HIGIENA, WYPOSAŻENIE CEL
Rzeczą, która najbardziej dokuczała więźniarkom ,były wszy, zczesywane nawet z włosów gęstym grzebieniem. [9] Być może na skutek tego niektórym kobietom golono głowy na łyso. Z różną częstotliwością do celi wstawiano miednicę z czystą wodą, lecz nie częściej niż raz na dzień. W celach brakowało kranów z bieżącą wodą. Na początku lat pięćdziesiątych funkcjonował prysznic, pod którym odbywały się zbiorowe kąpiele. [10] Potrzeby fizjologiczne załatwiano w celach , służył do tego tzw, kibel. [11] Ściany cel były pomalowane ciemnymi kolorami, składane prycze przymocowane były do ścian. Małe okna z blendami umieszczone tak wysoko, że na ogół nie pozwalały nic dostrzec. Stojąc na pryczy i wykorzystując szczelinę między oknem i blendą z niektórych cel z więźniarki widziały ulicę Roosvelta i niedaleko stojący kościół św. Barbary. [12] Mogły usłyszeć bicie dzwonów, odgłosy procesji w święto Bożego Ciała. [13] Również podczas spaceru na dziedzińcu do więźniarek dochodziły dźwięki z miasta [14] .W porze zimowej ogrzewanie celi stanowiła rurka instalacji cieplnej biegnąca u dołu jednej ze ścian. [15] Sienniki, na których spały nie były zbyt grube, co zmuszało je do przykrywania się kocem. [16]
WYŻYWIENIE
Monotonne wyżywienie stanowiły w tym okresie chleb i czarna kawa na śniadania i kolacje natomiast na obiady serwowano więźniom na przemian gęstą kaszę (,,jak się włożyło łyżkę, to ta łyżka stała'') i grochówkę. [17] .Później doszedł do nich kapuśniak i krupnik. [18] Na początku lat pięćdziesiątych więźniarki żywiono zupełnie nieobrobionymi dorszami prosto z wody, do nich dodawano niby-sałatkę. [19] Zupę podawano również na kolację, jeśli pozostała z obiadu. [20] Rozdzielano ją z kotłów, które nosili inni więźniowie, tzw. kalifaktorzy. Posiłki podawano w naczyniach z aluminium, które tak jak łyżki, były zupełnie ciemne. [21] W wyniku takiego odżywiania niektóre kobiety dostawały skurczy żołądka. [22] Uzupełnieniem dość marnego wyżywienia były nieduże paczki od najbliższej rodziny, które przed dostarczeniem adresatkom naturalnie dokładnie kontrolowano.[23] Zawierały one te produkty, które można było przesłać do więzienia: chleb, smalec, cebulę, kawałek kiełbasy [24] .W 1946 roku przywoziły je matki więźniarek, potem prawdopodobnie przesyłane były pocztą. Paczki otrzymywały tylko te z więźniarek, które otrzymały tzw. talon na paczkę od administracji. Były ich pozbawione z reguły Niemki i Ukrainki, a także te kobiety, których rodzin nie poinformowano, gdzie przebywają ,,zaginione''. [25] Do jesieni 1951 roku, a być może dłużej była możliwość wypiski, czyli kupienia raz na miesiąc produktów żywnościowych za przesłane od rodziny pieniądze. Więźniarki mogły zakupić cukier, margarynę, cebulę, kiełbasę końską(!), okresowo-owoce i jajka. [26] Z reguły kupowane były smalec i cebula, którą jedzono jak jabłka ze względu na doskwierający brak witamin. [27]
Opiekę lekarską nad więźniami w pierwszych latach powojennych sprawował
dr Czesław Zagórski. Jak twierdzą więźniarki podczas wizyt w jego gabinecie
wypraszał strażników , a następnie dokarmiał więźniów i podawał im objawy
choroby, które miały uzasadnić kolejną wizytę u niego. Mając dobre stosunki
z naczelnikiem więzienia, którego rodzinę leczył podczas okupacji, ,,wypożyczał''
więźniów politycznych do pracy w jego domu i ogrodzie. W rzeczywistości
tam odpoczywali i dożywiali się nie będąc pilnowanymi przez strażników. [28] Doktor Zagórski pomógł także w
ucieczce kilku więźniów ze sprawy Maryli Sobocińskiej, a także przekazywał
grypsy dla uwięzionych. [29] W
1950 roku doktor Zagórski, członek PPS i radny miejski zakwestionował publicznie
przywileje mieszkaniowe funkcjonariuszy UB. Po tym wystąpieniu musiał
pospiesznie opuścić Inowrocław. [30]
Ostatecznie osiadł w Zakopanem, gdzie w 1992 roku odnalazła go Maryla
Sobocińska.
Wraz z upływem czasu charakter opieki zdrowotnej zmieniał się. Skarżącym
się na ból głowy więźniarkom w 1950 roku odmawiano wizyty u lekarza, a
tylko dawano tabletkę. W tym czasie były okresowe badania stanu zdrowia,
na których więźniarki tylko pytano , czy coś im dolega. [31]
KONTAKTY ZE ŚWIATEM ZEWNĘTRZNYM I Z INNYMI WIĘŹNIARKAMI
Więzienie w tym okresie nie miało jednolitego charakteru izolacyjnego.
W latach 1946-1947 przebywały po dwie-trzy w celi, w latach 1950-1951
po cztery-pięć. [32] W 1947 roku
Wanda Grabowska prawie cały czas była więziona samotnie w celi. [33] W tym okresie mieszano więźniarki
polityczne z kryminalnymi. [34] W
pierwszych latach powojennych istniała możliwość przesyłania grypsów zarówno
wewnątrz obiektu jak i na zewnątrz.
[35] Korzystali z tego oczywiście więźniowie polityczni, np. Maryla Sobocińska,
przesyłająca grypsy skazanemu na śmierć Władysławowi Raczyńskiemu. [36]
Kobiety mogły otrzymywać raz na miesiąc napisać ocenzurowany
list. W przypadku, gdy jego treść funkcjonariusz więzienny uznał za niedopuszczalną,
niszczył list. Nie było możliwości ponownego jego napisania. [37] Listy pisano poza celą, z reguły
nie były długie, bo więźniarki były świadome ograniczeń. Również raz na
miesiąc odbywały się widzenia. Na krótko przed widzeniem niektóre z uwięzionych
obserwowały swych bliskich przez szpary z cel. W przypadku, gdy widzenia
były systematyczne, niekiedy więźniarki rezygnowały z pisania okrojonych
treściowo listów. [38] Listy pisane
przez rodziny nie zawsze docierały do uwięzionych, niektóre do dziś znajdują
się nie otwarte w aktach byłych więźniarek. [39] Stopniowo personel więzienia stosował coraz
większe obostrzenia, na początku l950 roku przy wyprowadzaniu na spacer
trzeba było stać twarzą do ściany i nie wolno było rozmawiać. [40] Na dwóch spacerniakach, dużym
i małym odbywały się 10-minutowe spacery. Mimo , że strażnik stał w środku
, by uniemożliwić jakikolwiek kontakt, niekiedy kobietom udawało się powiedzieć
kilka słów. [41] W 1951 roku zdarzały
się wypadki, że szczególnie ,,groźna'' więźniarka spacerowała sama. [42] Wcześniej, w 1947 roku zdarzały
się przypadki, że więźniarka polityczna nie była wypuszczana na spacery
przez dwa miesiące, bez podawania przyczyn. [43] Inną formą kontaktu było stukanie w rurki instalacji
grzewczej. Aby jednak przekazać jakąś wiadomość konieczna była znajomość
alfabetu Morsea, którego część więźniarek nie znała.
W okresie 1945-1952 więźniarki polityczne początkowo nie były zatrudniane.
W 1947 roku jedną z nich skierowano do darcia pierza, ale już następnego
dnia nakazano jej pozostać w celi.
[44] Pierze darło 20 innych kobiet, nie będących więźniarkami politycznymi. [45] Najbardziej doskwierał brak zajęć
szczególnie tym, które przetrzymywano samotnie. Najczęściej powtarzały sobie
treść przyszłych zeznań przed sądem lub modliły się. Jak twierdzi jedna z
byłych więźniarek ,,nie ma gorszej kary niż pozbawić człowieka wolności i
jakiegoś zajęcia''. [46] Jedna ze
strażniczek wykorzystując bezczynność więźniarki przynosiła jej swoje
(!)skarpetki do cerowania. [47]
Od wiosny 1948 roku, a może nieco wcześniej część kobiet pracowała przy
wyrobie swetrów i lalek. Jedną z nich była Ukrainka ,Ewa Łaszyn -Fil, skazana
na 5 lat więzienia. [48] Do sierpnia
1952 roku część z kobiet była zatrudniana na terenie obiektu gdyż opinie
dotyczące poszczególnych więźniarek, np. Władysławy Piejko z Konar, gm. Dąbrowa
Biskupia zawierają zdania: ,,pracuje dobrze i uczciwie wypełnia zadania''. [49] W 1951 roku kobiety przędły
wełnę na kołowrotku, z którego następnie robiły swetry damskie. Praca przy
nich poprzedzona była krótką nauką dotyczącą tej czynności. [50] Innym miejscem pracy w tym roku
była pralnia. Praca w niej polegała na praniu w kotłach brudnej odzieży
więźniarek. Pracującym wyznaczono normy dzienne. Choć miały być prane tylko
odzież więzienna, strażniczki przynosiły swoje prywatne rzeczy. Stało to
się źródłem konfliktów, gdyż pracujące tam więźniarki nie mogły wyrobić przez
to swej dziennej normy. [51] Monika
Skierkiewicz odmówiła prania innej odzieży, niż więzienna. Trafiła za to
do naczelnika, który przyznał jej rację. Na skutek pracy w pralni niektóre
więźniarki chorowały. [52]
Nie wiadomo, kiedy zaczęła funkcjonować biblioteka, ale na początku
1950 roku osadzonym wypożyczano książki, które przynosiły do cel. Głównie
były to powieści rosyjskich autorów, na przykład Lwa Tołstoja nie było
pozycji dotyczących marksizmu-leninizmu. A więźniarki miały możliwość wyboru. [53] W pierwszych latach powojennych
nie wypożyczano książek. [54]
Podstawowym aktem prawnym dotyczącym więziennictwa, który obowiązywał
w Polsce po zakończeniu wojny była Instrukcja w sprawie regulaminu więziennego
z 11 czerwca 1045 roku. Na jej podstawie zostały utworzone dwie, wcześniej
nieznane w polskim więziennictwie instytucje: oficera polityczno-wychowawczego(politruka)
i pomocnika naczelnika w dziale specjalnym. [55] Pierwszego usytuowano na stanowisku zastępcy
naczelnika lub obozu. Kierowany przez niego dział polityczno-wychowawczy
był odpowiedzialny za poziom moralny i polityczny funkcjonariuszy oraz za
prowadzenie pracy wychowawczej i oświatowej wśród więźniów. Te ostatnie działania
miały na celu indoktrynację uwięzionych. Działalność działów specjalnych
na wszystkich szczeblach, od MBP do poszczególnych więzień i obozów była
ściśle tajna, nawet wobec funkcjonariuszy Służby Więziennej! Działy specjalne
prowadziły na terenie więzień i obozów czynności o charakterze wywiadowczym
i śledczym. [56] Stałej obserwacji
podlegali zarówno więźniowie jak i strażnicy.
Nie wiadomo dokładnie, od którego momentu zatrudniono kobiety
jako strażniczki. W dokumentach komórki partyjnej PPR, działającej na terenie
zakładu już w latach 1945 -1947 występują nazwiska kobiet: Górna Czesława,
Bolewicka Irena ,Nagay Halina, Kaczmarek Bronisława Derech Krystyna, Zbieralska
Antonina. [57] Mogły być to jednak
żony strażników, które wtedy usilnie zachęcano do wstępowania do PPR.
Na pewno jednak kobiety-strażniczki były już w 1947 roku. [58] W pierwszych latach ich zachowanie
było znośne. Stopniowo zmieniało się pod wpływem indoktrynacji i specjalnego
doboru. Już w pierwszych miesiącach 1950 roku nieletnia więźniarka była
szarpana za włosy z powodu znajdującego się w nich wałka. [59] W latach 1945-1950) roku nie
było jeszcze w Inowrocławiu kar dyscyplinarnych, którymi w okresach późniejszych
dręczono więźniarki.Najbardziej powszechna formą kary był tzw., karzec,
czyli cela z twardym łożem, bez okienka, w której więźniarka przebywała
samotnie. Gdy podczas referendum w czerwcu 1946 roku jedna z uwięzionych
stanęła przy oknie krzycząc: ,,my głosujemy trzy razy nie'', została tylko
upomniana przez oddziałową Bogaczową słowami ,,ja was z tego okna zsadzę''. [60] Więźniarki nie zostały ukarane
również, gdy podglądały kondukt prowadzący na rozstrzelanie Władysława
Raczyńskiego w dniu 24 maja 1946 roku. [61] Atmosferę pewnej -jak na warunki więzienne-
swobody, potwierdza fakt podawania grypsów podczas wydawania posiłków, w
obecności strażników. W pierwszej połowie 1946 roku liczne grypsy przesłali
miedzy sobą Maryla Sobocińska i Władysław Raczyński. [62] Według przetrzymywanej wtedy więźniarki strażnicy
musieli to widzieć. Grypsy podawali kalifaktorzy, miedzy innymi nieletni
więzień kryminalny Hieronim Chlebek. Nocna zmiana strażników była wykorzystywana
do kontaktów, nawet śpiewana krótkich piosenek własnego autorstwa, jak
robił to wspomniany Raczyński.[63]
Potwierdzeniem tego stanu rzeczy są dokumenty wytworzone przez
pracowników więzienia. Podczas zebrania członków PPR w świetlicy więziennej
12 października 1945 roku ówczesny naczelnik więzienia por. Rudolf Osiński
zauważył, że nie wszyscy funkcjonariusze straży więziennej należycie spełniają
swoje obowiązki, a niektórzy pozwalają sobie na poufałość wobec osadzonych.
Na tym zebraniu Osiński mówił: ,,takich wypadków nie będę w przyszłości
tolerował, lecz karał''. [64] Na
innym zebraniu członków PPR, które odbyło się na terenie więzienia 10 XII
1945 zastępca naczelnika Bolesław Pietrewicz poruszył sprawę rozluźnienia
dyscypliny wśród więźniów i pracowników , a także przeczytał fragmenty
,,Instrukcji więziennej w sprawie uniemożliwienia ucieczek, łączności
funkcjonariuszy z więźniami i ich rodzinami''. [65] Na spotkaniu z członkami PPR , inspektor Flis
z Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego 15 lipca 1946 zauważył,
iż ,, w więzieniu waszym spotykamy się z częstymi ucieczkami, co kiedyś
u was miejsca nie miało.'' [66] oraz
apelował by, strażnicy skupili się na służbie . Mimo tych surowych napomnień
,,góry'' część personelu zachowywała się przyzwoicie wobec więźniarek politycznych.
Jeden z kolejnych naczelników w połowie 1947 roku pocieszał uwięzioną Wandę
Grabowską i proponował jej pracę w kancelarii więziennej, gdyby została
skazana na pozbawienie wolności. [67]
Stopniowo jednak zachowanie personelu wobec uwięzionych stawało się coraz
gorsze. Już w 1947 rozmawiając z aresztowanymi strażnicy i strażniczki
nie używali słów ,,pani'', przemawiali ostro, bezczelnie, z lekceważeniem. [68] Wokół ,,politycznych'' wytwarzano
swoistą atmosferę już w 1947 roku-izolowano je od innych i stwarzano mit
o ich niebezpieczności. Było to przygotowanie do okresu, który nastąpił
później. W 1950 roku na porządku dziennym były określenia ,,bandytki''
i wulgarne słowa. Te ostatnie były karą nawet za spojrzenie w nieodpowiednią
stronę. [69] Personel krzyczał na
więźniarki, gdy te podczas spacerów próbowały oglądać się i rozmawiać. Poza
wydaniem rozkazów nie rozmawiano z aresztowanymi. Wrogie nastawienie personelu
więziennego dawało się wyraźnie odczuć. W niektórych przypadkach personel
próbował okraść więźniarki przez niezwrócenie oddanych do depozytu rzeczy
osobistych. Zwalnianej w maju 1950 roku Teresie Barałkiewicz próbowano nie
oddać złotego łańcuszka, co nastąpiło po jej uporczywych naleganiach. [70] Jednak nie wszystkie strażniczki
podporządkowały się panującej atmosferze. W 1951 lub w pierwszej połowie
1952 roku jako strażniczki pracowały krótko trzy góralki, które jedna z
więźniarek tak wspomina: ,,strażniczki na ogół nie były młodziutkie, te góralki
były młodsze. Na wszystko przystawały. Nazwisk ani miejscowości nie pamiętam,
tyle tylko, że jedna to Hania była''.
