Podziemne
Wydawnictwo ,,Kwadrat" - Toruń Serwis Internetowy Solidarności |
,,Spectacular computer crimes" Buck Bloombecker (dyrektor Narodowego Centrum Danych Przestępstw Komputerowych)
Rozdział 14 Polityka II
Jan Hanasz: POLSKA TELEWIZJA PIRACKA
Pewnego deszczowego poranka, kilka lat temu, udałem się do Torunia (Polska), by spotkać się z moim ulubionym komputerowym ,,przestępcą’’: astronomem i Polskim piratem telewizyjnym – Janem Hanaszem.
Moją uwagę przykuł swego czasu fragment artykułu z wydanego w Los Angeles numeru Timesa. Dotyczył procesu wybitnego polskiego astronoma i jego trzech kolegów, oskarżonych o „...celowe przerywanie transmisji programu telewizyjnego ...w celu wywarcia nacisku na wyborców i bojkotu nadchodzących wyborów...”.
Informacja zawarta w gazecie przykuła moją uwagę.
„Posłużyli się domowym komputerem, obwodem synchronicznym i nadajnikiem, w celu emisji nielegalnych treści na ekranach odbiorników telewizyjnych.”
Polska zbrodnia komputerowa! Doskonała okazja do odwiedzenia przyjaciela i kolegi oraz wyobrażenia sobie samego siebie w roli reportera-detektywa. To było coś, ten rodzaj przygody, na którą miałem ochotę.
I tak się stało. Lato 1987, byłem w drodze na wywiad z Janem Hanaszem, którego historia miała się stać częścią opowieści o podziemnym świecie informatyki w Polsce. Komputer mojego bohatera był, jak miałem się o tym sam przekonać, jednym z wielu przykładów, na ile sposobów informatyka ułatwiła życie ludziom działającym w ruchu zwanym „Solidarność”.
Jacek, ponad 30. letni wesoły mężczyzna jednocześnie prowadził samochód, opowiadał i pokazywał wszystko, co warte było obejrzenia w drodze do Torunia, miasta Kopernika. Od czasu do czasu opowiadał dowcipy, ale był przybity, zestresowany i widać było, że w głębi duszy przygnębiony. Nastawiony cynicznie do Związku Sowieckiego, wątpił w powodzenie 'głastnosti', ogarniał go niepokój o losy Polski. „Jedyny sposób by przetrwać w tym systemie – to oszukiwać”, mówił ze złością. „Na stacjach benzynowych facet miesza etylinę z paliwem do diesla. Potem sprzedaje etylinę na lewo ludziom, którzy nie mają talonów na benzynę – oczywiście za ekstra dopłatą. Kierowcy tirów sprzedają lepszą część państwowego paliwa, tankują 'ochrzczoną' mieszankę, i ... wóz nadaje się do remontu.”
„Zasady dyktuje rząd”- mówi Jacek - „głównie po to, by sprawować nad nami kontrolę. Jeśli stosujesz się do przepisów, jesteś wykończony i żyjesz w nędzy. Jeżeli nauczysz się oszukiwać, nadajesz się do życia w systemie. Na przykład – zależy ci na kupnie mięsa, szybko orientujesz się, że extra kartki dostają tylko ci, którzy są faworyzowani przez rząd.”
Wiejskie furmanki załadowane po brzegi sianem, to mijane po drodze obrazy, które stanowiły doskonałą ilustrację tego, o czym mówił.
Jacek dziwił się, że interesuje mnie 'komputerowa zbrodnia'. Śmiał się trochę z polskiego systemu informatycznego. „No, tak... Wszystko zaczęło się w latach siedemdziesiątych. To była część programu industrializacji. Słyszałem, że pudła z komputerami grzały się na słońcu, a kierownicy nie bardzo wiedzieli, co z tym zrobić. Coś tam docierało do nas z zachodu, budowaliśmy sprzęt, który nie działał i w sumie kończyło się na tym, że było jeszcze gorzej.”
Po przybyciu na miejsce odczułem silny kontrast między oschłą relacją Jacka a atmosferą panującą w biurze Jana Hanasza. Jakaż klasa, gościnność i nadzieja promieniowała z tego filozofa ideologicznego piractwa.
