zajęć dla wszystkich
studentów na UMK, które nastąpiło 8 II 1982 r. spowodowało wydanie przez TPZR
specjalnej odezwy skierowanej do młodzieży akademickiej. Odradzano w niej
podejmowanie na uczelni jawnych protestów, które mogą wywołać represje.
Zachęcano raczej studentów do działalności samokształceniowej, prowadzenia
bibliotek niezależnych, pomocy represjonowanym, dekonspirowania
konfidentów.[654]
      Dnia 24 II 1981 r. „Toruński Informator Solidarności” wydrukował bardzo
ważne oświadczenie programowe TPZR:
     W pierwszych dniach stanu wojennego utworzony został Międzyzakładowy
Komitet Strajkowy Regionu Toruńskiego. Wymagał od nas tego statut Związku i dług
moralny wobec uwięzionych kolegów. Po pewnym czasie musieliśmy jednak sobie
powiedzieć, że w pierwszym starciu ponieśliśmy porażkę. Rozpoczęła się długa
walka o reaktywowanie Związku. W tej sytuacji Miedzyzakładowy Komitet Strajkowy
przekształcił się w Tymczasowe Prezydium Zarządu Regionu Toruńskiego działające
w konspiracji. Ponieważ sytuacja zmusza nas do podjęcia działalności
wykraczającej poza ramy przewidziane statutem, uznaliśmy za swój obowiązek
publiczne złożenie deklaracji programowej. Czynimy to niniejszym, licząc na to,
że w  powszechnej dyskusji nad nią dopracujemy się ogólnie akceptowanej
koncepcji wyjścia z zaistniałej sytuacji.
Propozycje programowe dla Regionu Toruńskiego na okres zawieszenia legalnej
działalności Związku
Wywołane stanem wojennym ograniczenie swobód obywatelskich oraz stale
pogarszający się stan gospodarki (o czym oprócz sytuacji rynkowej świadczy m.in.
komunikat Głównego Urzędu Statystycznego za styczeń 1982) wzmagają
niezadowolenie społeczne. Przedłużanie tego stanu może doprowadzić do
katastrofalnych konsekwencji, o których mówi choćby prymas [Józef] Glemp w serii
kazań czy poseł [Romuald] Bukowski na ostatniej sesji Sejmu. Najnowszy raport
konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość podaje wręcz katastroficzne wizje
rozwoju wydarzeń. Mimo to należy poszukiwać rozwiązań pociągających za sobą
najmniejsze koszty społeczne, wiedząc, że bezczynność musi nieuchronnie
prowadzić do spontanicznego tworzenia  się grup terrorystycznych, do nie
kontrolowanego wybuchu społecznego gniewu, a w efekcie do ogólnonarodowej
katastrofy. Aresztowanie wielu członków Zarządu Regionu Toruńskiego zmusza nas
do nakreślenia programu działania Związku w regionie w obecnej sytuacji. Jest
oczywiste, że ani realizacja uchwał grudniowych Komisji Krajowej, ani
nieograniczone przedłużanie stanu wojennego nie są możliwe. Dlatego jedynym
wyjściem z obecnej sytuacji jest kompromis wypracowany w negocjacjach między
„Solidarnością” - reprezentowaną przez KK w składzie statutowo uprawnionym do
podejmowania uchwał - a WRON. Warunki, na jakich „Solidarność” będzie mogła
przystąpić do rozmów, winny być określone przez Komisję Krajową. Poparcie
rezultatów takich rozmów jest statutowym obowiązkiem członków Związku. Nie
będziemy natomiast włączali się do jakichkolwiek uzgodnień przyjętych w
negocjacjach pomiędzy WRON a inną niż Komisja Krajowa grupą członków
„Solidarności”. Zanim dojdzie do rozmów między Komisją Krajową a WRON, musimy
systematycznie manifestować swoją obecność jako zorganizowanej i odpowiedzialnej
siły społecznej. Taka manifestacja ma zasadnicze znaczenie dla przebiegu i
rezultatów przyszłych negocjacji. W związku z tym proponujemy następujące formy
działania  w  regionie na  najbliższy czas:
1. Masowy udział we wszelkich inicjatywach podejmowanych przez podziemne
kierownictwo „Solidarności” i publikowanych na łamach TIS akcjach
manifestujących istnienie Związku (dotychczas: bierny opór, udział w mszach św.  
w pierwsze piątki miesiąca, gaszenie świateł).
2. Bojkotowanie struktur tworzonych przez WRON, a mających na celu przejęcie
funkcji związku (np. Komisje Socjalno-Bytowe, Zakładowe Komitety Ocalenia
Narodowego).
3. Czynne włączanie się do akcji pomocy dla rodzin internowanych i aresztowanych
czy zwalnianych z pracy za działalność związkową.
4. Aktywne uczestniczenie w zbieraniu i rozpowszechnianiu informacji związkowych
(np. biuletynów informacyjnych).
5. Dążenie do doskonalenie samodzielności i niezależności myślenia przez akcje
samokształceniowe w kilkuosobowych grupach, powiązanych ze sobą.
6. Ujawnianie wszelkich przejawów nadużywania władzy,  znęcania się fizycznego i
psychicznego oraz innych form bezprawia, którego dopuszczają się nadgorliwi
funkcjonariusze władzy.[655]
 Jak widzimy działacze TPZR mieli nadzieję, że stan wojenny będzie okresem
przejściowym i wkrótce nastąpią rokowania rządu z przedstawicielami Komisji
Krajowej „Solidarności” w celu zawarcia rozsądnego kompromisu. Działania
podziemne Związku mogłyby wzmocnić jego pozycję przed owymi rokowaniami.
Niektóre z postawionych w przytoczonym dokumencie celów były realizowane już
zimą i wiosną 1982  r. Należy tu wymienić: kolportaż wydawnictw podziemnych w
zakładach pracy, udział w ogłaszanych przez TPZR akcjach protestacyjnych,
zbieranie składek związkowych, zbiórki pieniędzy i żywności dla internowanych i
aresztowanych oraz ich rodzin. Prowadzono także biblioteki podziemne, będące
zazwyczaj kontynuacją bibliotek zorganizowanych przez „Solidarność” w zakładach
pracy.
 Kompromisowa postawa toruńskiego TPZR nie była wcale czymś powszechnie
akceptowanym w środowisku  „Solidarności”. Od początku stanu wojennego pojawiały
się głosy o potrzebie zdecydowanej walki z systemem komunistycznym, który jest
niereformowalny. Wydany w pierwszych tygodniach stanu wojennego przez
wydawnictwo „Krąg” zbiór analiz politycznych pt.  Gdzie jesteśmy. Klęska czy
nowy etap walki, oprócz głosów zakładających nadal jakąś możliwość kompromisu z
władzą zawierał także wypowiedzi bardziej radykalne. Np. autor występujący pod
pseudonimem „Paweł” w tekście pt. Gady i mity rządy WRON określał jako okupację,
samej zaś władzy komunistycznej odmawiał polskiego charakteru. Wykazywał też, że
ma ona w istocie cechy faszystowskie.[656] Takie postawy znalazły z czasem swój
wyraz w tworzeniu ugrupowań bardziej radykalnych niż podziemna „Solidarność”,
przede wszystkim „Solidarności Walczącej”.
 
15. Środowisko Niezależnego Serwisu Informacyjnego.
 
