Artykuł dla Biuletynu Informacyjnego
Byłam jedną z nich
OFLAG IX C MOLSDORF
Wśród około 3000 kobiet-żołnierzy AK, uczestniczek Powstania Warszawskiego, które na podstawie Umowy Kapitulacyjnej z dn. 2. X. 1944 r. wyszły z Warszawy jako jeńcy wojenni, znalazło się około 400 kobiet-oficerów. Wehrmacht miał im zapewnić ,, umieszczenie w obozach jenieckich, odpowiadających ,, OFLAGOM", oraz traktowanie w sposób, przysługujący oficerom, w sprawach transportu, pomieszczeń , straży i opieki. ''
Tak brzmiał pkt. 11. Umowy, a rzeczywistość różniła
się zasadniczo od założeń. Tak zwany OFLAG IX C MOLSDORF, gdzie Niemcy
zgromadzili wszystkie, legitymujące się stopniem oficerskim kobiety, początkowo
rozproszone po różnych już istniejących Stalagach, był po prostu małym
obozem, przeznaczonym poprzednio dla więźniów obozu koncentracyjnego Buchenwald,
budujących pobliską autostradę. Błoto, brud, głód ,zimno w nie ogrzewanych,
pełnych dziur barakach.
Nie to było jednak dla nas najważniejsze. Uświadomiłyśmy
sobie, że stała się rzecz jedyna w dotychczasowej historii wojen. Dzięki
uznaniu przez Niemców praw żołnierskich Powstańców, tak mężczyzn, jak kobiet,
te kobiety-żołnierze AK, traktowane dotychczas, jako ,,
Banditen",
nie raz bestialsko mordowane, lub zsyłane do obozów koncentracyjnych, uzyskiwały
status jeńców wojennych, więc mogły być przetrzymywane w obozach, pozostających
w gestii Wehrmachtu, a nie SS. Najcięższy los spotkał już kobiety-żołnierzy
AK z dzielnic Warszawy, zdobytych przez Niemców przed podpisaniem układu
kapitulacyjnego: schwytane na Woli i Ochocie zostały zesłane do KL Ravensbruck,
z Mokotowa - do KL Stutthof. Przebywając w obozach jenieckich, miały
szansę walki o swe prawa, określone w Konwencji Genewskiej z 1929 r. do
składania zażaleń do Oberkommando der Wehrmacht i do Międzynarodowego Czerwonego
Krzyża, który mógł je otoczyć opieką. W razie nie dotrzymania tych zobowiązań,
Niemcy musieli się liczyć z groźbą takiego samego potraktowania ich żołnierzy
przez Aliantów. Kobiety-jeńcy mogły mieć swego ,,
Męża Zaufania", rzeczniczkę
ich spraw wobec niemieckiej komendy obozu.
Jeńcami wojennymi OFLAGU IX C MOLSDORF stały się kobiety-oficerowie AK, bez mundurów, w cywilnej odzieży, tak, jak poprzednio pełniły swą służbę. Ich jedynym wyróżnikiem była opaska na ramieniu; biało-czerwona ze znakiem Polskiego Orła i literami W. P.(Wojsko Polskie). Były dumne i szczęśliwe, że tę opaskę mogły wreszcie założyć na swe ramiona o godzinie ,, W" dnia 1.sierpnia 1944 roku. ,tak jak szczęśliwa była tego dnia Warszawa, kiedy na jej budynkach po pięciu latach ukazały się biało-czerwone flagi. Flagi pozostały tam przez 63 dni. Opaski na ramionach kobiet-jeńców wojennych, pozostały do chwili, kiedy zostały one wyzwolone z niewoli i otrzymały wojskowe mundury.
Obozy jenieckie kobiet - tak Stalag VIC Oberlangen, jak Oflag IXC Molsdorf, były od początku zorganizowane wewnętrznie. Organizacja taka była obmyślona i przygotowana jeszcze w Warszawie przed wyjściem do niewoli. przez Komendę WSK z płk AK. Marią Wittek ,, MIRĄ" na czele .Organizatorkami wewnętrznymi tych obozów zostały wyznaczone wypróbowane przez całe lata służby wojskowej i instruktorskiej w Przysposobieniu Wojskowym Kobiet i w konspiracji, kobiety-oficerowie.