Otaczały go spokój i dostojność. Serdeczny uśmiech i pełne aprobaty spojrzenie Hanasza spowodowały, że poczułem ulgę i spokój. Szczera, otwarta, promienna twarz. Przerzedzone, siwe włosy okalały jego uszy tuż nad oprawą okularów.
Biuro Hanasza w Centrum Astronomicznym w Toruniu im. Kopernika było nieco większe i starsze niż większość tego typu miejsc, które dane mi było widzieć w Stanach, ale bardzo je przypominało. Dwa komputery i mnóstwo papierów stanowiły główne wyposażenie wnętrza.
Przyjechałem do Polski, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o zastosowaniu komputerów w strukturach podziemnych i profesor dostarczył mi wiadomości daleko wykraczających poza moje najśmielsze oczekiwania. Opowiedział mi o Standardach Szyfrowania Danych (DES), które pozwalały na utajnianie informacji przepływających między ośrodkami Solidarności a osobami prywatnymi na terenie kraju. Wtajemniczył mnie w programy obróbki tekstów używanych w procesie publikacji artykułów i baz danych, używanych do tworzenia plików Solidarności, przygotowanych do szybkiej likwidacji. „Pamiętam policyjne naloty, byłem gotowy zjeść akta, każdy był na to gotów, zwłaszcza, gdy milicja stała pod drzwiami.” Teraz, Hanasz uśmiecha się - „Przycisnąłbym płytę do piersi i po prostu zgniótłbym ją.”
Hanasz podchodzi do tablicy i zaczyna opowiadać o swoim wkładzie w działalność Solidarności, zwłaszcza o 'zbrodni komputerowej'. Dwukrotnie w ciągu dwóch tygodni wysyłał wiadomości do 120 000 obywateli Torunia, którzy oglądali wieczorny program telewizyjny. Pierwsze przesłanie: „Dość kłamstw, represji i rosnących cen! Solidarność Toruń”. Druga wiadomość: „Naszym obowiązkiem jest bojkotowanie wyborów”, na koniec ukazywała się stylizowana wersja nazwy 'Solidarność'.
Udało mu się tego dokonać, wspomina Hanasz, dzięki zastosowaniu elektronicznego 'autostopu' na falach emitowanych przez nadajniki telewizyjne. Jako astronom dysponował większym zasobem wiedzy na temat rozchodzenia się fal w powietrzu niż przeciętny użytkownik komputera. Po trzech miesiącach przygotowań, Hanasz i jego trzej koledzy stworzyli elektroniczny system, który był w stanie emitować sygnały telewizyjne i zsynchronizować je z sygnałami nadajnika rządowego oraz nadać im kierunek zgodny z kierunkiem fal emitowanych przez sieć nadawczą telewizji publicznej.
„Jest to zjawisko natury psychologicznej, pozwalające na połączenie dwóch obrazów widzianych na ekranie w jeden”, powiedział mi Hanasz. Rezultatem było pojawienie się wiadomości, której siła przekazu została wzmocniona przez to, że ukazała się na tle rutynowego programu telewizyjnego.”
Kluczem całego przedsięwzięcia, zaznacza Hanasz, była odpowiednia synchronizacja. Gdyby wysyłana wiadomość nie była zsynchronizowana z sygnałem telewizyjnym, plan nie powiódłby się.
Hanasz, Zygmunt Turło, Leszek Zalewski i Piotr Łukaszewski posiadali nielicencjonowany nadajnik radiowy i odpowiednie materiały, które mogły wywołać niepokój społeczny.
Szczegóły ich akcji zostały opisane w wyroku ogłoszonym w 2 Wydziale Rejonowego Sądu w Toruniu:
Obraz transmitowany przez oficjalną Polską stację telewizyjną był odbierany za pomocą odbiornika telewizyjnego typu Neptun 150. Impulsy synchronizacji pionowej i poziomej były przechwytywane i przetwarzane przez kontrolny aparat obróbki cyfrowej i mikrokomputer DX -spektrum oraz nadajnik. Urządzenie cyfrowe powodowało, że mikrokomputer generował sygnały synchronicznie do sygnałów generowanych przez stację rządową, powodując, że widzowie otrzymywali na ekranie w tym samym czasie podwójny obraz: rządowy i generowany przez nadajnik Solidarności.
