Połowa informacji wywiadu brytyjskiego dostarczanych było przez wywiad polski w okupowanej Europie.
Dominika Pszczółkowska
W czasie II wojny światowej Polska miała najsprawniejszy wywiad ze wszystkich państw alianckich. Bez niego wojna trwałaby znacznie dłużej - twierdzą polscy i brytyjscy historycy
Gdyby nie polski wywiad
Historycy polscy i brytyjscy przez ostatnie pięć lat wspólnie badali historię współpracy wywiadu obu krajów podczas II wojny światowej. Efektem ich pracy jest tom ,,Polsko-brytyjska współpraca wywiadowcza podczas II wojny światowej", który właśnie ukazał się po polsku. Każdy czytelnik - nawet dobrze znający tę tematykę - znajdzie w nim wiele nowych informacji, do których po raz pierwszy dotarli badacze, korzystając z dostępu do wciąż tajnych archiwów brytyjskich, a także polskich, amerykańskich i innych.
Polska specjalność
Zdaniem historyków w okresie II wojny światowej Polska miała najsprawniejszy wywiad ze wszystkich
państw alianckich. Przytłacza już sam rozmiar
operacji naszego wywiadu. „W zasięgu [jego]
oddziaływania pozostawała cała Europa, Ameryka Północna i Południowa, Bliski, Środkowy i część Dalekiego Wschodu, Afryka
Północna. Regularnie meldunki
napływały z Polski, Niemiec, Austrii, Czechosłowacji, Francji, Belgii,
Hiszpanii, Holandii, Portugalii, Rumunii,
Szwecji, Szwajcarii, Węgier, okupowanych części ZSRR i obydwu Ameryk. »Polską specjalnością<<, obszarami, na
których nie działały żadne alternatywne siatki aliantów,
były, oprócz ziem polskich, Niemcy, Zaolzie, Austria i okupowana
część ZSRR. Polskie placówki wywiadu (...) były jednymi z nielicznych działających
także poza własnym terytorium narodowym"
- pisze w podsumowaniu
współredaktorka tomu, dyrektor Naczelnych
Archiwów Państwowych Daria Nałęcz.
Autorzy szacują ze na terenie Polski dla wywiadu
pracowało od ponad 20 do ponad 40 tys. osób. Siatka francuska - najliczniejsza po polskiej -
liczyła 2,5 tys.
osób. „W samym roku 1944 polski wywiad
przekazał sztabowi brytyjskiemu 37 894 meldunków (...). W
ocenie Brytyjczyków 25 proc. cechowała wybitna
wartość, 60 proc. - duża wartość, 12 proc. uznano za wartościowe, 2 proc. - za
mało wartościowe, 1 proc. - bez wartości. Ogółem w całym okresie wojny oblicza się,
iż polskie placówki przekazały służbom brytyjskim ok. 80 tys. meldunków" - pisze Nałęcz.
Polski wywiad w okresie II wojny światowej zorganizowany był w
sposób wyjątkowo nowoczesny, który dopiero po wojnie przejęły inne centrale
wywiadowcze. Każdy żołnierz AK był
jednocześnie wywiadowcą a
analiza wielkiej liczby niekoniecznie tajnych informacji prowadziła do kluczowych
wniosków.
Alianci im nie wierzyli
Dla zachodnich czytelników może najbardziej uderzająca będzie ta część raportu, która dotyczy polskich doniesień o zagładzie Żydów. Informacje te bowiem na Zachodzie ignorowano. Gdy więc w czerwcu ksiązka ukazała się w Wielkiej Brytanii, „The Times" pisał: „Nowa historia pokazuje mur stworzony przez urzędników, przez który musieli się przebijać [Jan Karski i Jan Nowak-Jeziorański], by przekonać Londyn i Waszyngton o niemieckiej strategii Holocaustu".
Choć w Polsce te wydarzenia są znane, także nasi czytelnicy i badacze znajdą w omawianym tomie szokujące szczegóły - choćby cytat z dokumentu wysokiego urzędnika MSZ Rogera Allena. „Allen utrzymywał pod koniec sierpnia 1943 r., ze »nigdy nie mógł zrozumieć, na czym miała polegać przewaga Komór gazowych nad zwykłym karabinem maszynowym i zwykłymi metodami zagłady«. Dodawał przy tym, ze wzmianki o komorach gazowych pojawiające się w różnych raportach były bardzo ogólnikowe i pochodziły zwykle ze źródeł żydowskich". Brytyjski minister spraw zagranicznych Anthony Eden nie dopuścił Karskiego do Churchilla, gdyż - jak twierdził - „musiał chronić starszego i przepracowanego juz człowieka przed zbyt wieloma petentami". Prezydenta USA Franklina D. Roosevelta o wiele bardziej interesowały doniesienia mogące przydać się na froncie.