Jako podporucznik AK, jeniec wojenny Oflagu MOLSDORF, ze wzruszeniem spotkałam wśród nich legendarne postacie, znane mi tylko ze słyszenia . Wiedziałam o ich niezwykłej służbie, podziwiałam je. Polską komendantką Oflagu była mjr."KAZIK" Wanda Gerzówna. Skromna kobieta w średnim wieku , wydawała się na pozór przeciwieństwem kobiety-żołnierza, którym naprawdę była przez całe swoje życie. Już w 1916 r. służyła jako kanonier w baterii haubic I Brygady Legionów. Dowodziła oddziałami Ochotniczej Legii Kobiet w walkach o Wilno i Warszawę w1920 r. Lata wojny to nieustanna praca w konspiracji. Najbardziej niebezpieczną była jej służba w zorganizowanej przez nią w 1942 r. kobiecej formacji ,, Dywersja i Sabotaż Kobiet DYSK", podległej bezpośrednio kierownictwu KEDYWU. Brała osobisty udział w akcjach bojowych. Odznaczona Orderem VM V. Klasy i. pięciokrotnie Krzyżem Walecznych. Jednak jej sposób bycia nie miał cech wojskowego drylu. Kultura osobista, takt, a przy tym odwaga, zdecydowanie i pełna godności nieustępliwość w żądaniu poszanowania praw jeńców, oraz ujmująca życzliwość wobec nas, przysparzały jej autorytetu i sympatii współtowarzyszek niewoli.
Jej zastępczyni , mjr AK Janina Karasiówna ,, HaKa " to postać bardzo kobieca, ujmująca i skromna, a tak dzielna i niestrudzona Ona jedyna spośród komendantek nie miała za sobą służby w Przysposobieniu Wojskowym Kobiet. Zaprzysiężona już w końcu września 1939 r., była jedną z założycieli Służby Zwycięstwu Polski. Od połowy października tegoż roku objęła kierownictwo łączności konspiracyjnej Komendy Głównej SZP-ZWZ-AK i pełniła tę funkcję - najwyższą, jaką powierzono kobiecie w Komendzie Głównej AK - bez przerwy , aż do wybuchu Powstania. Stworzyła sieć konspiracyjnej łączności po całej Europie i osiągnęła niezwykły w tych warunkach sukces utrzymania swej organizacji do końca. Odznaczona również Orderem VM V. Klasy i Krzyżem Walecznych
Druga zastępczyni Komendantki mjr. AK ,, RYSIA" Maria Szymkiewicz - Drzymulska, posiadała wszystkie cechy świetnej instruktorki organizacji PWK. Wojskowa postawa, sposób bycia dowódcy, tworzyły atmosferę tak cenioną w dużej grupie społecznej. Odznaczona Krzyżem Walecznych.
Kobiet-kapitanów AK było w Molsdorfie dziesięć. Chciałabym
wspomnieć o jednej z nich, o ,, właściwej osobie na właściwym stanowisku". Była
to kpt. AK ,,HELENA" Helena Nieć, nasz ,, Mąż Zaufania". Pełniła swe trudne
obowiązki znakomicie i osiągała sukcesy w dochodzeniu praw jenieckich
dla naszego obozu. W okresie międzywojennym była wykładowcą wyższych uczelni
rolniczych w Poznaniu i Warszawie. W czasie okupacji była referentką WSK
VII. Obwodu AK Warszawa Powiat ,, OBROŻA". Znała doskonale język niemiecki,
francuski i angielski. Jej pełne godności i kultury osobistej wystąpienia wobec
Niemców, świetnie sformułowane i napisane zażalenia i żądania, adresowane do
Oberkommando der Wehrmacht, czy do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża , mimo
oporów niemieckiej komendantury wobec zbliżającej się ich klęski, odnosiły
pewien skutek. Tak było na przykład w sprawie, kiedy w obozie, który był
Oflagiem, podległym przecież Wehrmachtowi, pojawili się SS - mani
prawdopodobnie z Buchenwaldu, gdyż cały ten obóz był częścią tego obozu
koncentracyjnego . Zaczęła się rewizja w śniegu i błocie , przy zastosowaniu
przez kontrolujące Niemki metod z obozu koncentracyjnego. Kiedy jedna z nas
protestowała przeciw zabraniu i zniszczeniu fotografii jej męża, Niemka uderzyła
ją w twarz tak mocno, że upadła. Postawa naszych komendantek i działania kpt.
,, Heleny" doprowadziły do przerwania rewizji , oraz do zwrócenia nam skonfiskowanych
rzeczy.