W ten sposób, oglądając wieczorne wiadomości (przez wielu Polaków nazywane wieczorną godziną wygłupów), wielu mieszkańców przedmieść Torunia mogło zobaczyć wiadomość Solidarności. Prokurator utrzymywał, że rezultatem tych akcji była niższa frekwencja wyborcza w Toruniu niż w okolicy. Hanasz nie był jedyną osobą, która przyczyniła się do tego sukcesu. Należy wspomnieć o akcjach ulotkowych, wystąpieniach, artykułach drukowanych w podziemnych gazetach, które także nawoływały do bojkotu. Akcja telewizyjna była najbardziej spektakularna i (uśmiecha się) - „Ludzie lubią tego typu akcje.”
Hanasz ożywia się, wyjaśniając przyczyny, dla których podjął się realizacji pomysłu. Jako osoba nawołująca do jasnego określenia własnej postawy politycznej, ostro potępiał tych, którzy głosowali pomimo swojej negatywnej postawy wobec organów rządowych. „Rząd kontroluje wszystko”, powiedział. „Jeżeli ktoś bierze udział w głosowaniu, nie tylko gubi samego siebie, ale gubi cały naród.”
Hanasz ocenia, że pomimo wysiłków włożonych w akcje propagandowe, w 1985 roku ponad 50% Polaków wzięło udział w wyborach. O rezultatach mówi gorzko: 'straszne' i dodaje: „Jeżeli ludzie nie wierzą rządowi, nie powinni głosować”. Prokurator będzie później dowodził, że tekst z przesłaniem Hanasza został wyemitowany w „czasie wielkich niepokojów społecznych w mieście i kraju”. Czytelnicy amerykańscy doskonale wiedzą, że kwestia głosowania to problem ogromnej wagi.
Nie wszyscy w Polsce mieli ochotę pójść za radą zawartą w przesłaniu Hanasza. „Ludzie boją się własnego cienia”, wzdycha Hanasz. „Ludzie obarczają winą 'ich' ”, mówi. „Narzekają nieustannie na to, co 'on' [rząd] wyprawia, ale nie chcą temu przeciwdziałać.” Dla Hanasza sytuacja jest jasna: „Rząd nie jest wart społecznego poparcia. Niestety społeczeństwo nie jest przyzwyczajone do przyjmowania prostych prawd. Wolą pół-prawdy, które pozwalają im na współpracę z rządem.”
Jako przykład, dlaczego jego rodacy wzbraniali się przed bojkotem rządowych wyborów, Hanasz wskazuje na sytuację jego córki. Tuż przed wyborami starała się o paszport umożliwiający jej wyjazd za granicę. Z chwilą opublikowania list osób biorących udział w głosowaniu, znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Wiedziała, że ludzie, którzy nie wzięli udziału w głosowaniu nie otrzymali paszportu. „Nikt oczywiście nie powie otwarcie, że powodem odmowy wydania paszportu jest fakt, iż nie wziąłeś udziału w wyborach”, wyjaśnia Hanasz. „Nigdy nie wiadomo, jakie są prawdziwe powody represji. Ludzie głosują zatem 'na wszelki wypadek'. To samo dzieje się, gdy starasz się o pozwolenie na budowę lub o zezwolenie na otwarcie sklepu.”
Hanasz namawiał rodaków do działań bardziej radykalnych, które byłyby reakcją na posunięcia rządu budzące lęk i sprzeciw. Ostatecznie córka nie wzięła udziału w wyborach, paszport otrzymała dwa tygodnie później. „Twierdzę, że w większości przypadków jest to rezultat określonej postawy”, zapewnia.
Nawet, jeśli obywatel jest ukarany za brak lojalności wobec rządu, sugeruje astronom, kara i tak jest warta ceny. „Czuję, że jestem wolny, jeśli potrafię przeciwstawić się takiemu rządowi”, mówi. „Nie mogę wyjechać za granicę, nie mogę awansować w pracy, ale jestem wolny. To zależy od mojej postawy. Jeżeli chcesz mieć coraz więcej, nigdy nie będziesz wolny.”
Koncepcja wolności ma charakter rewolucyjny dla Hanasza. „Gdyby wielu ludzi myślało w ten sam sposób, rząd nie mógłby nic zrobić.” Zamiast tego, zauważa, „ludzie nieustannie zajmują się porównywaniem ich standardów życia do życia w Zachodniej Europie. „To powoduje, że decydują się na współpracę z rządem”, wyjaśnia. Potem uśmiecha się i wzrusza ramionami: „Ale to są normalni ludzie, rozumiem ich doskonale.”
