Podziemne Wydawnictwo ,,Kwadrat" - ,,Solidarność" Toruń
Serwis Internetowy Solidarności 
 

okladka Berak

Stan Wojenny - Pierwsze godziny
(Wspomnienie)
„Wspomnienie to nasza prywatna tradycja, to blask”
Włodzimierz Pietrzak - ,,Myśli''


Piątek 11 grudnia 1981 roku, aula UMK.
Druga tura Walnego Zebrania Delegatów Regionu
Toruńskiego. Sala pełna ludzi.
W Gdańsku obraduje Komisja Krajowa NSZZ
„Solidarność”. W Toruniu właśnie zakończył się
wyczerpujący strajk studentów.
W kraju narasta napięcie, brak możliwości dogadania
się „Solidarności” z władzą. Pojawiają się plotki, choćby
taka, że władza nie dopuści do strajku generalnego
17 grudnia. Związek jest pod silną presją, wręcz
oskarżeniami, że destabilizuje kraj i zmierza do
konfrontacji. Władza twierdzi, że dąży do porozumienia –
lecz nie zgadza się na żadne nasze żądania i nie ustępuje.
My grozimy, że wymusimy ustępstwa strajkami, lecz
boimy się własnej siły i do końca nie jesteśmy jej pewni.
Przecież tyle razy skończyło się tylko na pogróżkach,
„wymachiwaniu” słowami... i odwrotach.
A jeśli mimo wszystko wygramy, to co dalej?
Czy sprostamy oczekiwaniom?
Klasa robotnicza domaga się realizacji ideałów
socjalizmu, elity żądają demokracji i współudziału we
władzy.
Kto temu podoła?! Czy ludzie z barykad są do tego
zdolni?
Dlatego się nadymamy i stroszymy pióra.
Sytuacja jest bez wyjścia, normalny pat.
Oczywiście nikt nie mówi o rozwiązaniach siłowych.
Reguły gry są zachowane.
Obrady przebiegają w nastroju podniosłym, lecz
wyczuwa się niepokój. Zdajemy sobie sprawę, że
Związek nie wytrzymuje presji i powoli się kruszy...
16 miesięcy ogromnego napięcia robi swoje. Ci, co mieli
odejść, odeszli lub zamilkli.
Zostali niezłomni.
Jest nas jednak jeszcze tysiące i miliony.
Racja jest po naszej stronie, to nam służą prawa Historii!
Czujemy własną siłę... i podskórną słabość.
Godziny mijają jedna za drugą. Ludzi ogarnia
zmęczenie, powoli osób ubywa a problemy narastają.
Omawiamy coraz trudniejsze sprawy, dotyczące
bezpieczeństwa Związku, sytuacji w kraju i w regionie,
przyszłości.
Uchwały zapadają większością głosów, lecz przy
pustoszejącej sali, czy są jeszcze ważne? Czy wciąż
mamy quorum?
Powoli wkrada się rozprzężenie, lecz Przewodniczący
Tolek Stawikowski stara się jeszcze wszystko trzymać
twardą ręką. Jak długo wytrzyma?
Szybko zapada noc.
Co pewien czas docierają do nas jakieś niepokojące
wieści wzbudzające poruszenie w Prezydium i na sali.
Nikt nie wie naprawdę o co chodzi, ale napięcie wzrasta.
W pewnej chwili Zbyszek Iwanów dostaje do ręki
kilkumetrowej długości telex i go odczytuje. Wiele słów,
potok słów, ważnych i mniej ważnych, jak to w tamtych
czasach zwykle bywało. Ale wśród nich jedna informacja
do nas się przebija i robi pewne wrażenie – o przemieszczaniu
na Wybrzeżu wielkich kolumn wojska. Lecz po
chwili wzbudza tylko lekko histeryczny śmiech
i szyderstwo. Znowu jakaś plotka, chcą nas zastraszyć!
Jacy oni głupi, przecież wojsko jest z nami!
A nawet gdyby było przeciw nam, to kto na nas odważy
się podnieść rękę?!
Świat jest z nami, Papież jest z nami!
