powrót do
: str.
głównej | spisu
treści witryny
Janina Kurowska
OFLAG IXC MOLSDORF W OCENIE DELEGATA
MIĘDZYNARODOWEGO CZERWONEGO KRZYŻA
Dr. H. Landolt: ,, ...obóz zadziwiająco przypomina
obóz koncentracyjny, nie żaden oflag... "
(Raport z dn. 8 III 1945 r.)
OFLAG IXC MOLSDORF. Trudno znaleźć takie
oznaczenie obozu jeńców wojennych w wykazie oflagów, gdzie Niemcy przetrzymywali
oficerów polskich w okresie od 1. września 1939 r. do końca wojny. OFLAG
IXC MOLSDORF został bowiem zorganizowany po upadku Powstania Warszawskiego.
Żadna z nas, która była jeńcem tego obozu nie mówi o nim inaczej jak o
,,tak zwanym oflagu" , miejsce to było bowiem zaprzeczeniem wszystkiego,
do czego zobowiązali się Niemcy, podpisując w 1929 roku Konwencję Genewską
o traktowaniu jeńców wojennych. Jednym zaś z przywilejów jeńców wojennych
była opieka Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża , który miał prawo
do kontrolowania obozów, w których byliby przetrzymywani. Przyznanie powstańcom
warszawskim praw żołnierskich przez Niemców nastąpiło na skutek różnorakich
nacisków ze strony rządów brytyjskiego i amerykańskiego, a także Międzynarodowego
Komitetu Czerwonego Krzyża, a co zabiegali polscy delegaci do tej instytucji.
Oficjalna deklaracja Rządu Brytyjskiego, złożona w Izbie Gmin przez Ministra
Spraw Zagranicznych Antony Edena w dniu 30. VIII. 1944 r ostrzegała wszystkich
Niemców, że ,,represje wobec żołnierzy polskiej Armii Krajowej, będącej
integralną częścią Polskich Sił Zbrojnych, są pogwałceniem przepisów wojennych,
do których się zobowiązali, i że wobec tego wszyscy Niemcy, którzy biorą
jakikolwiek udział w tych gwałtach, albo są za nie odpowiedzialni, czynią
tak na własne ryzyko i będą pociągnięci do odpowiedzialności za swe zbrodnie".
Był to czas w przededniu klęski Niemiec i niemieccy dowódcy zdawali sobie
sprawę, że wkrótce sami staną się jeńcami aliantów , to też - podpisując
Umowę kapitulacyjną Powstania w dniu 2.X.1944 r. przyznali prawa żołnierskie
Powstańcom. Obowiązywał ich jednak rozkaz Himmlera z dnia 8. IX. 1944,
wysłany do gen. Von dem Bacha, polecający wysyłanie powstańców do obozów
koncentracyjnych. Podejmując decyzję o uznaniu Polaków za jeńców wojennych
i przekazując ich do oflagów i stalagów, podległych Wehrmachtowi, Niemcy
postanowili i tak ich zniszczyć, stwarzając warunki przebywania takie same,
jak w obozach zagłady. Okazało się, że już 3.X.1944 komendanci stalagów,
w których mieli znaleźć się jako jeńcy - powstańcy, a szczególnie kobiety
- żołnierze, otrzymali wytyczne, jak należy z nimi postępować: przeprowadzać
dokładne rewizje, konfiskować wszelkie dokumenty, waluty, świadectwa szkolne,
książki, zegarki, noże, narzędzia chirurgiczne, lekarstwa. Było nawet zalecenie
konfiskowania listów do Genewy w sprawie pomocy. Realizowali te zalecenia
z całą brutalnością i bezwzględnością.
Kobiety, walczące w Armii Krajowej, cieszyły
się pełnymi prawami żołnierskimi już od 27.X 1943 r., kiedy przyznał im
te prawa swym dekretem Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej. Stało się to
na skutek usilnych starań Komendantki Wojskowej Służby Kobiet mjr./płk./gen.