     Osobnego omówienia wymaga działalność grupy uczniów, głównie z toruńskiego
Liceum Ogólnokształcącego nr V. Uczniowie ci jeszcze w 1979 r. stworzyli
Młodzieżową Organizację Demokratyczną (MOD). W jej skład  wchodziło ok. 10 osób,
najaktywniejsi byli: Rafał Sadowski, Krzysztof Bunda, Cezary Michalski.
Uczniowie ci rozrzucali własnoręcznie sporządzone ulotki np. w 40 rocznicę
wkroczenia wojsk sowieckich do Polski – 17 IX 1979 r., a także rozklejali
plakaty o treściach „rocznicowych” i antykomunistycznych. Gdy 1 IX 1979 r.
powstała Konfederacja Polski Niepodległej, działacze MOD nawiązali z nimi
kontakt. We współpracy z KPN w kwietniu 1980 r. zorganizowali oni wielką akcję
ulotkową w Toruniu, w 40 rocznicę zbrodni katyńskiej. Rozrzucali m.in. ulotki z
napisem: Katyń – pamiętamy i  13 IV dniem pamięci Ofiar Katynia – KPN. Działacze
z opisywanej grupy w momencie wprowadzenia stanu wojennego rozpoczęli od razu
aktywną działalność. Na czele stworzonej przez nich kilkuosobowej struktury
stali: Rafał Sadowski, Krzysztof Bunda i Tomasz Kokociński. Jeszcze 13 XII 1981
r. wymieniona wyżej trójka oraz Wojciech Sobecki wydrukowali ulotkę. Tekst
napisano na matrycy sporządzonej z folii aluminiowej i papieru ściernego i
powielono przy pomocy wałka. W ten sposób udało się wydrukować kilkaset
egzemplarzy. Autorem zawartej w ulotce odezwy Do społeczeństwa był Rafał
Sadowski. Oto jej treść:
     W godzinach nocnych 13 XII b.r. Rada Państwa PRL ogłosiła stan wojenny.
Nasuwa się pytanie – stan wojenny kogo z kim? Odpowiedź jest tylko jedna: wojny
uzurpatorskiej władzy, narzuconej Polsce przez Moskwę, tj. Rządu PRL oraz
kierownictwa PZPR przeciwko społeczeństwu polskiemu reprezentowanemu przez NSZZ
„Solidarność”.
     Władza aresztowała przywódców „Solidarności”, ludzi których wybraliśmy i
którym zaufaliśmy. Pamiętajmy jednak, że oni zaufali nam również, że oni
działali dla nas.
     Czy społeczeństwo pozostawi tych ludzi w rękach zdrajców i katów Narodu?
Czy pozwoli więzić swoich reprezentantów?
     Naszym moralnym obowiązkiem jest walczyć o ich uwolnienie, o zachowanie
tego wszystkiego cośmy wywalczyli od sierpnia 1980 roku, a co dziś próbuje się
nam odebrać. Naszą jedyną bronią jest POWSZECHNY STRAJK OKUPACYJNY. Tą bronią
pokonaliśmy totalitarną władzę w sierpniu i tą samą bronią  możemy pokonać ja
również dzisiaj.
     Polacy – nie dajmy się zastraszyć – władza nie jest dziś silniejsza niż
była przed rokiem. Przeciwnie – wprowadzenie stanu wojennego jest świadectwem
słabości tej władzy, desperacką próbą ratowania zagrożonych pozycji garstki
zdrajców, kłamców i złodziei.
      Pamiętajmy jednak – warunkiem powodzenia naszej walki jest solidarność i
ofiarność wszystkich Polaków. Musimy być wytrwali i zjednoczeni. Władze są w
stanie uporać się przy pomocy aparatu przemocy z pojedynczymi strajkującymi
zakładami. Będą jednak bezsilne wobec solidarnej akcji 10 milionów członków
„Solidarności”.
      Być może będą starali się poprzez odcięcie wody i energii zmusić załogi
strajkujących zakładów do wyjścia na ulice i tam użyć przeciw nam broni, tak jak
uczynili to w 1956 i 1970 roku. Pamiętajmy – pod żadnym pozorem nie wolno nam
dać się sprowokować. Nawet najliczniejsza demonstracja jest bezbronna wobec
morderców zamkniętych w czołgach.
      Oprócz strajku powszechnego w obecnej sytuacji celowa jest samoorganizacja
społeczeństwa wyłącznie do akcji informacyjnych i propagandowych. Zwracamy
jednak uwagę na konieczność zachowania szczególnej ostrożności w tych
działaniach. Jedynie w przypadku zastosowania przez władze masowego terroru,
użycia broni wobec protestujących lub też wkroczenia obcych wojsk dopuszczalne
jest przeprowadzenie akcji odwetowych i militarna organizacja społeczeństwa.
Jednak w żadnym wypadku akcje takie nie mogą przybrać charakteru otwartych i
masowych działań powstańczych, lecz jedynie ściśle zakonspirowanych działań
odwetowych.
JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA![657]
    Jak widzimy ulotka sformułowana była w sposób bardzo wyważony, a autor mimo
młodego wieku wykazywał dużą dojrzałość. Chłopcy rozrzucali egzemplarze ulotki
po ulicach Torunia. Raz nawet (w nocy z 13/14 XII 1981 r.) widzieli ich
żołnierze stający przy pomniku Kopernika, ale nie podjęli interwencji. Chłopcy
sporządzali też odręczne plakaciki na kartkach od bloku rysunkowego. Pisali na
nich np.: PZPR – Płatni Zdrajcy Pachołki Moskwy.[658]
     W następnych dniach członkowie grupy zdobyli matryce białkowe i mogli
podjąć druk na lepszym poziomie przy pomocy ramki. Przedrukowali wówczas dwie
ulotki z Gdańska. Ulotki te przekazał im student – Grzegorz Górski, a przywiózł
je do Torunia z Gdańska inny student – Wojciech Polak. Wydrukowane ulotki
członkowie grupy przekazali Grzegorzowi Górskiemu w celu rozkolportowania ich po
zakładach pracy.[659]
    Pierwsza z tych ulotek, datowana na 16 XII 1981 r. (godz. 12.40)
zatytułowana była: Niezależny Serwis Informacyjny nr 3. Wiadomości ze Stoczni
Gdańskiej. Na początku zawierała ona informację o wtargnięciu ZOMO  do Stoczni
Gdańskiej (16 XII 1981 r. o godz. 620). Ulotka podkreślała jednak fakt, że
niektórym przebywającym w stoczni członkom Krajowego Komitetu Strajkowego udało
się uniknąć aresztowania. Byli to: Mirosław Krupiński (przewodniczący Komitetu),
Andrzej Konarski i  Jan Waszkiewicz. Informacja ta była tylko częściowo
prawdziwa, gdyż Krupiński i Waszkiewicz zostali aresztowani. Ukrył się natomiast
Andrzej Konarski. Wkrótce utworzył on, jak pamiętamy,  wraz z innym szczęśliwie
ocalałym członkiem Krajowego Komitetu Strajkowego – Eugeniuszem Szumiejką,
pierwszą podziemną  ogólnopolską strukturę „Solidarności” – Ogólnopolski Komitet
Oporu (OKO). Omawiana ulotka zawierała też ważną i prawdziwą informację
dotycząca innych czołowych działaczy „Solidarności”: Bogdan Lis i Zbigniew
Bujak, ukryci poza terenem Stoczni są gotowi przejąć działalność Krajowego
Komitetu Strajkowego. Inne zawarte w ulotce informacje były mieszanką prawd i
plotek. Niektóre z tych ostatnich były szokujące i na szczęście nieprawdziwe,
np. ta mówiąca o rozwiązaniu Uniwersytetu Jagiellońskiego. [660] Prawdziwe były
informacje o trwających ciągle w kraju strajkach: w kopalniach, w kilku
zakładach pracy Wrocławia, w ZM „Ursus”, FSO na Żeraniu, FSM w Tychach i w
Bielsko-Białej.[661] Przyczyną  podawania niekiedy informacji przekłamanych
była, zastosowana przez władze kompletna blokada informacyjna. Panująca
atmosfera terroru powodowała, że informacje zarówno prawdziwe, jak i
nieprawdziwe kwitowano komentarzem: Ta władza jest zdolna do wszystkiego.
     Druga z rozkolportowanych ulotek pt. „Rodacy” podpisana była przez
przewodniczącego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku – Stanisława
Jarosza. Komitet ów został powołany w Porcie Gdańskim w dniu 16 XII 1981 r., już
po rozbiciu Stoczni Krajowego Komitetu Strajkowego. Ulotka zawierała m. in.  
dramatyczny opis walk ulicznych w Gdańsku w dniu 16 XII 1981 r.[662]  
    Opisywana grupa działała też aktywnie w następnych miesiącach. W jej skład
oprócz trzech przywódców (Rafał Sadowski, Krzysztof Bunda i Tomasz Kokociński)
wchodzili także inni uczniowie: Wojciech Sobecki, Piotr Wiśniewski, Jarosław
Urbanik, Jarosław Król, Mariusz Dąbrowski, Maciej Rzymyszkiewicz.[663] Chłopcy
ci zaczęli wydawać (na ramce, potem na powielaczu) pismo pt. Niezależny Serwis
Informacyjny NSZZ Solidarność. Pierwszy jego numer ukazał się z datą 19 I 1982
r.  Pismo drukowano w mieszkaniu Marzenny Bundy, siostry Krzysztofa. Zawierało
ono przede wszystkim informacje z kraju i regionu. W numerze  4 z 24 II 1982 r.
wydrukowano list otwarty ukrywającego się przed internowaniem  prezesa
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich – Stefana Bratkowskiego. Natomiast w
numerze 6 z 29 III 1982 r. wydrukowano instrukcję postępowania w okresie stanu
wojennego pt. Do wszystkich ludzi pracy, członków NSZZ „Solidarność!  Zacytujmy
jej fragment:
     1.Głównym celem bieżących działań NSZZ „Solidarność” jest: zniesienie stanu
wojennego i przywrócenie praw obywatelskich – w tym jawnej działalności
„Solidarności”, uwolnienia wszystkich internowanych i skazanych działaczy
związkowych oraz przywrócenie do pracy osób wyrzuconych za działalność związkową
i naprawienie wyrządzonych im szkód moralnych i materialnych. Walczymy dziś
także o zwrot funduszy i majątku związkowego i naprawienie szkód materialnych
wyrządzonych Związkowi w Regionie i poszczególnych zakładach przez SB, ZOMO i
wojsko oraz domagamy się ukarania winnych doprowadzenia kraju do społecznej
katastrofy i odpowiedzialnych za mordy dokonane na protestującej ludności.   
     2.Statutowym i moralnym obowiązkiem każdego członka NSZZ „Solidarność” jest
podporządkowanie się apelom i zaleceniom Tymczasowego Prezydium Zarządu Regionu
działającego w podziemiu i czynne uczestniczenie w akcjach organizowanych przez
podziemne władze Związku.[664]
    Dalej dokument wzywał do tworzenia zakonspirowanych 10-osobowych ogniw
„Solidarności” w zakładach pracy, organizowania własnej poligrafii i sieci
kolportażu ulotek, wynajdowania lokali i fałszywych dokumentów dla osób
ukrywających się. W zakładach pracy powinny być wywieszane plakaty i ulotki oraz
organizowane krótkie przerwy w pracy. Zalecano też stosowanie tzw. strajku
włoskiego poprzez rygorystyczne przestrzeganie norm technologicznych i przepisów
BHP. Ogniwa związku powinny też czynić przygotowania do godzinnego strajku
ostrzegawczego w celu uwolnienia przywódców związkowych i przywrócenia praw
obywatelskich – w terminie który ustalą władze „Solidarności”. W innych punktach
wzywano do protestowania w przypadku zmuszania do wystąpienia z „Solidarności”
lub do podpisania tzw. deklaracji lojalności. Ostrzegano też przed możliwością
podejmowania przez władze rozmów z członkami „Solidarności” nie mającymi
odpowiedniego mandatu. Instrukcja zawierała też rozliczne zalecenia pojawiające
się w rozmaitych ówczesnych pismach podziemnych i ulotkach:
     Słuchaj audycji zachodnich rozgłośni radiowych i rozpowszechniaj otrzymane
informacje, wypowiedzi Papieża, a także „zakazane” wiersze, piosenki i dowcipy.
Demaskuj kolaborantów i szpicli SB. Zerwij kontakty towarzyskie z gorliwymi
pochlebcami reżimu. Bojkotuj zarządzenia i apele WRONy. Dezorganizuj pracę
aparatu przemocy poprzez dezinformacje, fałszywe donosy,”kawały” telefoniczne
itp.[...}
     Manifestuj swoje uczucia patriotyczne i wrogi stosunek do reżimu w taki
sposób aby władze nie mogły oficjalnie zastosować sankcji i prawnych i represji.
Dnia 13-go każdego miesiąca oraz w rocznice protestów robotniczych i innych
ważnych wydarzeń w dziejach narodu o godz. 2100 zgaś w mieszkaniu na kwadrans
światła, a w oknach ustaw zapalone świeczki. Na co dzień noś przypięty do
zewnętrznego ubrania mały opornik-  jako symbol oporu przeciwko rządom junty.
Jeśli masz możliwości to spróbuj produkować podręczne drukarnie z ruchomymi
czcionkami, ręczne powielacze, znaczki „Solidarności” i Orła w Koronie,
reprodukcje obrazów, portretów i fotografii zakazanych przez cenzurę, itp.[665]
    W instrukcji zalecano też m. in. uczęszczanie na wieczorne msze św. dnia 13
każdego miesiąca, zbieranie dowodów represji i bezprawia, protestowanie
przeciwko usuwaniu krzyży w szkołach i prowadzeniu w nich działalności
ateizującej.[666] Opisywane powyżej zasady postępowania (krążące w rozmaitych
ówczesnych pismach podziemnych) stawały się coraz powszechniej znane w
społeczeństwie. Wiele osób, zwłaszcza ludzi młodych, stosowało się przynajmniej
do części z nich. W Toruniu popularne było np. noszenie oporników w swetrach
(uważano je, jak pamiętamy, za swoisty ekwiwalent znaczka „Solidarności”),
uczęszczanie na msze w intencji ojczyzny, niemal wszyscy słuchali zagranicznych
rozgłośni radiowych. Drukowanie i kolportowanie „ulotek” czy też rozlepianie
plakatów wymagało już większego zaangażowania, umiejętności a także odwagi, stąd
w działaniach tego typu uczestniczyło mniej osób.
     Znanych jest siedem numerów „Niezależnego Serwisu Informacyjnego.[667] Być
może było ich nawet dziewięć.[668] Pismo było rozprowadzane w zasadzie poprzez
kolportaż po klatkach schodowych toruńskich domów.[669] Pewną ilość egzemplarzy
rozprowadzała, pracująca w Zakładach Mięsnych w Toruniu lekarka -  matka Rafała
Sadowskiego – Sierdziesława Sadowska.  Jak pamiętamy,  pracowała ona także jako
wolontariusz w Areszcie Śledczym w Toruniu i w ten sposób pomagała więźniom,
również politycznym.[670]
   Grupa Rafała Sadowskiego, Krzysztofa Bundy i Tomasza Kokocińskiego
przeprowadzała też inne akcje. Kilka razy ogołociła ona z plakatów
propagandowych tablicę ogłoszeniową przy Komitecie Miejskim PZPR. Raz natomiast
chłopcy powiesili w gablocie solidarnościowe gazetki i plakaty a następnie
zamknęli ją i uszkodzili zamek. „Esbecy”, aby opróżnić gablotę musieli wybić
szybę. Opisywana grupa przeprowadziła też akcję rozrzucenia ulotek z łazienki
Studium Języków Obcych, które znajdowało się nad toruńskim KMPiK. Brali w niej
udział Rafał Sadowski, Krzysztof Bunda, Tomasz Kokociński i Wojciech Sobecki.
[671] Chłopcy malowali też napisy na murach. W akcjach tego typu wyspecjalizował
się Tomasz Kokociński, którego matka jako konserwatorka zabytków mogła kupować
farby w sprayu. Był to produkt bardzo trudno dostępny w Polsce. W maju 1982 r.
Kokociński został złapany na malowaniu przez dwóch esbeków pod  „Łukiem Cezara”
niedaleko klasztoru oo. jezuitów. „Esbecy” trzymali go za rękawy kurtki i
prowadzili do samochodu. Kokociński wyrwał się jednak, pozostawiając kurtkę w
rękach esbeków, którzy gonili go aż do zadrzewionego skweru za Placem
Rapackiego. Tam wysportowany Kokociński z łatwością wbiegł pod górkę, czego nie
mogli dokonać zdyszeni „esbecy”. Funkcjonariusze zaczęli więc za nim strzelać.
Kilka miesięcy później jeden z nich chwalił się zatrzymanemu Rafałowi
Sadowskiemu, że strzelał za Kokocińskiem, ale ten „przemknął się między kulami”.
Następnie Tomasz Kokociński, przez małe okienko, wczołgał się do piwnicy w
kamienicy przy ulicy Mickiewicza. Tam spędził cztery godziny. Mimo, że milicja
penetrowała cały teren z psami, nie znaleziono go. Tak więc ostatecznie
Kokocińskiemu udało się uciec.[672] Dużym osiągnięciem  grupy było namalowanie
na gmachu LO nr 5 w Toruniu wielkiego napisu: „Ixi to nic, Omo to gówno, tylko
ZOMO pierze równo”.[673] Rafał Sadowski i Krzysztof Bunda sporządzili też
kolejne, duże pieczątki do stemplowania ścian na klatkach schodowych. Zachowała
się jedna taka pieczątka  z  napisem Wolność dla więźniów politycznych. Rafał
Sadowski nosił ją podczas akcji w wydrążonej książce Jerzego Muszyńskiego pt.
Socjalizm w państwach środkowej i południowo wschodniej Europy. We wnętrzu
książki znajdowała się też poduszeczka z tuszem.[674] Inną pieczątką,
przedstawiającą hitlerowskiego orła z gwiazdą, zamiast swastyki w szponach
chłopcy stemplowali obwieszczenia WRON i wojewody toruńskiego.[675] Grupa
prowadziła też systematycznie akcje plakatowe. Chłopcy rozklejali m. in.
drukowane plakaty z hasłem Byliśmy, jesteśmy, będziemy, podpisane: Solidarność,
NZS. Inny plakat sporządzony był w formie nekrologu z tekstem: Ś+P Robotnicy
Polscy. Czy będziemy spokojnie patrzeć na zbrodnie junty Jaruzelskiego? [676]
    Wiosną 1982 r. opisywana grupa weszła w posiadanie jednego powielacza na
matryce białkowe i 3 spirytusowych. Tomasz Kokociński poprzez swoją siostrę –
Katarzynę Dowbor miał kontakt z działaczem „Solidarności”  z Warszawy Tadeuszem
Winkowskim. Przywoził od niego Tygodnik Mazowsze, Tygodnik Wojenny, a także
książki podziemne z wydawnictw „Krąg” i „Przedświt”. Nieco „bibuły” dla
opisywanej grupy przywoził też student z UMK Jerzy („Kuba”) Kunicki –
Goldfinger. Książki i czasopisma rozprowadzane były w szkołach toruńskich.[677]
     Warto też dodać, że Tomasz Kokociński był być może pierwszym działaczem
podziemia, który wpadł na pomysł połączenia emblematu Polski Walczącej z literą
„S” i stworzenia emblematu „Solidarności Walczącej”. Pomysł ten przekazał
Tadeuszowi Winkowskiemu, a ten rozpowszechnił go Warszawie.[678]
     Chłopcy z omawianej grupy byli też autorami  Regulaminu i instrukcji
działania w małym sabotażu, który pozostał jednak w maszynopisie. Mieli też
zamiar utworzenia Polskiej Partii Socjalistycznej – Wolność - Równość –
Niepodległość, partii o charakterze antykomunistycznym, niepodległościowym i
lewicowym, nawiązującej do okupacyjnej PPS – WRN.  Wydali nawet i
rozpowszechnili ulotki zawiadamiające o powstaniu owej partii w dniu 27 XII 1981
r., podpisane przez Ogólnokrajowy Komitet Założycielski PPS-WRN.[679]
Przymierzali się też do wydawania pisma Robotnik Polski, które w przygotowanej
makiecie określone było jako: Miesięcznik społeczno – polityczny Polskiej Partii
Socjalistycznej. Wolność – Równość – Niepodległość.[680] Inicjatywa ta jednak
pozostała jedynie w sferze projektów.
     Omawiana grupa działała początkowo bez kontaktu z podziemnymi strukturami
toruńskiej „Solidarności”. Utrzymywała ona jedynie luźny kontakt z toruńskim,
podziemnym NZS (w grudniu 1981 r. i w styczniu 1982 r.) za pośrednictwem
Grzegorza Górskiego. Wiosną licealiści nawiązali jednak kontakt z władzami
regionalnymi. Odtąd członkowie tej grupy wykonywali też akcje na wyraźne
polecenie Tymczasowego Prezydium Zarządu Regionu. [681]
 