Pierwszy raz, kiedy uprawiał piractwo na falach telewizyjnych, Jan Hanasz nie odczuwał lęku. „Nie myśli się w takim momencie o konsekwencjach”, wyjaśnia. „Bałem się później”, dodaje, „wiedziałem, że w którymś momencie nadejdzie koniec”. Był przygotowany. „Nie ma walki bez ofiary”, mówi.
Obawy Hanasza sprawdziły się. Kiedy pierwszy raz on i koledzy nadawali wiadomość, nie zostali złapani. Milicjant Józef Medzik widział i przeczytał emitowany tekst.
Następnym razem, Hanasz i jego towarzysze nie mieli tyle szczęścia. Prawdopodobnie stali się ofiarami krążących o ich niezwykłym wyczynie plotek. 14 września 1985 Hanasz i jego koledzy zostali aresztowani.
W tym dniu, milicjanci udali się do mieszkania, w którym – jak sądzili – odbędzie się transmisja. „Przez jakiś czas pukali do drzwi”, wspomina Hanasz, „potem zdecydowali się na użycie siły”, co okazało się zupełnie zbędne. Hanasz otworzył drzwi, wskazując oficerom kilkunastu ludzi pakujących sprzęt elektroniczny i odbiornik telewizyjny. Jeden z nich demontował antenę telewizyjną na balkonie. W drugim pokoju na łóżku leżał zasilacz, obok transformator podłączony do gniazdka w ścianie. Komputer Sanyo i magnetofon leżały na stole tuż obok.
Przez następne trzy miesiące, Hanasz był przetrzymywany
w więzieniu bez możliwości kontaktu z adwokatem lub żoną. Przesłuchiwano
go systematycznie, ponieważ władze chciały wiedzieć, kto jeszcze był
zamieszany w proceder 'telewizyjny'. Po kolejnym miesiącu odsiadki,
sprawa trafiła do sądu – styczeń 1986. Adwokaci 'piratów', jak przystało
na prawników występujących w sprawach dotyczących przestępstw
komputerowych, dali z siebie wszystko.
„Od początku wszystko było jasne”, wspomina Hanasz. W każdym razie,
obrońcy wykonali kawał dobrej roboty, komplikując niemiłosiernie całą
sprawę.
Czterech oskarżonych uznano winnymi. W uzasadnieniu wyroku, sędzia zaznaczył, że oskarżeni są szanowanymi naukowcami, z dużym dorobkiem naukowym, laureatami wielu prestiżowych nagród. Każdy otrzymał wyrok w zawieszeniu i został obciążony grzywną w wysokości poniżej 100 USD. Chociaż bardziej dotkliwa niż odpowiednia w Stanach, to i tak grzywna była stosunkowo łagodna.
„Nie zdawałem sobie sprawy, jakie poruszenie wywoła nasza sprawa”, śmieje się Hanasz. „Koledzy pracujący nad naszą linią obrony, dyskutowali nad nią podczas Kongresu intelektualistów w styczniu i otrzymywaliśmy wycinki prasowe z Berlina Zachodniego, Francji, Wielkiej Brytanii i Izraela.” Sześć miesięcy później została ogłoszona amnestia dla więźniów politycznych. Ponieważ sprawa Hanasza uznana została za polityczną, skończyła się kara i sprawę wykreślono z akt.
Po powrocie do pracy na uniwersytecie, Hanasz musiał pogodzić się z degradacją. (Wcześniej kierował pierwszym polskim eksperymentem kosmicznym na satelicie – projekt realizowany we współpracy ze Związkiem Radzieckim). Po sześciu miesiącach, w styczniu 1987 powrócił na zajmowane wcześniej stanowisko, po „ostrej walce w Akademii”, jak sam to skomentował. „Ludzie, którzy oficjalnie mówią, że nie popierają rządu, przeżywają trudny okres, dla czynników rządowych nie są 'lojalni'”, mówi bez cienia ironii. Pomimo tego, że powrócił na zajmowane uprzednio stanowisko, Hanasz zauważył, że projekt stracił na znaczeniu, jakie miał przed aresztowaniem.
CZY HANASZ BYŁ BOHATEREM?