Marii Wittek ,,MIRY". Zasadność takich praw uznał Dowódca Armii Krajowej
gen. Stefan Rowecki ,,GROT'' już w roku 1942. Wysyłając do Naczelnego Wodza
Polskich Sił Zbrojnych swą emisariuszkę kpt./pułk. Elżbietę Zawacką ,,Zo",
polecił jej m.in. przedstawienie służby kobiet jako ,,żołnierzy, znajdujących
się w obliczu nieprzyjaciela". ,,Zo" udało się wypełnić zlecone jej zadania.
Dotarła do Londynu po dramatycznej , niezwykłej wędrówce lądem przez Berlin
- Paryż - Andorrę - Madryt - Gibraltar i morzem . Wróciła do Kraju - jako
jedyna kobieta cichociemna - skokiem spadochronowym. W dniu 23.IX.1944
Dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Komorowski ,,BÓR" rozkazem Nr. 871/I
nadał kobietom - żołnierzom AK stopnie wojskowe w zależności od ich funkcji
i stanowiska. Spośród nich zdecydowało się pójść do niewoli około 3.000
kobiet, w tym około 400 oficerów.
Idąc do niewoli, kobiety jeńcy pełne były
obaw. Dotychczasowe doświadczenia dowodziły, że Niemcy nie łatwo pogodzą
się z myślą oszczędzenia tych, które - zagarnięte w opanowanych przez nich
przed kapitulacją dzielnicach , były bestialsko mordowane na miejscu, lub
wysyłane na pewna śmierć do obozów koncentracyjnych. Szczególne prawo do
niepokoju miały kobiety - oficerowie, jako organizatorki i przywódczynie
służby kobiet. Od pierwszej chwili niewoli, jeszcze w Ożarowie, czy w Pruszkowie,
zorientowały się, że czeka je głód, brud i brutalna poniewierka. Po kilkudniowej
podróży w bydlęcych wagonach dotarły do pierwszego "normalnego" obozu jeńców,
( dla mnie był to Stalag 344 Lamsdorf)- gdzie przed wejściem na teren odbyła
się pierwsza rewizja. Ku ich zdumieniu i rozczarowaniu odebrano im nie
tylko cenniejsze przedmioty, lecz także leki i materiały opatrunkowe, które
były dla nich skarbem, pieczołowicie kompletowanym i oszczędzanym.
Już samo miejsce przetrzymywania kobiet
zostało wybrane na terenach, zapomnianych przez Boga i ludzi. Podoficerów
i szeregowe zgromadzili w Stalagu VIC Oberlangen, położonym wśród bagien
na zupełnym odludziu. Obóz otoczony był głębokimi rowami i wąskimi groblami,
których przerwanie mogło prowadzić do zalania i zatopienia obozu. Dla kobiet
- oficerów przygotowano obóz specjalny, położony na pustkowiu w błotnistej
kotlinie, jakby na dnie wyschniętego jeziora, pokrytym gęstym, tłustym
błotem.. Składał się z zaledwie siedmiu starych, rozpadających się baraków,
otoczonych gęstą siecią drutów kolczastych. Długo musieli szukać, by znaleźć
coś tak wstrętnego, pełnego robactwa i brudu. Budynki niemieckiej komendantury
obozu , a także przejścia między nimi, wybudowano na palach. Teren, przeznaczony
dla jeńców , nie miał takich udogodnień.. Niemcy nie zamierzali pokazywać
tego miejsca delegatom Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Wszystkie zażalenia
, prośby i zawiadomienia o naszym przebywaniu w tym miejscu, przygotowywane
wielokrotnie przez nasze Komendantki , zwane w nomenklaturze jenieckiej
"Starszymi Obozu", którymi były mjr. Wanda Gertz "KAZIK" i mjr. Janina
Karaś "HAKA", oraz naszą (Panią) Męża Zaufania kpt. Helenę Nieć "HELENA",
ginęły na drodze służbowej przez dowództwo armii niemieckiej ( Oberkommando
der Wehrmacht) i nie docierały do Genewy. Zdarzył się jednak tragiczny
wypadek, który skłonił Niemców do wysłania pisma naszych Komendantek do
Genewy. W dniu 6. lutego 1945 roku nad terenem oflagu w Molsdorf toczyła
się walka powietrzna dwóch samolotów alianckich z niemieckim myśliwcem.