 16. Środowisko „Obecności”.
 
     Naukowiec z UMK - Andrzej Zybertowicz od początku stanu wojennego aktywnie
włączał się w prace podziemnej „Solidarności”. Szybko, wraz z innym pracownikiem
naukowym toruńskiej uczelni – Adamem Tomaszem Benschem podjął on inicjatywę
wydawania własnego pisma podziemnego. Jeszcze  w zimie (najprawdopodobniej w
lutym) 1982 r. Zybertowicz otrzymał od związanego z NZS studenta Andrzeja
Olszewskiego  ręczny powielacz na korbę. Przekazał go następnie grupie działaczy
„Solidarności” z „Merinotexu”, w skład której wchodzili: Roman Klonowski, Marek
Szubrych, Wiesław Szubrych. Grupa ta drukowała dla Zybertowicza  i jego
współpracowników pismo Obecność. Druk odbywał się najpierw na działce Marka
Szubrycha, a potem w piwnicy Wiesława Szubrycha.[682] Warto dodać, że
Szubrychowie i Klonowski wydrukowali też pojedyncze numery podziemnego pisma
zakładowej „Solidarności” w Merinotexie – Pogłosu oraz innego zakładowego  pisma
podziemnego – Solidarność Apator - OBRUSN.[683]
      Ukazało się prawdopodobnie 8 numerów Obecności.[684] Pismo miało charakter
publicystyczny. W rozważaniach wyraźne były socjaldemokratyczne zapatrywania
autorów, co nie umniejszało antykomunistycznego  i prosolidarnościowego profilu
pisma. Obecność odbierana była jednak niechętnie przez część solidarnościowego
środowiska Torunia. Zarzucano pismu nadmierną ufność w możliwość reformowania
systemu istniejącego w Polsce. W numerze 7 pojawił się nawet krytyczny
(oczywiście anonimowy) list w tej sprawie i polemika redakcji.[685] Pisaniem
tekstów i redagowaniem Obecności zajmowali się, oprócz Andrzeja Zybertowicza i
Adama Tomasza Benscha także inni pracownicy naukowi z UMK:  Adam Czarnota,
Ryszard Lorenczewski. Kontakt z drukarzami utrzymywał Zybertowicz za
pośrednictwem skrytek. Przekazywał przez nie matryce białkowe z tekstem pisma i
odbierał wydrukowane już egzemplarze. Obecność kolportowana była początkowa za
pośrednictwem regionalnych struktur kolportażu, tak samo jak TIS i Kontra.
Później jednak niektórzy działacze toruńskiej „Solidarności” uznali pismo za
zbyt lewicowe. Kolportaż zorganizował wówczas sam Zybertowicz, który osobiście
zawoził egzemplarze Obecności do znajomych z różnych zakładów pracy Torunia.
Pismo docierało m. in. do „Polchemu” (kolportowali je Piotr Hryniewicz i  
Wiesław Skrzypczyński), „Elany”, „Merinotexu”, „Apatora” oraz na UMK. [686] W
„Merinotexie” kolportażem zajmowała się prządka Marianna Kosicka.[687]
       W wyniku denuncjacji konfidenta SB dnia 5 lipca 1982 r. aresztowani
zostali Marek Szubrych, Wiesław Szubrych, Roman Klonowski. Dnia  6 lipca
aresztowano Andrzeja Zybertowicza, a  16 lipca Mariannę Kosicką.[688] Podczas
aresztowania braci Szubrychów pobito do nieprzytomności, a następnie zawleczono
do samochodów milicyjnych. Ich mieszkania zdemolowano.[689]  Andrzej Zybertowicz
przebywał w areszcie do 14 IX 1982 r., następnie został zwolniony ze względu na
stan zdrowia. Sprawę przeciwko niemu umorzono w 1983 r w wyniku amnestii.
Natomiast w sprawie czterech pozostałych osób wyrok zapadł  20 I 1983 r. Wydał
go Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego w składzie: mjr Edward Matwijów
(przewodniczący), ppor. Wiesław Juchacz, por. Piotr Hejduk. Oskarżał prokurator
wojskowy ppor. Andrzej Misiak.  Marek Szubrych został skazany na 1,5 roku
więzienia w zawieszeniu na 5 lat, Wiesław Szubrych na 2 lata więzienia w
zawieszeniu na 5 lat, Marianna Kosicka na 1 rok więzienia w zawieszeniu na 3
lata, a Roman Klonowski został uniewinniony.[690] Dodajmy, że Marianna Kosicka
odpowiadała już z wolnej stopy, gdyż wypuszczono ją z aresztu 25 XI 1982 r.[691]
     Po „wpadce” ukazał się jeszcze jeden numer „Obecności”, dzięki staraniom
Adama Tomasza Benscha. Miał on, dla wprowadzenia w błąd SB, fałszywą numerację
(nr 9, mimo braku nr 8) i mocno do przodu przesuniętą (październik 1982). Nie
wiemy w jaki sposób został on wydrukowany.[692]
 