Kpt. ,,
HELENA" właśnie, korzystając tym razem ze znajomości
języka angielskiego, wraz z mjr. ,,
KAZIK" przekazała do niewoli amerykańskiej
niemiecką komendanturę Oflagu Molsdorf.
Zdarzyło się to jednak dopiero w kwietniu 1945 roku. Kobiety-jeńcy
Oflagu Molsdorf - tak, jak jeńcy wielu Stalagów , Oflagów i obozów koncentracyjnych
- zostały wyprowadzone na uciążliwą wędrówkę bez celu z obozu, gdzie przynajmniej
miały dach nad głową i ciepłą zupę. Były rozproszone. Część z nich, 3o osób
chorych i nie zdolnych do marszu, pozostawiono pod strażą jednego wachmana w
samym Molsdorfie, w bunkrze przeciwlotniczym dla załogi niemieckiej. Część przebywała
w szpitalu niemieckim w Arnstadt .Były to ranne od postrzałów z broni pokładowej
w czasie walki samolotów, alianckiego i niemieckiego, nad obozem w lutym
.Główna grupa, która opuściła obóz 5.IV.45 , dotarła pieszo do miejscowości
Blankenheim, gdzie została umieszczona w opuszczonym obozie szkoleniowym Hitlerjugend.
Tam zostały wyzwolone przez oddziały kanadyjskie, wchodzące w skład 3.Armii
Amerykańskiej gen. Pattona. Oddziały te nie wiedziały, że w Blankenheim przetrzymywane
są Polki , prowadziły ostrzał tego obiektu. Mjr. ,, KAZIK" wysłała
naprzeciw nim swe parlamentariuszki, znające dobrze język angielski. Były to
por. ,, JURGA" Irena Drozdowicz-Jurgielewiczowa i ppor. ,, LIDKA" Lidia Giedroyć-Grzędzińska
. Wypełniły swe zadanie, powróciły szczęśliwie.
Był to dzień 13.IV.1945 roku. W tym samym dniu oddziały amerykańskie zajęły teren Oflagu w Molsdorfie, gdzie wyzwolili pozostawione tam chore. Udzielili im natychmiastowej pomocy, a wymagające ratunku przewieźli natychmiast do szpitala w Erfurcie. Byłam jedną z nich.
Dziś po 55 latach przygotowuję referat na kolejną sesję popularnonaukową, organizowaną w Toruniu przez Fundację ,, Archiwum Pomorskie Armii Krajowej" i ,, Memoriał im. gen. Marii Wittek" pod przewodnictwem Prof. Elżbiety Zawackiej płk. AK ,, ZO", w cyklu ,, Służba Polek na frontach II. Wojny światowej" . Piszę na temat kobiet - oficerów AK , uczestniczek Powstania Warszawskiego, ich służby i losów.
Zwracam się z prośbą do Koleżanek, oraz ich Rodzin o przekazywanie mi wiadomości o losach kobiet, będących przedmiotem mego referatu . Chodzi mi o jeńców Oflagu IXC Molsdorf, jeńców-oficerów Stalagów i szpitali jenieckich, o kobiety-żołnierzy AK, więźniów obozów koncentracyjnych Ravensbruck i Stutthof, oraz o te, wywiezione na roboty w głąb Niemiec. Szczególnie zależy mi na wiadomościach o tych Koleżankach, które dożyły jubileuszu 55-lecia wyzwolenia z niewoli.
Czekam na wiadomości.
Janina Kulesza-Kurowska ,
ppor. AK ,,
JANKA", ,,
TERESA", ,,
URSZULA".
Jeniec wojenny Stalagów: Lamsdorf, Muhlberg , Altenburg,
Oflagu Molsdorf.
Mój adres: 05-820 Piastów, ul. Sułkowskiego 27.