[71] W 1951 roku jedna ze strażniczek o imieniu Zofia przenosiła grypsy
i pocieszała słownie więźniów zachęcając ich do wytrwania. Pewnego dnia
zniknęła z więzienia. [72]
WIĘŹIENIE Z ODDZIAŁEM IZOLACYJNYM O ZAOSTRZONYM REŻIMIE (sierpień 1952-marzec 1955)
POCZĄTKI
Zaostrzenie reżimu więziennego w Inowrocławiu zostało zaplanowane
w Warszawie i wynikało z nowej polityki wobec wrogów systemu, jaką przyjęto
na początku lat pięćdziesiątych. Dwudziestego siódmego lutego i dwunastego
września 1950 roku Departament Więziennictwa MBP wydał instrukcje w sprawie
segregacji więźniów na trzy kategorie: A B i C. [73] Nadawały one jedynie rangę prawną stosowanym
już praktykom rozwarstwiania uwięzionych. W myśl przepisów tej instrukcji
całą populację więźniów podzielono na trzy grupy. Do pierwszej grupy oznaczonej
literą ,,A'' zaliczano osoby uznane za ,,najbardziej zaciekłych wrogów
władzy ludowej'' Dodatkowym kryterium była wysokość wymiaru kary-w tym wypadku
powyżej 10 lat. [74] Prawie wszystkie
więżniarki Inowrocławia zostały przydzielone do tej grupy. Z grupy ,,A''
wyodrębniono , bez oznaczenia cyfrowego ,,skazanych za szpiegostwo i dywersję,
członków sztabów nielegalnych organizacji, dowódców i organizatorów band
oraz więźniów szczególnie niebezpiecznych''. Wszyscy więźniowie należący
do tej grupy miała być osadzona w specjalnych , izolowanych oddziałach
i celach, a dodatkowo wyodrębnieni z niej podlegali jeszcze bardziej wzmożonej
izolacji i kontroli. [75] Więźniowie
z grupy ,,A'' mieli odbywać karę w najgorszych warunkach, w zimnych, ciemnych
z betonową podłogą celach maksymalnie utrudniających kontaktowanie z innymi
więźniami. Poza szczególnymi środkami bezpieczeństwa, jak wyprowadzanie
na spacery lub do łaźni w maksymalnie małych grupach, dodatkowe rygory,
takie jak: ostrzejsze kary dyscyplinarne, ograniczanie spacerów, wypiski,
okresu posiadania swetrów, pozbawienie dostępu do książek i prasy. Decyzję
o zakwalifikowaniu do określonej grupy podejmował powołany przepisami ,,
Instrukcji o segregacji więźniów '' z lutego i września 1950 r. specjalny
zespół o nazwie Komisja Segregacyjna, do którego wchodzili: naczelnik więzienia,
jego zastępca ds. polityczno-wychowawczych, kierownik działu specjalnego
i działu administracyjnego. Jednym z zadań, jakie miała spełniać ta instrukcja
było ,,wyodrębnienie zaciekłych wrogów władzy ludowej i odsunięcie ich
od wpływu na innych więźniów.'' [76]
Już w marcu 1950 roku rozpoczęto realizowanie tych instrukcji.
Pierwszym ich etapem było umieszczenie więźniarek politycznych w tzw.
suterenie w więzieniu fordońskim, gdzie taki oddział został utworzony 2
marca 1950 roku dla - jak określono - ,,więźniów specjalnej troski''. [77] Suterena była specjalną celą o
zaostrzonym rygorze. Niektóre z więźniarek politycznych, które później
znalazły się w Inowrocławiu spędziły we fordońskiej suterenie dwa lata.
Jednocześnie przygotowywano więzienie inowrocławskie do pełnienia funkcji
obiektu przeznaczonego do izolacji więźniarek politycznych z najwyższymi
wyrokami. Według wspomnianych instrukcji utworzono dla nich specjalny izolacyjny
oddział na terenie inowrocławskiego więzienia, podobnie jak dla mężczyzn
mających kategorię A powstały takie oddziały we Wronkach i Rawiczu.
Pierwszy transport więźniarek, po zmianie statusu więzienia przybył
do Inowrocławia sierpnia 1952 roku. Przed wyjazdem z Fordonu tamtejsze
strażniczki uprzedzały, iż ,,będziecie tam miały źle.'' [78] Transport liczył 61 kobiet, z wyrokami
powyżej 10 lat, które do tej chwili izolowano w więzieniu fordońskim. Przewieziono
je stłoczone ciężarówkami, na końcu każdej z nich siedział strażnik. [79] Najprawdopodobniej konwojentami
byli żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którzy wykonywali takie
zadania Często towarzyszyli im przedstawiciele Departamentu Więziennictwa
MBP. Tak było również w przypadku tego konwoju, w jednym z samochodów siedział
major więziennictwa, podczas wojny walczący w radzieckiej partyzantce na
Lubelszczyźnie. Jego towarzysza broni podczas napadu rabunkowego na polski
dwór zastrzeliła eskortowana przez niego w tej grupie Stefania Bronikowska.
Wcześniej,podczas jednej z inspekcji w więzieniu fordońskim powiedział do
Bronikowskiej:,, My tę krowę i tak wzięli, a pani siedzi''. [80] Choć podczas podróży więźniarkom
pozwolono na rozmowy, wiele z nich obawiało się, że zostają wywożone na egzekucję,
co wcześniej wielokrotnie im obiecywano mówiąc na przykład:,,Wy tylko na
wojnę czekacie, na tego Andersa na białym koniu, ale wiedźcie, że pierwszy
dzień wojny, to ostatni waszego życia''. [81] Jedna z kobiet w trakcie jazdy wyrzuciła małą
karteczkę z informacją o sobie i adresem do swoich rodziców. [82] Pierwsze wrażenie było porażające
- po wyładowaniu oślepione reflektorami niektóre z nich nie widząc budynku
myślały, że przyjechały na miejsce egzekucji. [83] Tak zapamiętała przybycie do Inowrocławia jedna
z uczestniczek tego transportu :,,wyładowują nas do dużej hali z metalowymi
gankami dookoła i każą nam stanąć twarzą do ściany. Bardzo nieprzyjemnie
wyglądająca naczelniczka więzienia każe nam wchodzić przez nieduże drzwi,
okazuje się do szatni i pryszniców. Każą się rozbierać, oddziałowa zagląda
do ust, między palce od nóg, każe robić przysiady. Idziemy pod zimne prysznice,
wszystko w pośpiechu, bo jest kilkadziesiąt osób, potem dają bieliznę i mundur
oraz ręcznik. Do szatni już nie pozwolili wrócić, więc wszystko, co się miało
na sobie i ze sobą, tam zostało''. [84]
Z pryszniców leciała chłodna woda, kąpiel trwała tak krótko, że więźniarki
nie zdążyły zmyć z siebie mydła. [85]
Odzież i bielizna, jaką otrzymały, były brudne i śmierdzące. [86] Natomiast nie otrzymały zabranych
jeszcze w Fordonie szczoteczek i proszku do zębów, okularów i innych osobistych
przedmiotów. ,,Budynek duży, ponury, zimny. Ostre traktowanie, krzyki,odebranie
wszystkich rzeczy nie wróżyły nic dobrego. Po letniej czy wręcz zimnej
tzw. kąpieli(prysznic),odprowadzono nas pojedynczo do cel. Pamiętam do
dziś swoje więzienne ubranie: zielonkawo-popielate reformy za kolana, popielata
sukienka do kolan, drewniaki o parę numerów za duże, mokre włosy. Pojedyncza
cela była zimna, a ściana pod oknem pomalowana na czarno. Cały mój optymizm
runął tak gwałtownie, jak wali się ściana od wybuchu Byłam przerażona.''
-napisała o przybyciu do Inowrocławia Irena Cieślińska-Skrzypiec . [87] Przez pierwsze dwa dni nie otrzymały
wody do picia , później stopniowo dostawały miski ,łyżki, koce ,poduszki,
staniki. [88] Worki z prywatnymi
ubraniami, które przywiozły z Fordonu, zabrano im przed prysznicem, na
który oczekiwały stojąc twarzą do ściany na korytarzu przez około dwie
godziny. [89]
W pierwszych dniach pobytu w Inowrocławiu przyniesiono do cel
kartki pocztowe i kazano napisać im małymi literami i bez znaków przystankowych
następujące zdanie: ,, Przebywam w Inowrocławiu, nie pisać, nie przyjeżdżać,
nie przysyłać paczek i pieniędzy do odwołania'' lub - według innej relacji
- formuła kończyła się zwrotem ,, dopóki nie zawiadomię, co wolno''. [90] Nie zawsze więźniarki były przywożone
do obiektu samochodami. Kobiety z dwóch transportów ,,krakowskich'' transportowano
specjalnym izolacyjnym wagonem, w którym znajdowały się małe cele z okienkami.
Podczas podróży było dość zimno, przed wyjazdem więźniarki usłyszały, że
,,jadą na białe niedźwiedzie''. [91]
Wyładowano je na dworcu lub koło niego i przyprowadzono pod eskortą do
więzienia. [92] Nie jest do końca
jasne, czy kobiety przywożone pociągiem wyładowywano na dworcu osobowym,
niektóre z kobiet określają to miejsce jako ,,dworzec towarowy'', co może
oznaczać okolice dworca PKP , gdzie przebiegają tory prowadzące do m. in.
Krakowa. [93] Kobiety-więźniarki polityczne
do inowrocławskiego więzienia przywożono w dwóch większych transportach,
pierwszy z Fordonu (26 VIII 1952) liczył 61 osób, drugi, tzw. warszawski
na początku lipca 1953-20 osób. [94]
Pozostałe, pochodzące z innych więzień niż Fordon czy Mokotów w Warszawie
przywożono w grupach kilku osobowych lub pojedynczo. Do Inowrocławia trafiły
więźniarki polityczne z wyrokami powyżej 10 lat, choć były także wyjątki,
jak Zofia Moczarska. [95] Obok kobiet
o bogatej przeszłości konspiracyjnej z okresu wojny, jak i po niej, trafiały
do Inowrocławia nauczycielki języka polskiego w ambasadach państw zachodnich,
osoby blisko związane z osobami poszukiwanymi przez UB, a także osoby, które
na przykład poczęstowały mlekiem żołnierzy oddziałów zbrojnego podziemia. [96]
ASPEKTY CODZIENNOŚCI
Cele miały betonowe podłogi i pomalowane na czarno do połowy ściany,
co na kobietach robiło silne wrażenie, niektórym kojarzyło się z trumną. [97] W celach znajdowały się: stolik
i taboret przymocowane do ściany, prycza z drewnianymi deskami przymocowana
do przeciwległej ściany, szafka wisząca, baniak na zlewanie wody i ekskrementów
nazywany kiblem, cynowe naczynie zbliżone kształtem do spłaszczonej tortownicy
służące do mycia, oraz pudełko po konserwie z piaskiem do szorowania tego
naczynia, a także dzbanek, miska z łyżką cynową. Pomiędzy opuszczonym
stolikiem a rozłożoną pryczą nie można było przejść. [98] Na pryczy znajdowały się: siennik wypełniony sieczką,
podłużna poduszka pełniąca funkcję zagłówka, prześcieradło i cienki koc. [99] Niekiedy sienniki w skutek
zużycia były bardzo cienkie, w późniejszym okresie spały na nich nawet
po trzy kobiety. [100] Niektóre owijały
się w prześcieradła by chronić się przed szorstkim kocem. [101] Małe okna przysłonięte zewnętrznymi,
matowymi blendami lub zamalowane farbami można było otworzyć dźwignią
skierowaną ku dołowi. W ciepłe dni panowała duszna atmosfera, natomiast
w zimie temperatura była zbliżona do tej na zewnątrz. Na ścianach pojawiał
się szron. [102] Każda z kobiet poza
męską koszulą, bluzą, spódnicą, w zimie pończochami i ciepłymi reformami)
otrzymywała od administracji grzebień, szczotkę, proszek do zębów, ręcznik,
prześcieradło oraz plasterek szarego mydła. [103] Odzież wierzchnia wykonana była z szarego
materiału. Więźniarki polityczne przebywały na dwóch piętrach części więzienia,
na niższym ściany pomalowane były na czarno, na wyższym na popielato. [104]
Po doprowadzeniu na izolatki niektóre z nowych więźniarek początkowo
nie rozpakowywały się myśląc, że jest to cela przejściowa lub kwarantanna.
Przez pierwsze dni pobytu nie mogły się zorientować się, co do sytuacji,
w jakiej się znalazły. [105]
Rozkład dnia ustalony przez administracją więzienną zaczynał się już o
godzinie 5 lub 6 gdy budzono więźniarki. Zbierały one złożone w kostki
swoje więzienne ubrania i obuwie. Następnie roznoszono zimną wodę do mycia
i zabierano wystawione z cel pojemniki z nieczystościami. Po powierzchownym
umyciu się następował apel polegający na meldowaniu stanu cel strażnikom.
O godzinie 7 lub 8 wydawano śniadanie a między godziną 12 a 13 obiad. Po
kolacji , która była między 17 a 18 , prawdopodobnie o godz. 19 następował
apel. Przed snem należało zrobić ,,wystawkę'', czyli wystawić złożone w
kostkę ubrania a także miski, kubki i drewniaki. [106] Światło gaszono o godzinie 22. Na noc siennik
lub sienniki wędrowały na podłogę.
Najprawdopodobniej okresy ścisłej izolacji były różne, kobiety więźniarki
podają okresy o długości od 7 do 18 miesięcy. Prawie wszystkie kobiety
przebywały w izolatkach, co oznaczało absolutne odseparowanie od świata.
Pozbawiono je widzeń z rodzinami, wypisek, paczek żywnościowych, spacerów,
książek, gazet, prawa pisania i otrzymywania listów. Sporadycznie do cel
docierały jakieś dźwięki, np. śpiew hymnu ZHP z pobliskiej szkoły lub
odgłosy zwierząt z więziennej świniarni. [107] Przy odpowiednim ustawieniu przy okienku można
było zobaczyć niebo i gwiazdy. Warunki, w jakich zostały umieszczone, były
dla nich tak niesamowite, ze niektóre z nich zgłaszały się do naczelnika
z pytaniem, za co zostały ukarane. Ta z reguły odpowiadała pytaniem: ,,A
kto wam powiedział, że jesteście ukarane?'' [108] Obowiązujące wtedy regulaminy więzienny uznawał
pobyt w pojedynce wyłącznie za karę dyscyplinarną w określonym wymiarze
czasu. [109] Tym z więźniarek,
które zagroziły głodówką pozwalano na krótki spacer. [110] Najpierw odbywały się pojedynczo,
później celami po 3 [111] i po
6-7 osób. [112] Trwały początkowo
od kilku do 3-15 minut, później do 30 minut. [113] Kobiety zabierano pojedynczo z cel, prowadzono
do łaźni lub jakiegoś innego pomieszczenia, by nie napotkały innych więźniarek
wracających ze spacerniaka. Przed spacerem zakładały na siebie szare,
sukienne kurtki. [114] Ściany
,,poczekalni'' były wykorzystywane do przekazywania informacji, pisano
je spinką od włosów. Jedną z takich informacji z wiosny 1953 roku brzmiała:
,,Stalin zdechł''. W trakcie spaceru nie wolno było podnosić głowy, naruszać
określonej odległości między spacerującymi i kontaktować się z innymi. [115] Na zakrętach widziały jednak
swoje twarze i uśmiechały się. Po kilku okrążeniach następowała komenda
,,w tył zwrot'', zmieniająca kierunek marszu. Kobiety były pilnowane przez
strażników znajdujących się na spacerniaku, jak i na wieżyczkach obserwacyjnych.
Powrót do cel również następował pojedynczo. [116] Niektóre z więźniarek, te najbardziej ,,krnąbrne''
przeszukiwano dokładnie w osobnej celi przed lub po spacerze. [117] Na każdy zgrzyt klucza w zamku
lub uchylenie zasuwki w tzw. judaszu należało stanąć na baczność i każdemu
wchodzącemu strażnikowi złożyć przepisowy meldunek. [118] Elementem izolacji był również
obowiązek odwrócenia się tyłem w momencie otwierania drzwi przez strażniczkę.
Dopiero po jej pozwoleniu można było się odwrócić i zameldować numer celi. [119]
Najtrudniejszym z problemów dla uwięzionych w izolatkach kobiet
był wolno upływający czas ,który w warunkach więziennych staje się zupełnie
inną jakością i jest odmierzany zupełnie innymi zdarzeniami niż w normalnych
warunkach. ,,To było tak mało ciekawe wszystko, że człowiek nie myślał,
bo by zwariował. Najgorsze, że się nic nie działo. Można było dostać szału
i mordować te koleżanki'' . [120]
, ,,Po pierwsze potworna była samotność'' - powie po latach jedna z nich. [121] Wielu godzin nie mogły zapełnić
spacery po celi (6-7 kroków w jedną stronę), siedzenie na taborecie ,,w
nogach celi'' ani uproszczona gimnastyka. [122] Niektóre z kobiet wypełniały wolny czas ,,lekcjami''
z różnych zagadnień: wykonywały w pamięci działania matematyczne, powtarzały
wiersze i piosenki, tłumaczyły z języka polskiego krótkie teksty. [123] Większość rozmawiała ze sobą,
opowiadały sobie głośno dowcipy. Pewną ilość czasu pochłaniało dokładne
sprzątanie celi, które utrudniał brak szmat do podłogi, proszku, mydła a
nawet wody. [124] Sposoby walki
z wolno upływającym czasem były bardzo różne, jedna z kobiet wyrywała sobie
i liczyła włosy na rękach i nogach.
[125] Odpowiednio poinstruowany personel realizował polecenie bezosobowego
traktowania więźniarek-strażniczki na ogół milczały lub zdawkowo odpowiadały.