17. Podziemne Niezależne Zrzeszenie Studentów  w Toruniu.
 
 
    Zajęcia na UMK zostały wznowione dla IV i V roku studiów już 11 I 1982 r.
Potem rektorzy podjęli starania o zezwolenie na rozpoczęcie normalnej pracy
całej uczelni. Największą przeszkodą dla WKO w wydaniu takiego zezwolenia był
krucyfiks, który studenci powiesili na ścianie rektoratu 9 XII 1981 r. -  w dniu
zakończenia strajku, który prowadzili od trzech tygodni. Teraz  rządzący
województwem aparatczycy żądali usunięcia krucyfiksu. Władze uczelnie nie ugięły
się jednak i krzyż pozostał.[693] Warto dodać, że w sprawie krzyża naciski pod
koniec 1982 r. czyniono także na nowego rektora - Jana Kopcewicza. Były one
także bezskuteczne.[694]
      26 I 1982 r. WKO odbyło posiedzenie na terenie UMK (w nowej sali senatu).
Brali w nim udział rektorzy UMK. Pod ich adresem padały rozliczne zarzuty o nie
wypełnianie poleceń władz stanu wojennego. Najaktywniejsi w krytykowaniu
rektorów byli  I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR  Edmund Heza (formalnie
ciągle pracownik Instytutu Historii i Archiwistyki UMK) oraz wicewojewoda
toruński Karol Szczygieł. Heza nalegał zwłaszcza na usunięcie krzyża z
rektoratu. Podjęto także problem relegowania z uczelni grupy pracowników i
studentów, ale rektorzy nie chcieli o tym rozmawiać. Członków WKO oburzało też,
że rektorzy nie chcą zaakceptować „ściaśnienia” studentów w akademikach, aby  w
wygospodarowanych pokojach pozostawić oddziały milicji. W końcu jednak WKO
zgodził się na wznowienie zajęć. Rozpoczęły się one 8 II 1982 r.[695]  Akademiki
opróżniono z zomowców. Na potrzeby funkcjonariuszy tzw. rezerwy MO zajęto jednak
uniwersytecki ośrodek wypoczynkowy w Bachotku. Patrolujący Toruń milicjanci
mieszkali tam w znakomitych warunkach i byli codziennie dowożeni (ponad godzina
jazdy samochodem w jedną stronę) do stolicy województwa.[696]
             Tuż po rozpoczęciu wykładów, w lutym 1982 r. Grzegorz Górski,
Wojciech Polak i Wiesław Janowski  postanowili poprosić o. Władysława Wołoszyna
o odprawienie w kościele św. Ducha mszy świętej w intencji internowanych
studentów. Uzgodniono datę 19 II 1982 r. Było to dwa dni po I rocznicy
rejestracji Zrzeszenia. Wiesław Janowski i Paweł Rzoska napisali na maszynie
wezwanie do uczestnictwa we mszy i do złożenia po niej kwiatów pod pomnikiem
Mikołaja Kopernika. Górski i Polak z pomocą  Jerzego Nielepca, Zbigniewa
Zyglewskiego i Tadeusza Chrzanowskiego (szkolny kolega Jerzego Nielepca)
sporządzili ok. 100 małych ulotek (na papierze przebitkowym) zawiadamiających o
mszy. Zostały one rozklejone po akademikach i stołówkach.
      Msza się odbyła, przyszło na nią dużo osób. Koncelebrowali ją o. Władysław
Wołoszyn  i o. Krzysztof Osicki. Kazanie o. Wołoszyna było bardzo powściągliwe.
Spowodowane to było prośbą rektorów, którzy godzinę przed mszą przyszli do
duszpasterza i powiadomili go, że siły bezpieczeństwa zostały postawione w stan
gotowości w obawie przed manifestacją studencką. [697] Po Mszy Paweł  Rzoska
złożył bukiecik kwiatów pod pomnikiem Kopernika..  Natomiast Barbara
Beszczyńska, Wiktor Kołodziejski, Andrzej Puzyrewski  zostali zatrzymani przy
kosciele przez milicję. Cała ta grupa została zawieziona do aresztu na Wałach
gen. Sikorskiego. Tam przez ok. godzinę  wszystkich przesłuchiwano.[698]
      W następnych dniach  grupa studentów, m. in. Joanna Perkowska[699],
Grzegorz Górski, Grzegorz Misiakowski, Wojciech Polak, została wezwana na SB,
gdzie namawiano ich  bezskutecznie do podpisania tzw. deklaracji lojalności.
        Od lutego 1982 r. zaczęła być tworzona zorganizowana struktura podziemna
NZS na UMK. Kierowali nią faktycznie dwaj członkowie Zarządu Uczelnianego:
Grzegorz Górski i Wojciech Polak. Wspomagały ich inne osoby: Joanna Perkowska,
Jerzy Dogiel, Jerzy Nielepiec, Zbigniew Zyglewski, Marek Faber, Roman Dzienisik,
Honorata Muszyńska, Iwona Perlicka, Zbigniew Zygora, Maria Chruścik (obecnie:
Dzienisik),  Janina Wojnarowska, Grzegorz Misiakowski, Tadeusz Chrzanowski
(wtedy już po studiach) i in. Powielacz Grzegorz Górski wraz z Jerzym Dogielem
przewiózł z Szosy Chełmińskiej i umieścił w lokalu na Starym Mieście (róg ul
Kopernika i Św. Ducha). Mieszkał w nim szkolny kolega Jerzego Dogiela, ps.
„Idek” (nazwisko nieznane). Drukiem „bibuły” w owym lokalu (także na jesieni
1982 r.) zajmowali się: „Idek”, Jerzy Dogiel, Jerzy Nielepiec, Grzegorz
Górski.[700]
         Trudność działania w sytuacji, gdy  SB domyślała się kto kieruje  
podziemnymi strukturami NZS spowodowała, że początkowo postanowiono wydawać
pismo podziemne nie sygnowane przez NZS. Nosiło ono tytuł Jeszcze tym razem, od
pierwszego wersetu popularnego wiersza napisanego po stanie wojennym, a
przypisywanego Czesławowi Miłoszowi. Miało charakter społeczno – kulturalny.
Drukowano w nim analizy literackie, teksty historyczne, wiersze. Pomysłodawcami
wydawania pisma byli: dr Bogusław Mansfeld z  Wydziału Sztuk Pięknych, jego
córka Maria (obecne nazwisko: Kalas), studentka polonistyki, mgr Marcin
Kozarzewski i mgr Irena Wiśniewska z Wydziału Sztuk Pięknych. Wydali oni nawet
pierwszy numer – wystukany na maszynie do pisania, na papierze przebitkowym.
Kontakt z nimi nawiązał Wojciech Polak w domu Bogumiły Cichoń, za pośrednictwem
studenta  z Torunia,  kolportującego „bibułę” z Gdańska, znanego pod pseudonimem
Jeż (Ryszard Ziarkiewicz). Łącznikiem pomiędzy redakcją a studentami był Marcin
Kozarzewski, asystent na Wydziale Sztuk Pięknych. Pierwszy numer udało się wydać
w dziesięciostronicowej objętości (w ówczesnych warunkach był to duży sukces),
następne były nieco mniejsze. Pismo miało ok. 1 tys. nakładu. W sumie ukazało
się 5 numerów plus pierwszy odbity na papierze przebitkowym (nosiły więc
numerację 1- 6). Numery 2 – 4 ukazały się w niewielkich odstępach czasu w marcu
i kwietniu 1982 r. Później nastąpiła awaria powielacza, z którą przez kilka
tygodni nie można było sobie poradzić. Na szczęście Wojciech Polak, jeszcze w
kwietniu 1982 r. zamówił u Marcina Kozarzewskiego ramkę drewnianą, obciągnięta
tkaniną. Na ramce tej Polak wraz z Jerzym Nielepcem i Zbigniewem Zyglewskim
wydrukowali 2 numery pisma „Gryf”. Dodatek do „Jeszcze tym razem”.   Pismo
zawierało przedruki z podziemnego Tygodnika Mazowsze. Druk odbywał się w znanym
nam już domu przy ul. Chełmińskiej. Nakład wynosił ok. 300 sztuk. Nagłówek
wykonany był pieczątką z linoleum, sporządzoną przez Iwonę Perlicką. Prawie
wszystkie matryce pisała na maszynie Joanna Perkowska, w  mieszkaniu prywatnym
Tadeusza Chrzanowskiego. Przy pisaniu matryc Gryfa uczestniczył także Roman
Dzienisik i Marek Faber.[701]
     Numer 5 Jeszcze tym razem wyszedł, już po zreperowaniu powielacza, w
sierpniu 1982 r. Zredagował go w całości Grzegorz Górski. Ostatni, szósty numer
Jeszcze tym razem, został wydrukowany staraniem Wojciecha Polaka w 1983 r. przez
Region Olsztyński „Solidarności” (dzięki uprzejmości przewodniczącego
podziemnego Zarządu Regionu – Bogdana Bachmury). Był on datowany na 5 III 1983r.
 i nosił podtytuł Pismo Komitetu Oporu Społecznego.[702]
       Kontakt z podziemnym Zarządem Regionu „Solidarności” Polak i Górski
utrzymywali przez głęboko zaangażowaną w konspirację rodzinę Konikiewiczów (inż.
Ryszard Konikiewicz, jego żona – Renata Konikiewicz i ich dzieci: Regina,
Krzysztof i Marek). W ich domu zawsze znajdowały się ogromne ilości bibuły i
naprawdę graniczy z cudem fakt, że nigdy nie zostali oni namierzeni przez SB.
Marek Konikiewicz był wieloletnim drukarzem pism podziemnej „Solidarności” w
Toruniu.  Warto dodać, że mieszkanie Konikiewiczów  było miejscem wielu spotkań
konspiracyjnych. Oprócz działaczy NZS przychodzili tam często: Jerzy Komocki,
Andrzej Kaczor, Sylwia Frasunek, Maria Wronecka, Krzysztof Żabiński, Roman
Spandowski, Janusz Bochenek, Michał Wojtczak, Jan Hanasz. [703]
     Dzięki Konikiewiczom Jeszcze tym razem i Gryf  były rozprowadzane kanałami
„Solidarności”. Jeden z numerów Jeszcze tym razem (być może 4) został
wydrukowany przez  Marka Konikiewicza na powielaczu w Mieszkaniu Henryka
Mrówczyńskiego.[704] Natomiast w sierpniu 1982 r. Górski  wydrukował dla Zarządu
Regionu jeden lub dwa numery TISa.[705]
      Dopiero w kwietniu i w maju wydano dwa numery pisma dla studentów, które
rozprowadzono w akademikach. Nosiło ono nazwę  Pismo Akademickie. Jego nakład
wynosił ok. 1000 egzemplarzy.     Drugi numer Pisma Akademickiego z 8 V 1982 r.
zawierał m. in. refleksje po wypadkach majowych w Toruniu oraz wezwanie do
piętnastominutowego strajku na uczelni w dniu 14 VI 1982 r. w godz. 1200 - 1215.
 [706]
      Kolportażem  na uczelni (także na jesieni 1982 r.) zajmował się Wojciech
Polak. W akademikach zorganizował on siatki do kolportażu ulotek. Były one
przekazywane „ z ręki do ręki” oraz wykładane na wycieraczkach. Wykładanie
odbywało się zawsze o tej samej godzinie we wszystkich akademikach (np. o 1 w
nocy). Spowodowane to był względami bezpieczeństwa. Gdyby bowiem w jednym
akademiku wyłożono je wcześniej, SB mogło postawić w stan gotowości konfidentów
w innych.  Na czele siatek kolportażu w akademikach stali zazwyczaj działacze
NZS. Bibułę przynosił im Wojciech Polak osobiście. Trudno dziś odtworzyć
wszystkie nazwiska osób, które kierowały kolportażem w akademikach. Byli wśród
nich: Andrzej Ryba, Andrzej Bokiniec, Leszek Kucharski, Iwona Perlicka, Zbigniew
Umiński, Jacek Kęsy, Czesław Skonieczny, Mieczysław Gliński, Kazimierz
Mordaszewski, Sławomir Krotoszyński i Mieczysław Mentzen, Joanna Perkowska,
Honorata Muszyńska, Janina Wojnarowska, Roman Dzienisik, Marek Faber, Urszula
Strzelecka, Zbigniew Zygora, Małgorzata Zbigniewicz, Hanna Zbigniewicz.[707]
          Wiadomości o ulotkach szybko docierały do władz rektorskich.
Informacja o „bibule” rozkładanej w DS – 7 i w DS – 8 trafiła nawet na
posiedzenie senatu w dniu 27 IV 1982 r .[708]
     Prowadzono także inne formy działalności. Wojciech Polak poprzez znajomość
ze studentem Grzegorzem Jasińskim z Olsztyna miał kontakt z warszawskim
wydawnictwem podziemnym „Krąg”. Rozpoczęto więc sprowadzanie książek, głównie z
Kręgu, ale także z innych oficyn. Kurierem był student polonistyki  Marek Faber.
 „Bibuła” była  rozprowadzana głównie w akademiku DS – 6, w segmencie 109, w
którym mieszkały Joanna Perkowska, Honorata Muszyńska, Urszula Strzelecka,
Gabriela Ostolska i Janina Wojnarowska. Łączyło się to z dużym ryzykiem, gdyż
zwłaszcza Perkowska i Muszyńska były znane „esbecji” z działalności w NZS.
Wydawnictwo „Krąg” przedrukowywało też „Tygodnik Mazowsze”, najlepsze i
najstaranniej wydawane wówczas pismo podziemne. Kilka dostaw (po kilkaset
egzemplarzy) przyszło tą drogą do Torunia. [709]
    Największą dostawą książek był transport ok. 300 sztuk Roku 1984 Georga
Orwella. Książka cieszyła się ogromna popularnością w Toruniu. Podczas jednej ze
środowych prelekcji w kościele ojców jezuitów, zorganizowanych przez o.
Władysława Wołoszyna większość pytań wiązała się z orwellowskimi wizjami. Widać
było, że duża część zebranych jest pod świeżym wrażeniem lektury tej