W czasie tej walki seria strzałów z broni pokładowej przeszyła dach dwóch
baraków. Jedna z oficerów, ppor. "ŻACZEK", została zabita postrzałem w
brzuch i kręgosłup, a szesnaście innych zostało ciężej lub lżej rannych.
Niemcy przede wszystkim sprawdzili, czyje pociski spowodowały śmierć "ŻACZKA".
Okazało się, że alianckie. Zaczęła się wic spektakularna akcja ratunkowa..
Zajechały samochody sanitarne, a z nimi wojskowa kronika filmowa i dziennikarze,
którzy mieli szansę udokumentowania bestialstwa aliantów, którzy nie oszczędzają
nawet własnych jeńców wojennych. Wyniesione na rękach lekarzy i pielęgniarek
niemieckich ciężko ranne zostały zawiezione do szpitala w Arnstadt, gdzie
kronika filmowa już nie dotarła, to też zostały położone nie na salach
chorych, lecz w pustym domku , pozbawionym łóżek , nie mówiąc o urządzeniach
sanitarnych. Lżej ranne pozostały w izbie chorych w obozie pod opieką naszych
lekarek. Niemcy oddali skonfiskowane na początku leki. Pogrzeb ppor."ŻACZKA"
odbył się z całą ceremonią wojskową. Niemcy pokazali , jak zachowuje się
rycerska armia niemiecka wobec alianckiego jeńca - oficera w chwili jego
śmierci. Oddział niemieckich żołnierzy przyniósł ogromny wieniec ozdobiony
szarfą z napisem "DEUTSCHE WEHRMACHT". Jeńcy włoscy, którzy obsługiwali
niemiecką komendanturę obozu, przynieśli także swój wieniec z napisami
: "EVIVA POLONIA - EVIVA ITALIA". Koleżanki zabitej mogły również zakupić
kwiaty za swoje pieniądze, zwrócone im przez Niemców. Przywieźli nawet
księdza. Kim był - nie wiadomo. Nie wolno mu było zamienić z nami ani jednego
słowa. Stał w rogu sali, odwrócony do ściany, potem poprowadził kondukt
żałobny, pomodlił się po łacinie i został znowu zabrany przez swój konwój.
Przy złożeniu do grobu oddział żołnierzy oddał salwę honorową.. Tym razem
pismo polskiej komendantki oflagu mjr. Wandy Gertz "KAZIK" o tym tragicznym
wydarzeniu dotarło do Genewy. W dniu 8. marca 1945 do Molsdorf przyjechał
delegat Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża Dr. H. Landolt, który
ze zdumieniem znalazł się w oflagu, jakiego w swej dotychczasowej pracy
nie spotkał, chociaż w ciągu lat wojny wizytował nie jeden obóz jeńców
wojennych. Przybył do Molsdorf w towarzystwie oficera z Oberkommando der
Wehrmacht.- dowództwa armii niemieckiej. Był wytrawnym znawcą problemów
obozów jenieckich. Bardzo szybko sprawdził i rzetelnie ocenił sytuację.
Punkt po punkcie pisał swój raport. Na początku dane ogólne z podkreśleniem,
że jeńcami są polskie kobiety - oficerowie, następnie opisuje sam obóz,
jego usytuowanie i pomieszczenia, w których przebywają jeńcy.
,,Obóz w kształcie małego czworokąta,
jest położony na południe od miejscowości MOLSDORF, przy bocznej drodze
Erfurt - Ichtershausen, bezpośrednio przy południowej odnodze autostrady.
