Długo zastanawiałem się, pod jakim
tytułem skreślić kilkadziesiąt zdań niezwykłego życiorysu pani Profesor
Elżbiety Zawackiej "Zo", jedynej cichociemnej zrzuconej do okupowanej Polski,
emisariuszki do Naczelnego Wodza, pułkownika w stanie spoczynku Wojska
Polskiego cielską, jednocześnie działając
w Organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet (PWK) na Śląsku i w Zagłębiu
Dąbrowskim. W 1994 r. powiedziała w wywiadzie: "Przez dziesięć przedwojennych
lat przygotowywałam się jako instruktorka Przysposobienia Wojskowego Kobiet
do wojennej działalności. Myśmy wiedzieli, że druga wojna światowa jest
nieunikniona".
Wybuch wojny zastał ją na stanowisku
komendantki Rejonu Śląskiego PWK.
Ewakuowana ze Śląska brała udział
w obronie Lwowa w Kobiecym Batalionie Pomocniczej Służby Kobiet. Po zakończeniu
działań wojennych rozpoczęła organizowanie komórki kobiecej SZP w Okręgu
Śląskim, która w drugiej połowie 1940 r. liczyła ponad 200 zaprzysiężonych
kobiet. Oprócz tego organizowała tajne nauczanie w Zagłębiu Dąbrowskim.
Przy końcu 1940 r. ściągnięto ją do Komendy Głównej ZWZ w Warszawie, powierzając
zadanie zorganizowania w Wydziale Łączności Zagranicznej "Zagroda" kurierskich
szlaków na Zachód. W tej roli występowała pod pseudonimem "Zo". Nie zerwała
kontaktów z Okręgiem Śląskim, organizując w Katowicach placówkę łączności
zagranicznej z Berlinem, Alzacją i Lotaryngią, o kryptonimie "Cyrk".
Z początkiem 1942 r. organizowała
Referat WSK Komendy Okręgu Śląskiego, nadal będąc kurierką berlińską. "Spalona"
po rozbiciu przez Niemców w maju 1942 r. struktur konspiracyjnych AK na
Śląsku, w lipcu otrzymała zadanie przedarcia się przez okupowaną Europę,
jako emisariuszka KG AK do Naczelnego Wodza w Londynie.
Po wielotygodniowej podróży przez
Niemcy, Francję, Andorrę, Hiszpanię, Gibraltar i Bristol, zapewne z przygodami,
o których nigdy nie opowiadała, dotarła do Londynu 1 maja 1943 roku. Generał
Sikorski przeprowadził z nią długą rozmowę w obecności adiutanta. Ukończyła
przeszkolenie dla cichociemnych i wróciła do kraju, skacząc na spadochronie
w nocy z 9 na 10 września 1943 r. I natychmiast włączyła się do pracy konspiracyjnej,
kierując w "Zagrodzie" zespołem kurierów do Szwecji, Francji i Szwajcarii.
Po wsypie w marcu 1944 r. przebywała przez trzy miesiące poza Warszawą.
W Powstaniu Warszawskim była w II rzucie, w szefostwie WSK. Po kapitulacji
wyszła z ludnością cywilną z rozkazem przedostania się do Krakowa dla przerzutu
Jeziorańskiego i zajęła się tam odtwarzaniem struktur "Zagrody". Po rozwiązaniu
Armii Krajowej przez rok działała w Delegaturze Sił Zbrojnych i Zrzeszeniu
"Wolność i Niezawisłość". Na Uniwersytecie Łódzkim ukończyła studia pedagogiczne,
rozpoczęte na tajnych kompletach w
czasie okupacji i rozpoczęła studia doktoranckie. W latach 1946-48 była
inspektorką w Państwowym Urzędzie Wychowania Fizycznego i Przysposobienia
Wojskowego, a po jego rozwiązaniu wróciła do pracy nauczycielskiej i studiów
doktoranckich.
Na początku września onych dziesięciu
lat ukazało się ponad 30 pozycji książkowych. Zbiory archiwalne gromadzone
są w trzech działach: pomorskich organizacji podziemnych, Wojennej Służby
Kobiet i Wydziału Łączności Zagranicznej ZWZ-AK "Zagroda", liczących łącznie
26 mb akt, około 2300 teczek osobowych kobiet-żołnierzy, fotografie i muzealia.
Nie byłoby tego imponującego dorobku bez ogromnego trudu i zaangażowania
prof. "Zo" Zawackiej. "Platerówki" z Ludowego Wojska Polskiego nazywają
ją matką chrzestną, kobiety Podziemnego Państwa Polskiego i WP na Zachodzie
- legendarną "Zo".