książki.[710]
     Inną formą działalności było malowanie na murach. Grzegorz Górski
zorganizował grupę „nocnych malarzy”, którzy wykonali kilka razy
antykomunistyczne napisy na murach Torunia. Górski, jak pamiętamy, sporządzał
też odpowiednio spreparowane ulotki (pisane na maszynie), które były  
rozprowadzane wśród żołnierzy.[711]
     Działała też grupa ulotkowa zorganizowana przez Romana Dzienisika.
Pracowali w niej m. in. chłopcy z klasy maturalnej Technikum Mechanicznego w
Toruniu (m. in. Marek Żuchowski). Rozrzucała ona  po Toruniu m. in ulotki dla
Zarządu Regionu przed 1 i 3 majem 1982 r.[712]
     Należy podkreślić, że struktura tworzona przez Górskiego i Polaka nie
monopolizowała studenckich działań opozycyjnych na UMK. Sporo było różnych
innych inicjatyw a także akcji zupelnie spontanicznych. W nocy z 8/9 lutego 1982
r. na korytarzach DS –2 pojawiły się napisy. Jeden z nich: Studenci bądźcie
ludźmi, miał charakter dość niewinny. Drugi wyrażał radość z okazji śmierci
głównego ideologa Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego – Michaiła Susłowa
(25 I 1982 r.) - ZSRR – Susłow = PRL – WRON. Trzeci przedstawiał napis PZPR +
ZSRR, wiszący jednak na szubienicy.  Rano rozpoczęły się rewizje przeprowadzane
przez esbeków i  milicjantów.  Funkcjonariusze grasowali po akademiku,
zdejmowali odciski palców ze ścian i fotografowali napisy. Przeszukiwano nawet
kosze na śmiecie. Liczono na znalezienie resztek farby, co pozwoliłoby ująć
autorów haseł. Na szczęście nic nie znaleziono.[713]  Do akademika przybyli
dziekani Wydziału Prawa: prof. Jana Łopuski i doc. Alicja Grześkowiak. Przybył
tam też komisarz wojskowy UMK płk Jan Rębarz, który zażądał wysiedlenia
wszystkich studentów z akademika. Argumenty dziekana Łopuskiego uspokoiły jednak
pułkownika, który odstąpił od swojego zamiaru. Dziekan zgodził się jednak
jeszcze tego samego dnia odbyć zebranie ze studentami prawa. Miało ono miejsce w
Collegium Minus. Oprócz prof. Łopuskiego wziął w nim udział wojskowy komisarz
wydziału płk Kazimierz Jabłoński. Ten ostatni stwierdził, że buntownicza postawa
nie może przynieść efektów – wskazują na to wszystkie przegrane przez Polaków
powstania. Twierdzenie to wywołało okrzyki oburzenia ze strony studentów.
Dziekan Łopuski zauważył, że mieliśmy jednak wygrane  Powstanie Wielkopolskie.
Podkreślił również, że władze dziekańskie solidaryzują się ze studentami i będą
ich bronić. Zaapelował także o spokój. Warto dodać, że w sierpniu 1982 r. SB
zrobiła rewizję w mieszkaniu dziekana Łopuskiego. Profesor był w tym czasie na
Wybrzeżu. „Esbecy” szukali ulotek.  W mieszkaniu było ich trochę, ale
funkcjonariusze niczego nie znaleźli.[714]   O akcji palenia świeczek w
akademikach już wspominałem.[715]
     Po akademikach krążyły wydawnictwa niezależne w dużych ilościach. Atmosferę
tamtych czasów  dobrze oddają wspomnienia studenta historii i członka NZS Leszka
Kubiaka:
     Już na początku lutego dotarły pierwsze wydawnictwa niezależne. W tym
momencie ich czytanie, dyskusja nad ich treścią, przekazywanie dalej wydawały
się szczególnie ważne. Nosiły znamiona oporu przeciwko kneblującej usta władzy.
Po pokojach akademickich kursowały książki, gazetki i wreszcie kasety z
niezależnymi kabaretami i pieśniami. To wydawało się ważne i podtrzymywało na
duchu, integrowało. Dlatego chyba tak mocno było rozwijane przez środowiska
studenckie, że istniała duża potrzeba przełamania monopolu informacyjnego i
propagandowego komuny.[716]
     Duże ilości książek niezależnych przywoził z Warszawy Paweł Rzoska. Przejął
on kontakty Wiesława Janowskiego i raz w tygodniu przywoził „bibułę” z „Nowej” i
z „Kręgu”. Współpracował z nim m. in. Zbigniew Ankiersztajn, który również
jeździł do Warszawy  po wydawnictwa. Książki i gazetki były rozprowadzane
głównie wśród studentów.[717]  Część z nich odbierała od Rzoski i rozprowadzała
Katarzyna Kałamajska – Liszcz.[718]
       Później kontakty Rzoski przejął Andrzej Wroński i  kontynuował tą
działalność aż do 1985 r.  Kierował on grupą studentów wożących „bibułę” z
Warszawy, w skład której wchodzili m. in. Jan Geras, Andrzej Groździej, Andrzej
Ryba, Krzysztof Rolek, Jan Majka, Piotr Sznajderowicz, Grzegorz Sztandarski.
Oprócz książek i czasopism, z warszawskiego wydawnictwa Nowa przywożono też
firmowe okładki do kaset, które kopiowano (za zezwoleniem wydawnictwa) w
Toruniu. Jan Geras przywoził też bibułę z Gdańska, od tamtejszego działacza
„Solidarności” – Mieczysława Cholewy.[719]
     Po książki do Warszawy jeździł często Andrzej Wroński osobiście. Miał on
swoją metodę kamuflażu. Do załadowanego książkami plecaka przyczepiał z zewnątrz
zrolowany śpiwór i menażki, w ręku zaś niósł gitarę. Wyglądał wtedy jak student
powracający z rajdu turystycznego. Metoda ta okazała się skuteczna – nigdy nie
został zatrzymany.[720]
     Książki oraz czasopisma przywożone do Torunia trafiały m. in. do mieszkania
Anny Siudowskiej i pracowniczki „Geofonu” Wandy Balawender – Czynsz. Od tej
ostatniej „bibułę” zabierała m. in.  studentka Wydziału Prawa -  Barbara
Janowska (Beszczyńska) i przenosiła do studentki polonistyki Aleksandry Czerniak
(obecnie: Marszałkowskiej). Od niej trafiały na uczelnie i do zakładów pracy
Torunia. W następnych latach (do 1987 r.) Aleksandra Czerniak przywoziła książki
z Krakowa. Czasem zamiast niej bibułę przywoził Cezary Michalski, który
studiował początkowo w Toruniu (polonistykę), a później w Krakowie. Wśród
przywożonych książek sporo było dzieł Józefa Mackiewicza. Jednym z odbiorców
książek była Maria Nencka – Borowiecka, od ktorej trafiały one do środowiska
toruńskiej młodzieży i służby zdrowia. Po książki do mieszkania Marii Nenckiej –
Borowieckiej przychodził także Jerzy Wiśniewski z „Elany” i Tadeusz Szynkowski,
działacz „Solidarności” z  Golubia – Dobrzynia. W przekazywaniu książek do
Golubia – Dobrzynia uczestniczyła także siostra Tadeusza Szynkiewicza – Joanna
Surdykowska.[721]
     Do Torunia książki wydawnictw niezależnych przywoził też działacz Ruchu
Młodej Polski Adam Pawłowski. Mieszkał on w Krakowie a studiował w Gdańsku. W
drodze do domu przywoził książki do Torunia i zostawiał u Pawła Rzoski, w celu
dalszego ich kolportowania.[722]
     Leszek Kubiak nie tylko brał udział w kolportażu prowadzonym przez grupę
Wrońskiego.   Uruchomił  on razem z historykiem Janem Kulasem sieć kolportażu
wydawnictw niezależnych w swoim rodzinnym Tczewie. Sam przywoził „bibułę” z
Gdańska, m. in. od kolegi ze studiów Jana Gerasa. Sporadycznie jeździł także po
książki do Lublina i Warszawy. Drugim głównym źródłem pozyskiwania książek był
dla Kubiaka właśnie Toruń. Kubiak przywoził do Torunia wydawnictwa „Kręgu” a w
zamian za nie dostawał od Wrońskiego „bibułę” z „Nowej”.[723]
     Aktywność Leszka Kubiaka w Tczewie nie ograniczała się do przywożenia  i
kolportażu książek. Rozprowadzał także podziemną prasę: Tygodnik Mazowsze,
Wiadomości, „Solidarność” (gdańską, tzw. z lwami), a także kasety z nagraniami.  
Kubiak wraz z liderem podziemnej „Solidarności” tczewskiej Janem Kulasem
redagował miejscowe pismo podziemne – „Gazetę Tczewską”. Po latach wspominał on:
     Gdy opowiadałem, jak w Toruniu kursuje „bibuła”, najpierw dowiedziałem się,
że w Tczewie też ma wyjść niezależna gazeta. Ze swoich skromnych studenckich
środków ofiarowałem na nią grosik. Następnym razem otrzymałem egzemplarz, chyba
nawet pierwszy numer „Gazety Tczewskiej”. Po analizie jej treści, zresztą bardzo
mało czytelnej, doszedłem do wniosku, że nie ma tam wiadomości o charakterze
społeczno – kulturalnym, recenzji niezależnych wydawnictw, wiadomości o bojkocie
reżimowych mass mediów przez świat kultury itp. Podjąłem się redagowania tego
typu wiadomości i przez następne lata dostarczyłem kilkanaście artykułów o wyżej
wymienionej treści, które ukazywały się w „Gazecie” najczęściej skrócone bądź
przeredagowane.[724]
      Kubiak brał także udział (również jako referent) w  wieczornych  
prelekcjach i spotkaniach organizowanych przez Jana Kulasa. Mogły się one
odbywać dzięki pomocy parafii Podwyższenia Krzyża Świętego, patronat nad nimi
sprawował ks. Feliks Kamecki.[725]
     Książki z Warszawy i z Gdańska przywoził też student Andrzej Bokiniec. W
tym ostatnim mieście po bibułę chodził do Pawła i Tomasza Zbierskich.[726]
                 W kolportowaniu ulotek „Solidarności” po akademikach brał
udział Sławomir Krotoszyński. Zabierał on TISy z punktów kontaktowych w
akademikach na Bielanach i przewoził do DS – 5 (gdzie rozprowadzał je sam) i do
DS – 3  (gdzie kolportażem zajmował się jego kolega).[727] Kolportażem pism
podziemnych (m. in. TISa i Elany) zajmował się też Czesław Skonieczny, który
mieszkał w DS - 8. Aktywnymi kolporterami byli też: student fizyki Krzysztof
Rolek i student matematyki Szczęsny Kamiński.
     Na koniec wspomnieć musimy o głośnej „wpadce” studenta fizyki Krzysztofa
Gołębiowskiego. Dnia 3 II 1982 r. na Starym Mieście został on zatrzymany przez
patrol MO wraz ze studentką historii Jagodą Majcherek. Gołębiowski miał przy
sobie 4 egzemplarze Toruńskiego Informatora Solidarności (nr 4 z 26 I 1982 r.) i
4 egzemplarze „Apelu do członków „Solidarności”. Gołębiowskiego i koleżankę
zawieziono na komendę przy ul. Bydgoskiej. Jagodę Majcherek po 48 godzinach
zwolniono. Wcześniej „esbecy” zrewidowali jednak mieszkanie jej rodziców i
skonfiskowali znajdującą się w nim bibliotekę wydawnictw niezależnych,  
prowadzoną przez NZS na Wydziale Humanistycznym. Postanowienie o tymczasowym
aresztowaniu Gołębiowskiego podpisał 5 II 1982 r.  prokurator -  M. Dybowski. W
uzasadnieniu wymienił rodzaj „przestępstwa”  - przenoszenie w celu
rozpowszechniania wydawnictw zawierających fałszywe wiadomości mogące wywołać
niepokój publiczny.[728] Także 5 II 1982 r.  prokurator wojskowy ppor. Jerzy
Kukowicz wydał postanowienie o wszczęciu śledztwa w trybie postępowania
doraźnego. Ten jednak zarzucił Gołębiowskiemu jedynie gromadzenie owych ulotek,
nie wspominając nic o ich rozpowszechnianiu.[729] Rozprawa odbyła się dnia 19
lipca 1982 r. przed sądem Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy.
Przewodniczył por. Michał Łącki, sędziami byli: ppor. Jan Lis i ppor. Wojciech
Jarzembski. Oskarżał prokurator Andrzej Misiak. Błyskotliwa obrona toruńskiej
adwokatki Anny Wernerowej  (którą nieoficjalnie wspomagał jej mąż Jan Werner)
doprowadziło do uniewinnienia oskarżonego. Sąd uznał, że nie można udowodnić
Gołębiowskiemu zamiaru rozpowszechniania przenoszonych ulotek. Tryb doraźny w
tym wypadku paradoksalnie zadziałał na korzyść oskarżonego – wyrok stał się od
razu prawomocny. [730]
    Prokurator Misiak nie dał jednak za wygraną. Zaczął planować rewizję
nadzwyczajną. Gołębiowski był wzywany na jesieni 1982 r.  do prokuratury i
brutalnie (z użyciem obelżywych słów) przesłuchiwany przez prokuratora Misiaka.
Dzięki poradom małżeństwa Wernerów Gołębiowski nie odbierał jednak kolejnych  
wezwań i przewlókł sprawę poza półroczny okres,  w którym możliwe było złożenie
rewizji nadzwyczajnej.[731]
 