Okolica jest beznadziejnie smutna i wyludniona - w każdym razie taką była
w zimnym, posępnym, marcowym dniu naszej wizytacji. Wchodzi się do obozu
i natychmiast tonie aż po kostki w szlamie. Kamienie, pomyślane jako wykładzina,
ułatwiająca poruszanie się w tym szlamie, które z biegiem czasu także częściowo
w nim utonęły, czynią przejście jeszcze trudniejszym i bardziej niebezpiecznym.
Czworokątny placyk, gdzie stoją stare, zmurszałe baraki, jest w większej
części pocięty rowami, które - jak się wydaje - do niczego lepszego nie
służą, a tylko zawężają teren , po którym oficerowie mogłyby się poruszać,
o ile szlam i bezkształtna wykładzina kamienna by im na to pozwoliła. Poza
tym nie posiadały one z początku, jako jeńcy wojenni, sztuki poruszania
się po tym terenie, co spowodowało wiele zwichnięć i skręceń nóg. Jako
ochrona przeciwlotnicza rowy te są zbyt płytkie, a woda gruntowa jest zbyt
wysoka, nawet gdyby zostały pogłębione. Baraki - jak już powiedziano -
są stare i zmurszałe. Zostały wybudowane około 1938/39 roku, by pomieścić
robotników budowanej wówczas autostrady na krótki okres czasu, a następnie
spalone. Przez te 6 lat warunki atmosferyczne spowodowały ich całkowite
zniszczenie. Dlatego tak wyglądają. Wewnątrz lodowate zimno i wilgoć. Ściany
ociekające wilgocią, aż błyszczą, chociaż czasem przesusza je słońce. Ogrzewa
się tylko izbę chorych i jedno pomieszczenie, gdzie leży niedożywione i
wyglądające na chore - niemowlę. I to ogrzewanie jest bardzo mizerne. W
innych pomieszczeniach w ogóle nie palono w piecach od 4.I.45 r. Temperatura
spadała niejednokrotnie do minus 17 C. ''
Brak ogrzewania w barakach łączył się z
niemożliwością uzupełnienia bardzo marnego wyżywienia. Powoli bowiem zaczynają
napływać do obozu paczki z domu, zawierające bardzo cenne dla jeńców produkty
, jak groch, fasola, kasza, mąka, nie ma jednak żadnej możliwości ugotowania
ich. Nie ma nawet szansy na ugotowanie wody, by rozpuścić mleko w proszku,
zaparzyć herbatę, lub kawę Nesca z darów czerwonokrzyskich, przekazanych
nam przez kolegów - jeńców obozów, gdzie przebywałyśmy przez pewien czas
niejako po drodze do Molsdorf. Nauczyli nas również konstruowania mini
kuchenek z puszek po konserwach, co było prawdziwym skarbem w jenieckich
warunkach życia. Taka kuchenka to zwykła m puszka po rybkach, w której
bokach wycina się cztery otwory. Przez jeden z nich układa się cierpliwie
paliwo, którym są zwitki papieru, kawałeczki tektury, drzazgi z deseczek
. Nic nie może przekroczyć wymiarów paru zapałek. Stosik taki podpala się,
a potem podkłada po kawałeczku paliwo. Po półgodzinie woda w garnku, którym
jest litrowa puszka po mleku w proszku, zaczyna wrzeć. I oto chodzi.. A
tu dramat. Dr Landtolt pisze:
,,Usiłowano sobie pomóc, korzystając
z maleńkich piecyków, sporządzonych z puszek po konserwach, w których palono
kawałkami tektury, oraz drzazgami z deseczek, pochodzących z urządzeń,
które prawie nie warte były czegoś lepszego Pewnego dnia komendant obozu
z Bad Sulza ( któremu podlegał Oflag IXC w Molsdorf) urządził inspekcję
i zakazał używania nawet tych piecyków, zamiast dostarczyć trochę drewna
opałowego, co wydawało się logiczne i zgodne z jego obowiązkiem.". ...Obóz
roi się od szczurów i myszy , które - w braku innej żywności - pożerają
odzież. Że cały obóz jest zapluskwiony, nie trzeba mówić. Łaźnia istnieje
( gdyż działała poprzednio przez pewien czas), lecz nie ma w niej do dyspozycji
ani kropli ciepłej wody do mycia i prania....Urządzenia higieniczne obozu
są w najwyższym stopniu prymitywne... ...Z powodu panującej w barakach
wilgoci, upływają tygodnie, zanim wyschnie uprana bielizna. Pomagano sobie
w ten sposób, że bielizna schła na ciele właścicielki, lub była zabierana
do lóżka... ...Jakość dostarczanego wyżywienia jest zła. Z powodu dużej
ilości odpadów racje żywnościowe są coraz szczuplejsze, chociaż i tak są
szczupłe..."