Enigma i rakiety V
Autorzy tomu odtwarzają historię
dwóch
największych osiągnięć polskiego wywiadu - rozszyfrowania niemieckiej maszyny Enigma i dostarczenia do Wielkiej Brytanii informacji, a następnie
części rakiety V-2. Ustalenie miejsca produkcji V-l i V-2 w silnie strzeżonym Peenemunde na wyspie Uznam
umożliwiło aliantom zbombardowanie ośrodka. Polacy dostarczyli m.in. dokładną mapę tej bazy.
Zadziwia skala operacji polskiego wywiadu. Rejestrowano rakiety spadające nawet kilkaset
kilometrów od Peenemunde. Amerykański gen. Dwight Eisenhower wspominał później, ze gdyby Niemcy
wcześniej
udoskonalili nową broń, inwazja aliantów na kontynent europejski
mogłaby się okazać niemożliwa.
Dla
pasjonatów historii (tom nie jest lekką lekturą) równie ciekawe jak szczegóły znanych spraw będą informacje całkiem nowe. Jeden z
rozdziałów poświęcony jest działalności podpułkownika
Jana Kowalewskiego w Portugalii. Ten przedwojenny polski dyplomata nie
tylko stworzył komórkę tranzytową, za
pośrednictwem której przekazywano wiele informacji, sprzętu i ludzi z okupowanej Francji do Wielkiej Brytanii. Powierzono mu tez misję wysondowania, czy
Włochy, Rumunia i Węgry mogą zerwać sojusz z III Rzeszą. Kowalewski docierał do kluczowych postaci w tych krajach;
udało mu się nawet nawiązać
kontakt ze zwolennikami takiego rozwiązania. Jego misję przerwała decyzja
aliantów dopuszczająca tylko bezwarunkową kapitulację przeciwników.
Historycy często nie kryją frustracji, ze dostarczane przez Polaków informacje nie
były należycie wykorzystywane - np. gdy nasi wywiadowcy donosili, którędy
może nastąpić atak na Francję. Kiedy indziej - jak w przypadku obozów
koncentracyjnych - nie dawano wiary informacjom Polaków. Księga, która
powstała pod
patronatem rządów obu państw, z pewnością znacząco przyczyni się do tego, by
naświetlić ten mało znany na świecie aspekt polskiej działalności w czasie II wojny
światowej.
Wreszcie, badacze nie odkryli żadnych nowych informacji dotyczących
katastrofy samolotu gen. Władysława Sikorskiego w Gibraltarze. Są przekonani, ze
domysły, iż mógł za tym stać brytyjski wywiad, są nieuzasadnione.
♦
„ Polsko-brytyjska współpraca wywiadowcza podczas II wojny światowej". Tom I: „ Ustalenia Polsko-Brytyjskiej Komisji Historycznej". Praca zbiorowa pod redakcją Tadeusza Dubickiego, Darii Nałęcz, Tessy Stirling. Wyd. Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, Warszawa 2004
z Gazety Wyborczej, sierpień 2005
Rafał Wnuk
Oczy aliantów
Nie było ich wielu. Ale gdyby nie ich wysiłek, II wojna światowa trwałaby zapewne dłużej. Polski wywiad – działający w całej okupowanej Europie oraz Afryce – znacząco wpłynął na przebieg tego konfliktu.
Wywiad. Armia nawet doskonale wyszkolona
i wyposażona, lecz pozbawiona wsparcia
wywiadu – czyli rozpoznania sił i zamiarów
przeciwnika – przypomina niewidomego
siłacza. Miota on ciężkimi kamieniami, obala
przypadkowo napotkanych wrogów, ale nie wie,
kiedy i jak uderzyć, aby przechylić
zwycięstwo na swoją stronę. Co gorsza, nie
wie też, skąd i kiedy spadną na niego ciosy
przeciwnika.