,,Nie, nie mogę podać żadnego przykładu zachowania się strażniczek. Cisza
absolutna, żadnych rozmów, żadnego odezwania się, tylko: Prośby są? Zażalenia
są?'' -Określa to była więźniarka. [126]
Sporadycznie zwracano uwagę na niezapięty guzik lub podwinięty rękaw, co
w warunkach izolacji robi wrażenie absurdu(jak wyżej)Najgorszymi momentami
były święta i początki wiosny, gdy wszystko budziło się do życia. W tym
czasie niektórym kobietom wyostrzyły się zmysły, głównie słuch i węch,
tak, że po zapachu rozpoznawały strażniczkę czającą się pod drzwiami celi. [127] Więźniarki zgodnie twierdzą,
że izolacja była perfekcyjnie przeprowadzona . [128] Nawet po śmierci Józefa Stalina kobietom
nie powiedziano, kto zmarł, tylko na rękawach mundurów służby więziennej
pojawiły się czarne opaski i zawyły syreny fabryczne. Wcześniej kobietom
kazano stanąć na baczność. [129]
Jedyną metodą przełamywania męczącej izolacji było kontaktowanie
się przez pukanie w ścianę alfabetem Morsea. [130] Uwarunkowane było to jednak znajomością alfabetu
Morsea, a także znalezieniem sprzyjających pukaniu momentów. Stukano dłonią
lub jakimś twardym przedmiotem, na przykład grzebieniem. Złapana przez strażniczkę
więźniarka podczas stukania była karana, ale z reguły po powrocie do celi
stukała dalej. [131] Część kobiet
nie stukała bojąc się prowokacji. [132]
Strażniczki w celu wyłapania stukających posługiwały się informatorkami
spośród więźniarek, których nie sposób było uniknąć podczas ciągłych zmian
cel. W ten sposób została złapana Krystyna Widelska, ale podczas rozmowy
z naczelniczką nie przyznała się do winy. [133] Kontakt przez ścianę był niezwykle ważny zwłaszcza
podczas wielomiesięcznego okresu izolacji. W ten sposób kobiety przekazywały
sobie tematy do przemyśleń, zagadki, a nawet układane wierszem teksty szopki
bożonarodzeniowej czy Drogi Krzyżowej. [134] Czas mijał szybciej, ale i często stukająca
kobieta odczuwała przez ścianę ciepło i serdeczność innej uwięzionej. Tak
było na przykład w przypadku dwóch Iren: Bukowskiej i Cieślińskiej-Skrzypiec. [135]
Izolacja i ogólna sytuacja życiowa więźniarek sprzyjała rozmyślaniom
religijnym i modlitwie, rozmowom z Bogiem. Modliły się leżąc lub stojąc
twarzą do okna, gdyż w pobliżu więzienia stał kościół. Niektóre z kobiet
podkreślają ogromną rolę wiary dla przetrwania okresu uwięzienia. [136] Modlitwa wzmacniała, dawała
wewnętrzny spokój, była formą ascezy. Z kuleczek chleba nawlekanych na
nitkę więźniarki robiły różaniec. Ponieważ w czasie rewizji strażniczki
rekwirowały je, kulki chleba zastąpiono supełkami. [137] Podczas świąt Bożego Narodzenia w 1952 lub
w 1953 roku władze więzienia w żaden sposób nie dały żadnego znaku ,że są
święta, tak, że dla wielu kobiet upłynęły one niezauważenie. [138] W jedne ze świąt Bożego Narodzenia
władze zrobiły gest wobec osadzonych: dały im po dodatkowym kawałku mydła
i proszku do zębów. [139] Krystyna
Widelska-Własik słysząc pewnego poranka długo bijące dzwony domyśliła się
, że nadeszły święta Wielkanocy. Weszła na pryczę i wołała w kierunku okna:
biją dzwony, oto Chrystus zmartwychwstał, radujcie się wszyscy więźniowie,
on nam bramy otworzy. Za to została później wezwana do naczelnika, który
próbował ustalić, kto krzyczał. [140]
Do wydarzenia w życiu więźniarki urastało zauważenie w celi owada. Lidia
Lwow przemawiała czule do polnego zielonego konika, który pewnego dnia pojawił
się w jej celi. [141] Bardzo sporadyczne
i nierytmiczne były widzenia z rodzinami. Wygląd niektórych kobiet zmienił
się tak bardzo, że ich bliscy nie mogli początkowo ich poznać.
Różnie układały się wzajemne kontakty między więźniarkami w celach,
mała powierzchni cel sprzyjała nieporozumieniom i konfliktom, szczególnie
po okresie izolacji, który trwał do końca 1953 roku, gdy przebywały po
trzy. Nadal nie wolno było siadać na pryczy. Okresowo kobiety spały na
twardym podłożu, gdyż siano wymieniano, co kilka miesięcy. Podczas dnia
sienniki leżały na pryczy. [142]
Pojawiła się wtedy możliwość dyskusji, ich tematami były na ogół: rodzice,
szkoła, młodość. Z reguły nie dyskutowano o swojej sprawie, gdyż obawiano
się podsłuchu i konfidentek. [143]
W celach nie można było powiedzieć nic, czego nie usłyszałaby trzecia z
więźniarek, dlatego obecność w celi nawet domniemanego informatora zmuszała
do liczenia się z każdym słowem, co było dodatkową torturą. [144] Dostosowanie się kobiet o
różnych charakterach, odmiennie znoszących życie więzienne czasami nie było
łatwe. Zdarzały się scysje, na przykład o to czy ma być rozłożony stół, co
uniemożliwiało chodzenie lub o otwarte okno w porze zimowej. [145] Kłótnie i awantury, do jakich
dochodziło miały różne podłoże. Ukrainka Maria Tkacz uderzyła więźniarkę
za to, że w swoim bucie znalazła oderwany guzik. [146] Niekiedy konflikty miały charakter historyczny:
przebywające w jednej celi z Wiktorią Kulawiak mówiące po polsku Ukrainka
Szot i Niemka o imieniu Edyta kwestionowały ludobójstwo niemieckie w
Oświęcimiu. [147] Inne Ukrainki
twierdziły, że granica polsko-ukraińska przebiega w rzeczywistości niedaleko
Warszawy(!). [148] Nie wszystkie
Ukrainki były konfliktowe, polskie więźniarki bardzo miło wspominają
Ewę Kot-Bołdak, córkę popa z Grodna, nauczycielkę z zawodu. [149] Na ogół jednak Ukrainki
zachowywały rezerwę wobec Polek. Po okresie długotrwałej samotności część
kobiet nie chciała przebywać w towarzystwie innych, odczuwała zagrożenie
nawet utraty życia z ich strony. Kłótnie kończyły się niekiedy interwencją
władz więziennych i wymierzaniem kar, najczęściej ,,karca''.
Paradoksalnie spokój i zgoda w celi wcale nie były dla więźniarek
korzystne, gdyż na podstawie okresowych klasyfikacji ustalano harmonogram
,,przerzutek'' uwięzionych. Kryteriami klasyfikacji były-poza takimi jak
wysokość wyroku, poziom wykształcenia, przynależność organizacyjna-także
opinie o zachowaniu się więźnia wydawane też przez tzw. działy specjalne.
Im więźniarki bardziej się zżyły i nabierały do siebie większego zaufania,
tym częstsze były wymiany składów osobowych cel. [150] Wszelkie dostrzeżone objawy przyjaźni stanowiły
zazwyczaj impuls do jak najszybszego izolowania kobiet od siebie. Funkcjonariuszom
pełniącym funkcje kierownicze, a także tym z działów specjalnych i polityczno-wychowawczych
zależało na wzbudzaniu nastrojów nieufności do siebie w populacji więziennej. [151] Częste zmiany składów osobowych
cel służyły również włączaniu do nich konfidentek, których obecność uniemożliwiała
kontaktowanie się z sąsiadami, przekazywanie informacji, żywności, papierosów.
Widzenia trwające około 15 minut odbywały się w różnych pomieszczeniach:
część z nich miała miejsce w gabinecie Obiałowej i w jej obecności. [152] ,na ogół jednak w specjalnym
pokoju z oddzielającymi ściankami lub dwoma wysokimi murkami, pomiędzy
którymi chodził strażnik. [153] W
boksach widzialność pomiędzy rozmawiającymi osobami była ograniczona do
tego stopnia, że więźniarka nie widziała twarzy gościa, oddzielały je
dwie kraty i siatka z bardzo małymi oczkami. [154] Nie wolno było podawać żadnych rzeczy. Gdy więźniarka
powiedziała coś, co było według przysłuchującego się niestosowne, na przykład:
,,stąd się nie wychodzi'' lub ,,tu się nie da rozrabiać, tu się cicho
siedzi'', widzenie było natychmiast kończone. [155] Otrzymanie zgody na widzenie uwarunkowane
było ,,dobrym'' zachowaniem. Niektórym z kobiet przyznawano je co miesiąc,
innym bardzo rzadko. Niektóre więźniarki swych bliskich widziały pierwszy
raz od ponad 7 lat ! [156] Część
widzeń miała wymiar dramatyczny, kiedy na przykład przyjeżdżająca do córki
matka przebierała się przed widzeniem z żałobnego stroju, by ukryć żałobę
po śmierci męża. Tak było z Janiną Wasiłojć, która długo nie wiedziała
o śmierci ojca. [157] Zdarzały
się przypadki, gdy nie wpuszczono na widzenie osoby, która przyjechała
z daleko położonej miejscowości, np. z Warszawy. [158] Najprawdopodobniej od początku 1954 roku
kobiety miały prawo do otrzymywania i pisania jednego listu miesięcznie.
Listy otrzymywane przez nie były częściowo zamazane niebieskim tuszem.
Fotografie z listów po obejrzeniu należało oddać do depozytu, więźniarki
otrzymywały je przy wypuszczaniu na wolność. [159]
Po ucieczce do Berlina Zachodniego płk Józefa Światły w listopadzie
1954 roku reżim więzienny stopniowo stawał się lżejszy. Wtedy do Inowrocławia
zaczęli przyjeżdżać funkcjonariusze MBP z Warszawy i pytać kobiety o
ewentualne..... pretensje do nich. [160] Administracja więzienna umożliwiła ,,zajęcia
kulturalne'' , zaczęto między innymi udostępniać książki z więziennej
biblioteki, choć niektórym kobietom przez cały okres pobytu w Inowrocławiu
nie zaproponowano książki. [161]
Nie było dużego wyboru, a właściwie trudno mówić o jakimkolwiek, gdyż
na ogół książki przynoszono im do cel. [162] Jednak niektóre z kobiet pamiętają jakiś spis
książek, z którego mogły sobie coś wybrać. Helena Budziaszek nie otrzymała
jednak zamówionej książki autorstwa J. Kraszewskiego, zamiast tego usilnie
proponowano jej Marksa lub Engelsa.
[163] W więziennej bibliotece dominowały takie pozycje, jak: ,,Opowieść
o prawdziwym człowieku'', ,,Daleko od Moskwy'', ,,O człowieku, który się
kulom nie kłaniał'', ,,Szosa wołokołamska'' , ,,Potępienie Paganiniego''
, ,,Poemat pedagogiczny'' Makarenki, ,,Kapitał'' Karola Marksa, ,,Collas
Breugnon'' a także książki naukowe z dziedzin rolnictwa w ZSRR, fizyki i
o wiatrakach. [164] Były też poezje
Majakowskiego. Część tytułów stanowiły pozycje antyklerykalne, jak wspomniane
,,Potępienie Paganiniego'' [165]
. Gdy Lidia Lwow podczas jednego z przenosin natrafiła w nowej celi na książkę
E. Orzeszkowej ,,Marta'', była tak szczęśliwa, że natychmiast rozpoczęła
jej lekturę. Nie trwało to długo, strażniczka przez wizjer zauważyła to i
odebrała jej. [166] Pod koniec 1954
roku bądź w 1955 próbowano urządzać dyskusje dotyczące wybranego tytułu,
na przykład ,,Daleko od Moskwy'' J Ażajewa, którą to książkę wcześniej władze
więzienne poleciły przeczytać wszystkim kobietom. Jednak z dyskusji na świetlicy
więziennej niewiele wyszło, głos zabrała tylko jedna kobieta, twierdząc,
że ,,książka zawiera wszelkie elementy baśniowe''. Nie została nawet za to
zganiona przez prowadzącą to zebranie instruktorkę kulturalną. [167] Niekiedy udostępniano książki
nietypowo, na przykład dawano rano z dzbankiem kawy. Podobnie władze więzienne
próbowały organizować dyskusje na tematy prasowe. W okresie, gdy kobiety przebywały
już w celach kilkuosobowych dostarczano im lokalną gazetę z zakreślonymi
informacjami, które należało przeczytać. Ten plan administracji więziennej
nie udał się, więźniarki polityczne nie chciały dyskutować. Podczas jednej
z ,,dyskusji'' zabrały głos trzy więźniarki ( w tym Lidia Lwow), które jednak
nie skrytykowały całego przedsięwzięciami i nie przedstawiły własnego zdania
a raczej opinię władz więziennych. Wystąpienia ich nie spodobały się innym
kobietom, a Lwow była potem lekko bojkotowana przez inne więźniarki. [168] Zalecenie, by dyskusje prowadzić
w celach również spotkało się ze sprzeciwem .Więźniarka Helena Budziaszek
powiedziała, że ,,nie chce dorobić sobie nowego wyroku''. [169] W 1955 roku wszystkie więźniarki
zagoniono do świetlicy, gdzie urządzono im wykład na temat 1939 roku w którym
powtarzano utarte tezy propagandowe, np. o tchórzostwie sanacyjnych oficerów
i szosie zaleszczyckiej. Stanisława Rachwał, żona pułkownika WP, który zginął
w 1939 roku po wysłuchaniu wykładu zabrała głos i powiedziała całą prawdę
o niemiecko-radzieckiej agresji na Polskę, co zaszokowało pozostałe kobiety,
z których część wystąpiła wcześniej z wypowiedziami ,,po linii''. [170]
Prawdopodobnie od 1954 roku dawano do cel jakąś lokalna gazetę,
częściowo powycinaną. Jesienią 1954 roku do cel kobiet trafiły gazety
z informacjami o ucieczce J. Światły za granicę, które wkrótce zabrano,
a następnie dano je ponownie z wyciętymi fragmentami dotyczącymi Światły. [171] W drugiej połowie 1954 roku
, najprawdopodobniej od jesieni więźniarkom wyświetlano na świetlicy nie
mające większej wartości filmy wojenne i propagandowe. [172] Były wśród nich: ,,Świat się śmieje'',
,,Przygoda na Mariensztacie'' oraz dokumentalny film z występów zespołu
tanecznego ,,Mazowsze''. [173]
Wyświetlane raz na miesiąc lub z okazji ważnych rocznic np. wybuchu rewolucji
październikowej były okazją do wygłaszania uświadamiających referatów
przez funkcjonariuszy więziennictwa. Dotyczyły one odbudowy kraju ze zniszczeń
wojennych, budowy Nowej Huty i innych. W teksty tych wystąpień wplatane
były hasła typu ,,moglibyście i wy się przydać'', ,,Polska was wychowała''.
Po zakończeniu emisji rozpoczynały się dyskusje, w których brały udział
przeważnie starsze wiekiem więźniarki, które odważnie formułowały swoje
wypowiedzi, często przerywane przez funkcjonariuszy więziennych. [174]
Kwestią wymagającą odrębnego omówienia jest twórczość poetycka
więźniarek. Przez długie lata zupełnie nieznany był fakt tworzenia przez
nie wierszy. Pomimo tragicznych przeżyć w przeszłości i ciężkich warunków,
na co dzień, niektóre z kobiet znalazły w sobie jeszcze tyle sił, aby
w sposób artystyczny zapisać swoje przeżycia z tego ponurego miejsca.
Wiersze powtarzane wielokrotnie w pamięci pozostały w niej do chwili
odzyskania wolności. Dopiero wtedy zostały przelane na papier, ale o ich
publikacji nie mogło być mowy. Do 1989 roku znane były tylko rodzinom autorek
oraz ich najbliższym znajomym. Oficjalnej publikacji te wiersze doczekały
się w latach 90-tych dzięki prof. Barbarze Otwinowskiej, która zadała sobie
trud zebrania i opracowania tej swoistej więziennej spuścizny. Powstająca
za kratami poezja była pomieszaniem tragizmu i humoru, sentymentu i kpiny,
wulgarności i patosu. Dla więźniarek układanie wierszy było ucieczką w
inny świat, lekarstwem duszy a przede wszystkim formą psychicznej samoobrony
przed udręką wolno upływającego czasu. Fakt skupienia się, poszukiwania
właściwych rymów i słów, związany był z narzuceniem sobie pewnej pracy,
która odrywała od koszmarnego otoczenia. Ich ciągłe powtarzanie było także
doskonałym ćwiczeniem pamięci. Tematyka tych wierszy skupia się na dwóch
podstawowych zagadnieniach: pierwsza grupa dotyczy więziennej rzeczywistości
ze wszystkimi jej aspektami, druga dotyczy spraw nie związanych z więzieniem.
Są to rozmowy z najbliższymi (,,Sny'' i ,,Na imieniny matki'' Ruty Czaplińskiej,
,,,Dwie piosenki 1952-1953'' Lidii Lwow-Eberle), opisy miejsc w których
było się szczęśliwym (,,Zachciewajki'' Janiny Konopackiej), opisy pór roku
(,,Marzenia'') czy też opisy przeżyć religijnych (,,Modlitwa w samotnej
celi'' Ireny Cieślińskiej-Skrzypiec, ,,Pod Twoją obronę'' i ,,Modlitwa''
Janiny Konopackiej). Do pierwszej z grup można zaliczyć wiersze Ireny Tomalakowej
(,,Drewniaki'', ,,List'' , ,,Ażurowe więzienie''), Lidii Lwow-Eberle (,,Dzień
lipcowy 1954 r.'') i Krystyny Widelskiej-Własik (,,Inowrocław-pojedynka''). [175] Ta poezja powstała w nienormalnych
warunkach nie odbiega poziomem od powstającej na wolności, a na pewno
przewyższa ją autentyzmem i niezwykłością pochodzenia. Autorki wbrew wszystkiemu,
co było wokół nich dały świadectwo wewnętrznej wolności, wrażliwości i
literackich talentów.
WYŻYWIENIE
Ruta Czaplińska napisała,że na całe chyba życie pozostanie jej w pamięci
z tego okresu uczucie głodu. [176]
Niektórym z nich często śniły się bochenki chleba, prawie wszystkie podkreślają,
że były ciągle głodne. Niekiedy głód nie pozwalał zasnąć. [177] Codzienny jadłospis w okresie
izolatek składał się z: pół litra zbożowej, lekko osłodzonej kawy, ćwiartki
lub grubej kromki czasami nie wypieczonego chleba, kawałka ceresu i margaryny
na śniadanie. Obiad stanowił 1 litr rzadkiej zupy, a kolacja składała się
często z tej samej lub innej zupy w zmniejszonej o połowę ilości. [178] Wśród zup dominowała grochówka,
wodnisty krupnik z kartoflami, zupy z brukwi, z suszonej kapusty i gotowane
na dorszach. [179] W relacjach kobiety
nazywają je polewkami z powodu rzadkości [180] , tylko jedna z byłych więźniarek określiła
je jako dobre. [181] Na kolację
były zupy-płyny z paroma kawałkami buraków, ziemniaków i grochu. [182] Część zup zawierała robaki,
z niektórych kobiety wyławiały kluski, ziemniaki a także robaki( w grochówce),
które wyrzucały. [183] Czasem na
obiad podawano kaszę z kawałami słoniny. Kilka razy na rok, najprawdopodobniej
1 Maja i w święto Rewolucji Październikowej podano gotowane ziemniaki ,,
na sucho''. [184] Otrzymany rano
chleb więźniarki na ogół rozdzielały sobie na trzy posiłki. Cecylia Wecker
piła rano tylko kawę, chleb dojadała przez resztę dnia, co pozwalało łagodzić
dokuczliwy głód. [185] Na śniadania
podano parę razy dzwonek surowego, solonego dorsza, którego kobiety z oporami
i dużą trudnością zjadły a z większych ości więźniarki później po kryjomu
wykonywały igły. [186] W okresie
1953-1955 podawano płetwy dorsza z kaszą, co dawało niemiły zapach i
sprawiało wrażenie zepsucia. [187]
Trudno stwierdzić, czy kobiety otrzymywały kawałki śmierdzącego mięsa
ze słoniną w zupie-jak twierdzą niektóre [188] -podczas gdy inne kobiety utrzymują stanowczo,
iż przez cały okres pobytu w Inowrocławiu nie otrzymały kawałka mięsa (jedna
z nich nazywa ,,miąskiem'' pływające w zupie robaki, które wyławiała łyżką.). [189] Podobnie nie sposób dziś ustalić
czy dawano ryby tylko gotowane, czy również pieczone, ,,takie, co nie można
było jeść''. [190] Tak ubogi i jednostajny
jadłospis powodował różne schorzenia, np. wątroby. Złe wyżywienie, zwłaszcza
w pierwszych, powojennych latach, mogło być tłumaczone wielkimi zniszczeniami
kraju. Jednak niedożywianie więźniów przez dwanaście lat przy jednoczesnym
karmieniu ich przetworami nieświeżymi i zarobaczonymi nie może mieć usprawiedliwienia.