Kontrolując sprawę zaopatrzenia jeńców Molsdorf
w paczki z darów czerwonokrzyskich, Dr. Landtolt dowiaduje się, że otrzymują
one paczki od polskiego Głównego Męża Zaufania Stalagu IXC Bad Sulza, lecz
nie ma żadnej korespondencji między nim a (Panią) Mężem Zaufania Molsdorf,
nie mówiąc już o kontakcie osobistym tych osób, do czego nie dopuszcza
niemiecki komendant Stalagu Bad Sulza. Natomiast kierowca samochodu Francuskiego
Czerwonego Krzyża, który pewnego razu przyjechał do Molsdorf, po kryjomu
pokazał (Pani) Mężowi Zaufania jej pokwitowanie, podpisane również przez
Głównego Męża Zaufania ze Stalagu, jakoby wręczono jej 900 paczek czerwonokrzyskich.
Wobec tego Pani ta zrezygnowała ze swej funkcji, lecz Dr. Landtolt miał
nadzieję, że przyjmie ją z powrotem. Delegat ze zdumieniem obserwował opiekę
lekarską. W swym raporcie pisał
,,W obozie działają cztery lekarki. Izba
chorych nie różni się od innych pomieszczeń, tyle tylko, że jest trochę
ogrzewana i ma jednopoziomowe łóżka. Brak tam naczyń, by przygotować ciepłą
wodę. Instrumentarium jest prawie zerowe. Przygotowanie diety niemożliwe.
Stan zdrowia oficerów i szeregowych jest niewymownie zły i jak mógłby być
inny. Pokój przyjęć był w czasie naszego pobytu, jak zwykle, przepełniony.
Leży tam 20 chorych na schorzenia, związane z przeziębieniem, jak zapalenie
nerek, oskrzeli, zapalenie płuc itp. Pozostałe chore, których jest około
120 dziennie, mimo tego samego rodzaju choroby leżą w swoich barakach.
Dalszych 24 chorych w czasie naszego pobytu było hospitalizowanych w lazaretach,
po większej części w Nordhausen. Powróćmy jeszcze raz do sprawy niemowlęcia.
Oczekiwane są narodziny jeszcze jednego dziecka. W obozie brak jednak instrumentów
położniczych. Załączam listę leków ( zał. Nr.2). Znajdują się na niej również
materiały opatrunkowe, oraz pozostałe, szczególnie ważne artykuły. ...W
obozie jest jedna lekarka dentystka, nie ma natomiast żadnych instrumentów
dentystycznych".