Hipoteza
Nowaka-Jeziorańskiego
Specyfika sytuacji Polski, od 1939 r.
pozostającej pod okupacją sprawiła, że choć
była ona członkiem obozu aliantów
i podejmowała wielki wysiłek, ponosząc
olbrzymie ofiary, to nie mogła pochwalić się
imponującymi zwycięstwami militarnymi, które
przyczyniłyby się do rozstrzygnięcia wojny.
Polskie dywizjony nad Wielką Brytanią,
Korpus gen. Andersa we Włoszech czy walki
kościuszkowców odrywały rolę ważną, lecz
drugoplanową. Polacy walczyli wszędzie
w cieniu głównych sił brytyjskich,
sowieckich czy amerykańskich. Nie da się
udowodnić, że bez ich obecności losy wojny
mogły potoczyć się inaczej.
Z jednym wszakże wyjątkiem: mowa o wkładzie
wywiadu polskiego, podlegającego Rządowi RP
na Uchodźstwie, w dzieło pokonania Niemców.
Pod koniec lat 90. Jan Nowak-Jeziorański
postawił tezę, że bez działań polskiego
wywiadu wojna mogła trwać rok lub dwa
dłużej. Aby ją zweryfikować, konieczny był
dostęp do dokumentów polskiego wywiadu,
które w latach 1945-46 przekazano
Brytyjczykom jako depozyt. Po 1989 r.
powinny zostać zwrócone niepodległej Polsce.
Ale mimo powołania Polsko-Brytyjskiej
Komisji Historycznej, w archiwach
brytyjskich nie odnaleziono ani dokumentów,
ani protokołów ich zniszczenia. Przy okazji
udało się jednak dotrzeć do materiałów
obrazujących zasięg działań tegoż wywiadu
i jego najważniejsze osiągnięcia. Czy więc
hipoteza Nowaka-Jeziorańskiego znalazła
potwierdzenie? Aby ją zweryfikować,
przyjrzyjmy się tym działaniom polskiego
wywiadu, które miały realny wpływ na
przebieg wojny.
Enigma: klucz
do zwycięstwa
Chronologicznie rzecz ujmując, zacząć należy
od Enigmy – czyli deszyfrowania informacji
przesyłanych przez niemiecką maszynę
szyfrującą (jak sądzili Niemcy, absolutnie
bezpieczną). Marian Rejewski, Henryk
Zygalski i Jerzy Różycki – młodzi matematycy
ze szkoły szyfrów Oddziału II (wywiadu)
Sztabu Głównego Wojska Polskiego – pracowali
nad złamaniem Enigmy od 1929 r. i udało im
się to w styczniu 1933 r. W latach 1933-34
Polacy jako jedyni czytali depesze kodowane
za pomocą Enigmy. W późniejszym czasie
wprowadzanie przez Niemców kolejnych,
ulepszanych modeli sprawiło, że czytano
tylko część depesz.
25 lipca 1939 r. w Pyrach pod Warszawą
Brytyjczycy i Francuzi dostali od Polaków
repliki Enigmy i oprzyrządowanie pomagające
w łamaniu szyfrów (tzw. bomy i płachty
Zygalskiego). Sojusznikom przekazano też
szereg wskazówek, jak łamać kody. W oparciu
o ten sprzęt i informacje wywiad brytyjski
mógł stworzyć własny ośrodek łamania
szyfrów: Bletchley Park pod Londynem.
Po
klęsce wrześniowej polscy łamacze kodów
przedostali się do Francji, gdzie
kontynuowali pracę. Nie przerwała jej też
kapitulacja Francji w 1940 r. Pozostając w nieokupowanej
części tego kraju (tzw. Francja Vichy),
w dalszym ciągu czytali niemieckie meldunki.
W styczniu 1942 r. zostali ewakuowani. Do
tego momentu odczytali 9300 depesz
nieprzyjaciela. W trakcie ewakuacji Różycki
zginął na morzu, a Zygalski i Rejewski
zostali przerzuceni do Wielkiej Brytanii,
gdzie... całkowicie odsunięto ich od prac
nad Enigmą. Od 1942 r. to brytyjski wywiad –
już bez udziału polskich specjalistów –
łamał wciąż ulepszane niemieckie kody. Ale
bez wcześniejszej pomocy Polaków Brytyjczycy
prawdopodobnie nie złamaliby Enigmy.
Aby zdać sobie sprawę z wagi wglądu
w korespondencję niemiecką, trzeba mieć
świadomość, że w Afryce, Europie czy na
Atlantyku nie było operacji wojskowej,
w ramach której wiedza uzyskana dzięki
złamaniu Enigmy nie odgrywałaby kluczowej
roli.