18. Grupa podziemna młodzieży toruńskich szkół średnich.
 
     Zupełnie niezależnie od omówionej już grupy Rafała Sadowskiego, Krzysztofa
Bundy i Tomasza Kokocińskiego działała inna grupa podziemna złożona z toruńskiej
młodzieży. Uczeń LO nr 1 w Toruniu Jacek Lewandowski, dzięki pośrednictwu kolegi
– Macieja Trzeciaka, skontaktował się wiosną 1982 r. z młodym człowiekiem o
pseudonimie „Janek”, który twierdził, że ma kontakt z władzami podziemia. Był to
instruktor harcerski związany z kręgami KIHAM – Janusz Kowalski. „Janek”
zaproponował Lewandowskiemu wspólne drukowanie „bibuły” w lokalu na ul. Piekary
oraz umożliwienie współpracy z podziemnymi strukturami toruńskiej
„Solidarności”. Kontakt ten urwał się i nie dał żadnych owoców. Lewandowski
początkowo działał więc spontanicznie –  z grupą kolegów malował napisy na
murach, rozdawał uczniom oporniki. Wkrótce jednak nawiązał kontakty ze
strukturami Związku i przed 1 V 1982 r. roznosił ulotki zachęcające do
manifestacji na Bulwarze Filadelfijskim. Po wypadkach w dniu 3 V 1982 r. Jacek
Lewandowski nawiązał kontakt z kolegą szkolnym zatrzymanym na Starym Mieście -  
Wojciechem Zarzyckim. Razem spotkali się ze studentem prawa na UMK i znanym
działaczem NZS – Jackiem Kalasem. Miał on upoważnienie od toruńskich władz
regionalnych do koordynowania dzialalności podziemnych grup młodzieżowych. Po
kontakcie z Jackiem Kalasem sformalizowała się więc podziemna grupa w skład
której oprócz Lewandowskiego i Zarzyckiego wchodzili także Jacek Wiśniewski,
Maciej Trzeciak, Jacek Dąbrowski. Z nimi mieli kontakt inni uczniowie, których
nazwisk niestety nie znamy. Liderami grupy byli Jacek Lewandowski i Wojciech
Zarzycki. Chłopcy zajmowali się kolportażem gazetek i książek na terenie szkół i
zakładów pracy. Składnica „bibuły” znajdowała się w domu u Jacka Dąbrowskiego.
Przez pewien czas współpracowali oni ściśle z Pawłem Burakiem i kręgiem jego
współpracowników. Przy kolportażu „bibuły” pracowała też ówczesna uczennica
Dorota Nawrocka. Chłopcy prostymi metodami drukowali, a następnie rozrzucali
ulotki, organizowali też akcje malowania na murach i zrywania czerwonych flag.
[732] Dnia 29 VII 1983 r. Jacek Lewandowski i Wojciech Zarzycki umieścili flagę
z napisem „Solidarność” w oknie remontowanego budynku na rogu ulic Szczytnej i
Szerokiej. Budynek miał wyburzone wnętrze. Do okien na elewacji od ulicy
Szerokiej można był się dostać po drewnianych belkach, między którymi zionęła
dziesięciometrowa przepaść. Chłopcy sforsowali tę przeszkodę i zatknęli flagę na
zewnątrz. Funkcjonariusze SB zdejmowali ją 3-4 godziny, a jeden z nich potłukł
się przy tym (spadł?) i odwiozła go karetka pogotowia.[733] Przed 1 V 1983 r.
członkowie grupy, a także nieco młodsi od pozostałych - Artur Wiśniewski i
Tomasz Gostański rozkładali gazetki (TISa i Kontrę) po różnych kościołach
Torunia.[734] Artur Wiśniewski ulotki drukował z form wykonanych w linoleum.
Roznosił je potem z kolegami. Chłopcy organizowali też akcje na cmentarzach
toruńskich w okresie Zaduszek w 1982 i 1983 r. W nocy o umówionej godzinie
wykładali ulotki na  grobach. Ustawiali też  zapalone znicze w kształcie znaku
Polski Walczącej. Uczniowie założyli także bibliotekę wydawnictw niezależnych,
które kupowali za własne pieniądze. Książki krążyły po domach prywatnych. Ich
centralny magazyn znajdował się w domach Wojciecha Zarzyckiego i Jacka
Lewandowskiego, w późniejszym okresie m. in. u Jarosława Minkowskiego. We
współpracy z Jackiem Kalasem  w 1984 r. członkowie grupy wydali  jeden numer
pisma Bastion. Młodzieżowy Miesięcznik Społeczno – Historyczny. Wypełniały je
poważne teksty publicystyczne, pismo było obszerne – 10 stron w technice
sitodruku. Drugi numer był przygotowany do druku, ale prawdopodobnie się nie
ukazał. Członkowie grupy utrzymywali też stałe kontakty ze różnymi środowiskami  
„Solidarności”. Stałe spotkania odbywały się w mieszkaniu Janusza Kuczkowskiego
z „Elany”. Uczestniczyli w nich oprócz przedstawicieli grupy młodzieżowej także
pielęgniarki Anna Turostowska i Danuta Świderek, Eugeniusz Świderek z „Metronu”
i Krzysztof Adamczyk. Podczas spotkań rozprowadzano i wymieniono wydawnictwa  
niezależne.[735]
     Toruńskie RKW organizowało dla tejże grupy  oraz środowiska związanego z
pismem Grześ[736] prelekcje w ramach tzw. Wszechnicy Młodzieżowej. Odbywały się
one w różnych mieszkaniach. Tematami były m. in. zasady BHP w konspiracji,
niezależna literatura polska, historia. Odbyło się też spotkanie z Antonim
Stawikowskim. Urządzano również pokazy filmów wyświetlanych z  magnetowidu (m.
in. u państwa Pronobisów).[737] Omawiane środowisko młodzieżowe uległo pewnemu
rozproszeniu w 1984 r. Niektórzy uczestnicy ruchu skończyli szkoły i wyjechali
na studia, Jacka Lewandowskiego wzięto do wojska, na zasadzie „dzikiego poboru”
w 1984 r.,  a Wojciech Zarzycki wyemigrował do RFN.[738] Nastąpiła też naturalna
wymiana pokoleniowa, pojawili się młodsi działacze.
    Jacek Kalas utrzymywał jednak kontakty z ową grupą  jeszcze po roku 1984.
Używała ona wówczas niekiedy nazwy – „Solidarność – Brzask”.  Kalas przekazywał
młodzieży m. in. podziemne książki i gazetki, zapewniał jej kontakt z RKW.[739]
Aktywnymi działaczami grupy stali się w tym czasie: Artur Wiśniewski, Jarosław
Minkowski, Dariusz Wojtowicz, Piotr Niedlich, Tomasz Wardaliński. Artur
Wiśniewski od nauczycielki w  LO nr  5 – Henryki Kowalskiej odbierał  podziemną
prasę regionalną i Tygodnik Mazowsze, a następnie rozprowadzał owe gazetki.
Kolportażem zajmowali się też Tomasz Kamiński i Piotr Niedlich. Członkowie grupy
pomagali także kolportować prasę w toruńskich zakładach pracy. Chłopcy w domu
Artura Wiśniewskiego i w innych miejscach drukowali ulotki z hasłami –
Solidarność zwycięży, Solidarność nie da się zniszczyć ani podzielić.  Powielano
je rozmaitymi, prostymi metodami – matrycami z linoleum, przy pomocy dziecięcej
drukarenki, a następnie rozrzucano po ulicach i rozklejano po murach.  Jeden z
działaczy grupy – Piotr Niedlich został skierowany przez Jacka Kalasa na  
specjalne kursy dla drukarzy podziemnych. Chłopcy zajmowali się też nadal
rozprowadzaniem książek. Dostawali je m. in ze struktur kolportażowych regionu,
ale także od parającej się przez lata przywozem książek z Krakowa - Aleksandry
Marszałkowskiej (obecnie: Czerniak). Funkcjonowała ciągle  biblioteka,
uzupełniana o coraz to nowsze pozycje. U zaprzyjaźnionych nauczycieli odbywały
się emisje zakazanych filmów na video. Z czasem uczestnicy ruchu wiązali się nie
tylko z podziemną „Solidarności”, ale także z innymi ugrupowaniami niezależnymi.
Jacek Lewandowski został pierszym szefem okregu toruńskiego KPN. Za jego
pośrednictwem, a także Mirosława Kaczyńskiego, kontakty z KPN utrzymywał Artur
Wiśniewski. Co 2 tygodnie jeździł on do Warszawy, skąd od Andrzeja Hermana
przywoził książki oraz czasopisma podziemne (m. in. Przegląd Wiadomości
Agencyjnych, Tygodnik Mazowsze). Trafiały one do kolportażu prowadzonego przez
toruński KPN. Natomiast Dariusz Wojtowicz wraz z grupą kolegów stworzył na
jesieni 1986 r.  własne  środowisko, które dało potem początek Strukturom
Młodzieżowym KPN.[740]
     Były przypadki represjonowania młodzieży z grupy „Solidarność-Brzask”. Dnia
24 IV 1986 r. przeprowadzono rewizję w domu i  zatrzymano na 48 godzin Artura
Wiśniewskiego. Podczas trwającego dwa dni przesłuchania został rozebrany do naga
i brutalnie przesłuchiwany przez funkcjonariuszy SB, m. in. - Romana
Jarzyńskiego.[741] Przesłuchiwano również inną uczennicę z LO nr 5 – Beatę
Feńską, a także działaczy niezależnego harcerstwa w Toruniu – Marka Fuersta i
Hannę Humienną. Ta ostatnia została w czasie przesłuchania uderzona.[742]
Zatrzymano także i przesłuchiwano Tomasza Gostańskiego z Technikum
Chemicznego.[743] Dnia 21 V 1986 r. zatrzymany został Jarosław Minkowski, który
wracał z egzaminu maturalnego. Przetrzymano go 9 godzin w komendzie przy ul.
Grudziądzkiej, próbowano przesłuchiwać i straszono.[744]
   W 1982 r. w Pomaturalnym Technikum Budowlanym w Toruniu dwoje uczniów: Anna
Kalinowska i Jacek Bilski założyło  grupę o nazwie  Organizacja Wolnej Młodzieży
Polskiej „Wiarus 80”. Z grupą związani byli też inni uczniowie: Roman Tlałka,
Joanna Ciżewska, Tomasz Rutkowski. Uczniowie kolportowali ulotki pisane na
maszynie, m. in. w DS 2 (w dniu 26 X 1982 r.). Po pojawieniu się ulotek  SB
przeprowadziła akcję rozpracowania tej grupy o kryptonimie „Sieć”. Plan operacji
zatwierdzili ppłk Eugeniusz Gawroński i kpt. Bogdan Ścisłek. W jej realizacji
brali udział: ppor. Ryszard Liśkiewicz, mł. chor. M. Rzekanowski, mł. chor.
Krzysztof Hinz, por. B. Szymborski, ppor. Andrzej Rozwadowski, st. szer. M.
Pawski. Dnia 2 XII 1982 r. zatrzymano Annę Kalinowską i Jacka Bilskiego, a  w
ich mieszkaniach przeprowadzono rewizje. Po zakończeniu akcji uznano jednak, że
działania cechowała znikoma szkodliwośc społeczna i na wniosek Wydziału
Śledczego KW MO w Toruniu Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Bydgoszczy umorzyła
śledztwo. [745]
     Spontanicznie tworzone grupy konspiracyjne powstawały nawet w szkołach
podstawowych. Dnia 2 II 1982 r.  w Wąbrzeźnie ujawniono podziemną organizację
zreszającą uczniów miejscowych szkół podstawowych pod nazwą Młodzieżowa
Organizacja Podziemna. W jej skład wchodziło 11 młodych osób, które zajmowały
się sporządzaniem i kolportażem ulotek.[746]
     Natomiast w  raporcie Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych z  2 I 1984
r. czytamy:
     Na terenie Torunia ujawniono nielegalną grupę młodzieżową o nazwie „Tajna
Organizacja Antymilicyjna”. W jej skład wchodziło czterech uczniów 6 klasy
szkoły Podstawowej nr 8. zajmowali się oni wykonywaniem i kolportowaniem ulotek.
Wobec członków grupy zastosowano środki oddziaływania profilaktycznego.[747]
     Wg  raportu WUSW wiosną 1984 r. w szkołach Torunia pojawiły się ulotki
firmowane przez organizację o nazwie Polska Młodzież Walcząca. Deklarowała ona
walkę o zniesienie systemu socjalistycznego. W ulotce apelowano do uczniów,
studentów, młodych robotników i inteligentów o organizowanie kół
samokształceniowych, nasilenie działalności wydawniczej oraz przygotowania do
walki zbrojnej. Nie ma niestety żadnego potwierdzenia  z innych źródeł istnienia
takiej organizacji.[748]
      Opozycyjną grupę młodzieżową prowadziła w pierwszej połowie lat
osiemdziesiątych nauczycielka  z Nowego Miasta Lubawskiego – Elżbieta Bukowska.
Podczas spotkań w jej domu toczone były odważne dyskusje na najrozmaitsze tematy
związane z polityką, historią, literaturą, itp. W grudniu 1985 r. grupa
zorganizowała akcję ulotkową w mieście. Ulotki sporządzono ręcznie, zawierały
one hasła antyreżimowe i antykomunistyczne (np.: Kraj Rad – Raj Krat).
Rozklejano je w różnych miejscach publicznych. Dnia 9 I 1986 r. Elżbieta
Bukowska, a także kilkoro młodych ludzi zostało zatrzymanych na 24 – 48 godzin.
Elżbiecie Bukowskiej wytoczono proces  przed Sądem Rejonowym w Nowym Mieście
Lubawskim. Została ona skazana na 1 rok ograniczenia wolności (przewodnicząca
składu sędziowskiego – Irena Pietrzykowska). Na szczęście Sąd Wojewódzki w dniu
6 III 1986 r. umorzył sprawę (przewodniczący składu sędziowskiego – Jerzy
Kaźmierczak). Młodzież związana z Elżbietą Bukowską prowadziła też „Kącik ks.
Popiełuszki” w kruchcie bazyliki św. Tomasza Apostoła. Była to gazetka
poświęcona postaci Męczennika.[749]
 