Dr. Landtolt interesował się również sprawami
duchowymi i religijnymi. Biorąc pod uwagę, że jeńcami są kobiety - oficerowie,
rozumiał ich potrzeby intelektualne. Biblioteka obozowa składała się z
zaledwie 105 książek, w większości przyniesionych przez nie same w plecakach
z Warszawy. Prosiły o dostarczenie do obozu nie tylko powieści w czterech
językach : polskim, angielskim, francuskim i niemieckim, lecz także książek
do nauki tych języków i słowników. Były zainteresowane psychologią, socjologią,
naukami przyrodniczymi, medycyną, historią i pedagogiką. Brak im było papieru
do pisania, przyborów piśmiennych, materiałów do dekoracji i gier towarzyskich,
pragnęły mieć chociaż jeden akordeon. Na temat praktyk religijnych tak
pisał
,,Wobec głębokiej religijności
polskiego narodu niemożliwość wykonywania praktyk religijnych jest dla
jeńców - kobiet szczególnie trudna do zniesienia. W obozie nie odbywają
się żadne nabożeństwa. Delegat przypomina sobie, jak mówiono mu, że (panie)
organizują posługi religijne we własnym zakresie".
Następnie omówił sprawę korespondencji z
krewnymi, która według niego jest uniemożliwiana przez różne zarządzenia,
które według niego są szykaną. Delegat coraz lepiej poznawał niemieckich
oficerów, odpowiedzialnych za prowadzenie obozu i oceniał ich postępowanie:
,,Dyscyplina i postawa wojskowa kobiet - oficerów jest bardzo dobra.
Na temat cech charakteru (niemieckiego) komendanta obozu (Hauptmana) i
stosunków między nim a oficerami (polskimi) pisałem już w rozdziale I.
Komendant Stalagu Bad Sulza, który jest zwierzchnikiem komendanta oflagu
i jego oficer Abwehry sprawiają wrażenie małostkowych i odznaczają się
złym nastawieniem .Nastrój w obozie odpowiada takiemu stanowi rzeczy. Ludzie
są zatrwożeni i pełni obaw wobec wszystkiego, co przychodzi z zewnątrz.
W tym względzie OBÓZ ZADZIWIAJĄCO PRZYPOMINA OBÓZ KONCENTRACYJNY, A NIE
ŻADEN OFLAG ". .Komendant oflagu zwany Hauptmanem był w ocenie Delegata
przyjaźnie nastawiony do kobiet - oficerów, lecz zupełnie bezradny. Wykonywał
tylko rozkazy swego zwierzchnika, którym był komendant stalagu Bad Sulza.
Czasem przychodziło mu do głowy, że warunki życia jeńców są zbyt trudne
, gorsze niż w innych obozach, lecz nie ośmielił się sporządzić o tym raportu
do zwierzchników. Do jeńców odnosi się ,,ze współczuciem i pełną smutku
życzliwością. Chętnie wystawiłby im listy żelazne, żeby je uwolnić." Jego
zwierzchnicy również tylko wykonywali rozkazy. Delegat z Genewy miał szansę
porozmawiania z Polkami bez świadków. Urządziły na jego cześć małe przyjęcie.
Przepiękna zastawa stołowa została wykonana przez nie własnoręcznie z dostępnych
im materiałów, którymi były przede wszystkim puszki po konserwach Podano
miniaturowe kanapki z przysmaków, dostarczanych w paczkach czerwonokrzyskich.
Lecz wiadomości, które im przekazał, nie były pocieszeniem, którego się
spodziewały. Jego zdaniem wojna mogła trwać jeszcze bardzo długo , należy
więc podjąć energiczne starania, by poprawić warunki ich życia . To im
mógł obiecać, lecz nie miał złudzeń, że mu się to uda. Miał już złe doświadczenia.
Na zakończenie wizyty odbyła się rozmowa z niemieckimi
oficerami. Dr. Landtolt pisze w swym raporcie: ,,Wszystkie punkty
zostały omówione tak, jak w raporcie. Zobowiązano komendanta oflagu (Hauptmana)
do załatwienia wszystkich spraw, które są w jego gestii. Położyliśmy nacisk
na to, że - skoro wszystkie niedogodności i braki w istotnych sprawach
przypisuje się faktowi, że obóz w rzeczywistości nie podlega Wehrmachtowi,
lecz przedsiębiorstwu budowy autostrady, jedynym rozwiązaniem jest przeniesienie
(pań) oficerów do innego obozu i że liczę na starania w tym względzie przez
obecne tu osoby. Towarzyszący nam oficer ( z Oberkommando der Wehrmacht)
całkowicie poparł nasze żądania. Był na tyle uprzejmy, że obiecał przedstawić
sprawę generałowi, dowódcy okręgu, który okazywał co najmniej zrozumienie
dla (spraw) obozu. Wniosek końcowy: OBÓZ JEST POD KAŻDYM WZGLĘDEM BARDZO
ZŁY." Wizytacja odbyła się dnia 8 marca 1945 roku. Jeńcy wojenni -
kobiety oficerowie AK z Oflagu IXC Molsdorf zostały wyzwolone przez 3.