Siatka
kapitana Czerniawskiego
Przykładem olbrzymiego wkładu
w walkę z Niemcami stosunkowo nielicznej
grupy ludzi są polskie siatki wywiadowcze we
Francji. Po kapitulacji armii francuskiej
i podporządkowaniu Niemcom tamtejszych
struktur administracyjnych i wojskowych,
wywiad brytyjski (Secret Intelligence
Service, SIS) został pozbawiony wszelkich
informacji z obszaru, z którego spodziewano
się inwazji na Wyspy Brytyjskie. Polski
wywiad natomiast zaczął budowę własnej sieci
wywiadowczej, która już jesienią 1940 r.
objęła najważniejsze ośrodki na terenie
całej Francji.
Szczególną rolę odegrał kpt. Roman
Czerniawski („Armand”). W październiku
1940 r. udał się do Paryża z zadaniem
prowadzenia wywiadu w okupowanej części
Francji. Wraz z Bernardem Krótkim
(„Christian”) szybko stworzył sieć agentów
obejmującą Paryż, Zagłębie Północne,
Bretanię, Normandię i Belgię. Od listopada
1940 r. Czerniawski przesyłał do szefa
Ekspozytury Francja (komórki polskiego
wywiadu odpowiadającej za Francję)
cotygodniowe raporty. Sieć jego działała
najpierw jako Placówka, a następnie
Ekspozytura „Interallie” („INT”). Choć „INT”
była siatką Oddziału II Sztabu Naczelnego
Wodza (tj. polskiego wywiadu na Zachodzie),
w jej strukturach pracowało wielu Francuzów
i Belgów, jak też kilku Hiszpanów, Czechów
i Niemców.
Już w grudniu 1940 r. „INT” informowała
Londyn o zaczynającym się przerzucie do
Trypolisu oddziałów Afrikakorps, które miały
wesprzeć Włochów walczących z Brytyjczykami
w Afryce Północnej. Dowództwo brytyjskie nie
uzyskało potwierdzenia tej wiadomości
z innych źródeł i uznało raport za
niewiarygodny. W lutym 1941 r. Niemcy
rozpoczęli podbój Afryki Północnej.
Analitycy brytyjscy zlekceważyli też meldunek „INT” mówiący o budowie floty
małych łodzi podwodnych, których podzespoły transportowano koleją z Niemiec do
portów na francuskim wybrzeżu Atlantyku, gdzie je składano i wodowano. Za błąd
ten flota brytyjska miała zapłacić wkrótce wysoką cenę. Z kolei agenci Placówki
Wywiadowczej nr 1 ustalili rozmieszczenie około 100 niemieckich lotnisk
w północnej Francji i Belgii, meldowali o przebudowie portów i nadbrzeżnych
fortyfikacjach. Siatka Czerniawskiego meldowała też o rozmieszczeniu i sile
jednostek Wehrmachtu, wielkości produkcji przemysłowej oraz o morskich
i kolejowych transportach niemieckich.
Abwehra kontra „Armand”
W październiku 1941 r. Czerniawski został wezwany do Londynu; z Francji podjął
go specjalnie przysłany samolot. W Londynie spotkał się on m.in. z szefem
Wydziału Wywiadowczego Oddziału II mjr. Janem Żychoniem i premierem gen.
Władysławem Sikorskim. Podjął też starania o nawiązanie kontaktów z „Wolnymi
Francuzami”; zreferował im wyniki dotychczasowej działalności i otrzymał
instrukcje nakazujące przeorganizować i głębiej zakonspirować siatkę. Zabiegał
też o oficjalne kontakty z polityczną reprezentacją „Wolnych Francuzów”, gdyż
chciał, by Francuzi pracujący w siatce „INT” otrzymali zapewnienie, iż będą
traktowani po wojnie przez ruch gen. de Gaulle’a na tych samych zasadach, co
francuski ruch oporu. Ale Brytyjczycy, nie w pełni ufający de Gaulle’owi, nie
dopuścili do unormowania stosunków między polskimi i francuskimi siatkami
wywiadowczymi.
Po otrzymaniu kolejnych zaleceń, „Armand” ponownie został przerzucony do
Francji. Tymczasem Niemcy, prowadzący nasłuch, mieli świadomość, że z Paryża
nadaje radiostacja pracująca dla aliantów, i logicznie dedukowali, że przesyła
ona raporty zdobyte przez jakąś siatkę wywiadowczą. Starali się ją za
wszelką cenę wytropić.
