,,LEGALIZACJA - to różnego rodzaju działania,
wykorzystujące zarządzenie i przepisy władz okupacyjnych, a także pozostawione
przez okupantów, lub przezeń powołane organizacje publiczne, dobroczynne,
czy szkolne - dla ratowania ludzi i Kraju, oraz dla organizowania
pomocy rodzącemu się Podziemiu w jego walce z najeźdźcą"
( Stanisława Lewandowska: ,,KRYPTONIM ,,LEGALIZACJA" 1939-1945")
Pewnego
marcowego dnia 1943 roku w południe odetchnęłam głęboko i pomyślałam,
że mam szansę żyć. Właśnie zamknęły się drzwi za grupą gestapowców, którzy
przeprowadzili w naszym biurze rewizję. Niczego podejrzanego nie znaleźli, nikomu
nie kazali iść ze sobą. Przyszli do nas, gdyż poprzedniego dnia żandarmi niemieccy
zatrzymali w łapance ulicznej na rogu ulicy Marszałkowskiej i Litewskiej
, naszą koleżankę Halinę Kowalczewską, z dużą paczką ,,Biuletynu
Informacyjnego". Nasza firma - Hurtownia Tektury i Papieru J. Robak -
mieściła się niedaleko , na Marszałkowskiej 8 m. 23.Wiadomość o łapance i o
Halinie wkrótce tam dotarła. Wiedzieliśmy, że jest ona także kolporterką konspiracyjnej
prasy, gdyż w określone dni wychodziła z biura na chwilę i z jakiegoś pobliskiego
punktu rozdziału przynosiła paczkę, by po pracy zabrać ją z sobą
W biurze pracowało tylko pięć osób i każde z nas było pewne, że wszyscy jesteśmy
w konspiracji , a więc każde z nas powinno było przygotować się na wizytę
gestapo i usunąć niebezpieczne dowody swej służby.
Co do mnie-
mieli rację. Od prawie roku pracowałam w legalizacji Komendy VII. Obwodu
Warszawa - Powiat ,,OBROŻA", zaprzysiężona przez kwatermistrza tej Komendy
inż. Tomasza Dziamę - mjr. ,,ROMANA". Współpracowałam z grupą ,,RATUSZ", działającą
w Biurze Ewidencji Ludności m. St. Warszawy. Moim zadaniem było dostarczanie
autentycznych kart rozpoznawczych skierowanym przez niego
osobom. W dniu aresztowania Haliny miałam u siebie w biurze trzy komplety
dokumentów, przygotowanych do wydania. Tyle tylko, że nie było mnie w pracy.
Leżałam chora w domu rodziców w Piastowie, a tego adresu nikt w biurze nie znał.
Kto pierwszy dotrze na Marszałkowską 8: gestapo, czy ja? Ja byłam pierwsza.
W moim warszawskim mieszkaniu przypadkowo o tej porze był ktoś z domowników,
kto podał adres piastowski. Dotarła tam żona dyrektora firmy, dr. Aulicha, z
zapasowymi kluczami od biura; pociąg, którym jechałyśmy do Warszawy, odjechał
punktualnie, tramwaj na Marszałkowskiej nie został zatrzymany w ulicznej
łapance, gestapo nie czekało przed drzwiami biura. Chwyciłam ze skrytki swoje
,,skarby" , przekazane mi na początku mej współpracy z ,,RATUSZEM" : przybory,
niezbędne przy wydawaniu kart rozpoznawczych i trzy komplety gotowych kart,
przeznaczonych do przekazania nowym właścicielom. Zbiegłam ze schodów o piętro
niżej i zakopałam swą paczuszkę w skrzynce z piaskiem przeciwpożarowym przy
drzwiach niemieckiego dentysty. Zdążyłyśmy jeszcze wrócić do swych mieszkań
przed godziną policyjną. Gestapo czekało przed drzwiami biura dopiero nazajutrz
rano. Ja ocalałam, lecz nasza koleżanka Halina Kowalczewska została
rozstrzelana na Pawiaku dnia 29. maja 1943 r.
Przybory do
pobierania odcisków palców to poduszeczka i wałeczek do rozprowadzania tuszu
, oraz buteleczka specjalnego tuszu, używanego wyłącznie w tym celu. Karta
Rozpoznawcza, czyli Kennkarta ,była .już zaopatrzona w fotografię osoby, dla
której była przeznaczone, oraz w całą nową legendę jej nowego życiorysu.