Kiedy spotkaliśmy się po raz ostatni, byłem ciekawy jak Hanasz ocenia rolę, jaką odegrał w minionym okresie? „Nie jestem bohaterem”, mówi. „W podziemiu są ludzie, którzy cały czas stawiają na szali swoje życie i pozostają anonimowi. Kiedy popełniają błąd i skupiają na sobie uwagę – wtedy stają się bohaterami. To właśnie jest paradoks.” Przypomniał mi ojca Jerzego Popiełuszkę, księdza, który został zamordowany przez Polską milicję. „Kiedy pracujesz w strukturach podziemnych”, wyjaśnia Hanasz, „jesteś przygotowany na to, że ktoś może 'przetrącić ci kark'.
Wracając z Torunia z Jackiem, widziałem most na rzece Wiśle, z którego ciało księdza było zrzucone do rzeki przez polską bezpiekę. Komentarz wydaje się zbędny.
EPILOG
Rozdział ten powstawał w okresie niezwykłych zmian zachodzących w Polsce. Tadeusz Mazowiecki, pierwszy nie-komunistyczny przywódca komunistycznego narodu, został wybrany premierem. Była to ostatnia z serii rewolucyjnych zmian legitymizujących postawę Jana Hanasza. Przewidywał trafnie, że komunistyczny rząd Polski nie przetrwa bez pełnego wsparcia ze strony narodu. W 1987 roku żadna z osób, z którymi dane mi było rozmawiać nie przypuszczała, że zmiany nastąpią tak szybko. Teraz podziemie stało się częścią establishmentu, nie mogę dłużej ociągać się z wyjazdem do Polski by sprawdzić, co to wszystko znaczy dla ludzi, których poznałem: Jacka i mojego pirata – Jana Hanasza.
Jedna rzecz jest niewątpliwa, w świetle historii – wyczyn Hanasza nosi wszelkie znamiona klasycznego przestępstwa komputerowego. Jest to mieszanina odwagi, potęgi oddziaływania i doniosłości, które przyczyniły się do niezwykłej ewolucji, jaką przeszła Polska od kraju kontrolowanego przez komunistów do wolności.
Przed wydarzeniami na Węgrzech, Wschodnich Niemczech, Bułgarii, Rumunii i Czechosłowacji, które stały się ukoronowaniem sukcesu Solidarności, to wydarzenia w Polsce sprawiły, że są one unikalnym zjawiskiem na arenie polityki światowej. Wiara Hanasza, że nawet komunistyczne rządy mogą upaść, jeśli nie znajdą społecznego poparcia, sprawdziła się. Jego przestępcza działalność wywołała jedno z pierwszych pęknięć w „żelaznej kurtynie”, doprowadzając w końcu do obalenia Muru Berlińskiego.
,,1990.11.27.
Drogi Janie Hanaszu -
Jest mi niezmiernie miło, że mogę Ci przekazać egzemplarz mojej książki.
Rozdział poświęcony przestępczości komputerowej jest przedmiotem mojej
dumy; zwłaszcza część poświęcona Twojej osobie ma dla mnie szczególne
znaczenie.
Jeszcze raz pragnę wyrazić moje podziękowanie Tobie i innym Polakom za
współpracę i inspirację, które były bodźcem do napisania rozdziału.
Pozdrawiam serdecznie
Buck BloomBecker ''
Tłumaczenie: Małgorzata Michalak (Złotucha)
P.S. W 2006 r. Buck BloomBecker został zastrzelony w swoim biurze przez klienta niezadowolonego z jego usług adwokackich.
|
|
- 50 lat minęło - Pierwszy wyrok dla SB-mana |
lista Wildsteina , IPN: konfident, ubek, poszkodowany w jednym worku |
Uwaga! dla konfidentów SB |
TW ,,Andrzej" |
Dlaczego to wyszło nam inaczej |
Stan Wojenny - Pierwsze godziny wspomnienie |
Łamanie prawa wyborczego przez urzędników |
teczka B. Andruchowicza |
Stowarzyszenie Wolnego Słowa
Toruń - wolność słowa w Trybunale Konstytucyjnym Stowarzyszenie Wolnego Słowa W-wa - sprawozdanie - spotkanie po latach |
forumWpisz się do księgi gości |
pobrane z FreeFind |
|