W końcu niemiecki wywiad wpadł na ślad Ekspozytury „Interallie”. Pracownicy
Abwehry namierzyli mieszkanie, w którym Czerniawski mieszkał wraz
z odpowiedzialną za kontakty z terenem sekretarką Ekspozytury, Mathildą Lily
Carré („La Chatte”). 16 listopada 1941 r. oboje zostali aresztowani.
Przesłuchiwana, Carré wskazała skrytkę z dokumentami i pieniędzmi. Niemcy
aresztowali połowę członków siatki „INT”. Ale choć Ekspozytura przestała
istnieć, Niemcom nie udało się przerwać ciągłości pracy wywiadowczej
w okupowanej Francji: z pozostającymi na wolności agentami rozbitej siatki
nawiązali kontakt wysłannicy Ekspozytury Francja i szybko odtworzyli strukturę
wywiadowczą.
Jak „Armand” stał się „Brutusem”
Prowadzący śledztwo w sprawie Ekspozytury „Interallie” pułkownik Abwehry Oskar
Reile uznał, że Czerniawski jest doskonałym kandydatem na agenta niemieckiego
wywiadu, i w maju 1942 r. zaproponował mu współpracę. Pułkownik Abwehry
zobowiązał się zapewnić bezpieczeństwo 65 uwięzionym członkom „Interallie”,
a w zamian „Armand” miał dostać się do Londynu i tam pracować dla Niemców.
Polski oficer pozornie przystał na propozycję, a jego aresztowani
współpracownicy stali się zakładnikami, gwarantującymi jego lojalność – jako
nowego niemieckiego agenta.
14 sierpnia 1942 r., podczas transportu więźnia do Paryża, miała miejsce
zaaranżowana przez Reilego „ucieczka” Czerniawskiego. „Zbieg” dostał się do
Madrytu, następnie na Gibraltar, a stąd w październiku 1942 r. do Londynu. Tutaj
polscy i brytyjscy oficerowie kontrwywiadu sprawdzali przygotowaną przez Abwehrę
„legendę” Czerniawskiego i uznali ją za prawdziwą. Po tym sprawdzeniu
Czerniawski zgłosił się bezpośrednio do zastępcy szefa polskiego wywiadu płk.
Stanisława Gano i przedstawił mu faktyczny stan rzeczy.
Za zgodą i wiedzą premiera Sikorskiego oraz pułkownika Gano, wywiad brytyjski
zdecydował się wykorzystać Czerniawskiego w operacji dezinformowania
i inspirowania Niemców za pomocą podwójnych agentów, zwanej double cross system
od symbolu „XX” (oznaczającego komórkę odpowiedzialną za nadzór nad operacją).
Ze względów bezpieczeństwa poza Sikorskim i Gano żaden Polak nie poznał prawdy
o „ucieczce” Czerniawskiego i o roli, jaką wyznaczyła mu komórka „XX”.
„Brutus” i operacja „Overlord”
Od stycznia 1943 r. Czerniawski – działający wówczas pod pseudonimem „Brutus” –
zaczął przekazywać Niemcom z Londynu drogą radiową starannie wyselekcjonowane,
początkowo prawdziwe wiadomości. Gdy udało mu się zdobyć pełne zaufanie Abwehry,
zaczęła się druga faza gry wywiadowczej, polegająca na przekonaniu niemieckiego
wywiadu, że lądowanie aliantów (operacja „Overlord”) odbędzie się w innym
miejscu i czasie, niż faktycznie je zaplanowano. W ramach operacji o kryptonimie
„Fortitude” w południowo-wschodniej Anglii alianci zbudowali makiety obozów
wojskowych i skoncentrowali bombardowania na obszarze północno-wschodniego
wybrzeża Francji. Miało to stworzyć wrażenie, że lądowanie – mające otworzyć
drugi front w Europie – nastąpi w rejonie Pas-de-Calais i Dunkierki.