A więc nowe imię i nazwisko, data i miejsce urodzenia, zawód, miejsce zamieszkania,
pracy, a wszystko to oparte o niepodważalną dokumentację, skompletowaną przez
Biuro Ewidencji Ludności. Nie brak było podpisów upoważnionych urzędników niemieckich,
często nawet samego Leista.
Komplet Karty Rozpoznawczej z ,,RATUSZA" miał cenną zaletę: składał się z dwóch
egzemplarzy : oryginału - szarego i wtórnika - białego. Odbierający dokument
składał podpis nowym nazwiskiem i odciski palców na obydwu egzemplarzach. Otrzymywał
już kompletny szary oryginał, a biały odnosiłam do Biura
Ewidencji Ludności, gdzie go umieszczano w specjalnym archiwum,
penetrowanym przez gestapo w każdej sytuacji zatrzymania podejrzanej osoby.
Odnalezienie wtórnika upewniało przeszukującego, że dokument aresztowanego jest
autentyczny, Jeżeli nawet osoba taka była skazana na śmierć, ginęła
w obozie koncentracyjnym lub na szubienicy w egzekucji ulicznej
pod nowym nazwiskiem, to za działalność aktualną, ale nie dlatego, że była poszukiwana
przez Niemców listem gończym, jakim była tzw. ,,Fahndungsbuch Polen",
czyli księga z wykazami nazwisk Polaków , których należało zniszczyć natychmiast,
jako przeciwników polityki niemieckiej, po prostu polskich patriotów
Toczyła
się bowiem w Polsce od początku wojny wielka bitwa o ratowanie ludzi.
Z jednej strony niemiecka księga Polaków ściganych , wymieniona już ,,Fahndungsbuch
Polen", przygotowywana przez Niemców na kilka lat przed wojną dzięki
współpracy tzw. V.Kolumny, a przeciw nim - legalizacja - wielka
siła społeczna polska, która uratowała od pewnej zguby miliony najbardziej
wartościowych , stanowiących elitę naszego narodu, ludzi.
V. Kolumna to niemieccy szpiedzy i Niemcy, którzy po odzyskaniu przez
Polskę niepodległości na mocy tzw. opcji, czyli własnej decyzji , pozostali
w naszym Kraju i korzystali z pełnych praw do zrzeszania się, własnego szkolnictwa
z wykładowym językiem niemieckim i dalszych przywilejów obywatelskich. Pozostali
po to, by przy pierwszej sposobności przysłużyć się sprawie odzyskania naszych
ziem przez Rzeszę niemiecką. Jako świetnie zorientowani w stosunkach politycznych
i społecznych naszego Kraju wiedzieli, kto jest kim. Na wezwanie Urzędu
Bezpieczeństwa III. Rzeszy już na dwa lata przed wojną zaczęli sporządzać
i wysyłać do Berlina wykazy działaczy społecznych, politycznych i wojskowych,
gospodarczych, nauczycieli , słowem ludzi szczególnie wartościowych
dla Polski. Wykazy te stały się materiałem do przygotowania przez niemiecką
służbę bezpieczeństwa spisu Polaków, szczególnie szkodliwych dla Rzeszy,
a więc tych, którzy z chwilą zajęcia obszarów Polski przez armię niemiecką
mieli być zlikwidowani. To była właśnie ta księga ,,Fahndungsbuch Polen", wydrukowana
w wielu egzemplarzach i rozprowadzona wśród przywódców wszystkich organizacji
niemieckich , którzy mieli stanąć na czele władz komunalnych , komendantów
jednostek wojskowych i placówek gestapo.
Skorzystali z niej od razu po 1, września 1939 r. aresztując i rozstrzeliwując
zakładników w zajętych przez Wehrmacht miastach polskich. Pamiętamy masakrę
tzw. Krwawej Niedzieli w Bydgoszczy. W 1939 roku ,,Fahndungsbuch" obejmowała
kilkaset nazwisk, jednak już w 1940 liczyła około 6.ooo, a w latach 1943
- 1944 kilka tomów 500-stronicowych, każdy po 20.000 nazwisk. Przy tym zmieniała
się częstotliwość wydawania uzupełnionych spisów. Z rocznika, księga stała się
miesięcznikiem. Była listem gończym, pilnie studiowanym przez niemiecką policję.