Złej jakości wyżywienia towarzyszyły trudności sprawiane więźniarkom
przy jej wydawaniu: chleb kładziono na krawędź aluminiowej miski, która
stała na taborecie przed celą Kawę wlewano do misek, gdyż nie wydano kobietom
kubków, podobnie jak sztućców z wyjątkiem łyżek. [191] Picie z miski, o grubych, wywiniętych brzegach
powodowało parzenie ust i rozlewanie kawy .Wydawaniem posiłków zajmowały
się tzw. korytarzowe-więźniarki kryminalne i polityczne, do których obowiązków
należało też sprzątanie, a także niekiedy praca w kuchni. [192] Mimo stopniowego osłabiania
rygorów były ściśle izolowane od pozostałych: musiały stać twarzą do ściany
lub wracać do swoich cel, gdy inne więźniarki były prowadzone na spacer lub
do lekarza. [193] Na parterze,
gdzie znajdował się karcer, korytarzowe mogły wydzielać większe porcje zupy,
co powodowało, że niektóre z więźniarek próbowały dostać karę karca. Pomimo
fatalnej jakości wyżywienia i warunków, w jakich je wydawano, spożywanie
posiłków w monotonnych warunkach więziennych było swojego rodzaju przyjemnością,
na którą niektóre z więźniarek oczekiwały z niecierpliwością. [194]
Po ucieczce Światły nastąpiła stopniowa poprawa wyżywienia, do
chleba zaczęto dodawać 2 dekagramy margaryny, zupy stały się bardziej
gęste, a przede wszystkim więźniarkom dano możliwość tzw. wypiski, czyli
zakupu żywności z więziennego magazynu. [195] .Oddziałowe informowały, ile pieniędzy nadesłano
z domu dla danej więźniarki i raz na dwa tygodnie przynosiły do cel zamówione
wcześniej produkty. [196] Wśród
tych, które można było zamówić dominowały: cukier, chleb, masło, smalec,
kiełbasa, czosnek, cebula, marmolada, papierosy. [197] Te ostatnie przydzielano kobietom w różnych
ilościach-po 20,30, nie wiadomo według jakich kryteriów. [198] Produkty te dzięki pomysłowości
więźniarek urozmaicały ubogie wyżywienie: cukrem posypywały wyłowione
z zupy kluski, masło kładły na rozgniecione kartofle, również wyłowione
z zupy. [199] Inną potrawą, jaka
powstawała w celach były żółtka z cukrem oraz bezy (dżem z białkiem). [200]
Ponieważ nie wszystkie kobiety miały pieniądze na kontach, ta
część z nich, która miała wypiskę podejmowała próby przekazania żywności
innym, najczęściej przez pozostawienie drobnego pakunku podczas wyprowadzania
na spacer. Niekiedy były to próby udane-Krystyna Widelska przekazała w
ten sposób żywność Halinie Sadowskiej. [201] Pomimo wypisek niektóre z kobiet po opuszczeniu
więziennych murów(po Inowrocławiu były we Fordonie) ważyły 35 kilogramów. [202] Nie ma dowodów na to , że kobietom
dosypywano do jedzenia środki farmakologiczne, które powodowały zmiany
cyklu, jak twierdzi jedna z więźniarek Inowrocławia. [203] Na ,,wypiskę'' nie można było
kupić zapałek potrzebnych palaczkom . Problem ten rozwiązano w taki sposób,
że trzy razy na dzień, po posiłkach oddziałowa podawała zapaloną zapałkę
do rąk więźniarek. Niekiedy przy zamykaniu drzwi zapałka gasła i trzeba
było prosić ponownie o ogień. [204]
Czasem papierosy w celach palono ukradkiem, między obiadem a kolacją,
jeśli wcześniej ,,korytarzowa'' wrzuciła do celi draskę i kilka zapałek.
Dym z celi przeganiano szybkimi ruchami ręcznika. [205]
ZDROWIE,HIGIENA
Długotrwałe przebywanie w więziennych warunkach musiało odbić się na
stanie zdrowia kobiet. Jedynym ogrzewaniem w celach była cienka, jednocalowa
rurka o długości 25 centymetrów, biegnąca wzdłuż ściany, słabe ciepło
płynęło z niej od końca listopada. [206] Niektóre z kobiet stawiały na niej kubek z
wodą, by, choć trochę się ogrzała. [207]
Okienka z dźwigniami zamarzały zimą. [208] Dla nieprzyzwyczajonych do zimna, ,,wychowanych
przy piecu'' (określenie jednej z kobiet) zimno było prawdziwą udręką,
zwłaszcza zimą, gdy miały do dyspozycji tylko cienki koc czasem z dziurami. [209] Inne relacje mówią o drugim
kocu, który był wydawany 15 października, ale oba i tak były zniszczone. [210] W okresie zimowym kobietom zezwolono
na posiadanie własnego swetra. [211]
Wanda Kelichen spała niekiedy na cemencie, gdyż zabrakło sienników dla
wszystkich kobiet w jej celi. [212]
Choć do snu niektóre z kobiet owijały się w prześcieradła, wsuwały
się w rozprute przez nie sienniki i nakrywały się kocem, nie zapobiegło
to odmrożeniom. [213] Lidia Lwow
i Maria Andres odmroziły sobie ręce i palce u nóg, inna - pośladki. [214] Kalina Chełmicka miała dwustronną
gruźlicę płuc i czyraki, Róża Chełmicka chorobę Reynoldsa. Krystyna Widelska
chorowała na zapalenie nerwu kulszowego, nerwu w obu rękach, reumatyzm
stawowy i mięśniowy. [215] U innych
z powodu złego metabolizmu pojawiały się wrzody w wielu miejscach ciała-na
twarzy, pod pachami. [216] Niektóre
z chorób ujawniły się dopiero po uwolnieniu, np. nowotwory, nerwice czy zrośnięte
kręgi. [217] Dopiero po przeniesieniu
do więzienia we Fordonie niektórym więźniarkom udzielono przerwy w odbywaniu
kary ze względu na stan zdrowia, jak np. Kalinie Chełmickiej w maju 1956
roku. [218] Niekiedy obrażenia
fizyczne, takie jak zgniecenie przełyku lub otarcia szyi powstawały przy
próbach samobójczych. Tak było w przypadku jednej z Niemek, którą po
ośmiu latach pobytu w więzieniu, nadal przetrzymywano w pojedynce. [219]
Równie groźne były choroby psychiczne. Część kobiet w chwili
przywiezienia do Inowrocławia była już po ciężkich przejściach. Krystynie
Metzger zmarło dziecko podczas porodu w mokotowskim więzieniu. Kilkunastomiesięczne
samotne przebywanie w celi, ciągłe szykany personelu, całkowity brak
kontaktu z rodzinami, ograniczony do stukania i nasłuchiwania kontakt z
innymi więźniarkami powodował załamania i depresje. Ulegały nim także te
kobiety, które w czasie wojny odznaczyły się męstwem i olbrzymia wytrwałością,
jak na przykład Maria Szelągowska ,którą na początku czerwca 1953 roku
skierowano do Okręgowego Szpitala Więziennego w Grudziądzu. [220] Tam rozpoznano u niej psychonerwicę
reaktywną znacznego stopnia zaawansowania. Leczenie Szelągowskiej zakończono
8 października 1953 i odesłano ją z powrotem do Inowrocławia gdzie więziono
ją wbrew opinii Komisji Lekarskiej WUPB w Bydgoszczy (marzec 1954), która
orzekła, że nie powinna tam dłużej być. [221] Objawami chorób psychicznych były: nie mycie
się, nie odżywianie się i ciągłe milczenie. Zdarzały się wypadki zapominania
własnego nazwiska. [222] W ciągu
trzynastu samotnych miesięcy przez akustyczne ściany budynku słychać było
histeryczne wycia, chichoty, śpiewy i krzyki. Niekiedy trwały one kilka dni,
tak, że inne więźniarki prosiły o umieszczenie w piwnicy, gdyż nie mogły
tego wytrzymać. [223] Choć obowiązywał
regulamin Maria Andres usłyszała, jak strażniczka po wejściu do celi jednej
z kobiet powiedziała łagodnie: ,,Wariatka, ubierzcie się, dlaczego leżycie
w dzień?'' [224] Janina Jelińska
przed wypuszczeniem z Inowrocławia nie reagowała na pytania, nie wiedziała
, co się z nią dzieje. Opuszczając więzienie nie mogła sama stanąć na nogach,
musiała być prowadzona pod ręce przez rodzinę. [225] Jedna z kobiet przy otwierani drzwi wydostała
się na korytarz i długo tam biegała uciekając przed strażniczkami, inna-Barbara
Białostocka przyprowadzona do inspektora więziennego krzyknęła do niego
,,baczność''. [226] Szczególna
była sytuacja tych kobiet, które poza murami pozostawiły dzieci. Jedną
z nich była Genowefa Moczek, mająca trójkę dzieci. Jej sytuacja była szczególnie
dramatyczna, gdyż cała jej rodzina została aresztowana-brat, siostra,
i rodzice. [227] Przywożone na
widzenia dzieci, nie poznawały swoich prawdziwych matek i wydzierały się
z ich objęć, gdy na koniec widzenia na moment uchylano kratę oddzielającą,
co fatalnie wpływało na więźniarki. Jedną z matek więzionych w Inowrocławiu
była Ryszarda Z. Pochodząca z Lubelszczyzny, której dziecko wychowywała
siostra, gdyż mąż został skazany na karę śmierci i został stracony. [228]
Część z kobiet nie była w stanie rano samodzielnie wstać, tylko
skuliwały się z prycz na podłogę. Wkładanie nóg do sienników z sieczką
powodowało swędzenie i krwawe rany od drapania, choć próbowano owijać nogi
papierem toaletowym. [229] W okresie
1953-1955 niektóre kobiety były zupełnie łyse, nie miały nawet brwi [230] , inne traciły menstruację,
bardzo tyły i cierpiały na bóle głowy. [231] (rel Białostocka). Otrzymywały na to specjalne
zastrzyki. [232] Sporadycznie były
kierowane na operacje lub leczenie do szpitala więziennego w Grudziądzu. [233] Komisja lekarska w Bydgoszczy
przyznawała więźniarce 2-tygodniową dietę w postaci zwykłego chleba i
większej ilości kawy. [234] O dużym
szczęściu mogą mówić te, które poprzez bliskich załatwiły sobie leki z Międzynarodowego
Czerwonego Krzyża -jak Helena Budziaszek- lub te, które otrzymały je w przesyłce
od znajomych z zagranicy-jak Wanda Kelichen.[235] Administracja więzienna wprawdzie nie odsyłała
tych przesyłek, ale oddawała je z oporami wyrażając zdziwienie, że MCK
pomaga ,,wrogom'' lub nie dawała wody do popicia leków. [236] Nie podawano kobietom tych
leków(na przykład parafiny do nacierania nóg), które otrzymywały w poprzednim
miejscu osadzenia, co powodowało pogorszenie się stanu zdrowia. [237] Strażniczki różnie reagowały,
gdy jakaś z więźniarek zgłaszała, że jest chora. Niekiedy odsyłano je
do ,,tych, dla których pracowały''. [238]
Z dostaniem się do lekarza zawsze były problemy, w najlepszym wypadku należało
odczekać swoją kolejkę.
Opiekę zdrowotną sprawował dochodzący z miasta lekarz i sanitariusz.
Jednym z lekarzy był Stanisław Mierosławski, który nie reagował na skargi
więźniarek. Lidia Lwow, która zgłosiła się do lekarza z odmrożeniami,
usłyszała radę: ,,nie trzeba było łazić po lesie.'' [239] Nie była leczona Janina Jelińska, zamiast
tego przeganiano ją po schodach, podobnie jak nie leczono Ukrainki Eugenii
Skap, która ciągle miała komplikacje ze złamaną wiele lat wcześniej podczas
ucieczki nogą. [240] Podczas wizyt
chorych kobiet lekarze przeważnie badali gardła i dawali pastylki w opłatkach.
W przypadku szkorbutu więźniarka sama musiała pędzlować sobie jamę ustną. [241] Lekarz lub felczer, który
pracował w więzieniu w okresie 1952-1955 nie rozpoznawał reumatyzmu, zapaleń
stawów i mięśni. Kobietom zapisywał brom mówiąc, iż nic im nie dolega.
Dopiero kategoryczne żądania więźniarek sprawiły, że sprowadzono do nich
lekarza wojskowego o nazwisku Jesionowski, który w sposób fachowy zabrał
się do leczenia a nawet kategorycznie zarządził umieszczenie chorych w szpitalach. [242] Było to już po ucieczce Józefa
Światły. Tylko jedna z kobiet określiła traktowanie przez lekarza, jako
bardzo dobre. [243] Choć ówcześnie
obowiązujące przepisy przewidywały przerwy w odbywaniu kary ze względu na
stan zdrowia autorowi nie udało się odnaleźć ani jednej osoby , która z
nich skorzystała. Opiekę stomatologiczną sprawował w drugiej połowie 1953
roku posiadający kurs felczerski funkcjonariusz oddziałowy, który po mistrzowsku,
choć bez znieczulenia rwał zęby. [244]
To samo robił lekarz internista, ale wychodziło to mu dużo gorzej. [245] W tym też roku przywożono
do więziennej Izby Chorych mężczyzn z obozu pracy przymusowej w Piechcinie.
Jednym z nich był Kazimierz Jakimek, syn więzionej w Inowrocławiu Heleny
Jakimek. Wcześniej napisał list z prośbą, iż chciałby przed śmiercią zobaczyć
się z matką. Umożliwiono im krótkie widzenie, oboje wkrótce potem zostali
zwolnieni. [246]
Na stan zdrowia wpływały też warunki higieniczne, zwłaszcza ważne
dla kobiet. Pojemnik z nieczystościami opróżniano raz dziennie. W okresie
izolatek nie dawano kobietom środków higienicznych, naczelnik więzienia
w 1953 roku groziła karami za poplamienie służbowej odzieży. [247] Dopiero od końca 1953 lub
nawet później na ,,wypiski'' można było zamówić artykuły higieniczne.
Pół litra wody do mycia, którą co dzień rano dawano do cel, była zawsze
zimna. Kąpiel w łaźni odbywała się rzadziej, niż raz na tydzień, brało
w niej udział dwadzieścia i więcej osób. [248] Jej warunki pozostawiały wiele do życzenia,
gorąca woda leciała tylko na początku, zbyt krótko, by zmyć z siebie mydło. [249] Strażniczki wychodziły i nie
reagowały na nawoływania. Niektóre z kobiet z tą niewątpliwą złośliwością
radziły sobie wycierając namydlone ciała ręcznikiem, co pozwalało uniknąć
przykrego swędzenia. Po kąpieli zawsze następowała gruntowna rewizja osobista.
[250]
Kobiety zdrapywały te kawałeczki mydła, którymi poprzednicy kobiet
zalepiali mydłem pluskwy na ścianach i tym sposobem zdobywały niewielką
jego ilość. W okresie ,,izolatek'' nie było mydła w celach, kobiety dostawały
po kawałku przed kąpielą. [251]
Przez pewien okres w latach 1953-1955 kobiety zamiast papieru toaletowego
otrzymywały kawałki pociętych gazet. Ponieważ składały je i próbowały
czytać administracja zaczęła dawać papier toaletowy. [252] Jednak cały budynek sprawiał wrażenie czystego
i schludnego, nie było w nim na przykład pluskiew, jak to miało miejsce
na Mokotowie i we Fordonie. [253]
ZGONY WIĘŹNIAREK
Nie wiadomo do dziś ile kobiet zmarło w Inowrocławiu na skutek chorób
i zamachów samobójczych, gdyż nie ma dokumentacji więziennej z tego
okresu. Zgony były starannie ukrywane, warunki panujące wewnątrz gmachu
sprawiały, ze wynoszenie ciała słychać było tylko ze sąsiedniej celi. [254] Jedna ze zmarłych to młoda
jeszcze inż. Maria Kolska pochodząca ze Lwowa skazana za zbieranie informacji
dla Haliny Zwinogrodzkiej, która montowała siatkę wywiadu dla Delegatury.