- Naszą powinnością, żołnierzy
podziemnego wojska - takie jest życiowe credo prof. Zawackiej
- jest pozostawienie po sobie prawdy historycznej. Nie spełniliśmy dotąd
tego zasadniczego obowiązku, nie stworzyliśmy ani archiwum, ani ogólnopolskiego
muzeum Armii Krajowej, nie opracowaliśmy do końca dziejów AK. Była taka
szansa na początku lat dziewięćdziesiątych, lecz nie została wykorzystana.
W tym roku Pani Profesor zmieniając
nazwę i statut Fundacji, powołała Muzeum Wojskowej Służby Polek z siedzibą
w renesansowej kamienicy Eskenów przy ul. Łaziennej róg Ciasnej, gdzie
obecnie znajduje się jeden z oddziałów toruńskiego Muzeum Okręgowego. Na
razie zajmuje ono część pomieszczeń muzealnych. W przyszłości pani prof.
Zawacka widzi Muzeum Wojskowej Służby Polek podzielone na dwie części,
historyczną z wybitnymi postaciami i przedstawiającą rodzaje wojskowych
służb pełnionych przez kobiety w II wojnie światowej.
Wielokrotnie rozmawiałem z Panią
"Zo", były to długie rozmowy, w których unikała mówienia o sobie, nakreślając
plany, które konsekwentnie realizowała i realizuje. Aktualnie pracuje nad
książką o blisko czterystu kobietach-żołnierzach w historii Wojska Polskiego,
odznaczonych Orderem Wojennym Virtuti Militari. Sama, jako jedyna kobieta
w mundurze, odznaczona została dwukrotnie VM i pięciokrotnie Krzyżem Walecznych.
Jest Damą Orderu Orła Białego, najwyższego odznaczenia w III Rzeczpospolitej.
Władze Torunia przyznały jej honorowe obywatelstwo miasta, w którym urodziła
się, spędziła dzieciństwo i do którego wróciła po wielu latach, by zrealizować
niemożliwe do spełnienia w latach komunistycznych plany i marzenia. Po
przyznaniu honorowego obywatelstwa, szóstego w historii miasta (w tym gronie
są m. in. marszałkowie Foch i Piłsudski) powiedziała: - Moja działalność
kurierska i cichociemnej to zaledwie wąski fragment mego życia i zapewne
nie to było powodem wyróżnienia. Być może zaczynają doceniać mnie jako
kobietę, dla której celem i sensem życia stało się gromadzenie resztek
dokumentacji walki pomorskiego ludu o niepodległość. Walki mało znanej
i otoczonej fałszywą legendą.
Kończąc tę opowieść o niezwykłym
życiorysie, pozwolicie Państwo, że zacytuję słowa nieżyjącego od blisko
30 lat majora Kazimierza Bilskiego "Ruma", cichociemnego, który prawdziwe
nazwisko pani "Zo" poznał dopiero na kilka lat przed śmiercią na emigracji
w Londynie. Tak w książce "Drogi cichociemnych" przedstawił niezwykłą,
fascynującą kobietę oficera Wojska Polskiego:.. "Zo mówiła zawsze
prawdę w oczy, bez względu na to, z kim prowadziła rozmowę. Jej odwaga
cywilna i sposób postępowania przechodziły wszelkie wyobrażenia. /.../
Wyciągała z melin spalonych ludzi i ratowała ich, ponosząc niemal zawsze
ryzyko życia. Europejskie podróże do Berlina i Wiednia aż po Miluzę i Paryż
były dla niej czymś najnormalniejszym. Znała tę część kontynentu tak szczegółowo,
iż nie mogliśmy wyjść z podziwu. W swej pracy wierzyła w dwie rzeczy: konieczność
i słuszność swej pracy oraz w osobiste szczęście. /.../ Dziś, gdy piszę
o małym fragmencie z jej jakże pięknego życia, nie jestem pozbawiony przekonania,
że siedziałem kiedyś przy wspólnym biurku z jedną z najdzielniejszych Polek.
Nie wiem, co się stało z "Zo". Nie wiem, czy żyje, czy nadal niesie ludziom
pomoc i pracuje dla sprawy. Nie znałem jej nazwiska, w Londynie występowała
jako Elisabeth Watson, ani szczegółów jej prywatnego życia. "Zo" była zawsze
dziwna i nikt nie mógł w gruncie rzeczy poznać jej kobiecej natury. Jedno
mogę powiedzieć, poznałem bardzo dokładnie jej pełną poświęcenia pracę
dla Polski i jej kochające Kraj serce".
za : BI AK 2000/12
powrót do: str.gł.
| spisu
treści |