LEGALIZACJA - ,,święte szalbierstwo", jak nazwali ją niektórzy, ,,pogotowie
ratunkowe" najbardziej zagrożonych i najdzielniejszych. Pierwsze
jednak zadanie to właśnie zabezpieczenie życia i możliwości wyjścia z podziemia
przyszłych działaczy konspiracji zaczęto realizować tuż po wybuchu wojny
Instytucją najbardziej powołaną do wykowania tego zadania , był Wydział Ewidencji
Ludności w warszawskim ratuszu. Stąd późniejszy kryptonim tej grupy -
,,RATUSZ". Po podpisaniu kapitulacji 29. IX. 1939 r. władze miejskie spowodowały
usunięcie z biur własnych i pomieszczeń urzędów państwowych dokumentacji,
która mogła narazić na represje okupanta poszczególnych ludzi. Znikły
rejestry oficerów rezerwy, rejestry poborowych zostały tak przemieszane, że
stały się bezużyteczne. Z dokumentacji pracowników Zarządu Miejskiego
usunięto dowody ich stosunku do służby wojskowej, oraz przynależności do organizacji
antyhitlerowskich, a także dowody ewentualnego ,,nie aryjskiego
pochodzenia". Tego samego dokonano w aktach Ubezpieczalni Społecznej.
,,Pomagać ludziom wszelkimi możliwymi sposobami"- stało się
dewizą działalności wszystkich służb miejskich
Pierwsze
dowody osobiste na nieprawdziwe nazwiska i personalia zostały wydane przez
Zarząd Miejski Warszawy generałowi Karaszewicz Tokarzewskiemu i jego współpracownikom
w tworzeniu organizacji Służba Zwycięstwu Polski na polecenie prezydenta Starzyńskiego
właśnie w dniu 29. IX. 1939 roku. Były to dowody osobiste wypisane na autentycznych
blankietach, zaopatrzone w autentyczne pieczęcie i podpisy osób do tego uprawnionych.
Wprowadzono je do właściwych ksiąg meldunkowych i kartotek ewidencji ludności,
wystawiono legitymacje pracowników miejskich , zapisano w dokumentacji
Ubezpieczalni Społecznej. Powstała technika i droga ,,tworzenia nowych
ludzi", która działała do końca okupacji.
Do Warszawy
napływali ludzie , którzy musieli zniknąć z miejscowości, gdzie byli rozpoznawalni.
Bez nowych dokumentów nie mieli szansy przeżycia Policyjny system administrowania
Polską, wprowadzony przez Niemców ,to terror, dyskryminacja, kontrola wszelkich
dziedzin życia i pracy, poruszania się, przebywania w określonych miejscach,
grabienie wszelkich dóbr materialnych i kulturalnych. Przestrzegania przepisów
wymuszały drakońskie kary : śmierć, lub obóz koncentracyjny, będący szlakiem,
prowadzącym do śmierci. Kontrola dokumentów zawsze i wszędzie , pełna utrudnień
i podstępów, doprowadzona została do perfekcji. To też szansą przeżycia było
posiadanie dokumentów o nie podważalnej autentyczności, w tym zaświadczenia
z pracy w instytucji, lub przedsiębiorstwie, które uzyskało status ,,kriegswichtig",
czyli ważnego dla celów wojennych, a przynajmniej klauzulę na legitymacji
,,Wyżej wymieniony nie może być pociągany do innych robót", co chroniło przed
zatrzymaniem w częstych łapankach ulicznych. Dowód zameldowania umożliwiał
uzyskanie kartek żywnościowych.
Wydział
Legalizacji SZP- ZWZ- AK powstał już w czasie tworzenia jej zrębów
. Prezydent Starzyński przekazał na pierwsze potrzeby tego Wydziału 500
sztuk blankietów dowodów osobistych in blanco. Pewną ilość przekazał również
dyrektor Wydziału Ewidencji Ludności Warszawy J. Delingowski. Współpraca
tych dwóch Wydziałów stawała się coraz ściślejsza i bardziej owocna. Na
początku 1940 r. Wydział Legalizacji przybrał kryptonim ,,PARK" ( potem także
,,LETA" i ,,IZBA").Pierwszym jego szefem był mjr E. Kumor, następnie
mjr A. Sanojca ,,KORTUM"..W latach 1942-1943 ,,PARK" był świetnie zorganizowaną
instytucją, przygotowaną do wypełniania każdego zadania legalizacyjnego. Powstały
wyspecjalizowane pracownie, zwane także sekcjami lub komórkami. Pracownie były
następujące: Dowody osobiste, Zatrudnienie, Metryki. Meldunki i oryginalne kennkarty,
Dokumenty podróży, Druki, Pracownia techniczna, Łączność. Każda pracownia to
osobny problem, a załatwienie wielu z nich było możliwe tylko we współpracy
z ,,RATUSZEM".
