Podstawą do oskarżenia 54-letniego Marka K. były zeznania samego
o. Wołoszyna - byłego toruńskiego duszpasterza akademickiego,
który po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego pomagał studentom i
pracownikom UMK, oskarżanym o działalność antypaństwową. M.in.
dlatego jego działania pilnie śledziła Służba Bezpieczeństwa. W
latach 1981-86 jezuita był co najmniej pięciokrotnie wzywany na
spotkania z jej funkcjonariuszem Markiem K. - Ponieważ wiedział,
że mnie nie złamie, stosował łagodne metody. Odbierałem to jednak
jako dręczenie psychiczne, bałem się pobicia lub tego, że zostanę
porwany - zeznawał w Instytucie Pamięci Narodowej o. Wołoszyn.
IPN uznał, że to wystarczy do postawienia byłego esbeka przed
sądem. Zarzucił mu, że w ramach operacyjnych rozpracowań o
kryptonimach "Burzyciel", "Młodzi", "Tok na Wołoszyna" i "TW
Myśliciel" bez powodu wielokrotnie wzywał duchownego i
przeprowadzał z nim "rozmowy sondażowo - ostrzegawcze, sondażowo -
lojalizujące, profilaktyczno - ostrzegawcze i operacyjno -
ostrzegawcze". Żądał, by jezuita przestał wspierać opozycję i
odprawiać msze za ojczyznę i "Solidarność", w których brali udział
działacze podziemia. W ten sposób - twierdzi IPN - znęcał się
psychicznie nad księdzem.
Jednak sąd już po pierwszej analizie akt z tym się nie zgodził i -
co ciekawe - zrezygnował z przeprowadzenia procesu, a werdykt
wydał wczoraj na jednym posiedzeniu. W ocenie sądu zarzut został
oparty na subiektywnych odczuciach jezuity, a to za mało na wyrok
skazujący. Stwierdził też, że nawet z zeznań o. Wołoszyna nie
wynika, by postępowanie Marka K. świadczyło o znęcaniu się nad
nim. - Brak w jego zachowaniu ukierunkowania na zadawanie
pokrzywdzonemu cierpień moralnych czy fizycznych - argumentował
sędzia. - Nie zostało też wykazane, aby oskarżony mu groził lub
uzależniał od jego zachowania negatywne konsekwencje.
- To prawda, Marek K. nie był specjalnie napastliwy, mogę nawet
powiedzieć, że podczas rozmowy starał się być uprzejmy -
potwierdza o. Wołoszyn, którego wczoraj nie było na posiedzeniu
(nie stawił się też oskarżony). - Ale był to okres stanu
wojennego. Mam radzieckie wychowanie [o. Wołoszyn spędził 6 lat na
Sybirze - dop. kd] i nie szedłem na te wezwania na miękkich
nogach. Jednak pamiętać trzeba, że były to czasy grozy, które
dawały się dotkliwie odczuć, jak np. podczas majowej pacyfikacji w
Toruniu w 1982 r., porwań toruńskich, gdy zamordowano ks.
Popiełuszkę. Wszyscy byliśmy wtedy w stanie zagrożenia i miałem
tego świadomość. Szkoda, że sąd nie uwzględnił tego kontekstu.
Widocznie wyszedł z założenia, że jak nie dostałem po gębie, to
nie było przemocy. To ocena sytuacji dość płytka. Ale skoro sąd
tak uznał, to zostawmy to. Nie czuję się przegrany.
Sąd przyjął jedynie, że Marek K. zmuszał duchownego do
zaprzestania działalności duszpasterskiej, ale ponieważ za to
przestępstwo nie mógłby wymierzyć oskarżonemu więcej niż 2 lata
bezwzględnego więzienia, musiał umorzyć sprawę na mocy amnestii.
IPN wciąż prowadzi śledztwo dotyczące teczki tajnego
współpracownika o pseudonimie "Myśliciel". Marek K. - zdaniem
prof. Wojciecha Polaka z UMK - miał ją założyć o. Wołoszynowi bez
wiedzy i zgody duchownego.