Armię Amerykańską pod dowództwem gen. Pattona w dniu 13 kwietnia 1945 r.
==========
Krótkie notki biograficzne:
Komendantka obozu jeńców wojennych - kobiet oficerów
AK Oflag IXC Molsdorf
mjr. Wanda Gertz ps. "Kazik", "Lena".
Urodzona w 1896 r. Żotnierz - ochotnik l Brygady Legionów
pod nazwiskiem Kazimierz Żuchowicz (stąd pseudonim "Kazik"), następnie
w POW. W latach 1919-1920 dowódca Batalionu Wileńskiego Ochotniczej Legii
Kobiet. Jedna z założycielek organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet.
We wrześniu 1939 r. bierze udział w obronie Warszawy. W konspiracji organizuje
samodzielny oddział Dywersja i Sabotaż Kobiet ("DiSK" - "DYSK") W Powstaniu
Warszawskim walczy w Batalionie "Broda 53" Zgrupowania "Radosław". Wyznaczona
przez Komendantkę WSK na komendantkę jeńców wojennych kobiet-oficerów AK,
pełni tę służbę w stalagach Lamsdorf, Muehlberg, Altenburg i w Oflagu IXC
Molsdorf. Odznaczona Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Orderem Wojennym
Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych (5-krotnie), Złotym Krzyżem Zasługi
z Mieczami.
Zastępczyni Komendantki Oflagu IXC Molsdorf
mjr Janina Karaś ps. "Haka", "Bronka".
Urodzona w 1902 r. Przed wojną instruktorka Polskiego
Białego Krzyża, jedna z założycieli SZP. Od 271X1939 r. do końca Powstania
Warszawskiego była szefem Oddziału Łączności Konspiracyjnej (VK) w Komendzie
Głównej SZP-ZWZ-AK. Było to najwyższe stanowisko, jakie w tych organizacjach
zajmowała kobieta. Zorganizowała i prowadziła łączność wewnętrzną Komendy
Głównej z terenem oraz łączność zagraniczną. W czasie Powstania przyczyniła
się do zorganizowania łączności kanałowej. Jako jeniec wojenny była zastępczynią
Komendantki kobiet-oficerów AK w stalagach Lamsdorf, Muehlberg, Altenburg
i w Oflagu IXC Molsdorf. Odznaczona Orderem Virtuti Militari V klasy oraz
Krzyżem Walecznych.
Mąż Zaufania Oflagu IXC Molsdorf
kpt. Helena Nieć ps. "Helena", "Bona".
Przed wojną wykładowca w Szkole Głównej Gospodarstwa
Wiejskiego w Warszawie i Akademii Rolniczej w Poznaniu. W konspiracji i
w Powstaniu Warszawskim komendantka Wojskowej Służby Kobiet Odwodu VII
AK "OBROŻA". Po Powstaniu komendantka obozu jeńców wojennych kobiet-żotnierzy
AK Sandbostel, a następnie Mąż Zaufania Oflagu IXC Molsdorf. Odznaczona
Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Lekarz Oflagu IXC Molsdorf
por. dr med. Zofia Bratkowska-Szklarska ps. "Doktor
Barbara".