Zbierała dane o produkcji przemysłowej oraz o sytuacji politycznej oraz
o ,,działalności demokratycznych partii politycznych''. [255] Już w trakcie transportu
nie wyglądała zbyt dobrze, według określeń innych kobiet -,,chucherko''. [256] Istnieją sprzeczne przekazy,
co do choroby, na którą zmarła, wymieniane są złośliwa anemia. [257] i uremia. [258] Dzień przed śmiercią(25 VI
1953) bezskutecznie prosiła o widzenie z naczelnik Obiałą. [259] Jej grób znajduje się na cmentarzu
parafii pod wezwaniem Zwiastowania NMP. Na skutek nie leczonej w Inowrocławiu
gruźlicy jelit zmarła 26 lutego 1952 Wanda Rostek, siostra skazanego na
karę śmierci i straconego Zbigniewa Rostka z Gniewkowa. [260] Była skazana na 4 lata więzienia
wyrokiem WSR w Bydgoszczy z dnia 11 04 1951 za to, że nie powiadomiła właściwych
organów o działalności brata. Wraz z aresztowaną w tej sprawie Marią Męclewską
przeziębiła żołądek w 1951 roku. Mimo, iż inne więźniarki zgłaszały, że
jest konieczne dla niej inne wyżywienie i że ciągle boli ją żołądek, strażniczki
nie zrobiły nic. Została zabrana do szpitala grudziądzkiego, gdy była już
bardzo chora, ,,tak wycieńczona, jak papier taka biała''. [261] W grudziądzkim szpitalu leczono
chore na otwartą gruźlicę inne więźniarki Inowrocławia, których nazwisk
nie udało się ustalić-hrabinę z Kresów i żonę przedwojennego oficera, których
stan był już beznadziejny. [262]
Również Maria Męclewska chorowała ciężko po opuszczeniu więziennych murów. [263] Inna ofiara Inowrocławia to
siostra Zofia Łuszczkiewicz ze Zgromadzenia Sióstr Szarytek. Po ośmioletnim
pobycie w więzieniach Mokotowa, Fordonu, Inowrocławia została zwolniona
okresowo w czerwcu 1956,wyniszczona fizycznie i nieuleczalnie chora. Zmarła
7 sierpnia 1957 roku, w złożonej przed śmiercią relacji określiła Inowrocław,
w którym spędziła 3 lata łącznie z 13 miesiącami izolatki, jako ,,polski
Oświęcim''. [264] Kilka lat po uwolnieniu
zmarła na nowotwór Róża Chełmicka, jedna z trzech sióstr powiązanych ze
straconym Edmundem Bukowskim z wileńskiego AK.W więzieniu cierpiała na
odmianę choroby Burgera, zlokalizowaną w dłoniach. [265]
Inną przyczyną śmierci więźniarek były samobójstwa, ich rzeczywista
liczba pozostaje trudna do ustalenia. Podstawowym czynnikiem powodujący
samobójstwa była świadomość konieczności spędzenia wielu lat, czasem całego
życia w nienormalnych, strasznych warunkach. Niekiedy stwierdzenie, że
iż jest możliwość dokonanie aktu samobójczego, uspokajało. [266] W 1952 lub 1953 roku popełniła
samobójstwo więźniarka Filipowska, która odbywała ośmioletni wyrok. Powiesiła
się na kawałku metalu sterczącym z klapy u drzwi, podkurczając nogi z powodu
wysokiego wzrostu. [267] Na wolności
pozostawiła małoletniego syna. Według autorki relacji o jej śmierci-Marii
Andres, którą również doprowadzono do stanu, w którym myślała o powieszeniu
się na zdjętej z nogi onucy, ,,Filipowska była ofiarą potworności Inowrocławia''. [268] Dnia 12 marca 1953 powiesiła
się Irena Kotulska, pochodząca z Podkarpacia kurierka AK, więziona w czasie
wojny w Oświęcimiu i Ravensbrück, która po zakończeniu wojny wróciła do
Polski ze Szwecji i została skazana na dożywocie. [269] Wcześniej była źle traktowana przez personel
,faktu jej zgonu nie udało się ukryć, inne kobiety słyszały rwetes towarzyszący
znalezieniu zwłok. [270] Zamach
samobójczy podjęła skazana na dożywocie Niemka, wieszając się na pasku z
prześcieradła przymocowanego do jednego z pierścieni utrzymujących rury. [271] Została odratowana ,przed
próbą samobójstwa przebywała w pojedynczej celi, choć inne więźniarki były
już w celach 3-osobowych.Podczas rozmowy z inspektorem z Warszawy dowiedziała
się, że dożywocie trwa 20-25 lat, została przeniesiona do kilkuosobowej
celi, gdzie w nocy ponowiła próbę samobójstwa, a usiłujące przeszkodzić
jej w tym więźniarki gryzła i kopała. W końcu została obezwładniona przez
męskich strażników, którzy zakneblowali ją jej własnymi majtkami. Później
wywieziono ją do Grudziądza z objawami choroby umysłowej. [272] Odratowane zostały tylko
te z więźniarek, które próby samobójcze podjęły przebywając w celach kilkuosobowych.
Samobójczyń było na pewno więcej, jedną z nich była piękna, postawna blondynka
w średnim wieku mająca kilkunastoletni wyrok za działalność podziemną. [273] Brak dokumentacji więziennej
z tego okresu nie pozwala na ustalenie liczby i danych osobowych samobójczyń.
Nie jest prawdą, iż nie było przepisów regulujących sprawy pochówku zmarłych więźniów. Od 1948 roku obowiązywał szczegółowo zajmujący się ta kwestią Zbiór przepisów Departamentu Więziennictwa MBP. Czy był przestrzegany? Spośród kilku zmarłych w Inowrocławiu więźniarek tylko jedna-Maria Kolska- ma grób. Ich zgony nie są odnotowane w miejscowym Urzędzie Stanu Cywilnego.
PRACA NA TERENIE WIĘZIENIA
W okresie 1952-1955 praca dla więźniarek z dużymi wyrokami(a tylko
takie wtedy tam przebywały) była marzeniem. Niektóre kobiety gwałtownie domagały
się pracy. Po tym, jak, Helena Jakimek(ur 1896) płakała i krzyczała ,że
chce pracować i nie może dłużej wytrzymać w bezczynności, dostała zajęcie
polegające na szyciu. [274] Podobnie
było we Fordonie. W Inowrocławiu sytuacja zmieniła się w 1954 roku, gdy
po dwóch latach izolacji połączono więźniarki po trzy w celach. Dopiero
wtedy tylko niektóre z uwięzionych mogły liczyć na jakieś zajęcie, którego
otrzymanie uzależnione było od jej postawy politycznej. Naczelnik więzienia
w opinii dotyczącej Janiny Wasiłojć z dnia 21 czerwca 1954 napisała między
innymi: ,,w tutejszej jednostce do tego czasu żadną pracą objęta nie była,
ze względu na jej chwiejny stosunek do władzy ludowej.'' [275] Jednym z miejsc pracy była
kuchnia, do obowiązków tam zatrudnionych należało poza gotowaniem posiłków
mycie kotłów i szorowanie podłóg. Trwało to od rana do wieczora. Najcięższą
pracą było szorowanie kotłów po kaszy i kawie. [276] Mycie podłogi z ceramicznych płytek odbywało
się za pomocą zimnych mydlin z pralni, ale ponieważ nie dawało to spodziewanego
efektu kobiety używały do mycia własnego mydła kupowanego na ,,wypiskę''. [277] Do obowiązków kobiet pracujących
w kuchni poza przygotowaniem posiłków należało też noszenie kubłów z zupą
i nalewanie jej do misek na korytarzu więziennym. Wielkość nakładanych
porcji była wyznaczona, najczęściej była to jedna chochla. Roznoszenie żywności
było uciążliwe, następnego dnia kobiety odczuwały sztywność rąk. [278] Gdy w kuchni nie było chwilowo
strażniczki kobiety wyrabiały sobie z mąki zasmażkę do zup, co nie było
to dozwolone.
Innego rodzaju zajęciem było wytwarzanie z dostarczanych materiałów
ozdoby choinkowe, kotyliony, maskotki, miniaturowe figurki ludzkie. [279] Nie wiadomo, co dalej się
z nimi działo, część z nich zabierały dla siebie strażniczki. Więźniarki
wytwarzały z różnych tkanin także siatki na głowę w motylki lub bławatki,
zwierzaki( zajączki i kurczaki) oraz bazie i pisanki. W te pracę wkładały
swoją fantazję i umiejętności. Kleiły także paski folii w klaserach, wcześniej
pytano je czy chcą pracować. [280]
Oczywiście nie otrzymywały żadnego wynagrodzenia za swoją pracę. Również
w końcowym okresie pobytu niektóre z więźniarek robiły na zamówienie obrusy
dla personelu. Dostarczano im szydełko i wzór, według którego robiły obrusy
na modne wtedy okrągłe stoły. Również i na tym polu więźniarki były narażone
na przestępstwa strażniczek. Ryszarda Korniak, która przez miesiąc robiła
obrus dla naczelnik Obiałowej, nie dostała od niej za to zapłaty. Obiałowa
została przeniesiona i nie zostawiła dla Korniakowej pieniędzy. [281] Pod koniec pobytu w Inowrocławiu
kilka więźniarek- Halina Żelazowska, Anna Rozwadowska, Irena Michałowska
pracowało w więziennym magazynie. [282]
Pomiędzy jesienią 1953 a wiosną 1955 niektóre prały w baliach i wieszały
na terenie obiektu odzież więźniarek. Praca, choć ciężka miała dobry wpływ
na samopoczucie kobiet. [283] Jednocześnie
tylko jedna zaufana więźniarka kryminalna prała odzież personelu więziennego. [284] Więźniarka Skarżyńska wydawała
książki w bibliotece. [285]
REPRESJE
Niewątpliwie najcięższą z represji, jakie spotkały kobiety w Inowrocławiu
był 13-miesięczny pobyt w izolatkach, jaki odbyły od sierpnia 1952 do
końca września roku następnego. Niektóre z więźniarek twierdzą, że spędziły
w izolatkach półtora roku. [286]
Po jego zakończeniu, więźniarki umieszczono w 3-osobowych celach i zaczęto
wypuszczać na spacery. Jak wspomina jedna z kobiet: ,,Trudno było się po
roku poznać. Po roku zaszczuci wszystkieśmy ogromnie schudły i z tego, że
nie było wiadomo co nas czeka.( )Najgorszy był wyraz oczu. Wszystkieśmy
miały oczy jakby wariatek''. [287]
Różne, w zależności od odporności psychicznej więźniarek, były formy obrony
przed depresją wynikającą z izolacji i ciężkich warunków. Często było to powtarzanie
w pamięci wierszy, przypominanie zdarzeń z przeszłości, przemyślenia religijne.
W tych jakże trudnych warunkach niektóre miały jeszcze tyle hartu ducha,
by przez określony czas wyrzec się pewnych, przynoszących pewną ulgę czynności.
W przypadku Ruty Czaplińskiej było to wyrzeczenie się mówienia wierszy i
wyglądania przez szparę okienną w okresie czterech tygodni Adwentu. [288] Dla uwięzionych takie decyzje
były oznaką wolności wewnętrznej, gdyż tylko tej nie można było im odebrać
w miejscu, gdzie przebywały. Takie działania podejmowały z powodzeniem tylko
najsilniejsze z nich, inne poddawały się depresji, jeszcze inne podejmowały
próby samobójcze.
Powodem raportu, czyli zawiadomienia Naczelnika przez oddziałową
o wykroczeniu był nawet głośny śmiech w celi, piśnięcie lub niegłośne
śpiewanie piosenek partyzanckich.
[289] Jedną z form represji była konieczność noszenia ciężkich często
za dużych lub pękniętych drewnianych butów, choć nie dla wszystkich było
to dokuczliwe. [290] Chodzenie w
nich szczególnie po schodach, czego wymagały strażniczki, było niewygodne
i trudne, a także sprawiało hałas. Z tego powodu naczelnik Obiałowa karciła
więźniarki i nakazywała wystawianie drewniaków poza celę. [291] Latem, gdy było dość ciepło
więźniarki w celach chodziły boso. Karą za podnoszenie głowy do góry
w trakcie spaceru było najpierw kilkukrotne przegnanie schodami z parteru
na piętro i z powrotem a następnie umieszczenie w karcu. [292] Za pukanie alfabetem Morsa
karano umieszczeniem w karcu lub w dużej, szczytowe a przez to zimnej
celi, szczególnie dotkliwie odczuwalne było to jesienią i zimą. [293] Po powrocie z łaźni niektóre,
być może uznane za najbardziej nieposłuszne, zastawały sieczkę z sienników
wyrzuconą na podłogę. Zbierano ją miską do jedzenia, a kurz wgryzał się
w gardło i atakował oczy. [294] Rewizje
miały miejsce także w nocy, więźniarkę wyprowadzano na korytarz, kazano
rozebrać się do naga i stać twarzą do ściany. W tym czasie strażniczki drobiazgowo
rewidowały całą odzież, oraz wysypywały na beton całą zawartość siennika
mieszając ją z pościelą, ręcznikiem, produktami żywnościowymi. [295] Po rewizji więźniarka miała obowiązek
posprzątać celę, najtrudniejsze było powkładanie sieczki do siennika. [296] Więźniarki nie miały spokoju
nawet w nocy, naczelnik Obiałowa sprawdzała czy np. skazana Budziaszek
nie kręci sobie włosów! Wcześniej obiecywała jej, że w Inowrocławiu zapomni
o kręceniu włosów, nauczy się dyscypliny i ,,wyjdzie na ludzi''. [297] Najczęstszą formą kary było
umieszczenie w karcu, gdzie znajdowało się twarde łoże bez żadnych dodatków,
na którym trzeba było spać. Szczególną formą represji były prowokacje. Naczelnik
Obiała próbowała wciągnąć do rozmowy o Katyniu Jadwigę Malkiewiczową sugerując
nachalnie, iż jej brat, stracony Adam Doboszyński był jednym z ,,twórców''
Katynia(!).
[298] Jakiekolwiek stwierdzenie
więźniarki o tym, że sprawcami Katynia nie byli Niemcy, groziło nowym
wyrokiem.
Swoista, szczególnie niebezpieczną i perfidną represją była działalność
w więzieniach tzw. działów specjalnych, które rozpracowywały więźniów
i funkcjonariuszy poprzez działanie agentury. Wśród więźniów konfidentów
dominowali pospolici i skazani za współpracę z Niemcami, ale byli też polityczni.
Działy specjalne w więzieniach i obozach podlegały referatom specjalnym
w WUPB, a te Wydziałowi Specjalnemu Departamentu VI MBP w Warszawie. Ich
działalność na wszystkich szczeblach była tajna. ,,Organizowanie pracy agenturalnej''
w niektórych więzieniach, gdzie odbywali karę więźniowie polityczni rozwinięte
było do monstrualnych rozmiarów. Niekiedy ,,spec'' wzywał kobiety pytając
wprost , co się dzieje na celi i czy wszystkie więźniarki są sympatyczne. [299]
Nie ulega wątpliwości, że część więźniarek politycznych Inowrocławia
zdecydowała się na współpracę z administracją więzienną i donosiła na
swoje koleżanki. Nie ma jednoznacznej opinii, co do ich ilości. Jedna
z kobiet stwierdziła, iż ,,było dużo takich osób, które donosiło''. [300] , inna, że ,,takie też były'' [301] , wreszcie, że ,,donosicielstwo
kwitło, ale akurat nie bardzo w Inowrocławiu''. [302] Można się tylko domyślać, jak przebiegał werbunek,
z pewnością nie zawsze był to łagodny nacisk w postaci np. obietnicy wcześniejszego
zwolnienia .W literaturze wspomnieniowej nie brak opisów zdarzeń, gdy
wydanie zgody na przeprowadzenie zabiegu niezbędnego dla ratowania życia
więźnia uwarunkowane było od wyrażenia zgody na współpracę z działem specjalnym.
W tamtych latach nie było jeszcze techniki umożliwiającej podsłuch
w celach, stąd donoszące osoby często wychodziły ,,do doktora'' , co
budziło podejrzenia pozostałych i w praktyce demaskowało donosicielki. [303] Te więźniarki, które spędziły
już jakiś czas w więzieniu we Fordonie, już tam dokonały rozpoznania konfidentek,
które potem znalazły się w Inowrocławiu. W swych wspomnieniach nazywają
je ,,niepewnymi'', co jednak może świadczyć o braku ostatecznej pewności,
co do ich roli. Mimo tego ostrzegały przed nimi inne kobiety za pomocą pukania. [304] Przedmiotem donosów były informacje
o przesyłaniu grypsów lub ciasta zrobionego z kawy, wody i cukru, ukrytej
igle, nożyku zrobionym z blaszki po konserwach. [305] Jakie były przyczyny nawiązania współpracy?
W przypadku jednej z nich były to ciężkie przeżycia wojenne, do których
doszły następne, już po aresztowaniu: śmierć matki i rozwód, nieleczona
w więzieniu choroba, a także odsunięcie się od niej innych kobiet. [306] Inną przyczyną mógł być pojawiający
się w specyficznych warunkach więziennych głód męskiego towarzystwa. Na
twarzach niektórych z donosicielek pojawiały się dobrze zapamiętane przez
inne kobiety radość, podniecenie, nadzieja, że będą mogły porozmawiać z mężczyzną. [307] Co ciekawe osoby donoszące
były często gorzej traktowane przez strażniczki, które nie ukrywały pogardy
dla nich. [308] W niektórych przypadkach
donosy mogły mieć tragiczne skutki-tak było w przypadku Haliny Hajdukiewiczowej,
na którą jedna z więźniarek złożyła donos, że udaje nadciśnienie. Felczer
wyrażał zdziwienie, że w takim stanie pozostaje w więzieniu, skoro władze
więzienne z Bydgoszczy nakazały jej natychmiastowe zwolnienie. Ostatecznie
została odwieziona pod eskortą do miejsca zamieszkania w Krakowie. [309] Donosy miały tragiczne skutki
także dla donosicielek, , jedna z nich popełniła samobójstwo, choć były
również inne przyczyny tego kroku. [310]
Temat donosicielstwa, niezwykle trudny i drażliwy jest pomijany
w większości relacji byłych więźniarek, prawdopodobnie nie doczeka się
dokładnej analizy, również z powodu niemożności weryfikacji na ten temat
pochodzących z relacji kobiet urzędowymi dokumentami. Nie wiadomo zresztą,
czy one jeszcze istnieją. Dlatego w tej pracy autor celowo opuścił dane
personalne ewentualnych donosicielek. Trudno do dziś stwierdzić, które
z zadań działów specjalnych były ważniejsze dla kierownictwa: czy te,
zapobiegające buntom, ucieczkom i otrzymywaniu oprze więźniarki niepożądanych
informacji, czy te zabezpieczające Straż Więzienna przed wrogimi wpływami,
czy te zmierzające do wydobycia nieujawnionych w czasie śledztwa informacji
o ludziach i organizacjach.
POSTAWY PERSONELU
Programowo wrogi stosunek funkcjonariuszy Służby Więziennej do kobiet
miał kilka przyczyn :po pierwsze wrogość dyktowały względy ideologiczne.
Znaczna część kadry dowódczej Służby Więziennej stanowili komuniści, a
więziennictwo podlegało Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Po drugie
u wielu funkcjonariuszy SW wrogość miała silne podłoże uczuciowe i emocjonalne,
wynikające z czasów wojny lub wcześniejszych. Trzecim powodem w złego
stosunku do uwięzionych, przesądzającym o powodzeniu wpajanej im nienawiści
do wrogów klasowych i karłów reakcji był niski poziom wykształcenia funkcjonariuszy.