Jesteśmy silni, bardzo silni!
Jeśli tylko 17 grudnia zastrajkują i staną wielkie zakłady
pracy a wraz z nimi cała Polska wzdłuż i w szerz – to
komuna padnie i świat się zatrzęsie...
A jeśli nie zastrajkują?...
Takich pytań nie ma, i takich pytań nie będzie. Można
tylko myśleć... też niebezpiecznie...
A ludzi w auli coraz mniej.
Senność nadchodzi, myśli się gubią, brak jasnych
koncepcji. Wielkie rzeczy mieszają się z drobnymi.
Kim jesteśmy, do czego zmierzamy, czy wszyscy chcą
tego samego co my?... Ależ tak, to oczywiste!
A w ogóle to skąd ta nutka niepewności?...
To wstyd!...
Każdy ma wielkie oczy i każdy jest sam...
Uchwał już nie ma, i nie będzie, brak odpowiedniej
liczby osób. Zostały tylko deklaracje, jedna mocniejsza
od drugiej.
Słowa, słowa... i brak słów.
Jeden Antek Szymkowski ma swoją wizję. Wychodzi na
mównicę i prowadzi rozważania religijne – próbuje nam
dodać sił i otuchy... Jesteśmy lekko zażenowani, dobrze
żeby już skończył!
Dopiero później się okaże, że miał rację. To był prorok.
Wszyscy są zmęczeni.
Pytanie – co dalej? – wisi w powietrzu, lecz brak na nie
odpowiedzi. Może jutrzejszy dzień przyniesie coś
dobrego.
Powoli wszystko się kończy. Garstka ludzi późno w nocy
zamyka Walne Zebranie.
Rozchodzimy się każdy w swoją stronę.
Sobota 12 grudnia mija nie wiadomo kiedy.
Z każdą godziną narasta napięcie i wyczekiwanie na coś,
lecz na co? – nikt nie wie.
Krzyżują się pytania, informacje, pogłoski.
Wszyscy czujemy, że Historia wstrzymała oddech.
Wpadam na chwilę do Krysi Pykosz, aby się poradzić
i przekazać wiadomości.
Zbliża się późny wieczór. Co robić?!...
Jutro niedziela, a w Cukrowniach Toruńskich trwa
strajk solidarnościowy, chłopsko-robotniczy, rotacyjny.
Strajkujący w sposób ciągły rolnicy są wspierani przez
przedstawicieli z zakładów pracy, szczególnie z
„Metronu” i zakładów sąsiadujących, według ustalonej na
liście kolejności. Dzisiaj powinien być z nimi Rysio
Mueller.
Idę. Straże są, porządkowi w biało-czerwonych
opaskach są, „chłopy” są. Rysio jest. Przewodniczący
„Solidarności” Rolników Indywidualnych Michał
Grabianka jest i czuwa, wszystko gra.
Dalekopis wystukuje miarowo swą zwykłą monotonną
melodię.
Spokój. Jest dobrze.
Kilka słów o tym co było na Walnym Zebraniu, co
u nich.
O zagrożeniach wiedzą, też dostali telex... To normalka –
przecież ciągle straszą.
Trzeba trwać, wzmóc czujność, nie przesadzać i czekać.
Aż do zwycięstwa!
Około północy, a może chwilę po północy, dalekopis
się zawiesza i milknie.
Co u licha, właśnie szły jakieś ciekawe wiadomości.
Denerwujemy się, trzeba go szybko naprawić. Wszyscy
się pochylamy i coś przy nim majstrujemy... Nie można!
Jak to nie można? – Michał jest wyraźnie niezadowolony.
Trzeba zadzwonić na pocztę, to na pewno ich sprawka
i u nich są jakieś usterki.
Dzwoni, raz i drugi... telefon głuchy jak pień!
No nie, ta poczta kpi sobie z nas. My tu strajkujemy,
czuwamy, a oni sobie nas lekceważą, nie potrafią
zrealizować zwykłego połączenia.
To jest niedopuszczalne, my na to nie pozwolimy!
Wybiegamy na ulicę, szukamy aparatu telefonicznego.