Tel. (0-22) 723-10-77.
e.poczta: Janina.Kurowska@neostrada.pl
UZUPEŁNIENIE
Miało to miejsce 13. IV. 1945 r. Załoga niemiecka przygotowywała
się do tego już od pewnego czasu, zdając sobie sprawę, że losy wojny są już
przesądzone i że oni sami nieuchronnie staną się jeńcami. Ich postępowanie
wobec nas stawało się coraz bardziej ,, ludzkie". W dniu 5.IV.45 zostałyśmy
wyprowadzone z obozu, gdzie przynajmniej miałyśmy dach nad głową i możliwość
przyrządzania ciepłego posiłku, na uciążliwą wędrówkę, pozornie bez celu,
tak jak wiele obozów jenieckich i koncentracyjnych. Hauptman zgodził się na
propozycję mjr. ,, KAZIK", by chore i słabe, w tym troje dzieci, oraz jedną
z koleżanek w ciąży, spodziewającą się lada moment rozwiązania, pozostawić w
bunkrze przeciwlotniczym dla niemieckiej załogi Molsdorfu, pod strażą najstarszego
wachmana, zwanego ,, Kościanym Dziadkiem". Pozostawiono 30 osób, wśród nich
lekarkę dr ,,Bronkę'' Irenę Deresz , która miała przyjąć poród,
oraz trzy pielęgniarki. Byłam wśród chorych, gdyż z powodu pęknięcia kręgu
szyjnego leżałam usztywniona na noszach.
Wówczas to po raz pierwszy jeden z Niemców, Zahlmeister,
zapytał, czy nie będziemy skarżyć się Aliantom, którzy nas wyzwolą, na
nich osobiście. Oni wykonują tylko rozkazy władz. A władze kierowały jeńców
i więźniów obozów koncentracyjnych w stronę Buchenwaldu. Jaki miał być ich los,
można się było jedynie domyślać. Po drodze ewakuowana grupa kobiet-jeńców
Molsdorfu mijała kolumny więźniów obozów koncentracyjnych w pasiakach,
eskortowane przez SS-manów na motocyklach. Nasz Hauptman starał się przeprowadzić
je przez to piekło bezpiecznie. Tłumaczył SS-manom, kim jesteśmy, pokazywał
im jakieś dokumenty , wysyłał wachmanów na poszukiwanie miejsca
postoju. We wsi Hohenfelden wywiesiły polską flagę, którą zresztą w ciągu
nocy zdarli ,, nieznani sprawcy". Okoliczne lasy pełne były wówczas dezerterów
niemieckich. Mieszkańcy miejscowości, przez które przechodziły, byli nieżyczliwi,
wręcz wrodzy. Odmawiali im nawet wody, zamykali studnie na kłódki. Już w pierwszej
wsi ktoś usiłował podpalić stodołę, w której miały nocować
.
Dotarły w końcu do opuszczonego ośrodka szkoleniowego Hitlerjugend
w Blankenheim. Front był coraz bliżej. Tam Hauptman powtórzył pytanie Zahlmeistra:
czy potwierdzą Aliantom w chwili wyzwolenia, że on i jego załoga traktowali
je zgodnie z Konwencją Genewską. Major ,, KAZIK" przyznała, że tak.
Zdobywające teren oddziały 3. Armii Amerykańskiej gen. Pattona ostro ostrzeliwały ośrodek, nie wiedząc, że przebywają tam jeńcy wojenni - Polki. Mjr. ,, Kazik wysłała do nich swe parlamentariuszki, dobrze mówiące po angielsku. Były to por. Irena Drozdowicz-Jurgielewiczowa ,, JURGA" i ppor. Lidia Giedroyć-Grzędzińska ,, LIDKA". Dotarły do oddziałów kanadyjskich, wchodzących w skład tej Armii, wykonały swe zadanie, wróciły szczęśliwie. Ostrzał ustał.
Nadszedł piątek, 13. kwietnia. W miasteczku Blankenheim
zawyły syreny na znak poddania się. Mieszkańcy wywiesili białe flagi. Polki
w ośrodku Hitlerjugend wciągnęły na maszt flagę biało-czerwoną, przygotowaną
jeszcze w Molsdorfie. Pojawili się żołnierze kanadyjscy. Nasze Komendantki
wyszły im naprzeciw. Komendantura niemiecka złożyła broń. Hauptman
swój pas i pistolet oddał w ręce Mjr. ,, KAZIK" Kpt.,,HELENA" przetłumaczyła
jego słowa na język polski. Po nim rzucili broń pozostali Niemcy. Nasza
Komendantka przekazała jeńców Kanadyjczykom. Kpt. ,, HELENA" przetłumaczyła
jej wypowiedź na język angielski.