W 1948 roku aż 16 % funkcjonariuszy było analfabetami lub wtórnymi analfabetami,
dwa lata później aż 49 % nie miało ukończonej szkoły podstawowej. [311] W 1951 roku ponad 80% kadry
oficerskiej, w tym większość naczelników więzień nie posiadało wykształcenia
średniego. [312] Zdecydowana
większość byłych więźniarek podkreśla, że strażniczki były różne. W najcięższym
okresie strażniczki nie tylko, że nie udzielały żadnej pomocy, ale i
nie reagowały na zgłaszane choroby, nawet, gdy groziło to śmiercią. [313] Oddziałowe nie słuchały próśb
więźniarek o zmianę ciemnego pieczywa na jasne dla Wandy Rostek i Marii
Męclewskiej, co wraz z chorobami doprowadziło do śmierci tej pierwszej. [314] Często urządzały rewizje
-osobiste i w celach, popychały więźniarki niosące miski z zupą. Po tym,
jak jedna z kobiet udawała zmarłą, rozłoszczona strażniczka powiedziała
,,Myślałam, że ta k...już nie żyje''. [315] Jedną z sióstr Hajdukiewicz, która miała
amputowaną nogę, strażniczki zmuszały do wycierania wody na posadzce. [316] Wśród strażniczek zdarzały
się nawet sympatyczne. Jedna z nich na pytanie więźniarki, ,,co będzie
na kolację?'', odpowiadała, że ,,jej przykro, gdyż tylko to i to, ale
jutro będą listy''. Po jakimś czasie została przeniesiona na wieżyczkę
obserwacyjną, co uniemożliwiło jej kontakt z więźniarkami. [317] Swojej sympatii do więźniarek
nie ukrywała sierżant Leokadia Janicka, poznanianka, w czasie wojny żołnierz
AK. Po ogłoszeniu wiadomości o śmierci J. Stalina kiedy oddziałowe nakazały
więźniarkom stanie na baczność przez krótki czas, mówiła do uwięzionych
:,,już nie długo ich panowania''. [318] Za okazywanie pomocy została zdegradowana
do stopnia plutonowego a później przeniesiona do Poznania. [319] Maria Andres zapamiętała inną
przyjazną strażniczkę, która wprawdzie niczym nie pomogła więźniarkom,
ale traktowała je po ludzku, choć informowano ją że wieźniarki to dziecibójczynie. [320] Wcześniej mówiono jej, że
więźniarki są dzieciobójczyniami. Jedna ze strażniczek podczas opróżniania
kibli nie zauważała podawanych prezentów i grypsów. [321] Niekiedy ,,normalne'' strażniczki miały chwile
,,słabości''. Jedna z nich, dość tęga oddziałowa płakała razem z Walerią
Rawdo i jej matką podczas widzenia. Innym razem mężczyzna, który pilnował
kobiety w czasie spaceru, pozwolił więźniarce skorzystać z lusterka. [322] Niektóre ze strażniczek gwałtownie
reagowały, gdy zostały rozpoznane na wolności. Jedna z nich, Adamska występując
w cywilu została rozpoznana przez byłą więźniarkę wkrótce po jej zwolnieniu
w okolicy Gniewkowa, podczas pilnowania więźniarek. Zagroziła wtedy więźniarce
odpowiedzialnością karną. [323]
Inna strażniczka pracowała po 1956 roku jako dozorczyni w przedszkolu. [324] Generalnie można stwierdzić,
że zachowanie strażniczek wobec więźniarek politycznych było różne, ale
na ogół wrogie. Analizując to zagadnienie trzeba pamiętać, że ich działania
nieraz były kontynuacja działań prowadzonych przez inne służby podległe
MBP. Odnosi się to zwłaszcza do działów specjalnych prowadzących werbunek
konfidentów więziennych i fałszywych świadków dla potrzeb procesowych
, dochodzenia i śledztwa, a także stałe , codzienne rozpracowywanie więźniów
i pośrednio ich rodzin. Działy polityczno-wychowawcze obok indoktrynacji
stanowiącej ich główne zadanie, prowadziły również rozpracowywanie więźniów,
określane jako ,,rozpoznanie osobowości''. [325]
Stanowiska naczelników wszystkich więzień, nie tylko tych, gdzie
izolowano politycznych, znajdowały się w nomenklaturze rządzącej PZPR.
Opinie o kandydatach na te stanowiska wydawał Wydział Specjalny Departamentu
Więziennictwa MBP. [326] W najcięższym
dla więźniarek okresie(VIII 1952-IX 1953) naczelnikiem więzienia była chor.
H. Obiała , a jej zastępcą do spraw polityczno-wychowawczych chor. J.
Maciejewska .Obiałowa pracowała wcześniej we Fordonie najpierw jako oddziałowa,
a następnie zastępca naczelnika do spraw polityczno-wychowawczych. Już
tam miała opinie surowej i wrogiej wobec osadzonych. [327] Jej gabinet znajdował się na parterze więziennego
gmachu. Na początku lat 50-tych liczyła około czterdziestu lat, miała
czarne kręcone włosy i - jak wspomina jedna z więźniarek -,,końską gębę''. [328] Inna więźniarka określa ją
w następujący sposób: ,,była szczupła, chodziła w zielonym mundurze, miała
krzywe usta, a jeszcze bardziej nos. Ona dobrze pilnowała, zaglądała
wiecznie przez wizjery''. [329]
Przez więźniarki została zapamiętana jako antypatyczna, zimna i bezwzględna,
źle nastawiona do więźniarek, co wpływało również na postępowanie jej
podwładnych. [330] Jej charakter
dobrze obrazują zapamiętane przez uwięzione incydenty. Wezwanej do siebie
nowej więźniarce - Marii Maciąg-Kobierzyckiej - odczytała, że,, jest wrogiem
Polski Ludowej i jako element wrogi i uparty została przysłana do Inowrocławia,
gdzie pozostanie tak długo, aż zdechnie''. [331] Siostrze zmarłej Maryli Kolskiej oświadczyła:
,,w przeddzień śmierci chciała się ze mną zobaczyć, ale nie miałam do
niej czasu przyjść''. Innej więźniarce podarła pożegnalny list od umierającej
matki. [332] Chyba jedynym pozytywnym
zachowaniem Obiałowej, było załatwienie przewiezienia Janiny Jelińskiej
na badania do Bydgoszczy, gdzie stwierdzono konieczność natychmiastowego
jej zwolnienia [333] ,choć nie jest
to do końca pewne. Obiałowa na pewno nie była tylko nie mającym nic do
powiedzenia narzędziem do administrowania, ale miała istotny wpływ na
sposób funkcjonowania więzienia. Specjalnością Obiałowej były wizyty w
celach, podczas których z reguły szukała pretekstu do ukarania więźniarki.
W celi zajmowanej przez Marię Szelągowską był nim zakurzony wywietrznik,
umieszczony tak wysoko, że nie można było go dosięgnąć, innym razem niedawno
myty stół, na którym według niej ,,brud aż się lepił''. [334] Obiałowa nie znosiła skarg więźniarek
składanych podczas inspekcji przeprowadzanych przez urzędników spoza więzienia.
Gdy Teresa Biczyńska powiedziała o braku ciepłej wody do mycia, kilkuminutowych
spacerach i zimnie w celi została wezwana do naczelnik i po tej wizycie
nie wróciła już do wspólnej celi. Jej rzeczy zostały zabrane przez strażniczki
, a ona sama znalazła się znów w pojedynczej celi. [335] Odstępowała od ukarania więźniarki, gdy
nie złapała jej podczas ,,wykroczenia'': nie ukarała Krystyny Widelskiej
za pukanie w ścianę i okrzyki w pierwszy dzień świąt Wielkanocy. [336] W styczniu 1955 roku nie
oddała Jadwidze Janiszowskiej paczki nadesłanej od siostry z Kanady, ciepła
odzież powędrowała do depozytu a produkty żywnościowe, głównie słodycze
zostały ,,zakwestionowane'', Janiszowska nigdy ich nie otrzymała, choć
musiała podpisać pokwitowanie otrzymania paczki. [337] Obiałowa wielokrotnie powtarzała, że jej
ojciec przed wojną był więziony przez sanację za komunizm i po wypuszczeniu
był tak głodny, że ,,szedł trzymając się muru z osłabienia, a wy tu się
jeszcze skarżycie''. [338] Jeszcze
przed likwidacją oddziału izolacyjnego dla kobiet została przeniesiona
z Inowrocławia , prawdopodobnie do Bojanowa, gdzie tworzono więzienie
dla młodocianych kobiet.
Podczas końcowego okresu pobytu więźniarek politycznych w Inowrocławiu,
najprawdopodobniej przez pół roku, na przełomie 1954 i 1955 roku naczelnikiem
był mężczyzna nazywany przez więźniarki ,,Cyganem'', który wśród nich
cieszył się lepszą opinią niż Obiałowa. [339] Jego zastępcą był Z. Matusiak. [340] Po 1956 roku jedna z więźniarek
, Stanisława Rachwał zawiadomiła prokuraturę o znęcaniu się Obiałowej
nad uwięzionymi, ale z powodu niechęci Ryszardy Szelągowskiej do składania
zeznań najprawdopodobniej sprawa nie miała dalszego ciągu. [341]
Grozę wśród uwięzionych budziła oddziałowa Kozakowa, nazywana przez
więźniarki ,,potworem'', ,,volksdeutschką'' i innymi epitetami. Miała
ponad 30 lat, orli nos, była dość wysoka, ale nie tęga .Często wchodziła
do cel i tam krzyczała na więźniarki, by nie było tego słychać na korytarzu. [342] Znana była jako ta, która
chętnie karała dyscyplinarnie, np. gdy któraś z więźniarek weszła na czarny
gumolit jej ulubionym zawołaniem było: ,,wy śpiące królewny, jak chodzicie?''
[343] Znana była z gorliwości
zaglądania do cel przez wizjery. W miarę upływu czasu jej zachowanie
stawało się łagodniejsze i grzeczniejsze ,podczas konwojowania więźniarek
politycznych Inowrocławia do Fordonu w 1955 roku chodziła po przedziałach
pociągu z torba sanitarną i pytała czy kogoś boli głowa. [344] Po 1956 roku stanęła przed
sądem i została skazana na 7 lat więzienia za znęcanie się nad kobietami
i przyczynienie się do śmierci jednej z nich. [345] Najprawdopodobniej był to jednostkowy przypadek
ukarania funkcjonariusza z Inowrocławia, nie wiadomo zresztą, czy Kozakowa
odbyła karę.
Wizytujący w latach 1952-1955 inspektorzy z Warszawy, którzy teoretycznie
mieli czuwać nad przestrzeganiem praworządności w więzieniach, nie reagowali
na skargi więźniarek, na przykład te, dotyczące głodu. [346] Inspektor przyjeżdżający
na inspekcję chodził po celach wspólnie z oddziałową. Przed otworzeniem
celi dowiadywał się wymiaru wyroku, następnie więźniarka stojąc na baczność
meldowała się. Wtedy z ust inspektora padało kilka nieprzychylnych uwag
i dopiero w tak wytworzonym klimacie padało pytanie o skargi i zażalenia.
Niekiedy więźniarki były tak zastraszone, że zapominały swojego nazwiska
bądź zachowywały się nietypowo, np. krzyczały ,,baczność'' do komisji. [347] Przyjazdy komisji, nasilały
się wraz z rosnącą liczbą samobójstw i chorób psychicznych. Jednak ich
kontakty z więźniarkami musiały jeszcze pogłębiać ich złe nastroje. Podczas
jednej z inspekcji towarzyszka inspektor krzyczała na więźniarkę: ,,Dobrze
wam tak. Dlaczego nie zmieniliście jeszcze światopoglądu? Czy nie chcecie
się wykazać, zatwardziała reakcjonistko?'' [348]
Prawdziwy najazd komisji zaczął się na wiosnę 1954 roku. Ich członkowie
wypytywali więźniarki o ich prośby, proponowali gazety do czytania. Wiązało
się to ze stopniową polityczną odwilżą. Podczas rozmów zadawali pytania
w rodzaju: ,,Czy nie żal wam młodych lat?'', ,,Czy nie żałujecie tego,
coście robiły?'', ,,Czy uważacie, że słusznie siedzicie w tym więzieniu?''
.W przypadku odpowiedzi przeczącej kobietom obiecywano dalsze pozbawienie
wolności. [349] Kobiety mogły też
usłyszeć, że są gorsze od prostytutek. [350] Podobny charakter miały rozmowy z prokuratorami,
którzy w latach1954-1955 odwiedzali więzienie rozmawiając z kobietami
w celach bez świadków wyrażali współczucie z powodu ich ciężkiej doli.
Badano również postępy ,,resocjalizacji'' uwięzionych, jedną z nich, siostrę
partyzanta wypytywano, jakiej pomocy udzieliła bratu i czy on robił dobrze.
Na rozmowy wzywał również oficer polityczno-wychowawczy. Jedna z więźniarek
zapytał, czy wierzy w Trójcę Świętą? Na co otrzymał odpowiedź: ,,Są dwie
Trójce, Przenajświętsza i druga Hitler-Stalin-Bierut. Wierzę w Trójcę
Przenajświętszą''. [351] Trzeba jednak
przyznać, że takie postawy więźniarek zdarzały się rzadko. Z młodymi więźniarkami
już po okresie izolatek, który trwał do samego końca 1953 roku, prowadził
w osobnym pokoju rozmowy ,,wychowawcze'' zastępca naczelnika ds. polityczno-wychowawczych.
Stopniowo rygory ulegały osłabieniu, jesienią 1955 roku więzień
Jan Zamoyski, który wykonywał na terenie obiektu naprawy elektryczne
wchodził między innymi na oddział kobiecy i mógł prowadzić z kobietami
krótkie rozmowy. Spotkał tam dwie swoje znajome, które - jak stwierdza
- dzielnie i godnie znosiły uwięzienie: Helenę Abakanowicz i Zofię Michałowską
z Warszawy. Obie pracowały również w kuchni. [352] W tym okresie, według niego więzienie w Inowrocławiu
było spokojne, niezbyt duże a personel przejawiał mniej ambicji i gorliwości. [353] Kobiety, które jeszcze wtedy
przebywały w Inowrocławiu musiały stanowić niewielką grupę, gdyż większość
wywieziono ciężarówkami do Fordonu 18 III 1955. Niektóre z kobiet twierdzą
nawet, że wtedy wywieziono wszystkie więźniarki polityczne [354] , ale jest to wątpliwe, choćby
z tego względu, iż jedna z więźniarek, Maria Andres zapamiętała powrót
do Fordonu pociągiem. [355] Inna
określa termin opuszczenia Inowrocławia i przyjazdu do Fordonu na krótko
przed Bożym Narodzeniem 1955. [356]
Na tę datę wskazują również wspomnienia Jana Zamoyskiego. [357] Przybycie do Fordonu, gdzie panowały
zgoła inne warunki, był dla niektórych z kobiet wstrząsem większym niż
wypuszczenie na wolność. Fordon robił na nich wrażenie, sympatycznego folwarczku,
gdzie po siedmiu latach pozbawienia wolności nie odczuwały dolegliwości
więziennych. [358]
Zdecydowana większość kobiet więzionych w Inowrocławiu odzyskała
wolność na mocy przepisów Ustawy amnestyjnej z 27 kwietnia 1956 roku.
Na jej mocy zostali zwolnieni więźniowie skazani na kary powyżej 10 lat
więzienia i od wielu lat odbywający karę. Według oficjalnych danych uwolniono
wtedy 36 tys. osób, w tym 7 tys. ,,politycznych''. [359] Przepisów ustawy amnestyjnej z 22 listopada
1952 nie stosowano wobec kobiet z wysokimi wyrokami, jakie przebywały
w Inowrocławiu. Kobietom opuszczającym więzienie we Fordonie ,,spec'' raz
surowo, raz dobrotliwie zabraniał mówić o swych przeżyciach, szczególnie
tych dotyczących Inowrocławia. Było to częścią nagminnie stosowanej praktyki
polegającej na zapoznawaniu zwalnianego z odpowiedzialnością grożącą w
przypadku przekazywania wiadomości odnośnie tego wszystkiego, co przeżył
podczas odbywania kary. Formularz zawierający zobowiązanie do nieprzekazywania
wiadomości stanowiących ,,tajemnicę państwowa'' i zawierający sankcję
za jego niedotrzymanie był wręczany więźniowi do podpisu przez naczelnika
więzienia.
PO UWOLNIENIU
Pełne odtworzenie losów kobiet więźniarek Inowrocławia nie jest już
możliwe. Większość z nich znalazła się potem w więzieniu fordońskim, gdzie
z reguły nawiązały bliższe więzy, które zaowocowały w przyszłości. Przez
długi okres, w warunkach absolutnej izolacji w Inowrocławiu, nie było
możliwe nawiązanie jakichkolwiek kontaktów. Część z nich stamtąd zwolniono,
część nie przeżyła morderczych warunków, inne zmarły wkrótce po uwolnieniu,
a jeśli żyją do dziś, to często nie chcą mówić o swych przeżyciach. Dlatego
można przypuszczać, że o ile kobiety te nie ,,odnalazły się'' po odzyskaniu
wolności , to jedyne informacje o nich znaleźć można w archiwaliach,
o ile oczywiście te ocalały do tego czasu.
Zwalniane w latach 1955-1958 (,,rekordzistka'' -Krystyna Metzger
w 1961 roku) rozjechały się do swoich rodzin, największa ich liczba mieszkała
w Warszawie. Początkowo, w radosnej atmosferze popaździernikowej ,,odwilży''
spotykały się najpierw w staromiejskiej kawiarni ,,Krokodyl'', a później
w kawiarence przy ulicy Marszałkowskiej, którą prowadziło małżeństwo b.
więźniów politycznych. [360] Jedna
z nich-Halina Sosnowska otworzyła zakład krawiecki, dając w ten sposób
możliwość pracy bezrobotnym koleżankom. Stopniowo, w miarę postępującej
,,normalizacji'' po 1956 roku, której jednym z przejawów była inwigilacja
ich miejsc spotkań, kontakty przeniosły się na teren mieszkań prywatnych.