Jest! Na żetony...
Niestety, też nie działa!...
Co jest? Ta cholerna komuna nic nie potrafi, nawet
naprawić zepsutego aparatu – gdy nam jest tak bardzo
potrzebny!
Przecież tu się dzieją wielkie rzeczy, przecież my
jesteśmy w środku barykad!
Wracamy.
Jesteśmy podekscytowani i niezadowoleni. Chodzimy
w kółko gryząc paznokcie, tak nie może być, coś z tym
trzeba zrobić!
Ale co?... Przecież jest środek nocy...
Wtem ktoś rzuca: „a może nas odcięli?”...
Jak to odcięli?!...
Kto???...
Cisza... długa niepokojąca cisza...
Przerywa ją nagły ruch przy wejściu. Ktoś wpada
i w drzwiach szybko podaje, że właśnie przed chwilą
Krysia Sienkiewicz została zatrzymana.
Niemożliwe! Jak to, dlaczego, gdzie?
Czy Przewodniczący Antoni Stawikowski o tym wie?
Trzeba natychmiast go powiadomić!
Ale telefony nie działają!
Krótka narada – kto pójdzie?...
Ja jestem z „zewnątrz”, oni są na „służbie”. Decyduję się
iść i zrobić rekonesans.
Szybko wychodzę.
Noc. Pełna noc, a na ulicach tak jakoś inaczej i dziwnie.
Więcej światła niż zwykle i wszystkie lampy się palą...
To niebywałe!... I ruch jakby większy?...
Chyba mi się wydaje... muszę być bardzo zmęczony.
Ale niektóre samochody też jakieś dziwne, z budami
i odkryte... wojskowe, czy co?...
Jadą pod prąd! Zwariowali! Wykorzystują noc i po
kryjomu skracają sobie drogę!
Że też milicja tego nie widzi. Jak zwykle, gdy jest
potrzebna to jej nie ma, na pewno śpi!
Jakiś młody żołnierzyk cały spocony i blady,
z karteczką w ręku, zatrzymuje mnie i rozdygotanym
głosem pyta o jakiś adres.
Dlaczego taki przerażony, myślę? Na pewno musiało się
coś wydarzyć w jednostce i szuka oficera.
Informuję go chętnie i szybko ruszam dalej.
Wchodzę na ulicę Dobrą.
Przed domem Przewodniczącego Stawikowskiego
ciemno i dziwnie, jakiś ruch, kilka osób, gestykulują.
Podchodzę bliżej, jest żona, cała podekscytowana.
Mówi, że właśnie przed chwilą męża zabrano...
Jak to zabrano, kto, gdzie?... Nic nie wiadomo, jacyś
ludzie... wojskowi... kapitan... i Wiesia Cichonia też!
Wiesia? To niemożliwe! Dlaczego?!...
Ależ możliwe! Przecież ich nie ma!
Jestem oszołomiony i nie mogę zebrać myśli.
Chwila na ochłonięcie, i mówię po co przyszedłem i skąd
jestem. Informuję o zatrzymaniu Krysi Sienkiewicz.
Ogólne zdumienie i ogromny niepokój. Coś jest nie tak!
Ale co?...
Nie umiem nic powiedzieć. Wiem tylko jedno, trzeba
natychmiast iść dalej.
Lecz dokąd?
Oczywiście na pogotowie ratunkowe, tam przecież
pracuje syn Krysi Sienkiewicz.
Jestem na pogotowiu, rozgardiasz, bieganina.
Syn Krysi, Konrad potwierdza, że właśnie matkę
zabrano, też nie wiadomo, kto, co, dlaczego i dokąd.
Jest niedobrze, bardzo niedobrze.
Co robić, dokąd iść?
Może Jacek Stankiewicz będzie coś więcej wiedział.
Przecież razem z Krysią współpracowali w poprzednim
Zarządzie i Prezydium.
Ktoś mnie podrzuca samochodem.
W mieszkaniu Jacka, w bloku, zastaję jego żonę ze
znajomą. Żona rozpacza, męża przed chwilą wyciągnięto.
Dokąd, kto, co, jak, gdzie? Nic nie wie, nie może dojść
do siebie.
Chwilę się zatrzymuję, coś mówię, niezdarnie pocieszam