Pierwsze słowa oficera kanadyjskiego w rozmowie z naszymi Komendantkami,
to sakramentalne wręcz pytanie, czy Niemcy dobrze się z nami obchodzili, bo
każdego, kto się znęcał , natychmiast zastrzelą. Poprzedniego dnia odbili obóz,
gdzie w ostatniej chwili Niemcy zdołali wystrzelać z karabinów maszynowych 7.000
ludzi. Mjr ,, KAZIK" nie miała zastrzeżeń do postępowania Hauptmana. Opinię
tę przekazała także kpt "HELENA", która pojechała z konwojem jeńców niemieckich
do kwatery dowództwa wojsk alianckich.
Grupa chorych i słabych, pozostawiona w bunkrze przeciwlotniczym
dla Niemców w Molsdorfie, została wyzwolona wcześniej, bo już 8. kwietnia.
Czekałyśmy na tę chwilę w nadziei , że pomoc przyjdzie w porę, by uratować naszą
Koleżankę, której bóle porodowe nasilały się , lub ustawały od trzech dni, lecz
dziecko nie przychodziło na świat. Leżała nieprzytomna. Tymczasem linia frontu
stała w miejscu , a tylko potworny huk bom i ostrzał artyleryjski trwał
nieprzerwanie . Nagle wejście do bunkra gwałtownie otworzyło się i potok światła
wpadł smugą do wnętrza. Byłyśmy pewne, że za chwilę nastąpi wybuch granatu,
bo przecież tak mógłby postąpić żołnierz, zdobywający bunkier niemiecki.
Lecz nic takiego się nie zdarzyło. Powoli, ostrożnie , kryjąc się w załomie
ściany, z bronią gotową do strzału, wsunął się jeden żołnierz amerykański, za
nim drugi, trzeci , tak, jak biegli za czołgami, atakując teren. Widząc nas,
leżące pokotem na podłodze, ze zdumieniem zapytał, kim jesteśmy. Odpowiedziałam
po angielsku, że jesteśmy Polkami, jeńcami wojennymi z Warszawy. Potrzebujemy
natychmiastowej pomocy dla koleżanki, która właśnie rodzi dziecko. Jeden z nich
wybiegł, by przekazać wiadomość o tym swemu dowództwu, drugi chwycił naszego
wachmana, pytając, czy nie zrobił nam niczego złego. Odpowiedziałyśmy, że nie.
Nadbiegło więcej żołnierzy. Szybko wyciągali z kieszeni pomarańcze i słodycze,
stanowiące ich żelazne porcje w czasie walki, rzucali je na moje nosze i szybko
wybiegali, by dołączyć do walczących kolegów. Za chwilę zajechała sanitarka,
która zabrała do szpitala naszą koleżankę. Po kilku godzinach linia frontu była
już za nami. Wówczas i my otrzymałyśmy dalszą pomoc: znakomity posiłek i ciepłe
błamy królicze do okrycia się.
Następnego ranka sanitarki przewiozły nas do szpitala w Erfurcie,
gdzie znalazłyśmy naszą Koleżankę, przywiezioną tam poprzedniego dnia. Była
już po zabiegu, czuła się nieźle. Po raz pierwszy usłyszałyśmy nazwę leku, którym
ją leczono: ,, penicylina". Ten rewelacyjny lek, stosowany wyłącznie w
szpitalach polowych alianckich, uratował jej życie i przywrócił zdrowie. Życia
dziecka nie udało się uratować.
Do ,, Reserve Lazarett Nr. 1" w Erfurcie Amerykanie
przewieźli wszystkie kobiety-oficerów A.K. potrzebujące pomocy lekarskiej,
a rozproszone dotychczas w różnych punktach medycznych i szpitalach na terenach,
wyzwolonych przez 3. Armię. W rezultacie znalazło się w nim 65 kobiet i 3 dzieci.
Zbliżał się dzień zakończenia wojny. Zgodnie z układami dotyczącymi podziału
Niemiec na strefy okupacyjne między Aliantami, Turyngia ,na terenie której przebywałyśmy,
miała przejść pod okupację sowiecką. W przeddzień ustąpienia z tych terenów,
Amerykanie przewieźli nas wielkim konwojem sanitarnym na teren Hesji do Burgu,
gdzie poprzednio już zgromadzili wszystkie wyzwolone przez swą armię kobiety-żołnierzy
AK z Powstania Warszawskiego, a przede wszystkim kobiety-oficerów. Dotarły
tam w dniu 8. maja 1945 roku, nazwanego potem ,, Dniem Zwycięstwa". Byłam jedną
z nich.
Janina Kulesza-Kurowska.
2. kwietnia 2000
powrót do : str.głównej
| spisu
treści |