Pierwszym
krokiem w zabezpieczaniu ochrony osoby zagrożonej, czy działacza Polskiego Państwa
Podziemnego było zatarcie śladów jego pracy i służby. Tu zdawało egzamin wymeldowywanie
w kierunku, gdzie trudno go było zidentyfikować i odnaleźć. Szczególnie
przydatne były tutaj księgi meldunkowe , prowadzone przez specjalny Referat.
Meldunków Terenowych , który był jedną z agend ,,PARKU". W referacie tym zostały
zgromadzone ocalałe książki meldunkowe zniszczonych w czasie działań wojennych
domów z różnych dzielnic Warszawy, a także ich pieczątki domowe. Dzięki temu
można było dokonywać wpisów z wsteczną datą, często na wiele lat przed wojną.
Wśród tych ksiąg ceniono takie, których adresy, określone ogólnikowo,
np. Pole Mokotowskie, lub Kolonia Annopol, utrudniały poszukiwania i umożliwiały
ucieczkę.
Do sporządzenia
tzw. garnituru, czyli zestawu dokumentów, przygotowanego dla nowego właściciela,
była metryka urodzenia. Niezawodnymi dostarczycielami takich metryk, zwykle
starannie wybranych w starszych księgach stanu cywilnego spośród
zmarłych tuż po urodzeniu dzieci , były parafie rzymsko-katolickie. W
pierwszych latach działalności ,,Ratusza" były to parafie z Wilna, Grodna, Lwowa,
potem - po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 r.- parafie warszawskie.:
Kościół Św. Krzyża, Katedra Św. Jana, kościoły Zbawiciela, Św. Barbary i inne.
Szczególne zadanie przyjęła na siebie Parafia Wszystkich Świętych, położona
już na terenie ghetta. Nie tylko zaopatrywała w metryki uciekinierów
stamtąd, lecz organizowała im drogę ucieczki.
Działem,
w którym nie było mowy o fikcji dokumentu, było zatrudnienie. Zaświadczenie
pracy było możliwe do sprawdzenia, a szczególnie cennym był rodzaj
pracy, pozwalający na noszenie munduru: kolejarze, pocztowcy, pracownicy elektrowni
itp. Zarząd Miejski nigdy nie miał tak wysoko kwalifikowanych pracowników w
działach: służb miejskich: wyżsi oficerowie, profesorowie uniwersytetu, uczeni
wszelkich specjalności, literaci , artyści. Ważne było również to, że otrzymywali
oni wynagrodzenie, kartki żywnościowe, deputaty, słowem mieli zabezpieczone
bardzo skromne, ale podstawowe środki do życia.
Wśród pracowni technicznych, pracujących dla ,,PARKU", wyróżniała się ,,Chemigrafia"
Tajnych Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Prowadzenie chemigrafii Szef
tych Zakładów Jerzy Rutkowski ,,MICHAŁ KMITA" powierzył dwóm młodym
chemikom Czesławowi i Jerzemu Mierzejewskim (,,MARKOWI'' i ,,JACKOWI"),
którzy okazali się genialnymi specjalistami. Wykonywali nie tylko ilustracje
dla wydawnictw TWZW, lecz także różne dokumenty , czasami wręcz unikalne, ze
wszystkimi podpisami, stemplami, pieczęciami, dla BIPu, dla ,,PARKU, dla
wywiadu AK, Małego Sabotażu i akcji dywersyjnej ,,N". Były to m.in. przepustki
kolejowe, uprawniające do podróży po wszystkich krajach, okupowanych, czy kartki
żywnościowe dla Niemców. Potrafili rozszyfrować tzw. ,,łapki" , czyli
kodowe błędy przy dokumentach podróży, celowo stosowane przez Niemców.
Podrabiali również bardzo unikalne gatunki papieru, których używali Niemcy
do sporządzania niektórych dokumentów. Żaden z kurierów do Londynu via
Francja - Hiszpania, czy Portugalia , zaopatrzony w takie dokumenty, nie ,,wpadł"
przy kontroli.