i biegnę dalej.
Ale gdzie? Do kogo?...
A może trzeba sprawdzić swoje własne mieszkanie?
Czy jest bezpieczne, wynieść „trefne” papiery, oczyścić...
Tylko ostrożnie, na palcach!
I nie palić światła!...
Ósme piętro, jestem na miejscu...
No tak, drzwi wyważone, opaski na drzwiach, chyba
pieczątki. Wszystko jasne...
Lekki uścisk w gardle... i przyśpieszone bicie serca...
Wejść – nie wejść?... Chwila namysłu... i nie wchodzę.
Może są w środku?!... To bardzo prawdopodobne!...
A nuż za chwilę wyskoczą!?...
A może już idą?!...
Zbiegam po kilka stopni na dół.
Chwila... i jestem przed blokiem sąsiadki, Grażyny
Słupskiej. Czy u niej też jakieś nieszczęście?
Jest godzina gdzieś 2oo może 3oo w nocy.
Skradam się na czwarte piętro, skrobię lekko w drzwi.
Odzywa się mama, czuwała?! Za moment Grażyna.
Szeptem informuję jak jest... Grażynka mówi, że na razie
cisza...
Ja jednak już czuję „ich” oddech za plecami!
Znikam!...
I rzeczywiście, później się dowiedziałem, że za chwilę
zjawili się przed drzwiami Grażynki „jacyś ludzie”
i o mnie pytali...
Biegiem do Gienia Świderka.
Po drodze napotykam się na Danusię, żonę Gienia,
z dzieckiem na sankach. Jest zagubiona. Męża też już nie
ma, wygarnięto go wcześniej. Nie wie co ze sobą zrobić,
gdzie iść, kogo zapytać. Może do rodziców?...
Proszę ją, aby mi towarzyszyła do Cukrowni, do
strajkujących, dla bezpieczeństwa. Mogą mnie w każdej
chwili zwinąć, a ja muszę się tam dostać i powiedzieć im
co zaszło, o zatrzymaniach, o ludziach. Czekają na mnie,
obiecałem!
Zgadza się szybko. Idziemy w napięciu, zimno narasta,
dziecko marznie, jest ciężko. Rozstajemy się przy
Cukrowniach, dalej iść niebezpiecznie.
Wejście do Cukrowni niemożliwe. Przed budynkiem
ludzie w mundurach.
Nawet gdybym zaryzykował i zdołał się przebić do
drzwi, to i tak ich nie sforsuję, na pewno są zablokowane
od środka.
Co robić? Jak się tam dostać?...
Człowieku, spiesz się! Może za chwilę nastąpi atak!
Myśl! Myśl!
A nuż z drugiej strony jest jakieś wejście, okno?
Drzwi?...
W tył zwrot i już jestem za budynkiem...
Ciemno... Mundurowi stoją z boku, ale mnie nie widzą.
Podchodzę cicho... Jest wejście!
Docieram do tylnych drzwi.
Ludzie są wewnątrz, dużo ich, więcej niż poprzednio.
Właśnie tarasują wejście stołami, meblami...
Będą się bronić, nie wezmą ich „żywcem”, nie dadzą się
tak łatwo wyciągnąć!
Zuch chłopaki!
Szybka wymiana zdań, informuję ich o sytuacji,
o zatrzymaniach. Oni też już o tym wiedzą.
Co z nimi?!... Dobrze, bojowy nastrój! Nie wyjdą
dobrowolnie!
Ostatnia chwila.
Namawiają mnie: „wejdź do środka, będziemy razem!”...
Krótki moment wahania: wejść – nie wejść?... Która szala
przeważy?...
Decyduję się zostać na zewnątrz – może się jeszcze
komuś na coś przydam...
Tak zapadają przyszłe losy!
Drewniana ława ciężko opada na dół i rygluje drzwi!
Kciuk do góry! Trzymajcie się!
I dalej w drogę.
Szybko do kościoła św. Józefa na Bielanach!
Dlaczego tam? Trudno dzisiaj po tylu latach powiedzieć,
może z przyzwyczajenia. A może było to szukanie jakiejś
ostatniej deski ratunku.
Jest godzina może 5oo może 6oo rano, niedziela...