19. Działania SB w celu wykrycia wydawców i kolporterów podziemnych pism i
ulotek.
 
    Toruńska Służba Bezpieczeństwa z niezwykłą gorliwością próbowała rozpracować
struktury podziemne, zwłaszcza zaś tajne drukarnie i struktury kolportażu. Do
tego celu wykorzystywano konfidentów, drobiazgowo gromadząc informacje od nich
uzyskane. Kolekcjonowano też skrupulatnie wszystkie znalezione egzemplarze
ulotek, gazetek podziemnych,  plakatów itp. Do 11 I 1982 r. Służba
Bezpieczeństwa w Toruniu uzbierała kolekcję 172 ulotek, w sprawie których (a
także pojawiających się następnych) prokuratura wszczęła oficjalne śledztwo.
Ciągnięto je aż do jesieni 1983 r.[750] Śledztwo to dotyczyło sprawy dość
dziwacznej, gdyż SB na pewno wiedziała, że ulotki są dziełem rozmaitych grup.
Jego prowadzenie dawało SB  i prokuraturze oficjalną „podkładkę” do
przeprowadzania rewizji, przesłuchań, zatrzymań itp. Jeszcze w styczniu 1982 r.
przeprowadzono rewizje m. in. u Krzysztofa Dekowskiego, Ryszarda Ostrowskiego i
Jana Kazimierza Rabendy. U tego ostatniego znaleziono legitymację „Solidarności”
datowaną na 14 XII 1981 r.[751]  Dnia 25 II 1982 r. z postanowienia prokuratora
Antoniego Białowicza dokonano przeszukania w mieszkaniach osób, które
podejrzewano druk i kolportaż ulotek. Zrewidowano toruńskie mieszkania: Emila
Pływaczewskiego, Michała Góralskiego, Andrzeja Pilarskiego, Wojciecha Polaka,
Grzegorza Górskiego, Edyty Zwolińskiej, Władysława Wilkansa, Ewy Tomaszewskiej,
Jacka  Stryczyńskiego, Jerzego Kościołowskiego, Piotra Łukaszewskiego, Zdzisławy
Stolarskiej, Mirosława Dembińskiego, Ryszarda Murawskiego, Antoniego
Kabaczyńskiego, Krzysztofa Rolka, Wacława Maćkiewicza, Grzegorza Drozdowskiego,
Onufrego Machowskiego,  Cecylii Wiśniewskiej – Maćkiewicz, Mirosława
Ostrowskiego, Jerzego  Zająkały i pomieszczeń w Instytucie Matematyki UMK do
których miał dostęp Grzegorz Drozdowski.[752] Część z tych osób po rewizji  
zatrzymano na 48 godzin, przesłuchiwano i nakłaniano do podpisania tzw.
deklaracji lojalności.[753] W czasie przeszukań obciążające materiały znaleziono
u pracownika UMK Grzegorza Drozdowskiego i studenta Mirosława Dembińskiego. Ich
sprawy już opisywałem .[754]
   Dnia 25 II 1982 r. zrewidowano pokój w akademiku (DS –5) w którym mieszkał  
student Paweł Pazdyka, a także mieszkanie Jacka Brauna.[755] W dniu  3 III 1982
r. przeszukano mieszkania Piotra Hryniewicza, Jadwigi Łapacz, Andrzeja
Wiśniewskiego, Marii Mameły, Pawła Raszkowskiego, Miriosławy Pras, Wandy
Dobuckiej, Joanny Kuligowskiej, Wincentego i Joanny Ciechowiczów, Marka
Meistera, Jana Klatowskiego, Hanny Wieczorkiewicz, Ireny Krezymon. Dnia 11 III
1982 r. przeprowadzono rewizję u: Mariana Rosińskiego, Ewy Stachowiak, Adama
Fischera (stanowisko pracy), Ryszarda Musielaka,  Tadeusza Krezymona, Adama
Fischera, Wiesława Laskowskiego, Andrzeja Bigałka (stanowisko pracy), Marka
Grzankowskiego (stanowisko pracy), Marka Sobocińskiego, natomiast 19 III 1982 r.
u Waldemara Słupskiego. Dnia 26 III 1982 r. przeszukano mieszkania Krzysztofa
Czerniaka, Zygmunta Kozickiego, Ryszarda Marka Dziobasa, Mieczysława
Miszewskiego. W dniu 31 III 1982 r. zajęto się głównie domami i mieszkaniami
działaczy „Solidarności” wiejskiej: Marii Zakrzewskiej, Antoniego Łapczyńskiego,
Zdzisławy Meller, Henryka Kapsy, Michała Grabianki, Romualda Walczyka,
Stanisława Dybasia. Przeszukano też mieszkania w Toruniu:  Krystyny Antowskiej –
Śmigiel (przejrzano nawet dziecięcy wózek), Jadwigi Gawarkiewicz, Danuty
Kłonieckiej, Barbary Chirzyńskiej, Renaty Ciesielskiej, Ewy Tylickiej.  Kolejna
fala rewizji nastąpiła 9 IV 1982 r.  Przeszukano toruńskie mieszkania: Marka
Grzankowskiego, Adama Włodarczyka, Karola Pękali,  Ryszarda Majszaka, Ireny
Sauk, Reginy Jamroziak, Leona Bogdanowicza, Zbigniewa Iwańskiego, Marii
Bogdanowicz, Leszka Kisiela, Stanisławy Furmanik, Eugeniusza Śliwińskiego,
Zbigniewa Dereżyńskiego, Piotra Łukaszewskiego, Mariana Kolanowskiego, Andrzeja
Brzęckiego, Krzysztofa Piotrowskiego, Stefana Czerniejewskiego, Andrzeja
Madraka, Stanisława Wielgosza, Kazimierza Heldta.  Następną akcję przeprowadzono
w Toruniu w dniach 16 – 28 IV 1982 r. Zrewidowano toruńskie mieszkania: Lecha
Perlika, Wiesława Matusiala, Jana Lisa, Andrzeja Romanowskiego, Henryka
Pietrzaka, Witolda Tomaszewskiego, Antoniego Mietły, Marka Chojeckiego, Anny
Szostak, Jadwigi Wiśniewskiej, Tadeusza Sroki, Edwina Bieńka, Haliny
Stawikowskiej,  Zbigniewa Bieńka, Antoniego Mietły, Zbigniewa Malinowskiego,
Renaty Smoczyk, Antoniego Przywieczerskiego, Zygmunta Łojko, Zbigniewa
Osmulskiego, Zenona Andrzeja Wiśniewskiego, Piotra Jankowskiego, Stanisława
Neumanna. W maju 1982 r. przeszukano mieszkania: Jerzego Berdyszewskiego
(Trzcianka k. Solca Kujawskiego) a także Ksawerego Roszczynialskiego, Jarosława
Szamotulskiego, Kazimierza Kranca, Ryszarda Sobocińskiego, Jana Cierniakowskiego
(Kowalewo Pomorskie), Piotra Mordarskiego (Frydrychowo), Ryszarda Sobocińskiego
(stanowisko pracy), Stefana Olszewskiego, Jerzego Elszkowskiego.[756] O
przeszukaniach w mieszkaniach i zakładach pracy w następnych miesiącach 1982 r.
i w późniejszych latach piszę w dalszych rozdziałach niniejszej pracy.
    Przeszukania prowadzono w ramach akcji mających wykryć tajnych drukarzy i
kolporterów. Akcje prowadzone w Toruniu miały kryptonimy: „Pisarz”, „Drukarz”,
„Drukarz 1”, „Grafoman”, „Grafik”,  w Grudziądzu -  „Iskra” (w celu wykrycia
wydawców i kolporterów pisma o tej nazwie). Specjalna akcja dotycząca kolportażu
nielegalnych druków w „Polchemie” miała kryptonim „Przewóz”.[757] Niestety z
powodu zniszczenia, a także niedostępności niektórych materiałów operacyjnych SB
nie można podać żadnych szczegółów na temat tych akcji. Mamy jednak informacje
na temat innych, późniejszych akcji toruńskiej SB: „Brzoza III” (rozpracowanie
„Solidarności Walczącej” w 1987 r.) i  „Sieć” (rozpracowanie Organizacji Wolnej
Młodzieży Polskiej „Wiarus 80” w 1982 r.). Owe akcje, zapewne podobnie jak
wszystkie inne, planowane były bardzo starannie. Wyznaczano odpowiedzialnych za
ich realizację, a także funkcjonariuszy przeprowadzających poszczególne
przeszukania, przesłuchania itp. Odbywano specjalne narady, opracowywano tzw.
kombinacje operacyjne, wymagające niekiedy wykorzystania konfidentów. Inna
sprawa, że owoce tego rodzaju starannie przygotowanych akcji były często
mizerne.[758]
      Rzadko która rewizja przynosiła jakieś rewelacyjne dla SB rezultaty. W I
kwartale 1982 r. przeprowadzono 84 przeszukania, w 21 przypadkach znaleziono
materiały bezdebitowe.[759] Była wśród nich zapewne spora ilość ulotek i książek
niezależnych sprzed 13 XII 1981 r. Zgodnie z przyjętą wówczas praktyką
konfiskowano je, ale nie wytaczano w takich przypadkach postępowań karnych.
Rewizje miały chyba jednak działanie przede wszystkim prewencyjne. Sam fakt, że
się odbywały utrudniał prace podziemne, gdyż mieszkania działaczy u których
przeprowadzano rewizje były po prostu „spalone”. A znalezienie „czystych” lokali
wcale nie było łatwe. Przeszukania przeprowadzało zazwyczaj  trzech
funkcjonariuszy SB (czasem więcej). W  województwie toruńskim w roku 1982 i w
latach następnych w przeszukaniach brali udział (w charakterze przeszukujących i
protokólantów) następujący funkcjonariusze:
chor. Andrzej Grabiński, por. Andrzej Tkaczyński,  sierż. sztab. Ryszard
Matusewicz, ppor. Władysław Czerepowicz, ppor. Andrzej Skrzyniarz, ppor. Roman
Bąkowski, Henryk Kubocki, plut. Bogdan Pietras, ppor. Kazimierz Brucki,    por.
Bolesław Gierat, por. Ryszard Żyduch,   mł. chor. Waldemar Pluta, ppor. Zbigniew
Brzeziński, chor. Kazimierz Łakomiak, ppor. Andrzej Szyszkowski, mł chor.
Ryszard Walenciak, chor. L. Kobak, ppor. Zdzisław Kuczyński, sierż. Zbigniew
Januszewski, mł chor. Stanisław Długołęcki, ppor. K. Gwizdała, por. Marek
Kisielewski, mł. chor. Mirosław Jaskowski,  ppor. Marek Guziołowski, por.
Wiesław Piróg (nie mylić z działaczem „Solidarności” z „Geofizyki” o tym samym
imieniu i nazwisku), ppor. Leszek Laskowski,  ppor. Leszek Tomasik, ppor.
Ryszard Górny,  ppor. Marek Klemański, por. Janusz Rogalski, ppor. Andrzej
Fydrych,  mł. chor. Mirosław Bukowski, Henryk Bilicki, por. Henryk Mira, chor.
Andrzej Brzeziński, chor. Jan Bronchard, st. sierż. Stanisław Czarnołucki, mł.
chor. Kazimierz Wierzbowski,   ppor. Stefan Lagocki, mł. chor. Krzysztof Hinz,
mł. chor. Krzysztof Żołnierkiewicz,  ppor. Rajmund Waliszewski, chor. Andrzej
Grzebiński, por. Edmund Witkowski,  ppor. Ryszard Borucki, ppor. Bronisław
Stanaszek, ppor. Stanisław Oczki, por. Ryszard Jendrzejewski,  ppor. Edward
Beszczyński, mł. chor. Wiesław Miszewski, por. Andrzej Ratajczak, por. Ryszard
Bosowicz, ppor. Zdzisław Lubański, por. Jan Zioła,  Marek Kamiński, mł. chor.
Edward Panek, por. Edmund Jaranowski, ppor. Zdzisław Oskwarek, plut. Marian
Bułecki, ppor. Henryk Składanowski, ppor. Lech Radzewicz, ppor. Ryszard
Boniek(?), por. Zbigniew Poraziński, szer. Stefan Pokwicki,  ppor. Józef
Bolinowski, ppor. Jerzy Jedkie,  Marek Rasmus, chor. Mieczysław Fasula, plut.
Krzysztof Podgórski, mł. chor. Jerzy Kujawa, sierż. sztab. Korzeniewski,
Grzegorz Chrzanowski, szer. Roman Budzyński, por. Edward Lewandowski, ppor.
Ryszard Borzęcki, ppor. Witold Mielcarek, kpt. Ryszard Poznański, ppor. Jan
Duda, ppor. Jerzy Zaborski, chor. Henryk Górski, por. Cyryl Wolski,   chor.
Jerzy Bejger, ppor. Marek Pekowski, ppor. J. Komakowski, ppor. Andrzej
Chrupczak, por. Jerzy Hejnowicz, kpt. Waldemar Śmigielski, ppor. Grzegorz
Kowalski, st. sierż. Ryszard Janowski, Zbigniew Ocieczek, ppor. Bogdan
Wandachowicz, ppor. Lesław Hofman,  ppor. Mieczysław Norkowski, ppor. Wiesław
Łowicki, chor. T. Hanuszewski, st. sierż. sztab. Andrzej Grzybowski, plut. Jerzy
Zalewski, mł. chor. Janusz Kurasz, chor. Stanisław Gąszczyk, sierż. sztab. Jan
Drozdowski, ppor. Gerard Pawlak,  plut. Mirosław Sadowski, sierż. M. Nazarewicz,
st. sierż. Jerzy Ziomkowski, ppor. Ryszard Wątroba, szer. Zbigniew Makulski,
por. Wiesław Miros, ppor. Henryk Wirski, mł. chor. Andrzej Napierski, szer.
Henryk Kowalczyk, Stanisław Bączkowski, ppor. Andrzej Rozwadowski, kpr. pchor.
Jerzy Sieradzan, mł. chor. Jerzy Walczak, ppor. M. Kapitanowicz, por. Franciszek
Kazimierski, Zbigniew Brzozowski, szer. Henryk Kowalski, kpt. Tadeusz Puchalski,
por. Witold Piskorz, Roman Jarzyński, sierż. R. Kwiatkowski, st. sierż. K.
Perdeni.[760]
     Po rewizji zazwyczaj następowało przesłuchanie, niekiedy także zatrzymanie
na 48 godzin. Zdarzało się bicie w czasie przesłuchań. „Esbekom” szczególnie
łatwo przychodziło używanie siły wobec ludzi młodych. Przejawy prawdziwego
bestialstwa miały miejsce po wypadkach 1 i 3 V 1982 r. Bito jednak i przy innych
okazjach. Spośród uczniów i studentów na komendach uderzeni  zostali m. in.:
Artur Wiśniewski, Marek Bernaciak, Hanna Humienna (Fuerst), Krzysztof
Gołębiowski. Jak pamiętamy jedenastoletniego synka  Zbigniewa Smykowskiego -
Przemka funkcjonariusze tak uderzyli (lub pchnęli) podczas rewizji w domu, że
stracił przytomność. Przemocy używano jednak nie tylko wobec ludzi młodych.
Pisałem już, że Anielę Smykowską pobito w komendzie przy ul. Bydgoskiej. Pisałem
też o pobiciu w śledztwie Romana Berenta. Bito aresztowanych w 1982 r.:
Aleksandra Jamroziaka, Mieczysława Partykę  i szereg innych osób. Stosowane też
inne sadystyczne metody: Artura Wiśniewskiego i Marka Bernaciaka „esbecy”
rozebrali do naga podczas przesłuchania. Oskarżonych o przestępstwa polityczne
dręczono też niekiedy wielogodzinnymi przesłuchaniami (czasem bez jedzenia i
picia), trzymaniem przez szereg dni w pojedynczej celi, groźbą zabrania dzieci
do domu dziecka.[761] Groźby były zresztą ulubionym narzędziem „esbeków”.
Grażyna Słupska tak wspomina przesłuchiwanie jej w dniu 26 I 1983 r.:
     Przesłuchujący „esbecy”  zmieniali się co jakiś czas. Naliczyłam ich w
sumie sześciu. Byłam tam trzy, a może nawet cztery godziny. Zostawiali mnie
samą, potem za ok. 15 minut wracali i dalej pytali. Jeden z nich podczas
zadawania pytań podszedł i pociągnął mnie za ucho, dokładniej za kolczyk i
powiedział: U nas jak się aresztuje, to tak ściąga się kolczyki...[762]
     Nie można jednak powiedzieć, że takie brutalne metody były regułą. Podczas
większości przesłuchań funkcjonariusze dalecy byli od uprzejmości, ale  
najczęściej nie posuwali się do rękoczynów i fizycznego dręczenia.
      W czasie przesłuchań namawiano też często do współpracy, lub podpisania
tzw. deklaracji lojalności. Funkcjonariusze toruńscy stosowali  najrozmaitsze
chwyty psychologiczne, chociaż zazwyczaj w sposób dość nieudolny. W niektórych
przypadkach dzielili się na role, jeden grał „dobrego”, a drugi „złego” i w ten
sposób próbowali „rozmiękczać” osobę przesłuchiwaną.[763] Czasem stosowali
wyrafinowany chwyt w postaci „przyjacielskiej rozmowy” i próby wręczenia „od
niechcenia” przesłuchiwanemu jakiegoś drobnego prezentu – np. ładnej
zapalniczki. Miało to na celu spowodowanie pewnego uzależnienia ofiary od
funkcjonariusza, co mogło ułatwić nakłanianie do współpracy.
       Regułą było poprawniejsze odnoszenie się „esbeków” do działaczy ze
środowisk inteligenckich niż robotniczych. Wynikało to chyba z obaw, że osobie z
kręgu inteligencji  łatwiej jest przekazać informacje o użyciu siły lub o
groźbach do Radia „Wolna Europa” lub prasy podziemnej. A „esbekom” zależało (i
to bardzo) na tym aby być anonimowymi. Podczas przeszukań pokazywali oni
rutynowo swoje służbowe legitymacje, ale palcami zasłaniali nazwiska.[764]
      Osoby uznawane za szczególnie aktywne w pracy opozycyjnej były śledzone.
Np. w 1987 r. pod stałą obserwacją SB był działacz „Solidarności” z „Geofizyki”
– Władysław Krypel. Takie osoby nosiły w nomenklaturze esbeckiej miano „Stały
Obiekt Rozpracowania” i odpowiedni pseudonim. W przypadku Władysława Krypla
nadano mu pseudonim „Warsztat”. Stosowano także stałą obserwację mieszkań
aktywnych opozycjonistów (np. Wiesława Śmigla).[765] Niekiedy śledzenie
prowadzone było w sposób ostentacyjny, co stanowiło metodę zastraszania.[766]
    Stosowano też podsłuchy telefoniczne oraz aparaty podsłuchowe. Kilka tych
ostatnich w podłodze pomieszczeń Duszpasterstwa Akademickiego oo. jezuitów
zlokalizowała, na podstawie odnalezionego planiku, delegatura Urzędu Ochrony
Państwa w Bydgoszczy w 1990 r.[767]
     Funkcjonariusze Wydziału IV, zajmujący się m. in. Kościołem katolickim
nagrywali na magnetofony niektóre msze i kazania. Brali także udział w  pieszych
pielgrzymkach, przeprowadzając niekiedy akcje mające na celu skompromitowanie
ich uczestników i obniżenie autorytetu hierarchii duchownej.[768] Bardzo
interesowały ich działania, aktywnego w Toruniu Ruchu Światło – Życie (tzw.
ruchu oazowego). W 1987 r. pod kościołem jezuitów został napadnięty przez trzech
mężczyzn, jeden z animotorów tego ruchu – uczeń LO nr 4 Marcin Orłowski.
Mężczyźni zaprowadzili go do komisariatu przy Wałach gen. Sikorskiego. Tam
przetrzymano go przez całą noc w celi z kilkoma pijakami. Następnego dnia
Orłowskiego przesłuchano, zarzucając mu napaść na owych trzech mężczyzn (!!!).
Większość zadawanych pytań dotyczyła jednak ruchu oazowego.
     Etatowych pracowników SB było w województwie toruńskim, na początku lat
osiemdziesiątych ok. 300, z tego ok. 200 w Toruniu, a ok. 100 w mniejszych
miastach. Wszystkie duże zakłady pracy Torunia miały swoich etatowych
„opiekunów”  z ramienia SB. W niektórych zakładach było ich nawet 2 lub 3. Na
początku stanu wojennego rozpoczęto bardzo intensywane werbowanie tajnych
współpracowników. W pierwszych dniach stycznia 1981 r. toruńska SB miała ich
758.[769] Od grudnia 1981 r.  do kwietnia 1982 r. pozyskano  212.[770] Część
wcześniej zwerbowanych konfidentów uznawano jednak za nieprzydatnych i
rezygnowano z ich usług. Podawane przez płk Zenona Marcinkowskiego statystyki
wykazują, że w ciągu 6 pierwszych miesięcy 1982 r. wzrost liczby tajnych
współpracowników wynosił 162, z czego 119 w SB a 43 MO.[771] W dniu 31 XIII 1983
r. liczba konfidentów osiągnęła  1262.[772] W późniejszych latach oscylowała ona
wokół stanu liczbowego ok.  1000 osób.[773]  Byli to ludzie z rozmaitych
środowisk: robotnicy, urzędnicy, studenci, naukowcy a nawet osoby duchowne.
Owych współpracowników trzeba było opłacać lub obdarzać kosztownymi prezentami.
Sporo kosztowały też posiłki i napoje w kawiarniach i restauracjach, gdzie
często umawiane były spotkania. Wysokie były też koszty  utrzymywania mieszkań
do celów operacyjnych.[774] Odnosi się wrażenie, że skuteczność toruńskiej SB
była niewspółmiernie mała do np. ilości zwerbowanych tajnych współpracowników.
Być może spora ich część to były tzw. martwe dusze. Każdy funkcjonariusz
zajmujący się pracą operacyjną powinien mieć 12 – 14 tajnych współpracowników.
Zwerbowanie takiej ilości okazywało się jednak trudne. Niektórzy „esbecy”  
fabrykowali więc czasami „martwe dusze”, co miało dla nich jeszcze tą zaletę, że
pozwalało przechwytywać część funduszy na obsługę konfidentów do własnej
kieszeni. Owe „martwe dusze” niekoniecznie musiały oznaczać ludzi nie
istniejących. Mogli to być ludzie istotnie zwerbowani, ale zupełnie (z punktu
widzenia SB) bezwartościowi, z którymi prowadzący ich funkcjonariusz spotykał
się rzadko, fabrykując za to ich donosy. Wiele akt operacyjnych toruńskiego SB
zostało zniszczonych, do  niektórych nie miałem dostępu. Analiza pozostałych
dokumentów (także prokuratorskich i sądowych) oraz uzyskanych informacji pozwala
mi jednak na wysunięcie jednego wniosku. Otóż uważam, że toruńska SB nie
dysponowała po 13 XII 1981 r. żadnym konfidentem, który umiejscowiony byłby
naprawdę wysoko w podziemnych władzach regionalnych. Wśród działaczy aktywnych,
ale już z  „drugiej linii” konfidentów było kilku. Jeden z nich był bardzo  
niebezpieczny – przyczynił się do  co najmniej 14 aresztowań i internowań. Inny
spowodował wpadkę kosztownego powielacza. Przewerbowany działacz „Solidarności”
zajmował się w 1982 r. inwigilacją Krzysztofa Żabińskiego, w tym czasie
aktywnego uczestnika konspiracji w „Merinotexie”. Można jednak podejrzewać, że
większość konfidentów stanowili ludzie mający nikłą styczność z podziemiem.
Informacje uzyskiwane przez toruńską SB były więc niskiej jakości, a jej
działanie sprawia często wrażenie nerwowego i chaotycznego. Przykładem może być
akcja „Brzoza III”, wymierzona przeciwko „Solidarności Walczącej”, którą opisuję
nieco dalej.[775]
    Oprócz tajnych współpracowników SB wykorzystywała także tzw. kontakty
operacyjne (inaczej: obywatelskie), tzn. kontakty z   ludźmi, którzy bardziej
sporadycznie udzielali informacji nie pobierając za to wynagrodzenia oraz tzw.
kontakty służbowe. Te ostatnie utrzymywano z osobami, którzy ze względu na
pełnione przez nich wysokie stanowiska miały (zdaniem SB) obowiązek
współpracowania ze służbami specjalnymi. W Toruniu byli to często dyrektorzy
zakładów pracy i różnych instytucji.[776]