W marcu 1942 r. Niemcy , którzy podejrzewali, że polskie dowody osobiste mogą
być fałszowane, postanowili wprowadzić karty rozpoznawcze według własnego wzoru,
obwarowane różnymi warunkami, podpisywane przez samego naczelnika miasta
- Stadthauptmana ,, w Warszawie przez samego Leista. Wobec ogromnej ilości tych
dokumentów przechodziły one przez ręce polskich pracowników. Akcja wystawiania
Kart Rozpoznawczych, czyli Kennkart, stała się sukcesem grupy ,,RATUSZ" tym
więcej, że w urzędzie Stadthauptmana, dokąd wysyłano karty wraz z wymaganymi
załącznikami do podpisu, wyznaczono polskich pracowników do ich stemplowania.
W ten sposób wiele fałszywych dokumentów uzyskiwało oryginalne pieczęci i podpisy
niemieckie.
Na zamówienie ,,PARKU", kompletne zestawy dokumentów osobistych, przygotowane
już tylko do wymiany prowizorycznej fotografii na prawdziwą nowego właściciela,
powołano w ,,RATUSZU" specjalną komórkę pod kryptonimem ,,POLANKA", której szefem
został Tadeusz Thiel ps. ,,Lelek", kiedy jednak jako zagrożony musiał
się ukrywać, zastąpił go Wojciech Zabłocki ps. ,,Derkacz". Pracowały w
niej głównie kobiety, wybitne specjalistki w swych dziedzinach. Nie sposób wymienić
tu wielu nazwisk, ale chociaż kilka spośród podanych przez Stanisławę
Lewandowską w jej cennym opracowaniu ,,Kryptonim ,,Legalizacja". Prowadziły
kartotekę adresową - (Zofia Rzędzian, Stanisława Danielczyk, Zofia
Helszer), kartotekę metalową ( Kazimiera Mikołajczyk) , archiwum czyli
biuro wtórników - białych egzemplarzy kart rozpoznawczych, najczęściej sprawdzane
przez gestapo (Grażyna Augustynowicz) . Szczególnie cenną umiejętnością było
podrabianie podpisów (Jadwiga Tumiłowska- Redo). Do podpisu przez Leista przygotowywali
karty Jan i Halina Zakrzewscy. W urzędzie Stadthauptmana załatwiała sprawy Janina
Malinowska- Zachwatowicz. Była tez grupa osób, które przekazywały przygotowane
dokumenty tym, dla których były przeznaczone. Docierały do nich,
zaopatrzone w poduszeczkę i wałeczek do rozprowadzania specjalnego tuszu do
pobierania odcisków palców, oraz zapasową buteleczkę z tym tuszem. Wracały z
gotowymi wtórnikami, by je umieścić w archiwum.
Zapotrzebowanie
na dokumenty było ogromne. Niektórzy konspiratorzy, szczególnie ci na
szczeblu dowódczym, zmieniali swe personalia wielokrotnie. Gen.
Antoni Chruściel ,,MONTER" wspominał: ,,Dokumenty trzeba było zmieniać co
kilkanaście tygodni, czasem co parę dni. Komórka, mająca to zadanie, była jedną
z najważniejszych, a posiadacz musiał się pod każdym względem wżyć w rolę, jaka
wynikała z charakteru pracy, uwidocznionego w dokumentach. Wymagało to zmiany
mieszkania, wyglądu osobistego, środowiska itd. [...] Idąc ulicami Żelazną,
placem Starynkiewicza, Koszykową i Raszyńską spotkałem na trasie dwa patrole
policji niemieckiej. Skład takiego patrolu, kroczącego po obu stronach ulicy,
liczył około 20 ludzi. Szpicę i ubezpieczenie tworzyli tajni agenci. Ci
mieli za zadanie chwytać każdego, kto zobaczywszy zbliżający się
patrol, okazuje niepokój, lub zmienia gwałtownie kierunek. Tym razem nie byłem
zatrzymany. Nie miałem przy sobie ,,kompromitujących" papierów, dokumenty osobiste
opiewały na pracownika starostwa Warszawa- powiat, mimo, że fałszywe, dawały
mi pewność siebie i możność patrzenia surowo w oczy każdemu z członków patrolu".
,,Święte szalbierstwo!" - mrówcza praca zespołów ludzi , narażających swe życie
, by żyć i działać dla zwycięstwa i wolności Kraju mogli
także inni Polacy.
Janina Kulesza-Kurowska
powrót do : str.głównej
| spisu
treści |