Kluczową rolę w operacji „Fortitude” odegrała czwórka agentów: dziennikarz
hiszpański Juan Pojul („Garbo”), Duńczyk Wulf Schmidt („Tate”), Francuzka
pochodzenia rosyjskiego Lili Siergiejew („Treasure”) i właśnie Czerniawski. Ten
ostatni odgrywał rolę specjalną, gdyż był jedynym „niemieckim” agentem
uplasowanym w Wysokim Sztabie Alianckim; w przekonaniu Niemców był oficerem
łącznikowym samego gen. Eisenhowera, naczelnego dowódcy sił alianckich w Europie
Północno-Zachodniej.
W trzeciej dekadzie maja 1944 r. Czerniawski wysłał depeszę, w której informował
Niemców, że alianci wylądują najpierw w Normandii, ale będzie to tylko manewr
odciągający siły niemieckie od miejsca właściwego uderzenia, czyli Calais.
Niemcy zaufali temu raportowi. Lądujące 6 czerwca w Normandii wojska brytyjskie
i amerykańskie zastały Niemców nieprzygotowanych. Gdy do Berlina dotarł meldunek
o ataku, ani dowództwo Wehrmachtu, ani Hitler długo nie podejmowali decyzji
o przegrupowaniu swych sił, gdyż byli przekonani, iż nie jest to jeszcze
właściwa inwazja. Jeden z meldunków SIS, oceniający rolę Czerniawskiego podczas
przygotowań i w trakcie operacji „Overlord”, stwierdza, że „Brutus”
„w krytycznym momencie przedstawiał wartość niemal niemożliwą do przecenienia”.
Od Casablanki po Trypolis
Podobnie jak we Francji, Brytyjczycy nie mieli należytej siatki wywiadowczej we
Francuskiej Afryce Północnej. Tymczasem po włączeniu się w lutym 1941 r. do walk
w Libii oddziałów Afrikakorps gen. Erwina Rommla obszar ten nabrał
pierwszorzędnego znaczenia strategicznego. Podjęta na początku 1941 r. przez SIS
próba zbudowania tam struktur wywiadu, opartych na niechętnych Niemcom i Vichy
oficerach francuskich, skończyła się rozbiciem tworzonych siatek przez policję
Vichy. Wtedy SIS zwrócił się do Oddziału II, by stworzył tam siatkę w oparciu
o polską kadrę wywiadowczą z terenu nieokupowanej Francji.
Misję powierzono twórcy i pierwszemu szefowi Ekspozytury Francja, mjr.
Zygfrydowi Słowikowskiemu („Rygor”). W lipcu 1941 r. przybył on do Algieru razem
z doświadczonymi oficerami Ekspozytury Francja: kpt. Tadeuszem Jekielem
(„Doktor”) i por. Stanisławem Rombejką. W październiku 1941 r. placówki
Ekspozytury „AFR” (Afryka) działały już w pasie nabrzeżnym Afryki od Casablanki
po Trypolis w Libii. Nieliczna, biorąc pod uwagę wielkość penetrowanego obszaru,
bo licząca niecałą setkę agentów siatka dostarczała wielu cennych informacji.
Według Stephena Dorrila, historyka specjalizującego się w dziejach wywiadu,
Ekspozytura „AFR” była „najbardziej rozległą i najlepszą aliancką siatką
wywiadowczą działającą na obszarze Francuskiej Afryki Zachodniej, pozostającej
pod rządami Vichy; w latach 1941–1942 odegrała wiodącą rolę przy planowaniu
operacji TORCH, czyli anglo-amerykańskiej inwazji Algierii i Maroka
w listopadzie 1942 r.”.
Dla ścisłości trzeba dodać, że dopiero połączenie informacji z meldunków
płynących z nieokupowanej części Francji – zwłaszcza zaś z placówki morskiej
w Nicei (kryptonim PO-4) – z wiadomościami z Ekspozytury „AFR” dawało na tyle
całościowy obraz sytuacji, że możliwe było sprawne zaplanowanie
i przeprowadzenie opanowania Francuskiej Afryki Północnej. Polski wywiad
oszczędził aliantom wielu miesięcy, niezbędnych do stworzenia własnych siatek –
i pozwolił na względnie bezpieczne przeprowadzenie tej operacji, która zmieniła
układ sił w basenie Morza Śródziemnego. Słowikowski za wybitne zasługi otrzymał
od Brytyjczyków Order of the British Empire, a od Amerykanów Legion of Merit.