Urodzona w 1917 r. Referentka Sanitarna 3. Rejonu
Odwodu "Śródmieście", w Powstaniu - całego Obwodu. Po Powstaniu lekarz
nacz. obozu jeńców wojennych-kobiet stalagu Sandbostel, następnie Oflagu
IXC Molsdorf. Odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Postscriptum:
Pragnę serdecznie podziękować Pani Mueller z Biura
Poszukiwań Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Genewie za nieoceniona
pomoc, jaka mi okazała, odnajdując w zapomnianych już archiwach tej instytucji
raport Dr. H. Landtolta z wizytacji Oflagu IXC Molsdorf z dnia 8 III 1945
roku. Rozmowa telefoniczna z Nią była dla mnie wielką radością, kiedy okazało
się, że mogła się odbyć po polsku. Tylko Polka mogła okazać tyle życzliwości
i starań innej Polce poszukującej dokumentacji dla Archiwum Wojskowej Służby
Kobiet w Toruniu. Dziękuję raz jeszcze.
Janina Kulesza-Kurowska.
OFLAG IXC MOLSDORF
W OCENIE DELEGATA MIĘDZYNARODOWEGO
CZERWONEGO KRZYŻA
("Biuletyn Informacyjny" nr 10/2002)
UZUPEŁNIENIE ARTYKUŁU
W uzupełnieniu artykułu p. Janiny
Kulesza-Kurowskiej pt. "OFLAG IX C MOLSDORF w ocenie Delegata Międzynarodowego
Czerwonego Krzyża" publikujemy fragment pierwszej strony Raportu tego Delegata,
Dr Landolta, z dnia 8 Marca 1945 roku. Na stronie tej, Delegat podaje nazwiska
czterech kobiet - oficerów AK, jeńców wojennych tego oflagu, z którymi
mógł rozmawiać i od których uzyskał potrzebne mu informacje. Były to następujące
osoby:
1) Najstarsza stopniem, czyli Komendantka
Obozu - mjr Wanda GERZ ps. "KAZIK"
2) Jej zastępczyni - mjr Janina
KARAŚ ps. "HAKA"
3) Mąż Zaufania - kpt. Helena NIEĆ
ps. "HELENA"
4) Lekarka - kpt. (por.) Zofia
BRATKOWSKA ps. "DOKTOR BARBARA".
Biogramy tych kobiet - oficerów
AK zostały zamieszczone w artykule "OFLAG IX C MOLSDORF...". Jednak wśród
fotografii, ilustrujących te biogramy znalazł się błąd: dwie fotografie
przedstawiają inne osoby, nie związane z artykułem, chociaż były również
jeńcami Oflagu IX C. Pierwsza i druga fotografia - mjr Wandy GERZ (str.
30) i mjr Janiny KARAŚ (str. 32) - są właściwe. Natomiast nad biogramem
Męża Zaufania kpt. Heleny NIEĆ (str. 34) znalazła się podobizna mjr Marii
SZYMKIEWICZ ps. "RYSIA", a nad biogramem Dr Zofii BRATKOWSKIEJ (str. 36)
- fotografia kpt. Stefanii CHROŁ-FROŁOWICZ ps. "BEATA".
Informujemy również, że fotografie
wszystkich czterech kobiet -oficerów AK pochodzą z opracowania Elżbiety
Ostrowskiej:
"A wolność była wśród drutów",
PWN Warszawa 1991.
PT. Czytelników "Biuletynu", którzy
otrzymali numer październikowy w prenumeracie prosimy o naklejenie na właściwe
miejsce dwóch fotografii (na odwrocie każdej podana jest strona). Fotografie
zostały dołączone do bieżącego numeru. Prosimy delikatnie odsłonić klej
pod fotografią ściągając z odwrotnej strony osłonkę klejową. Redakcja "Biuletynu
Informacyjnego AK" przeprasza za błąd i uciążliwości związane z naklejeniem
prawidłowych fotografii. Egzemplarze, znajdujące się jeszcze w Redakcji,
zostaną skorygowane na miejscu.
artykuł z BI ŚZŻAK 10/02 i 11/02