W zakrystii czarna grupka pochylonych zakonników
cicho szepcze coś do siebie. W powietrzu czai się lęk.
Wyrzucam z siebie zadyszanym głosem co wiem.
O zatrzymaniach, o ludziach, podaję nazwiska.
Proboszcz, ojciec Ryszard słucha, przygląda mi się
badawczo i nieufnie, milczy. Nic nie mówi.
Jakiś starszy kapłan odciąga mnie na bok i wykrztusza z
siebie niezrozumiałym szeptem coś na kształt: Jaruzelski,
wojna...
Jaka wojna!? Z kim?... o co chodzi?!...
Kompletnie nic nie rozumiem... – oprócz tego, że jest źle,
bardzo źle!
Jestem sam... Nic tu po mnie.
Szybko wychodzę na zewnątrz.
Lekki brzask, cisza wokół, wszędzie biało.
Gdzieniegdzie jakieś czarne ludziki chyłkiem
i trwożliwie przemykają po skrzypiącym śniegu.
Pewnie idą na poranną niedzielną mszę...
Myśli się tłuką po głowie – co robić?! Gdzie iść?
Moment zastanowienia... i biegiem do Janka
Krezymona...
Jest!
Dlaczego jest?...
Chyba jeszcze nie znali jego nowego adresu!
Dwa słowa – i wszystko jest jasne!
To nam wypowiedziano wojnę!
Szybko! Nie ma chwili do stracenia!
Zgarniamy papiery, książki, dokumenty. Kilka skoków na
dół i już jesteśmy w piwnicy. Wyrywamy deski w
podłodze, wszystko wrzucamy do dołu, i zaciągamy
ciężką skrzynię.
Przynajmniej to jest uratowane!
Za chwilę wpadają zdyszani Krzysio Troicki i Mila
Karolewska. Za plecami czują pościg. Musimy się gdzieś
ukryć, ale gdzie?
Jest!
Piwnica na zapleczu, bezpieczna, nikt o niej nie wie –
wyjście na zewnątrz, w razie czego można wyskoczyć.
Ryglujemy drzwi. Liczymy się. Raz, dwa, trzy, cztery.
Nieźle, sami swoi. Orłami nie jesteśmy, ale nie wygląda
na to, aby nas mogli zbyt łatwo wziąć.
Jest zimno, piekielnie zimno, skąd ten nagły mróz?
Czy tak jest na Syberii?!
Janek wyciąga spod ruin jakiś żelazny piecyk, palimy.
Dymi cholernie, dusimy się... Ludzie! Gdzie jest okno...
albo jakiś otwór?!...
Cicho! Jeszcze ktoś nas usłyszy lub dym zobaczy!
Wreszcie dochodzimy do siebie.
Dzielimy się wiadomościami.
Wszystko układa się w jasną całość i ogromnieje...
Zatrzymano wszystkich działaczy w Regionie, setki
a może tysiące.
Gdzie nasi Koledzy i Koleżanki, gdzie nasi Przywódcy?
Co się z nimi stało? Przecież nie mogli zniknąć!...
Strach podchodzi do gardła i usta zaczynają drżeć.
Powoli zaczynamy rozumieć.
Nie ma przywództwa Związku, nie ma działaczy, nie ma
struktur, nie ma niczego, wszystko rozbite. Zostaliśmy
sami, zupełnie sami!...
Patrzymy na siebie... i już wiemy. Jest Związek! Nikt nas
nie zniszczył! Na nas spadł ciężar odpowiedzialności.
Janek, Mila i Krzysztof, członkowie Zarządu i Prezydium
Związku, są pełni energii i determinacji. Nic ich nie
powstrzyma.
Działają.
Od ręki układają i piszą Odezwę – Apel do
Społeczeństwa, do wszystkich członków Związku...
Za chwilę go rozpowszechnią.
A co ze mną?
W porządku, można wytrzymać.
Jestem wśród przyjaciół, czuję się bezpiecznie i jest mi
dobrze. Żeby było jeszcze coś do jedzenia!... i spać, spać!
Rozklejam się i przestaję myśleć. Potykam się o własne
nogi.
Podsuwają mi tekst do przeczytania... podpisuję, oczy mi
się zamykają, padam.