Tajna broń Hitlera
Osobny rozdział to sukcesy wywiadu Armii Krajowej – pracującego na rzecz
aliantów, a podlegającego Rządowi RP w Londynie. Siatki AK jako jedyne objęły
cały obszar III Rzeszy. Możliwości rozpoznania niemieckiego przemysłu, sieci
łączności czy nastrojów czyniły wywiad AK bezcennym. A wśród informacji przezeń
zdobytych szczególne miejsce zajmują te dotyczące tajnych broni: bomb V-1
i rakiet V-2.
W anglosaskiej historiografii powtarzana jest informacja, jakoby na skutek
pogłosek o nowej broni Hitlera brytyjski wywiad otrzymał zadanie ich
sprawdzenia, po czym wiosną 1943 r. sokolooka analityczka zdjęć RAF-u wypatrzyła
na fotografii Peenemünde nieznane rakiety; następnie brytyjscy agenci dotarli na
wyspę i potwierdzili jej spostrzeżenia, po czym bombardowanie opóźniło
wprowadzenie nowych broni do produkcji.
A jak było faktycznie? Rzeczywiście, na przełomie 1942 i 1943 r. wśród danych
płynących z Polski, Szwecji i Danii do SIS pojawiło się wiele niepokojących
informacji o nowej niemieckiej broni. Żmudna obserwacja produkcji niemieckich
fabryk i śledzenie transportów różnych podzespołów doprowadziły polskich
wywiadowców do zamkniętego ośrodka rakietowego: Peenemünde. Jedyną strukturą
wywiadowczą, której udało się umiejscowić agentów na tym terenie, był wywiad
ofensywny AK „Lombard”.
Wbrew temu, co podają anglojęzyczne opracowania, znamy nazwiska agentów
wywiadu AK, którym udało się spenetrować Peenemünde. Byli to m.in. dowódca
komórki wywiadowczej „Bałtyk 303” Aleksander Träger („Tragarz”) i jego syn Roman
Träger („T2-As”). Przed wojną mieszkali w Bydgoszczy; uważali się za obywateli
Polski pochodzenia austriackiego. Gdy w 1939 r. Bydgoszcz została włączona do
Rzeszy, rodzina przyjęła niemieckie obywatelstwo, co uchroniło ją od
przesiedlenia do GG. Roman Träger został powołany do Wehrmachtu i jako
specjalista od łączności trafił na wyspę Uznam. Przydzielony do jednostki
instalującej łącza na terenie ośrodka badawczego, mógł dość swobodnie poruszać
się po terenie. Pierwszy jego meldunek został wysłany wczesną wiosną 1943 r.
(prawdopodobnie w marcu), a ostatni w końcu sierpnia lub na początku września
(zawierał opis zniszczeń dokonanych podczas bombardowania ośrodka 17 sierpnia
1943 r.).
Bombardowanie to zmusiło Niemców do przeniesienia prób w miejsce pozostające
poza zasięgiem brytyjskiego lotnictwa – do Blizny w Rzeszowskiem. Również ten
ośrodek został rozpoznany przez wywiad AK, który zdobył elementy rakiety V-2
(najcenniejsze zostały przerzucone do Londynu samolotem, który wylądował pod
Tarnowem).
Polska walka z niemiecką tajną bronią jedynie opóźniła jej masową produkcję. Ale
były to bezcenne miesiące. Według Eisenhowera, wprowadzenie jej do walki pół
roku wcześniej mogłoby uniemożliwić lądowanie w Normandii, a co za tym idzie –
znacząco wydłużyć wojnę.
„Pracowali bez przerwy”
Powyższe przykłady to tylko niektóre osiągnięcia, wyselekcjonowane spośród
tysięcy mniej efektownych, lecz także ważnych operacji wywiadowczych, które
składają się na olbrzymi wysiłek organizacyjny Oddziału II Sztabu Naczelnego
Wodza oraz wywiadu AK. Wiadomo, że od września 1939 r. do maja 1945 r. polskie
siatki dostarczyły Brytyjczykom ponad 22 tys. meldunków, co stanowiło niemal
połowę (sic!) wszystkich meldunków zdobytych przez SIS w tym okresie na terenie
Europy. Brytyjczycy wszystkie raporty analizowali i oceniali. Znamy takie oceny
za rok 1944: za bezwartościowe uznali 1 proc. dostarczonych przez Polaków
informacji, za mało wartościowe 2 proc., za wartościowe 12 proc., za posiadające
dużą wartość 60 proc. i aż 25 proc. za raporty wybitne.