Najczęstszymi miejscami spotkań były mieszkania Ireny Bukowskiej, Zofii
Franio, Janiny Sławińskiej, Ryszardy Szelągowskiej , Marii Kobierzyckiej
, Barbary Otwinowskiej. [361] W
spotkaniach brały udział również osoby spoza Warszawy, ale nie były ich
zbyt wiele. W Krakowie razem zamieszkały siostry Hajdukiewicz, córki generała
z okresu II RP, jedna z nich, Sylwia po wyjściu za mąż nosiła nazwisko
Rzeczycka.[362] Jednak znaczna
część nie brała udziału w tych spotkaniach, uwolnienie traktowały jako
koniec koszmaru, do którego nie chciały już wracać. Stawały przed koniecznością
nadrobienia tego wszystkiego, co straciły przebywając w odosobnieniu:
zdobycia wykształcenia, zatrudnienia, założenia rodziny. Wiele z nich
przez szereg lat nie mówiło z nikim o pobycie w więzieniu. Ich dzieci dowiadywały
się o tym w wieku 20 lat. [363]
Charakterystyczna jest tu wypowiedź jednej z nich: ,,przez kilkanaście
lat po wyjściu z więzienia nie mogłam nawet myślami wracać do tamtych
czasów, lecz z biegiem lat, pomału zaczęłam nawiązywać kontakty z koleżankami
więziennymi.[364] Poza Warszawą
byłe więźniarki nie stworzyły własnych środowisk, niektóre, jak np. Aniela
Gliniak z Jarosławia były ciągle inwigilowane i nachodzone. [365] Wszystkie zwalniane kobiety
więźniarki polityczne pozostawały w kręgu zainteresowań wiadomych służb.
Według zaleceń Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w okresie trzech
miesięcy przed planowanym zwolnieniem, administracja więzienna zobowiązana
była wysłać do właściwego miejscowo Urzędu Bezpieczeństwa zawiadomienie
o tym fakcie. Poza informacją o nadchodzącym terminie zwolnienia w odpowiednim
formularzu znajdowały się bardzo dokładne dane dotyczące jego osoby wraz
ze zdjęciem. [366] Znajdowały się
tam także dane tych wszystkich osób, które nawiązały jakikolwiek kontakt
z więźniem, np. napisały list, przybyły na widzenie, wysłały pieniądze
lub paczkę. Zbieranie tych danych nakazywało Zarządzenie nr 15 Dyrektora
Departamentu Więziennictwa MBP z 1 stycznia 1950 roku wraz z późniejszymi
uzupełnieniami. [367] Informacje
o nich poza danymi personalnymi zawierały dane zdobywane drogą konfidencjonalną
dot. różnych zagadnień ich życia. W 1978 roku zrodził się pomysł napisania
relacji i wspomnień dotyczących także pobytu w inowrocławskim więzieniu.
Ryzyko z tym związane wzięły na siebie mieszkające wspólnie Helena Abakanowicz
i Janina Czarnecka. Od tego momentu, mimo protestów i obaw niektórych byłych
więźniarek, rozpoczęła się żmudna, lecz jakże potrzebna praca nad dokumentowaniem
ich losów . [368] Pierwsza wydrukowana
wzmianka o więzieniu izolacyjnym w Inowrocławiu w latach 1952-1955 znalazła
się w drugoobiegowej ,,Karcie'' w latach osiemdziesiątych. Pismo wydrukowała
list Ruty Czaplińskiej do Seweryny Szmaglewskiej, napisany wkrótce po
opuszczeniu więzienia. [369] Dopiero
po 1989 roku, gdy powstał Związek Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego
możliwe było normalne zbieranie relacji i wspomnień dotyczących Inowrocławia.
Dzięki niezwykłej pracowitości i uporowi środowiska b. więźniarek politycznych
od początku 1993 roku ukazało się około 60 numerów pisma ,,Nike'' oraz
wydano monografię ,,Zawołać po imieniu'', poświęconą losom b. więźniarek
politycznych. Dzięki tym inicjatywom znaczna część relacji i wspomnień
nie przepadła. Charakterystyczna dla postaw niektórych byłych więźniarek
jest następująca wypowiedź: ,, Ja od tych cierpień uciekałam, nie miałam
w życiu na nie czasu, nie mam w sobie ducha kombatanctwa. Zawsze patrzę
przed siebie, a nie za siebie''. [370]
Niestety, nieliczne żyjące do dziś więźniarki przeważnie nie chcą z różnych
powodów przekazywać relacji o swoim pobycie w tutejszym więzieniu. Odmówiły
przekazania relacji między innymi: Janina Wasiłojć, Ewa Stolarska, Irena
Szajowska, Cecylia Mioduszewska- Dyzio, Maria Kobierzycka- Maciąg)Utrudnia
to i tak niełatwą pracę tych nielicznych historyków, którzy próbują zmierzyć
się z tym tematem.
NIEMKI, VOLKSDEUTSCHKI, SKAZANE ZA WSPÓŁPRACĘ Z NIEMCAMI
W latach 1945-1949 w Inowrocławiu było więzionych, co najmniej 324
osób podejrzanych lub skazanych za podpisanie tzw. volkslisty. [371] W latach 1945-1949 osadzono
w inowrocławskim więzieniu nie mniej niż 280 kobiet. [372] Pierwsze Niemki Braunlich Anna(1892), Schen
Marga(1919) i Jaus Marta(1895) zostały uwięzione już w styczniu i lutym
1945 roku oraz Erna Endel (r.1911), osadzona 14 marca tegoż roku. [373] Wśród więźnionych kobiet- Niemki
i volksdeutschki stanowiły mniejszość. Odnotowany jest tylko jeden zgon
w więzieniu z tej grupy. Była to Lidia Bucholz(1892),która zmarła 27 maja
1945 roku, po 9 dniach pobytu w nim. [374] W okresie pierwszych czterech powojennych lat
miało miejsce nie mniej niż 78 zgonów. [375] Wśród więzionych do 1949 roku Polek i Niemek
było mniej więcej tyle samo. Często występują polskie nazwiska, takie jak
:Zielińska, Bukowska, Lewandowska, Mozalewska, Majewska, Napieralska, Puszczykowska,
Kolczyńska , Zielińska czy Kaźmierczak. Kobiety charakteryzują się dużą rozpiętością
wiekową, najstarsze wśród nich urodziły się jeszcze w latach siedemdziesiątych
XIX wieku : Józefa Grynkiewicz (1874),Luiza Nass (1878), Emma Wilde (1874).
Najmłodsze liczyły sobie kilkanaście lub dwadzieścia kilka lat: Janina Pauliks(1930)
,Łucja Mielke (1923), Elżbieta Zastepowska, Kazimiera Biała, Anna Seibel (wszystkie
rocznik 1922). [376] Około połowa
kobiet z tej grupy pochodziła z roczników 1920-1945.Bardzo różne, co do długości
były okresy ich uwięzienia: od niecałego miesiąca do trzech lat. Zdecydowana
ich większość opuściła inowrocławskie więzienie w 1949 roku, co zapewne
było związane z przyjętymi w tym czasie przez ówczesne władze rozwiązaniami
dotyczącymi mniejszości niemieckiej. Niestety nie ma relacji tych osób dotyczących
pobytu w Inowrocławiu, a jeśli są, to zostały opublikowane w Niemieckiej
Republice Federalnej, dokąd wyjechała znaczna część tej grupy więźniów. Do
1949 roku Niemki liczbowo z pewnością przewyższały grupę polskich więźniarek
politycznych. W latach pięćdziesiątych zdarzały się jeszcze przypadki uwięzienia
Niemek lub volksdeutschek. W najcięższym okresie zmarła żona straconego
wcześniej gestapowca, chora na gruźlicę, podobnie jak Polka z Krakowa, wielokrotnie
prosiła o wizytę u lekarza. Traktowano je jak symulantki. Pewnego ranka strażniczki
odnalazły zwłoki obu kobiet, które pośpiesznie wyniesiono. [377] Jedną z więzionych w Inowrocławiu
Niemek była Anne-Lise Leideritz, której mąż likwidował getto żydowskie w
Kołomyi .Po zakończeniu wojny zamknięto ich w obozie na terenie Niemiec.
Gdy władze Polski zażądały ich ekstradycji zostali oboje przywiezieni do
więzienia na Mokotowie. Podobnie jak i mąż została skazana na karę śmierci,
gdyż świadkowie uratowani z getta zeznali, iż Leideritz jeździła konno po
getcie i biła pejczem żydowskie dzieci. Z zaawansowaną gruźlicą została
przywieziona do Inowrocławia, gdzie umieszczono ją na izbie chorych. Wprawdzie
zmieniono jej karę śmierci na dożywocie, ale nie miało to już większego
znaczenia. Przewieziona do szpitala w Grudziądzu wkrótce zmarła. [378] Jej kontakty z innymi więźniarkami
w Inowrocławiu układały się poprawnie. Inną Niemką przebywającą w Inowrocławiu
była Hilda Lehert, zbrodniarka wojenna, oddziałowa obozu na Majdanku koło
Lublina. Wielokrotnie przebywała na izbie chorych, gdzie leczono ją z okropnych
wrzodów pokrywających ciało. Lehert twierdziła, że zachorowała na skutek
mylnego orzeczenia lekarskiego lekarza więziennego w Tarnowie, jakoby miała
chorobę weneryczną. Jej współżycie z polskimi więźniarkami układało się
źle, między innymi z powodu, iż Polki nie chciały używać na izbie chorych
tej samej miednicy, co ona. [379]
Niemki, podobnie jak Polki cierpiały na różne schorzenia, na przykład
na nadciśnienie. W relacjach między Polkami a Niemkami zdarzały się niespodziewane
sytuacje. Młoda Niemka po przeczytaniu ,,Dziadów'', tak się nimi zafascynowała,
że nauczyła się ich na pamięć i nie chciała oddać książki do więziennej
biblioteki. [380] Polka wspierała
ją witaminami, które otrzymała od znajomych z zagranicy(jak wyżej) W latach
1945-1949 osoby pochodzenia niemieckiego oraz volksdeutsche więzieni byli
poza Inowrocławiem także w Bydgoszczy, Fordonie ,Chojnicach ,Grudziądzu
,Trzemesznie i Koronowie. [381]
W interesującym nas okresie inną grupę więźniarek stanowiły te, które
podejrzewano lub skazano za rozmaite kontakty z Niemcami podczas okupacji.
Z całą pewnością można stwierdzić, że część przynajmniej z tych wyroków
zapadła na skutek pomówień, chęci zemsty i innych tego typu pobudek w
atmosferze antyniemieckiej nienawiści wytwarzanej przez ówczesne władze.
Niektóre wyroki były bardzo surowe, na przykład przebywająca tam w latach
50-tych Maria Maliszewska z Ełku została najpierw skazana na karę śmierci,
którą później na dożywocie za współpracę z okupantem niemieckim. [382] Niestety brakuje całościowych
danych charakteryzujących tę grupę. Odbywająca karę 8 lat więzienia Elżbieta
Gajewska z Torunia (ur. 1905) przebywała w Inowrocławiu od 16 XII 1947
do 7 II 1951. [383] Skazano ją wraz
z mężem za przekazanie informacji o Polaku, który miał brać udział w kampanii
1939 roku, za co trafił do obozu, gdzie zmarł. [384] Krzemianowska Janina (ur.1901) odbywała część
swojego pięcioletniego wyroku w tutejszym więzieniu. W 1940 roku przyjechała
z Inowrocławia do Radomia, gdzie od maja do grudnia 1942 miała być konfidentką
i telefonistką w żandarmerii niemieckiej, a także wymusić opuszczenie mieszkania
przez Polkę ,by zająć je, a także spowodować wielokrotne rewizje u innej
handlującej Polki i brać w nich udział. [385] Antoninę Jodłowską (ur.1922) z Krakowa skazano
na 8 lat więzienia za spowodowanie aresztowania przez Gestapo dwóch Polaków.
Karę odbywała w więzieniach w Sieradzu, Fordonie, Krakowie (św. Michała)
i Inowrocławiu. Tamże musiała przebywać między 5 II 1948 a 20 VIII 1949,
gdyż zachowały się dokumenty jej dotyczące z tego okresu. [386] Janina Wyrobiec (ur.1906) miała
podczas okupacji w Lodzi jako pracownik apteki bić pracownice, poniżać ich
godność narodową, szantażować skargami do władz okupacyjnych. [387] Skazana przez Specjalny Sąd
Karny w Lodzi 24 X 1945 na 10 lat pozbawienia wolności przebywała w Inowrocławiu
od lutego 1948(?) do 18 XI 1949, kiedy to przetransportowano ja do Grudziądza
.Tam w styczniu 1951 roku dr B. Grzywacz stwierdził u niej nadpobudliwość
nerwową , bóle głowy , zawroty i urojenia oraz stany lękowe. W konkluzji
stwierdził konieczność leczenia specjalistycznego w szpitalu. [388] Jej stan zdrowie był konsekwencją
pobytu w Inowrocławiu. Niemałą grupę stanowiły więźniarki osądzone za odstępstwo
od narodowości polskiej w czasie wojny. Franciszka Kolarz z Łąki, powiat
Pszczyna otrzymała za to wyrok 3 lat więzienia [389] , Rozalia Lang z Warszawy i Teodora Kalinowska
kary po 5 lat. [390] Na ogół temu
zarzutowi towarzyszyły inne. Rozalia Lang była oskarżona również o to, że
jako kierowniczka kasyna w Pałacu Blanka obrażała godność osobistą ,uczucia
patriotyczne Polaków a także miała spowodować uszczuplenia przydziałów żywnościowych
dla Polaków. Franciszka Kolarz miała zgłosić Niemcom nazwiska Polaków, którzy
gromadzili broń przed 1 września 1939 a Teodora Kalinowska miała nakłaniać
inne kobiety do wstąpienia do narodowo-socjalistycznej organizacji kobiecej
oraz bić swoją podopieczną ,nieletnią Leokadię Latopolską za mówienie po
polsku. [391] Helena Wójcik(rocznik
1921) została skazana na 5 lat odosobnienia za to, że miała być konfidentką
policji niemieckiej. W miejscowym więzieniu przebywała od 20 X 1945 do 9
XII 1949. [392] Ryszler Elżbieta
i Eugenia Schwaln (obie rocznik 1904) zostały skazane na kary 4 lat pozbawienia
wolności za znęcanie się nad Polakami, a Ryszler miała także należeć do SS. [393] Tę drugą zwolniono na 6 dni
przed upływem końca kary.
Status więźniarek osądzonych za sprawy ,,niemieckie'' nie różnił
się w latach 1945-1952 od pozostałych. Pozostawały w takich samych warunkach,
były również karane dyscyplinarnie. Wspomniana już Antonina Jodłowska
między 8 stycznia a 9 kwietnia 1948 była trzykrotnie karana dyscyplinarnie
za: obraźliwe zachowanie się wobec zastępcy naczelnika więzienia, nieodpowiednie
zachowanie się po sygnałach ciszy oraz za urządzanie głodówki i buntowanie
więźniarek. .Ukarano ją między innymi twardym łożem,5 dniami postu o chlebie
i wodzie oraz 24 godzinami karceru.[394]Janina Krzemianowska była w okresie 4 stycznia
1948 do 1 lutego tego roku dwukrotnie karana twardym łożem( dwa i trzy dni)
za rozmowy na spacerze i bójkę w celi., a w lipcu i październiku tego roku
była karana 3 i 7 dniami kary za pobicie i rozsiewanie plotek. Była jedną
z niewielu więźniarek, której pozwolono na leczenie w szpitalu poza murami
więzienia,od 11 do 26 listopada 1948 przebywała w Szpitalu Powiatowym w
Inowrocławiu, zaświadczenie o złym stanie zdrowia podpisał ówczesny lekarz
więzienny Stanisław Mierosławski.
[395] W najcięższym okresie więziennego terroru (1952-1955)kobiety
leczono poza Inowrocławiem, w szpitalach więziennych.