Marek Berak

Toruń, 1 grudnia 2002 r.


Od Autora

Przypadek zrządził, że wydarzenia w nocy
12/13 grudnia 1981 roku przebiegły dla autora
w taki a nie inny sposób.
Czytelnik, który pamięta tamte chwile, sam
zapewne dopisze swoją interesującą a może nawet
i dramatyczną historię. Zaś młody człowiek być
może zapamięta, że była w historii Polski taka
jedna Grudniowa Długa Noc.

Autor dziękuje wszystkim, którzy przyczynili się
do wydania niniejszej broszurki.
 


mecenasi beraka
projekt okładki : Barbara Jaskóła-Kowalska
 

str. gł. english
Kwadrat (1980-90r.)
- książka o Kwadracie
- ,,Nowości'' o książce
- prezentacja książki
bibuła kwadratu
kartki S
działacze kultury
foto
bibuła
krzyże zasługi
 - foto Beni
Wojciech Polak CZAS LUDZI NIEPOKORNYCH (fragm.książki)
Zdzisław Dumowski ,,Jedna Noc'' całe opowiadania w internecie (tylko tu !)

Marek Berak Stan Wojenny - Pierwsze godziny

Marek Czachor ,,Jak zatrudniałem się na PG''

Radosław Sojak, Andrzej Zybertowicz Lustracja dla chóru

Konrad Turzyński - Czas przeszły dokonany
- Czy wszyscy byliśmy „umoczeni”?

Jakub Stein Ich troje w monitoringu

lat ,S'

tablica Upamiętnienia Wydarzeń 1 i 3 Maja 1982 r. (2004)
  - fotoreportaż
- 1. rocznica odsłonięcia (2005)

wokół teczek bezpieki

20. rocznica śmierci ks. Popiełuszki

procesy: - dot. Stanisława Śmigla (1980 r.)
- mili-cjant: zbrodnie komuny przedawnione (1982 r.)
-  dot. Andrzeja Murawskiego
- dot. Kazimierza Kozaka
-
pobicie A. Kuczkowskiej podczas internowania
dot. Artura Wiśniewskiego
- walka z krzyżami w szkołach
- dot. Tymczas. Prezydium ZR (1982 r.)
- dot. Toralu (1983 r.)

nowe dodatki i zmiany 

konsul chiński ucieka

Solidarność z Ukrainą

spotkania kumbatantów : 2002 , 2003 , 2004 , 2005 
Twardziel
- 50 lat minęło
- Pierwszy wyrok dla SB-mana
lista Wildsteina , IPN: konfident, ubek, poszkodowany w jednym worku
Uwaga! dla konfidentów SB
TW ,,Andrzej"
Dlaczego to wyszło nam inaczej
Łamanie prawa wyborczego przez urzędników
Stowarzyszenie Wolnego Słowa
- sprawozdanie
- spotkanie po latach
forum księga gościWpisz się do księgi gości 
 


od 2006.4.19.

pobrane z  FreeFind  

znajdź :  w tej witrynie w internecie