Odpowiedzialny za kontakty z polskim wywiadem oficer SIS – legendarny Wilfred
A. Dunderdale – tak pisał w podsumowaniu raportu zbiorczego za cały okres wojny
z 1945 r., który sporządził dla Winstona Churchilla: „W ciągu ostatnich pięciu
lat polscy agenci w Europie pracowali bez przerwy, dostarczając, mimo wielkiego
zagrożenia dla siebie i swoich rodzin, wielką ilość materiału wszelkiego rodzaju
i obejmującego wiele tematów. Polski wywiad miał bezcenny wkład w planowanie
i wykonanie inwazji kontynentu oraz ostateczne zwycięstwo wojsk sojuszniczych
w Europie”. Zważmy, że ocena ta pochodzi od osoby uważanej w Anglii za wybitnego
specjalistę od wywiadu; według niektórych to Dunderdale był pierwowzorem
stworzonej przez Iana Fleminga postaci superagenta Jamesa Bonda.
Słowa Dunderdale’a znajdują potwierdzenie w zachowanym prywatnym liście Jana
Żychonia (szefa Wydziału Wywiadowczego Oddziału II) do ppłk. Stefana Mayera
z lutego 1944 r. Żychoń pisał, że Brytyjczycy na początku wojny „nic sami nie
mieli i nas potrzebowali (...) naszą wartość wywiadowczą z przed wojny dobrze
znali (...). Służba nasza nie raz dała w tej wojnie Aliantom szereg elementów
takiej wartości, że dały one czynnikom decydującym w prowadzeniu wojny wiele
korzyści o kolosalnej wadze – choćby elementa do inwazji Afryki Północnej”.
Zapomniani i zawłaszczeni
Nowak-Jeziorański miał rację. Dlaczego więc ten wielki, może największy wkład
Polski w zwycięstwo nad Niemcami pozostaje niemal nieznany w kraju i za granicą?
Odpowiedzi należy szukać po części w naturze wywiadu. Ludzie pracujący na jego
rzecz zobowiązani byli do tajemnicy. Wielu z tych, którzy zostali na Zachodzie,
kontynuowało po 1945 r. pracę wywiadowczą – na rzecz wywiadu amerykańskiego
i brytyjskiego, a przeciw komunistom. Ci zaś, którzy żyli w powojennej Polsce,
doskonale wiedzieli, że muszą milczeć, dla swego bezpieczeństwa. PRL nie była
zainteresowana utrwalaniem pamięci o „londyńskim” wywiadzie. Bohaterami filmów
szpiegowskich mogli stać się nieposiadający swych realnych odpowiedników
komunistyczni superagenci Kloss czy Stirlitz. O realnych – jak Czerniawski,
Słowikowski czy wielu innych – milczano.
Odrębnym zjawiskiem było zawłaszczanie polskich sukcesów przez wywiad brytyjski.
Choć siatki wywiadu organizowali Polacy i podlegały one Rządowi RP, ich
działalność niemal w 100 proc. opłacała Wielka Brytania. Już podczas wojny wiele
polskich materiałów SIS prezentował jako własne. Po wojnie, wobec braku reakcji
oficjalnych czynników PRL, takie sukcesy jak złamanie Enigmy czy rozpoznanie
Peenemünde szybko stały się osiągnięciami czysto brytyjskimi. Dziś na Zachodzie
prawda o tamtych wydarzeniach przebija się z trudem.
***
Wywiad to oczy i uszy wojny. Ale samym wywiadem żaden dowódca jeszcze wojny nie
wygrał. Bitwy zwyciężają armie, a tych Polska miała mało. Nieszczęściem Polaków
była kolosalna dysproporcja między efektami pracy wywiadu a możliwościami ich
wykorzystania dla dobra kraju. Z owoców pracy Oddziału II oraz wywiadu AK
korzystali Brytyjczycy i Amerykanie, bo to oni posiadali „mięśnie” wojny,
wielkie armie.
Dr hab. RAFAŁ WNUK (ur. 1967) jest historykiem, pracownikiem Muzeum II Wojny
Światowej w Gdańsku i wykładowcą KUL. W latach 2000-09 naczelnik Biura Edukacji
Publicznej IPN w Lublinie, w latach 90. członek Polsko-Brytyjskiej Komisji
Historycznej, szukającej w brytyjskich archiwach materiałów polskiego wywiadu
z II wojny. Autor wielu książek o II wojnie światowej.
z Tygodnika Powszechnego, październik 2009
pobrane z FreeFind |