Jedną z 13 znanych osób, na których wykonano w Inowrocławiu wyroki
kary śmierci jest Anna Bulion(ur. 1885). Skazano ją za współpracę z Gestapo. [396] Skazana przebywała w Inowrocławiu
od 12 września 1945 do 16 sierpnia 1946, kiedy przez powieszenie wykonano
wyrok śmierci. [397] Egzekucje
prawdopodobnie odbywały się przy powyszczerbianym murze, który otaczał
podwórko spacerowe. [398]
powrót do: str. gł., spisu treści
Nazwisko i imię
|
Organizacja
|
Wyrok
|
Okres pobytu w Inowrocławiu
|
Uwagi
|
Abakanowicz Helena
|
WiN
|
|
-XI 1955
|
|
Adamczyk Maria
|
|
|
X 1953-
|
|
Andres Maria 1914-2001
|
WiN
|
15 lat
|
-III 1955
|
|
Bańkowska Danuta
|
|
|
|
|
Bauer Maria 1902-1988
|
II Korpus
|
15 lat
|
-1955
|
|
Berkowska Maria
|
SN
|
doż.
|
VIII 1953-III 1955
|
|
Białostocka Barbara
|
|
12 lat
|
26 VIII 1952-III 1955
|
|
Biczyńska Teresa 1923-1992
|
WiN
|
15 lat
|
VI 1953-
|
Zwol.V 1958
|
Błażejewska Helena 1916-
|
AK
|
5 lat
|
5 VI 1946-17III 1947
|
|
Bohaczewska-Bliźniuk Luba 1910-
|
UPA
|
|
|
Ukrainka
|
Borowa-Katewicz Stefania
|
UPA
|
15 lat
|
6 II 1948-2 XI 1954
|
Ukrainka
|
Brechun Jarosława
|
UPA
|
4 lata
|
XI 1946-XI 1950
|
Ukrainka
|
Bronikowska Stefania
|
|
|
|
|
Budziaszek Helena
|
NOW
|
12 lat
|
X 1953-III 1955
|
|
Bukowska Irena
|
wilenskie AK
|
15 lat
|
26 VIII 1952-
|
|
Callier Zofia
|
Kraj
|
15 lat
|
VI 1953-XII 1955
|
|
Chanas Olga 1924-
|
UPA
|
|
15 VIII 1952-10 III 1955
|
Ukrainka
|
Chełmicka Kalina 1922-2001
|
Wilenskie AK
|
15 lat
|
|
|
Chełmicka Róża
|
Wilenskie AK
|
15 lat
|
|
|
Chodań-Osińska Rozalia
|
UPA
|
15 lat
|
20 VIII 1947-17 V 1954
|
Ukrainka
|
Cieślińska Irena 1922-
|
WiN
|
15 lat
|
26 VIII 1952-III 1955
|
|
Czaplinska Ruta 1918-
|
NZW
|
10 lat
|
VIII 1952-III 1955
|
|
Czarnecka Janina 1902-1978
|
WiN
|
15 lat
|
VIII 1952-
|
|
Czaykowska Helena 1884-1986
|
|
12 lat
|
13 VIII 1951-30 XII 1953
|
Matka rtm. A. Czaykowskiego
|
Daćko-Bubniak Teodora
|
UPA
|
10 lat
|
1947(?)-
|
Ukrainka
|
Daszewska Krystyna
|
|
|
|
|
Dzierak Marianna 1919-
|
|
|
12 IV 1949-2 X 1953
|
|
Filipowska
|
|
8 lat
|
|
|
Findeisen Irena
|
|
|
|
|
Franio Zofia 1899-1978
|
WiN
|
12 lat
|
VIII 1952-1955
|
|
Gliniak Aniela 1913-2000
|
|
|
1953-1955
|
|
Głowicka Henryka 1933-1998
|
Podziemne SN
|
5 lat
|
II 1950-
|
|
Grabińska Jadwiga
|
|
|
|
|
Grabowska Wanda
|
szeptanka
|
|
11 II 1947-29 VII 1947
|
|
Hajdukiewicz Halina
|
Córka gen. WP
|
|
26 VIII 1952
|
|
Jackowiak Krystyna 1930-
|
Podziemne SN
|
|
II 1950-V 1950
|
|
Jakimek Helena 1896-
|
|
15 lat
|
X 1953-
|
|
Janiszowska Jadwiga
|
II Korpus, Kraj
|
Doż.
|
VII 1953-VI 1955
|
Zwol. 20 XII 1958
|
Jarmola-Właszynowicz Tekla
|
UPA
|
3 lata
|
m.VI 1947-14VI 1950
|
Ukrainka
|
Jarońska Henryka
|
Farmaceutka
|
|
m.VIII1952-k.1955
|
|
Jelińska Janina
|
SN
|
10 lat
|
VIII 1953-III 1955
|
|
Kawala Wiktoria
|
NOW
|
12 lat
|
X 1953-III 1955
|
|
Kelichen Wanda 1908-2002
|
PSL
|
15 lat
|
|
|
Kobierzycka Maria
|
|
|
|
|
Kobylewska-Motylicka Antonina
|
UPA
|
15 lat
|
m. 8 VIII 1946-8 I 1951
|
Ukrainka
|
Kolska Maria
|
II Korpus
|
Doż.
|
26 VIII 1952-25VI 1953
|
Zmarła
|
Konopacka Janina 1904-1986
|
NSZ
|
15 lat
|
VIII 1952-1955
|
|
Korniak Ryszarda
|
|
|
|
|
Kosarewicz Katarzyna
|
UPA
|
|
|
Ukrainka
|
Kot-Pawliszcze Ludmiła
|
UPA
|
15 lat
|
VIII 1952-
|
Ukrainka
|
Kotulska Irena 1902-1953
|
Pracownica poselstwa RP w Sztokholmie
|
Doż.
|
-12 III 1953
|
Samobójstwo
|
Kruk Janina 1914-1987
|
wileńskie AK
|
Doż.
|
|
Zw. 30VIII 1958
|
Kubisiak Mariżanna
|
|
|
|
|
Kuntaras Maria
|
|
|
VIII 1952-1955
|
|
Lwow-Eberle Lidia 1920-
|
wileńskie AK
|
Doż.
|
|
|
Łaska Alicja
|
|
|
|
|
Łaszyn Fil Ewa
|
UPA
|
5 lat
|
1948-1952
|
Ukrainka
|
s.Łuszczkiewicz Zofia 1898-1957
|
WiN
|
15 lat
|
1952-1955
|
|
Malkiewicz Jadwiga 1902-1986
|
Siostra A. Doboszyńskiego
|
10 lat
|
VIII 1952- 1955
|
|
Maternowska Zofia 1900-1990
|
|
15 lat
|
VIII 1952-1955
|
|
Matus Barbara 1914-1990
|
PSL
|
15 lat
|
1953-1955
|
|
Merdingerowa
|
|
|
|
|
Metyk-Doskocz Maria
|
UPA
|
10 lat
|
m. V 1947-XII 1955
|
Ukrainka
|
Metyk-Tchir Stefania
|
UPA
|
10 lat
|
1947(?)-
|
Ukrainka
|
Metzger Krystyna 1915-1991
|
WiN, KRAJ
|
15 lat
|
VI 1953-XII 1955
|
Zwoln. W I 1961
|
Męclewska Maria 1900-1994
|
Org. Rostka
|
8 lat
|
10.3.1951-15.8.1951
|
|
Minkiewicz Wanda
|
wileńskie AK
|
12 lat
|
VIII 1952-1955
|
|
Michałowska Zofia
|
WiN
|
12 lat
|
-XI 1955
|
|
Mioduszewska Cecylia
|
|
|
|
|
Moczarska Zofia 1919-1977
|
AK
|
6 lat
|
-III 1955
|
|
Moczek Genowefa
|
|
|
|
|
Onyszkiewicz Stefania
|
UPA
|
|
|
Ukrainka
|
Osak Zofia 1924-
|
AK
|
5 lat
|
18 X1946-13 III 1947
|
|
Ostrowska Anna 1904-1973
|
wileńskie AK
|
10 lat
|
|
|
Pajkert-Lachowicz Cecylia
|
AK
|
|
VIII 1953-
|
|
Piejko Władysława 1903-
|
|
8,5 roku
|
21 XII 1950 -17 I 1952
|
Rolniczka
|
Pietrzyk Regina
|
|
|
1953-1955
|
|
Pieślak Róża
|
|
|
|
|
Piotrowska Barbara 1931-
|
Org. Rostka
|
|
IV 1951-X 1951
|
|
Przyczynek Anna
|
Kraj
|
Dożyw.
|
1953-1955
|
|
Rachwał Stanisława
|
|
|
|
Żona płk WP
|
Rawdo Waleria 1906-1997
|
wileńskie AK
|
15 lat
|
VIII 1952-III 1955
|
|
Rozwadowska Anna
|
Związek Narodu Polskiego
|
15 lat
|
VIII 1953-
|
|
Rymarowicz Anna 1904-
|
|
4 lat
|
XII 1950-
|
Rolniczka
|
Rostek Wanda 1932-1952
|
Org. Rostka
|
4 lat
|
|
Zmarła 26 II 1952 w ZK w Grudziądzu
|
Sipayłło Maria 1905-1990
|
WiN
|
10 lat
|
IX 1954-
|
|
Skap Eugenia
|
OUN
|
|
|
Ukrainka
|
Skarżyńska-Kossak Joanna
|
|
|
|
|
Skierkiewicz Monika
|
Org. Rostka
|
|
1951-
|
|
Skierkiewicz Teresa
|
Org. Rostka
|
|
1951-
|
|
Skłodowska Stanisława
|
|
|
|
|
Sławińska Janina 1907-1994
|
PSL
|
Doż.
|
|
|
Sobocińska Maria
|
|
6 lat
|
|
|
Sokołowska Aleksandra 1919-
|
AK-DSZ
|
2 lata
|
II 1946-VI 1946
|
|
Sołomia-Blichar Stefania -1995
|
UPA
|
4 lata
|
m.10 IX 1947-4 IV 1951
|
Ukrainka
|
Sosnowska Halina 1894 -1973
|
WiN
|
Doż.
|
VIII 1952-1955
|
|
Stolarska Ewa
|
AK
|
15 lat
|
VIII 1952-
|
|
Szajowska Irena 1923-
|
WiN
|
15 lat
|
|
|
Szałkowska Urszula 1926-
|
podziemne SN
|
|
II 1950-V1950
|
|
Szelągowska Maria 1905-1989
|
II Korpus
|
Doż .
|
VIII 1952-9 VI 1953, III 1954 -III 1955
|
|
Szot Wira
|
UPA
|
|
|
Ukrainka
|
Ścińska Bogumiła 1933-
|
Podziemne SN
|
|
II 1950-V 1950
|
|
Śliwińska Mojra 1921-
|
|
|
1952-1954
|
Angielka, żona lotnika - Polaka
|
Śliwińska-Walczuk Maria 1920-1996
|
AK
|
5 lat
|
XI 1954-VI 1955
|
|
TargowskaWilhelmina 1916-1963
|
WiN
|
12 lat
|
|
|
Tkacz Maria 1923-
|
UPA
|
|
|
Ukrainka
|
Toby Krystyna 1930-
|
podziemne SN
|
|
II 1950-V 1950
|
|
Topolska Halina
|
|
Doż.
|
VIII 1952-III 1955
|
|
Tomalak Irena 1895-1971
|
NIE
|
15 lat
|
VIII 1952-III 1955
|
|
Tomaszewska Hanna 1915-1982
|
|
15 lat
|
VI 1953-III 1955
|
|
Trębicka Emilia 1899-1981
|
AK, NIE
|
|
-14 V 1955
|
|
Tuszyńska Teresa 1931-
|
Org. Rostka
|
|
|
|
Twerdochlib-Boraczewska-Błyżniak Lubomira -1998
|
UPA
|
Doż.
|
m. 23 VI 1947-21 VI 1956
|
Ukrainka
|
Tymoczko Irena
|
UPA
|
|
VIII 1952-III 1955
|
Ukrainka
|
Wachnienin-Suchorczak Eugienia 1921-
|
UPA
|
12 lat
|
- III 1953
|
Ukrainka
|
Wasilewska Janina 1934-
|
Org. Rostka
|
|
|
|
Wasiłojć Janina 1926-
|
wileńskie AK
|
15 lat
|
1952 -12 XII 1955
|
|
Waszak Jadwiga 1926-
|
podziemne SN
|
|
II 1950-V 1950
|
|
Wecker Cecylia
|
|
|
|
|
Widelska-Własik Krystyna 1924-
|
WiN
|
15 lat
|
26 VIII 1952-III 1955
|
|
Wlizło Zofia 1916-1994
|
WiN
|
12 lat
|
1953-1955
|
|
Włodarz Krystyna 1931-
|
NOW
|
12 lat
|
X 1953- III 1955
|
|
Włodarz Maria
|
NOW
|
12 lat
|
X 1953- III 1955
|
|
Wolf Felicja 1895-1988
|
II Korpus
|
Doż.
|
1953-1955
|
|
Wyporkiewicz Zofia 1929-
|
|
Doż.
|
|
|
Zielińska Teresa 1929-
|
podziemne SN
|
|
II 1950-V 1950
|
|
Zwinogrodzka-Junak Halina 1924-
|
II Korpus
|
Doż.
|
1953-1955
|
|
Z. Ryszarda
|
|
Doż.
|
|
|
Żelazowska Stefania 1907-1992
|
NSZ
|
10 lat
|
-19 11 1955
|
|
Skróty: doż.- dożywocie, zw.-zwolniona, sam.-samobójstwo, m.-między
Nazwiska kobiet w brzmieniu, jakie nosiły podczas uwięzienia.
Powyższe zestawienie sporządzona podstawie następujących źródeł:
Archiwum Państwowe w Bydgoszczy, Wojskowa Prokuratura Rejonowa w
Bydgoszczy; tamże, Okręgowy Zarząd Zakładów Karnych w Bydgoszczy ; tamże,
Protokół zdawczo-odbiorczy Woj. Aresztu Śledczego w Bydg. i podległych zakładów
Karnych i Aresztów Śledczych do Archiwum KW MO w Bydg. z lat 1970-1979;
Archiwum Zakładowe Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, akta Wojskowego Sadu
Okręgowego w Bydgoszczy; ,,Nike'' Biuletyn Środowiska Fordonianek , nr
1-62 (w posiadaniu p. Edmunda Mikołajczaka z Inowrocławia) ; relacje więźniarek
( w zbiorach autora); informacje mgr Ruty Czaplińskiej z Wrocławia (1 VIII
2001) ;informacje prof. B. Otwinowskiej z Warszawy (13 IX 2001); Ostatni
ordynat. Z Janem Zamoyskim spotkania i rozmowy. Robert Jarocki, Warszawa
1996; Suchorowska Danuta, Wielka edukacja, Warszawa 1990; Zawołać po imieniu.
Księga kobiet-więźniów politycznych 1944-1958. Opracowały Barbara Otwinowska
i Teresa Drżal, Warszawa 1999;
OPRACOWANIA I ARTYKUŁY:
Akerman J., Główne kierunki działania Wydziału Polityczno-Wychowawczego w l. 1945-1956, Przegląd Więziennictwa Polskiego nr 2/17/1962.
Andruszkiewicz Władysław, Więzienna wigilia, Nike nr 40,s.27;
Bedyński Henryk, Historia więziennictwa Polski Ludowej, Warszawa 1988.
Cieślińska-Skrzypiec Jrena ,Irenka Bukowska- wspomnienie, Nike nr 39 s. 24-25)
Czaplińska Ruta, Inowrocław przyjazny, Nike nr 32, s.7)
Czaplińska Ruta, Irenka, jaką znałam i jaka zawsze będę pamiętać, Nike nr 35, s.20)
Czaplińska Ruta, Refleksje, Nike nr 57,s.22)
Czaplińska Ruta, Wspomnienia więźniarki, Krata. Biuletyn ZWPOS 1939-1956 Bydgoszcz, nr 5/29/1995, s.4-5.
Czaplińska Ruta ,Wyjątki z refleksji więziennych Nike nr 9, s.11-12).
Henlek, Nike nr 49, s. 9-14
Janiszowska Janina , Wspomnienie o Teresie, Nike nr 34, s.18,
Karl Z., Krótki zarys struktury organizacyjnej więziennictwa polskiego w latach 1944-1956, Przegląd więziennictwa nr 2/17/1962.
Kostewicz Tadeusz, Wykonywanie kary pozbawienia wolności wobec więźniów politycznych w latach 1944-1956, Przegląd Więziennictwa Polskiego nr 1/1991, s.51-87.
Malkiewicz Jadwiga, Wspomnienia więzienne, Lublin 1987, s. 51-87.
Ostatni ordynat. Z Janem Zamoyskim spotkania i rozmowy. Robert Jarocki, Warszawa 1996
Otwinowska Barbara, Drzal Teresa, Zanim powstało środowisko ,,Fordonianek'', Nike nr 4, s.13-15).
Otwinowska Barbara, Przeciw złu.
Wiersze i piosenki więzienne, Warszawa, 1995;
Pietrzyk Mirosław, Inowrocławskie więzienie pełne poetek, Goniec
kujawski nr1/2000, s.26-32.
Pietrzyk Mirosław, Poeta, który zginął zbyt wcześnie, Akant. Miesięcznik literacki nr 12/2001, s. 2-3.
Pietrzyk Mirosław, Pogrzeb po 55 latach, Express Bydgoski 5 VIII 2001, s. 21.
Sobocińska Maryla., Dr Czesław Zagórski- lekarz więzienny w Inowrocławiu 1945/46, Nike nr 31 , s.13-14.
Suchorowska Danuta, Wielka edukacja. Wspomnienia więźniów politycznych PRL 1945-1956, Warszawa 1990.
WiN, czyli gest dla przyszłości, Dyskusja redakcyjna, Rzeczpospolita 21-22 kwietnia 2001 , s.6.
Zawołać po imieniu. Księga kobiet-więźniów politycznych 1944-1958.Opracowały Barbara Otwinowska i Teresa Drżal, Warszawa 1999.
Informacje Marty Sateji z Inowr. 21 lipca 2001.
ZESPOŁY ARCHIWALNE:
Archiwum Państwowe w Bydgoszczy
-Komitet Miejski PPR w Inowrocławiu, sygn. 31.
-OZZK/UOP, sygn. 14 (Błażejewska Helena), 45 (Franciszka Kolarz),
52 (Elżbieta Gajewska), 78(Antonina Jodłowska), 82(Teodora Kalinowska),113(Janina
Krzemianowska), 127(Rozalia Lang), 172(Zofia Osak), 184(Władysława Piejko),
215(Kalinowska Teodora), 254(Janina Wasiłojć), 272(Janina Wyrobiec).
-OZZK-B, sygn. VII/31(Olga Chanas).
-Inwentarz książkowy nr 982, Protokoły zdawczo-odbiorcze Wojewódzkiego
Aresztu Śledczego w Bydgoszcz i podległych mu zakładów karnych i aresztów
śledczych z lat 1970-1979), Zakład Karny w Inowrocławiu,s.58-69.
Archiwum Zakładowe, Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Bydgoszczy
-Spis akt przekazanych na makulaturę z Zakładów Karnych Chojnice,
Fordon, Grudziądz I, Grudziądz II, Inowrocław, Koronowo, Świecie, Trzemeszno,
Toruń, Włocławek, za lata 1945-1949.
-Spis akt przekazanych do GKBZpNP
Fundacja Archiwum Pomorskie AK w Toruniu
- sygn.818/WSK(Aniela Gliniak),159 K/Zagr.(Irena Tomalak), K 156/Pom.(Maria
Sobocińska)
RELACJE:
Barałkiewicz Teresy z Kruszwicy, Białostockiej Barbary z Warszawy,
Grabowskiej Wandy z Inowrocławia, Jakimek Krystyny z Nowej Huty, Jakimka
Kazimierza z Nowej Huty, Janiszowskiej Janiny z Warszawy, Kelichen Wandy
z Warszawy, Kuczmy Bogumiły z Inowrocławia, Kulawiak Wiktorii z Jaworzna,
Lwow-Eberle Lidii z Warszawy, Otwinowskiej Barbary z Warszawy, Oremus
Heleny z Wieliczki, Rozwadowskiej Anny z Warszawy, Sokołowskiej Aleksandry
z Bydgoszczy, Strzemkowskiej Moniki z Gniewkowa, Strzemkowskiego Grzegorza
z Gniewkowa, Szewielińskiego Wacława z Inowrocławia, Szulc Barbary z Gniewkowa,
Walkowiak -Włodarz Krystyny z Pyskowic , Widelskiej-Własik Krystyny z Londynu,
Zagórskiego Czesława z Zakopanego, Zwinogrodzkiej-Junak Haliny z USA.
[1] WiN, czyli gest dla przyszłości, Dyskusja redakcyjna, Rzeczpospolita 21-22 2001, s.6.
powrót do: str. gł., spisu treści