str. gł. english
Kwadrat (1980-90r.)
- książka o Kwadracie
- ,,Nowości'' o książce
- prezentacja książki
bibuła kwadratu
kartki S
działacze kultury
foto
bibuła
krzyże zasługi
 - foto Beni
Wojciech Polak CZAS LUDZI NIEPOKORNYCH (fragm.)
Zdzisław Dumowski ,,Jedna Noc'' całe opowiadania w internecie (tylko tu !)

Marek Czachor ,,Jak zatrudniałem się na PG''

tablica Upamiętnienia Wydarzeń 1 i 3 Maja 1982 r. (2004)
  - fotoreportaż
- 1. rocznica odsłonięcia (2005)

wokół teczek bezpieki

Radosław Sojak, Andrzej Zybertowicz Lustracja dla chóru

Konrad Turzyński - Czas przeszły dokonany
- Czy wszyscy byliśmy „umoczeni”?

Jakub Stein Ich troje w monitoringu

25slat ,S'

20. rocznica śmierci ks. Popiełuszki

procesy: - dot. Stanisława Śmigla (1980 r.)
-
 mili-cjant: zbrodnie komuny przedawnione (1982 r.)
-  dot. Andrzeja Murawskiego
- dot. Kazimierza Kozaka
-
pobicie A. Kuczkowskiej podczas internowania
dot. Artura Wiśniewskiego
- walka z krzyżami w szkołach
- dot. aresztu Tymcz. Prezydium ZR (1982 r.)
- dot. Toralu (1983 r.)

Solidarność z Ukrainą

nowe dodatki i zmiany 

konsul chiński ucieka
spotkania kumbatantów : 2002 , 2003 , 2004 , 2005 
Twardziel
- 50 lat minęło
- Pierwszy wyrok dla SB-mana
lista Wildsteina , IPN: konfident, ubek,  poszkodowany w jednym worku
Uwaga! dla konfidentów SB
TW ,,Andrzej"
Dlaczego to wyszło nam inaczej
Złota Kareta dla W. Polaka
Łamanie prawa wyborczego przez urzędników
Stowarzyszenie Wolnego Słowa
- sprawozdanie
- spotkanie po latach
forumksięga gościWpisz się do księgi gości 

 

 

Armia Krajowa od 2006.4.1.

Czytaj księgę gości

pobrane z  FreeFind  

znajdź :  w tej witrynie w internecie